Historia

Cisza Nieidealna: Płatki Śniegu, Prolog

johny 1 7 lat temu 1 138 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Prolog mojej długo planowanej histori. To moja trzecia próba dodania tego dzieła, nie dlatego, że nie dostało się na główną, ale dlatego, że moment po dodaniu nachodziło mnie zwątpienie, że może powinienem coś ulepszyć, zmienić. Wydaje mi się, że wszystko jest już gotowe. Przed tobą seria Cisza Nieidealna, tom pierwszy: Płatki Śniegu. Przygotuj się na wulgarne słownictwo, okrucieństwo, gore, krwiożercze bestie, postapokaliptyczne zniszczenie i... love story? Zapraszam do lektury

CISZA NIEIDEALNA

CZĘŚĆ PIERWSZA: PŁATKI ŚNIEGU

Prolog

Nóż odbijał wpadające przez okno światło księżyca i dawał naiwne poczucie bezpieczeństwa. Mężczyzna schował go i przyciszył radio, na tyle, by tylko on mógł je usłyszeć. Poruszał się powoli, żeby szelest przedmiotów schowanych w plecaku nie zdradził jego pozycji. Komunikat nadawany przez wojsko cicho szumiał w uchu lekarza. Wstał, gdy przekaz się skończył i powoli podszedł do okna. Oparł się o nie otwartą dłonią i przybliżył do niego twarz, żeby lepiej widzieć w ciemności. Wydawało mu się, że nic mu nie grozi. Ulice były opustoszałe. Przewertował w myślach informacje, które usłyszał w radio. Ruszył w stronę wyjścia i opuścił sklep. Wykonał swoje zadanie, zdobył kilka porcji fasoli, mielonego mięsa i kukurydzy, a także dwie, litrowe butelki wody. Ledwo dopiął plecak, który z wymienionymi produktami w środku nie był tak lekki, jak mógłby się wydawać. Szedł powoli, od samochodu do samochodu, od rogu budynku do parkowego drzewa. Chciał być bezszelestny i niewidoczny. Wszędzie wypatrywał zagrożenia, lecz nigdzie go nie widział, co napawało go nadzieją. Nie wracał tam, skąd przyszedł. Kierował się na dworzec. Znajdował się on dość blisko od sklepu, więc dotarł do niego w kilkanaście minut. Stanął przed dużych rozmiarów drzwiami, które były na wpół otwarte i w momencie, w którym chwycił za ciężką klamkę, usłyszał za plecami dźwięk. Był to odgłos niczym wyjęty najgorszego koszmaru. Zdeformowany ryk niepodobny ani do wilczego, ani niedźwiedziego rozbrzmiał na dworcowym parkingu. Mężczyzna poczuł jak zalewa go zimny pot. Wśliznął się do środka i całą siłą naparł na drzwi. Już prawie je zamknął, gdy rozpędzone, ciężkie cielsko uderzyło w nie z drugiej strony odbijając się od nich i wpychając lekarza do środka budynku. Uciekający człowiek pokonywał po cztery schodki na raz w dół, do podziemi, w których znajdowały się kolejne schody w górę do głównego holu oraz toalety. Goniąca go postać przeskoczyła je wszystkie jednym susem i z hukiem upadła na posadzkę. Mężczyzna wbiegł do toalet, otworzył kabinę i z całej siły trzasnął drzwiami, lecz te nie zamknęły się, a odbiły i otworzyły na oścież. Cofnął się w przerażeniu i ponownie złapał za klamkę. W tym samym momencie to, co go goniło, w pełnym pędzie wpadło do pomieszczenia uderzając w wykafelkowaną ścianę toalety. Nawiązał z tym czymś kontakt wzrokowy. Paszcza stworzenia rozszerzyła się i ruszyła w stronę kabiny. Czas zwolnił.

Silne uderzenie aluminiowych drzwi przytrzasnęło łeb i unieruchomiło agresora. Zdążył on jednak pochwycić w zęby dłoń mężczyzny. Ten drugą ręką wyciągnął nóż i wbił go w oko napastnika, który wyszarpnął łeb z kabiny i upadł tuż pod nią na ziemię. Nie ruszał się. Człowiek stanął w bezruchu. Krew zmieszała się z krwią. Znieczulenie wprowadzone przez szok działało, lecz tylko przez chwilę. Ból nadchodził powoli. Ugryzienie było dewastujące. Rozszarpany rękaw tylko w części przykrywał krwawy strzęp na przedramieniu, gdzie wcześniej znajdowała się dłoń. Mężczyzna upadł i wypuścił nóż. Spojrzał na świeże okaleczenie i łzy naszły mu do oczu. Panika wypełniła jego umysł. Wstał i doskoczył do drzwi. Zaślepiony strachem i furią począł uderzać nimi w ciało. Po chwili przestał i zdarł z siebie biały fartuch, którym następnie owinął ciasno kikut. Materiał szybko przesiąkł i krew zaczęła kapać. Podniósł z ziemi ostrze, wyszedł z kabiny omijając ciało leżące pod drzwiami i szybkim krokiem ruszył w kierunku peronów, gdzie spotkał się z krwawym pobojowiskiem. Platformy, ławki i tory wypełnione były zmasakrowanymi trupami. Pourywane ręce, przegryzione tętnice i rozprute brzuchy charakteryzowały większość trucheł. Mężczyzna zwymiotował. Opadł na kolana i kaszlał jeszcze przez chwilę, po czym przypomniał sobie o plecaku, który zostawił w kabinie. Szedł za śladem spływającej z kikuta krwi. Wrócił do toalety i chwycił zapakowane puszki i butelki wody.

– Mieliście tu być i mieliście odjechać tam, gdzie jest bezpiecznie… – mówił sam do siebie patrząc na perony. Szedł w stronę wyjścia gdy nagle poczuł ból w plecach i szczęce. Dłonie zaczęły go swędzieć, a do oczu naszła mu ropa wymieszana z łzami, z nosa pociekła krew. W jednej chwili jego odzież pękła, rozerwana przez rosnący w przerażającym tempie garb. Jego wargi zostały rozerwane przez powiększające się zęby i deformację szczęki. Palce zaczęły się przedłużać, a paznokcie utwardzać i nabierać czarnego koloru. Zaczął wić się i wrzeszczeć. Przed oczami miał wspomnienie. Ostatnie co zobaczył to zakrwawione prześcieradło i srebrny naszyjnik. Potem przestał być człowiekiem.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Niby wszystko ok ale pisałeś że stracił ręke i został kikut który owinął a potem patrzył na dłonie,
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje