Historia
Grymas
Mieszkałem w niewielkiej dzielnicy niedaleko dużego miasta. Można powiedzieć, że w sąsiedztwie było około dwudziestu domów.
Żyliśmy w odległości dwudziestu mil od Chicago w śnieżnej okolicy otoczonej przez lasy. Wraz z moim przyjacielem z dzieciństwa często się w nich bawiliśmy.
Zazwyczaj zajmowaliśmy się dziecięcymi sprawami, jak na przykład grą w berka czy chowanego. W lasach nie było niczego niezwykłego - żadnych duchów czy też czegoś podobnego.
Jednakże jedną szczególnie dziwną sprawą dotyczącą mojego domu jest fakt, że odczuwałem niesamowity niepokój wchodząc do piwnicy. Kiedy tylko opuszczałem mieszkanie, czułem się jakby kamień spadał mi z serca.
Można stwierdzić, że dom był całkiem stary, wybudowany prawdopodobnie około lat czterdziestych. Poprzedni mieszkańcy nie żalili się jednak na jakieś straszne zjawiska.
Ale będąc tam na dole, czasem czułem się jakbym był obserwowany. Wahałem się gdy rodzice wysyłali mnie by coś stamtąd przynieść.
Z racji, że nasz dom nie był zbyt duży, zmuszony byłem grać w gry wideo właśnie w piwnicy. Czasami pomagały mi one tymczasowo uwolnić się od tego dziwnego uczucia niepokoju. Zaraz po tym jak wyłączałem telewizor, natychmiast wybiegałem na górę i zatrzaskiwałem za sobą drzwi.
Pewnej szczególnie ciemnej, pochmurnej soboty, moi rodzice wyjechali na kolację. Byłem jedynakiem i nie bałem się zostawać sam w domu, dopóki nie musiałem schodzić do tej cholernej piwnicy.
Najwyraźniej rodzice się dobrze bawili, gdyż nie wracali po godzinie jedenastej. W związku z tym zajmowałem się typowymi dla mnie rzeczami. Oglądałem telewizję, grałem na Game Boy Advance i ucinałem częste, krótkie drzemki.
Wtedy to usłyszałem. Gałka drzwi prowadzących do piwnicy obracała się, tak jakby ktoś ją przekręcał. Byłem całkowicie sparaliżowany ze strachu. Mój lęk przed piwnicą i fakt, że dom był zabezpieczony natychmiast wzbudził we mnie przerażenie. Nie wspominając o tym, że już wtedy miałem paranoję na punkcie kilku innych rzeczy.
Gałka kręciła się przez jakieś dziesięć sekund. Serce waliło mi jak dzwon. Miałem wtedy osiem lat, więc nie miałem świadomości o duchach, demonach i tym podobnych. Pomyślałem, że ktoś próbował się włamać, ale kto włamywałby się do malutkiego domu otoczonego ogromnym, drewnianym "ogrodzeniem" z trzech stron?
Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że nie było innego wejścia do piwnicy, co mnie jeszcze bardziej przeraziło. Gdy uspokoiłem się po dobrych dwudziestu minutach, zdecydowałem się na odwagę i zapytałem czy ktoś tam jest. Nie było odpowiedzi, więc stwierdziłem, że na pewno nikogo tam nie ma. Przyłożyłem ucho do drzwi na mniej więcej dziesięć sekund. Wtem ni stąd ni zowąd coś niesamowicie silnie i głośno uderzyło w drzwi.
Odskoczyłem do tyłu i głową uderzyłem całkiem mocno w obraz, który spadł i roztrzaskał się. Przyszło mi przez to na myśl, że ktoś za mną był. Wybiegłem z domu z krzykiem. Popędziłem do mieszkania przyjaciela i zacząłem bić w drzwi.
- Proszę, wpuść mnie, ktoś okrada mój dom! – wrzasnąłem.
Przyjaciel zaprosił mnie do środka. Poczułem ulgę wiedząc, że znajduję się poza tym przeklętym budynkiem. Płakałem. Rodzice mojego kolegi wypytywali mnie co się wydarzyło, więc powtórzyłem, że ktoś nas okrada. Zadzwonili na policję, a następnie po mamę i tatę. Gdy wszyscy przyjechali, rodzice przyjaciela odprowadzili mnie do domu. Policja dokładnie przeszukała wszystkie pomieszczenia, ale niczego nie znaleziono…
Osiem miesięcy później prawie zapomniałem o całym tym doświadczeniu. Bywałem w piwnicy, ale pewien lęk powstrzymywał mnie od jej zbyt częstego odwiedzania. Pomimo tego zwykle zbierałem w sobie na tyle odwagi, by tam wchodzić.
Rodzice ucinali drzemkę po drugiej stronie mieszkania, a ja oglądałem telewizję na dole. Zawsze zostawiałem drzwi otwarte, by nie czuć się zbyt klaustrofobicznie. Wtem, zostały one zatrzaśnięte. Usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka. Chciałem krzyczeć, ale byłem zbyt przerażony. Światła były cały czas zaświecone, więc byłem w stanie zobaczyć co mnie zamknęło.
Właśnie wtedy to zobaczyłem. Pierońska rzecz rodem z koszmaru. Siedziała za paroma starymi pudłami dobre pięć stóp ode mnie. Byłem tak blisko, że słyszałem jak oddycha. Pomimo oszołomienia zaobserwowałem jej charakterystyczne cechy. Miała dwoje świecących, pomarańczowych oczu oraz plamy krwi poniżej nich. Jej zęby były rozdrobnione, poszarpane i ostre. Dostrzegłem długie szpony, jeszcze dłuższe ręce i przysadziste nogi. Czułem jej smród, który był wręcz odrażający. Kolor skóry stworzenia był jasnobrązowy. Ale to co mnie zaniepokoiło najbardziej, to jej wyraz twarzy.
Potwór się krzywił. Był niezadowolony przez cały ten czas, gdy się w niego wpatrywałem. Nagle sięgnął w stronę mojej twarzy. Bardzo głośno krzyknąłem, po czym usłyszałem szybkie kroki dochodzące z zewnątrz. Rodzice otworzyli drzwi, poczułem niesamowitą ulgę. I tak szybko jak pojawiła się ta bestia, tak szybko zniknęła. Szlochałem nieprzerwanie przez godzinę, podczas gdy matka mocno mnie ściskała. Ojciec znów zadzwonił na policję.
W tym domu spotykały mnie jeszcze podobne doświadczenia, ale podzieliłem się nimi tylko z bliskimi przyjaciółmi. To samo stworzenie, to samo miejsce i ta sama godzina. Zawsze miała ten sam, diabelski, wykrzywiony grymas. Myślenie o tym stale mnie niepokoiło, więc mam mały problem z pisaniem o tym nawet w tej chwili.
Dopiero po latach nakłaniania rodzice w końcu kupili nowy dom. Sprawiło mi to wielką ulgę. Nie mogłem już znieść tamtego. Pomimo, że zdarzały się tu również dziwne zjawiska, nie porównywały się nawet w najmniejszym stopniu z tamtymi wydarzeniami. Aż do pewnego razu, po około roku od przeprowadzki.
Rodzice byli w pracy, a ja nie miałem opiekunka. Siedziałem w salonie oglądając South Park, gdy dostrzegłem, iż poduszka na sąsiedniej sofie się przesunęła. Ledwo to zauważyłem, więc postanowiłem ten fakt zignorować. Nagle poduszka przeleciała przez pokój strącając na podłogę wazy. Naczynia roztrzaskały się. Nie byłem w stanie podjąć decyzji. Mogłem wylecieć z tego domu w te pędy, lub stawić czoła temu, co cisnęło poduszką.
Podniosłem się, chwyciłem latarkę i oświetliłem kanapę. Wtedy wróciły wszystkie moje wspomnienia z dzieciństwa. Ta cholerna rzecz tam była, a ja znów stałem jak sparaliżowany. Z racji, że tym razem mogłem oświetlić jej twarz, widziałem wszystkie szczegóły. Żałuję, że to zrobiłem. Paszcza gniła, pokryta była wijącymi się larwami. Odchodziła z niej zepsuta tkanka. I ten sam, cholerny, wykrzywiony grymas… Był wstrząsający.
Pobiegłem do łazienki, zaświeciłem światło i się zatrzasnąłem. Usiadłem w kącie i zacząłem naprzemiennie kołysać się w tył i przód.
- Proszę odejdź, proszę odejdź, proszę odejdź… - mamrotałem.
Nie miałem zegarka, ale byłem w stanie stwierdzić, że minęło dobre półtorej godziny. Nic dziwnego już się nie wydarzyło, więc w końcu otwarłem drzwi. Zszedłem na podłogę, kucając i zaglądając do salonu. Znów poświeciłem latarką na kanapę, ale niczego tam nie było.
Wtem, na lewo, tam gdzie kończyła się ściana, nagle wyskoczyła głowa potwora. Ten sam niezadowolony wyraz twarzy. To było wstrząsające. Otworzyły się drzwi, a stwór zniknął. Weszli rodzice. Znów płakałem.
Przez to wydarzenie przeprowadziliśmy się do KOLEJNEGO mieszkania. Tam wszystko się skończyło. Miałem traumę przez te wszystkie wydarzenia, lecz po roku medytacji, relaksacji i rozmawianiu o moich problemach z przyjaciółmi w końcu o tym zapomniałem.
Minęło parę lat. Teraz mam ich dziewiętnaście. Moi koledzy wiedzą o całej tej historii i chcieli odwiedzić mój stary dom - ten z piwnicą. Gdy wkraczałem do domu momentalnie uderzyło mnie uczucie niepokoju. Znów zawahałem się, czy aby na pewno otworzyć drzwi. Gdy tylko je pchnąłem, ujrzałem, że wejście na strych było lekko uchylone. Zaświeciłem latarkę.
I zobaczyłem tę samą twarz. Ale tym razem stary, wykrzywiony grymas zmienił się w straszliwy, zakręcony uśmiech…
Tłumaczenie: Radzio12
Komentarze