Historia

Cotidie morimur

deathlie 0 7 lat temu 749 odsłon Czas czytania: ~10 minut

To zdarzyło się na trasie pomiędzy Krakowem a Miechowem. W czwórkę wracaliśmy z mocno zakrapianej imprezy u mojego kuzyna. Z całego mojego towarzystwa, tylko ja byłem trzeźwy, ponieważ byłem kierowcą. Wyjechaliśmy z Krakowa jakoś po pierwszej w nocy. Wszyscy pasażerowie zwyczajnie usnęli. Po jakimś czasie moja dziewczyna powiedziała, żebym się zatrzymał, gdyż ciągnęło ją na wymioty. Nic dziwnego, pomyślałem. Gdybym ja wypił tyle alkoholu, pewnie też bym miał teraz podobny problem. Zatrzymałem się na jakimś parkingu, który leżał przy głównej drodze. Wokół niego rozpościerał się gęsty las. Nie było tam nikogo.

Moja dziewczyna i jej przyjaciółka wyszły z auta. Natomiast ja zostałem z moim kolegą, który spał jak zabity. Usłyszałem, jak jedna z dziewczyn wymiotuje. Przełknąłem ślinę. Mnie samemu zrobiło się niedobrze. Wiecie, jak to jest. Czułem, że to jeszcze chwilę potrwa, więc aby stłumić te odgłosy, włączyłem radio. Leciał jakiś gówniany program, więc schyliłem się i zacząłem skakać po innych stacjach. Gdy ustawiłem radio na odpowiednią częstotliwość, podniosłem głowę. Wtedy zobaczyłem, że w odległości pięciu, może sześciu metrów od maski samochodu, ktoś stał. Było cholernie ciemno, więc jedyne co udało mi się ustalić to fakt, że był ubrany na czarno i miał na sobie kaptur. Postać stała nieruchomo. Po prostu wyglądała, jakby się w nas wpatrywała.Poczułem gęsią skórkę. Przecież nikt normalny nie stoi samotnie na takim zadupiu o godzinie drugiej w nocy! Obudziłem kumpla obok. Potwierdził, że też go widzi. Spojrzał na mnie. W jego oczach było widać przerażenie. Wcale mnie to nie uspokoiło. „Gdzie są dziewczyny?”- zapytał. Spojrzałem na zegarek. Dziewczyn nie było już dobre pięć minut. Zacząłem się o nie martwić. Wysiedliśmy obaj z auta. Postać nagle zniknęła. Na wszelki wypadek wyjęliśmy z bagażnika łom. Zamknęliśmy auto i poszliśmy szukać dziewczyn.

Nie było ich na skraju lasu. Wszystko zaczynało robić się dla mnie bardzo niepokojące. Chodzenie po lesie z łomem w ciemną noc, nie należy do tych rzeczy, które sprawiałyby mi przyjemność. Nagle usłyszałem szelest. Zatrzymaliśmy się. Kumpel trzymał się tuż za mną. „Dominika, to ty?”- zawołałem. W tej chwil, z mojej drugiej strony usłyszałem, jak coś biegnie w naszym kierunku. Ucieszyłem się, gdy zobaczyłem, że to nasze dziewczyny. Były całe i zdrowe. „Musimy się stąd wynosić. Tu ktoś jest”- powiedziała do mnie szeptem moja dziewczyna. Na jej twarzy widać było rozmazany przez łzy makijaż. „Widziałaś, kto to był?”– zapytał mój kumpel. Ona nie odpowiedziała, jedyne co robiła, to błagała, byśmy się stamtąd jak najszybciej wynosili. Jej oczy zaczerwieniły się od łez. Złapałem ją za rękę i pobiegliśmy w stronę auta.

Przy wozie, nikogo nie było. Panowała bezwzględna cisza. Szybko wsiedliśmy i zacząłem wkładać kluczyk do stacyjki. W samochodzie rozległ się przeraźliwy krzyk Dominiki. Wystraszył mnie tak bardzo, że kluczyki spadły gdzieś na podłogę. Odwróciłem się i zapytałem, o co chodzi. Wyraz twarzy dziewczyn mówił sam za siebie. Były potwornie przestraszone. Spojrzałem w kierunku szyby. Oblał mnie zimny pot. Przy tylnych drzwiach stała czarna postać. Teraz mogłem dostrzec jej twarz. Była ona blada i poraniona. Na brodzie dostrzegłem zaschniętą krew. Usta układały się w przeraźliwą parodię uśmiechu. Szybko zablokowałem drzwi i zacząłem szukać kluczyków. Postać zaczęła pukać w szybę. Krzyki i piski dziewczyn siedzących z tyłu, wcale mi nie pomagały. Kumpel obok był w tak wielkim szoku, że nie był w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa. W końcu udało mi się znaleźć kluczyki. Odpaliłem auto. Natychmiast ruszyliśmy, zostawiając w tyle to coś. W lusterku widziałem, jak macha nam na pożegnanie. Czułem jego wzrok na sobie. Miałem wrażenie, jakby wtargnął do mojego umysłu. Pokręciłem głową. Odgoniłem od siebie te dziwne myśli. Kiedy już odjechaliśmy kawałek od tamtego parkingu, nieco się uspokoiłem.

Wszyscy siedzieliśmy w milczeniu. Nikt nie odważył się powiedzieć czegokolwiek, na temat tego, co się przed chwilą wydarzyło. Każde z nas było w ogromnym szoku. Chcąc zająć czymś moją głowę, włączyłem radio. Swoje milczenie przerwała w końcu moja dziewczyna, która zaczęła nam opowiadać, co spotkało je w lesie.

Po tym, jak zwymiotowała, dostrzegła kątem oka kogoś ubranego na czarno, stojącego nieopodal nich. Kiedy spojrzała w tamtym kierunku, zobaczyła, jak owa postać morduje jakąś kobietę. Nie potrafiła wytłumaczyć, skąd obie postacie się tam znalazły. Jej opowieść przerwał szum radia. Traciło i odzyskiwało sygnał. W momencie zgłupiało. Samo zaczęło zmieniać częstotliwość, tworząc tym samym kakofonię dźwięków. Całą swoją uwagę skupiłem na radiu. Nie patrzyłem w ogóle na drogę. Zdążyłem jedynie usłyszeć, jak moja dziewczyna krzyczy „Uważaj!”. Kiedy przeniosłem wzrok na drogę, ujrzałem jak jakaś kobieta, rzuca się pod samochód. Przejechałem ją. Pamiętam, jak kumpel, siedzący obok, patrzył na mnie z przerażeniem. Nie docierało to do mnie. Wciąż przekonywałem się, że wszystko, co się dzisiaj wydarzyło to tylko głupi sen. Siedziałem nieruchomo, starając się zrozumieć, co się wokół mnie dzieje. Wszystko było jak jeden wielki koszmar. Gdy już nieco doszedłem do siebie, wyłączyłem silnik i wyszedłem. Chciałem sprawdzić, czy kobieta jeszcze żyje. Kiedy się schyliłem, nikogo tam nie było. Wtedy ponownie rozbrzmiał krzyk dziewczyn. Tym razem było w nim coś bardzo niepokojącego. Patrzyły się w moim kierunku i wskazywały palcem. Kiedy się odwróciłem, czarna postać z parkingu dźgnęła mnie w brzuch, pięć razy. Upadłem na drogę. Postać stała nade mną. Dostrzegłem, że teraz nie miała ona oczu. W ich miejscu znajdowały się puste, czarne oczodoły. Położyłem rękę na brzuchu, starając się jakoś zatamować krwawienie. Nagle, ból zaczął zanikać. Stawałem się coraz bardziej spokojny i rozluźniony. Wiedziałem, że umieram. Starałem się ruszyć, lecz nie mogłem. Każdy z członków mojego ciała, odmawiał posłuszeństwa. Przed moimi oczami zaczęła się pojawiać gęsta mgła. Ostatnią rzecz, jaką zapamiętałem, były błagania o litość moich przyjaciół.

Tyle pamiętam z tamtego dnia. Później obudziłem się w szpitalu. Przeżyłem, ale reszta nie miała tyle szczęścia. Nie pamiętam, co było dalej ani jak znalazłem się w szpitalu. Od moich rodziców dowiedziałem się, że wszyscy moi znajomi nie żyją. Zostali wypatroszeni. Ktoś wyciągnął ich z auta, zabił i wyciągnął wnętrzności. Nie wiadomo w jakiej kolejności. Ciała zostały przybite do drzew, które stały przy głównej drodze. Ich twarze były pocięte i zmasakrowane. Ponadto, każde z nich zostało pozbawione oczu. Większość ludzi, którzy przyjechali na miejsce masakry, mdlało lub wymiotowało na widok tych okrutności. Bardzo ciężko było mi się po tym wszystkim pozbierać. Minął prawie rok od tych wydarzeń, nim nieco się uspokoiłem i mogłem wreszcie normalnie zasnąć. Niestety, kiedy wczoraj usłyszałem informację w lokalnym radiu, o tajemniczej postaci, krążącej przy głównej trasie pomiędzy Krakowem a Miechowem, wspomnienia wróciły. Widok twarzy tej postaci, zapamiętam już do końca życia. Nie wiem, jak i czemu przeżyłem. Wiem jednak, że już nigdy tam nie wrócę.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje