Historia

Szafa

pankracy 0 8 lat temu 1 913 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Muszę się do czegoś przyznać. Gdy byłem małym chłopcem bałem się szafy. Nie jest to niczym wyjątkowym. Podobne historie snują się po internecie, książkach i kinach zatruwając wieczory wszystkim poszukującym odrobiny strachu. Po latach koszmarów w końcu przyszła noc, w którą szafa nie robiła na mnie wrażenia. Mogłem spać spokojnie i ignorować jęki starego drewna. Niestety dziś już wiem, że miałem powód by się jej bać.

Nie pamiętam, co było pierwsze. Czy było to mój irracjonalny strach przed ponurą gdańską szafą, która zajmowała połowę ściany mojego pokoju? Czy opowiadanie, na które trafiłem w edukacyjnym magazynie w dziale „gęsia skórka”. Jestem pewien tylko tego, że antyk nie pasował do dziecięcego pokoju, a straszna historia poruszyła we mnie jakąś strunę, której drżenie nie pozwalało zasnąć. Zaczęło się niewinnie. Od zwykłej niechęci jaką darzyłem mebel. Łatwo było to dostrzec. Większość ścian mojego pokoju od zawsze pokrywały rysunki i plakaty, a drzwi szafy pozostawały puste. Zasypiając słyszałem chrobotanie, ale przekonywałem samego siebie, że to myszy. Wierzyłem, że to one do nocy, w której usłyszałem przeciągły jęk. Skrzypienie starego drewna, a może zardzewiałych zawiasów? Niemal natychmiast przypomniałem sobie historię o nawiedzonej szafie, która pożarła chłopca. Źle napisana, oczywista i prosta, ale działała na moją wyobraźnię. Ze wszystkiego najbardziej bałem się zobaczyć ducha. Wtedy wiedziałbym, że istnieją i nie jestem bezpieczny, ale musiałem to zrobić. Otworzyłem oko. Ku mojemu zdziwieniu szafa pozostawała zamknięta. Dokładnie tak jak przed zgaszeniem światła, ale z jedną, małą różnicą. Lśniła zimnym blaskiem, jak ciało dziadka, które niewiele wcześniej widziałem w trumnie. Księżyc załamywał się na lakierowanych zdobieniach jak na zesztywniałych zmarszczkach. Zamknąłem oczy wciskając twarz jeszcze mocniej w poduszkę. Wtedy znów to usłyszałem. Skrzypienie. Nie miałem już na tyle odwagi by spojrzeć. Nie! Nie mogłem.

Zesztywniały z napięcia zasnąłem. Nie potrafię określić kiedy. Obudził mnie blask poranka i ponaglające szczekanie. Nigdy wcześniej nie cieszyłem się tak bardzo, że pies chce wyjść na spacer. Niestety dzień minął szybko, a kolejne noce były o wiele gorsze. Oczywiście nie zdarzało się to zawsze, ale powoli, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, przerażenie rosło. Ciche skrobanie i skrzypienie coraz wyraźniej przypominało mi jęki. Drewno trzeszczało, a w ciemną, burzową noc drzwi szafy uchyliły się. Wiedziałem, że z łatwością można to wytłumaczyć, ale mój zdrowy rozsądek wyłączył się. Usłyszałem paskudny dźwięk. Cichy, ale chrapliwy. Nim wybrzmiał dołączył do niego drugi. Niższy i ostry. Mogę przysiąc, że moja kołdra stała się cięższa, jakby ktoś położył na niej najpierw jedną dłoń, a potem drugą i trzecią, czwartą, każdą kładąc coraz wyżej. Czułem na sobie ciężar. Ze strachu nie mogłem wykonać najmniejszego ruchu. Materac zatrzeszczał i zerwałem się jakby wyrwany z transu. Pognałem do pokoju rodziców. Wbrew sprzeciwom taty mogłem spać z nimi i uwierzcie mi. Była to najlepiej przespana noc od tygodni. Od tego czasu każdy wieczór kończyłem podstawieniem krzesła pod drzwi szafy tak, by nic nie mogło z niej wyjść. Działało przez lata, a ja starałem się zapomnieć o nocnym zajściu. Przyzwyczaiłem się do jękliwych trzasków. Może to one przyzwyczaiły się do mnie?

Dorosłem i jako poważnego studenta przerażały mnie zupełnie inne, przyziemne sprawy. Historię szafy opowiadałem, gdy na spotkaniach towarzyskich pojawiał się temat zjawisk nadprzyrodzonych. Koloryzowałem ją do poziomu hollywoodzkiej opowieści, co sprawiało, że opowieść stała się dla mnie zupełnie nierealna. Czasem nawet łapałem się na tym, że nie wspominałem komu się przytrafiła, a słowa „to moja historia” zawsze wzmacniają efekt. Prawda?

W końcu strach dopadł mnie sam. Wydarzyło się coś, czego obawiałem się wtedy najbardziej. Zmarła moja babcia. Babcia, w której domu się wychowałem. Wracając na pogrzeb miałem spędzić kilka nocy w swoim starym pokoju. Byłem zbyt zajęty by zwracać uwagę na skrzypienie i jęki drewna. Krzesło już od lat nie blokowało drzwi szafy. Podtrzymywało czarny garnitur smętnie przewieszony przez oparcie. Tydzień przedłużył się do miesiąca. Szczęśliwie nie miałem wykładów, a chwile z rodziną pomagały mi wyjść z szoku. Pod koniec pobytu zajrzałem do pokoju babci. Wraz z mamą i młodszym bratem zajęliśmy się porządkami. Nie, nie chcieliśmy opróżnić pomieszczenia. Mieliśmy je tylko uprzątnąć, ale każdy tzw. „obowiązek” ciągnął za sobą kolejny. Zaczynając od zamiatania skończyłem na segregowaniu książek i notatników babci. Pamiętniki opisujące dziesięciolecia szczelnie wypełniały każdą szufladę biurka. W pewnym sensie wciąż była z nami. Moją uwagę przykuł najstarszy zeszyt przewiązany błękitną tasiemką. Supełek zawiązany lata wcześniej ustąpił łatwo, zupełnie jakby chciał bym to ja zajrzał do środka. Szybko zrozumiałem, że to pierwszy pamiętnik babci. Rozpoczęty jeszcze w czasie wojny. Zawahałem się, ale jeszcze tego wieczoru dotarłem do jednego z ostatnich, niezwykle przerażających wpisów. Siedząc w ciepłym, bezpiecznym pokoju poznawałem grozę wojny. Babcia opisywała nasz dom, a historia, którą właśnie rozpoczynałem moją sypialnię.

W ostatnich tygodniach wojny fala Armii Czerwonej przelała się przez naszą okolicę. Domy pozbawione opieki szybko splądrowano, zabierając wszystko od kur po miedziane klamki. Babcia, która była jeszcze nastolatką została sama wraz ze starszą siostrą. Dziadek i bracia, tak jak inni mężczyźni walczyli w lasach lub daleko na froncie. Kobiety broniły domów, ale tylko niektórym udawało się obronić siebie. Wrogi oddział przetaczający się przez miasteczko upodobał sobie gwałty. Nie oszczędzali staruszek ani dzieci. Z ulicy dobiegały krzyki tych, którym nie udało się ukryć. Siostry nie opuszczały domu przez dwa dni. Gdy armia opuszczała okolicę chciały krzyczeć z radości, ale wtedy pojawił się pierwszy żołnierz. Przerażone wpuściły go do domu. To babcia powitała go w drzwiach dzielnie znosząc obrzydliwe spojrzenie. Zniknął w pokoju jej siostry. W pokoju, w którym właśnie siedziałem. Niewiele później pojawił się kolejny. Niski szeregowiec o azjatyckich rysach. Babcia cierpiała na samą myśl o tym, co rozgrywa się za ścianą, ale jej siostra nie pozwoliła jej cierpieć. Wiedziała, że to co się dzieje zostanie z nimi na lata. Zostanie w nich do końca życia. Do zmroku pojawiło się jeszcze trzech. Okularnik i wąsaci bracia. Chcieli zabawić się nim oddział oswobodzi kolejne miasto. Siostra sama zajęła się pierwszym tak jak poprzednimi. Nie dałaby jednak rady z braćmi. Babcia po cichy zamknęła za nimi drzwi. Weszli do mojego pokoju. Pokoju, w którym z wypiekami na twarzy po raz pierwszy przeglądałem nagie zdjęcia, a lata później całowałem się z dziewczyną. Czułem się brudny. Jakby ohydny, wiedziałem że nie powinienem tego czytać. Babcia nigdy nie wspominała o tym wydarzeniu. Nigdy nie mówiła o wojnie, a ja właśnie zrozumiałem dlaczego. Żeliwne żelazko rozbiło czaszkę czerwonoarmisty. Krew spłynęła po połatanym mundurze. Nim drugi mężczyzna zorientował się, co się dzieje, z tyłu spadło na niego ciężkie uderzenie. Silne na tyle, by siostra zdążyła unieść żelazko i połączyć żołnierza z bratem. Na krótką chwilę jego twarz złagodniała. Stała się przystojna, jakby opuściło ją szaleństwo. Ciała trafiły do wielkiej gdańskiej szafy. Mojej szafy. Jak zahipnotyzowany nie mogłem oderwać wzroku od drobnego pisma ukochanej babci. Szafa stała tuż przede mną. Głowę rozsadził mi cichy jęk. Jeden z tych, które słyszałem przez lata. Siostry miały problem z upchnięciem zwłok w środku. Nawet tak duży mebel miał problemy z pomieszczeniem pięciu ciał rosłych mężczyzn. Podobno niektórzy nie zmarli od razu, przez kilka dni z szafy dobiegały przytłumione jęki. Siostry zdały sobie sprawę z własnego szaleństwa dopiero po wszystkim. To szaleństwo uratowało im życie. Niewidzialna siła nie pozwalała mi podnieść wzroku. Przypominając sobie dzień, w którym szafa wróciła do mojego pokoju błądziłem spojrzeniem po wersach wyblakłego atramentu. Oczy zaszły mi łzami, gdy powróciło wspomnienie babci proszącej by mebel został w garażu. By nikt go nie ruszał. By zgnił. Nikt nie chciał jej słuchać, a ona nie mogła wyjawić prawdy. Łza spadła na szorstki papier, a ja wróciłem do czytania. Mój pradziadek i wujowie wrócili do domu dopiero po trzech dniach od tego zdarzenia. Bez słowa zajęli się szafą wynosząc ją z domu wraz z ciałami, które zniknęły w miejscu ukrywanym przez babcię nawet w jej pamiętniku.

Uniosłem wzrok. Stała przede mną. Ogromna, zabytkowa szafa. Lśniła w blasku księżyca i choć nieruchoma mógłbym przysiąc, że jej drzwi powoli otwierały się jak ramiona. Wyciągały w moim kierunku chcąc objąć i przyjąć kolejnego mężczyznę. Poczuć w sobie moje ciepło. Ciepło, które ujdzie i rozgrzeje ją pozostawiając mnie martwym. Nie mogłem oderwać wzroku. Zesztywniały z przerażenia czekałem by zobaczyć pięć ciał. Otwierała się. Czułem to.

Z otępienia wyrwał mnie blask poranka. Potem zaszczekał nowy pies moich rodziców. Jeszcze nigdy koniec nocy nie ucieszył mnie tak bardzo. Wychodząc z pokoju przesunąłem krzesło pod drzwi szafy. Podjąłem decyzję, że nikt z rodziny nie może się o tym dowiedzieć. Tego chciałaby babcia.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje