Historia

Zatęchła Dzielnica

nieprawicz 2 6 lat temu 1 077 odsłon Czas czytania: ~22 minuty

Zatęchła Dzielnica

Rozdział I: Ucieczka

Pośród pokracznych minimalnych i zasyfionych domów indyjskiego społeczeństwa myjącego się w obleśnym rytuale rzeki Ganges znajdowała się dzielnica okraszona szkaradną sławą. Biegająca dzieciarnia sierot od czasu do czasu kradnąca i niekiedy okazjonalnie podrzynająca sobie gardła na zlecenie starszych, była niczym plugawa szarańcza gnieżdżąca się pośród monolitów

rozbitych rodzin, perfidnych kłamstw i nawiedzonych starszych wiekiem kobiet, które niewiele różniły się od polskiej Szeptuchy na kresach. Blaszane lekko spadziste dachy, nie konserwowane budowle świątynne hinduistów oraz ogólny smród zbieranego na taczki kału który potem miał posłużyć za budulec cegieł lub zmiękczacz wszelkiej skórzanej galanterii. Pośród tego obrazu nędzy i rozpaczy przemykały niczym nocne mary prostytutki warte co najwyżej 6 do 8 dolarów. Prawdziwy rarytas dla kogoś kto chciałby umrzeć na chorobę weneryczną charcząc swoją własną wymiocinom przy okrwawionym owrzodzeniu miejsc intymnych.

Dzisiaj jednak pośród względnie cichej nocy mieścina spowita została w sennej mglistej nocy, która plugawym gwiazdozbiorem zwiastowała nadejście nieprzychylnego omenu dla istot żywych. Względna cisza wypełniona poszeptywaniem pojedynczych cykad i tutejszych pasikoników została zaburzona przez raptowny bieg uciekiniera. Mały ciemnoskóry brunet w wieku nie przekraczającym 14 lat uciekał z zawiniętym w styropianowe pudełko obiadem oraz niewielką posrebrzaną bransoletką która została zakoszona starej mężatce która o mało go nie zatłukła taktyczną patelnią. Uniwersalnym narzędziem obrony ogniska domowego. Dwójka policjantów która ich goniła była stosunkowo młoda, ot dwudziestocztero letni mężczyźni z pałkami którzy wsławili się w okolicy wyjątkowo okrutnym i zdecydowanym egzekwowaniem prawa.

-Stój gówniarzu !!!

Uciekinier biegł ile sił w nogach wypluwając sobie niemal płuca resztkami zachowanych sił w swoim wyposzczonym i skurczonym z głodu żołądku. Nie miał szans by zasłabnąć ale gdyby nie zjadł nic jutro to niewątpliwie byłoby niezaprzeczalnym problemem. Wpadłszy w zaułek władował się w uchylone, tylne drzwi domostwa. Potrącił miłośnika kulinarnych przysmaków i wyskoczywszy przez drugie drzwi na korytarz puścił się pędem po schodach w nadziei iż najdzie

wejście na dach skąd przeskoczy na pobliskie budynki mieszkalne. Policjanci jednak przewidzieli taką ewentualność. Nie był to pierwszy raz gdy uciekł im dokładnie w tym samym miejscu. Dzisiaj jego szczęście miało się skończyć. Trzeci policjant w stroju cywilnym zaskoczył go zza rogu i zdzielił przez łeb pałką. O dziwo smarkacz w nagłym przypływie paniki i pomimo zamroczenia biegł dalej z zakrwawionym czołem. Rozpaczliwie szukał jakichkolwiek drzwi mimo iż było to tylko pierwsze piętro. Słyszał odgłos obitych w gumę butów i trzęsącą się betonową podłogę. Nagle ni to w przypływie przeczucia lub przewidzenia uskoczył na bok wlatując prosto w drzwi numer 13-cie, które otworzyły się na oścież.

Chłopiec zarył twarzą w gładką zaimpregnowaną i wyjątkowo zadbaną podłogę karząc ją swoją niechlubną posoką. Wzniósł głowę ku górze by szybko prosić o azyl i opiekę lecz jego słowa ugrzęzły wobec tego co zobaczył. Na karmazynowej sofie ze skręconym papierosem w ręku leżała

blada jak papier Zjawa. Miała krucze włosy i tęczówki czarniejsze od nocnego nieba. Ubrana zaś była w coś na kształt szlafroka który ni stąd ni zowąd postanowił imitować Kimono. Szerokie rękawy białej tkaniny zostały ozdobione małymi czarnymi trójkątami ciągnących się wzdłuż krawędzi. Reszta naznaczona mniejszymi lub skromniejszymi znakami tworzyła czarnobiałą mozaikę złowieszczych from i kształtów, które w cywilizowanym świecie uchodziłyby za co najmniej dziwne. Kobieta powoli wstała i podchodząc w swej todze niczym bóstwo podziemnego świata potępionych dusz, przestąpiła przez jeszcze żywe zwłoki i zasłoniwszy materiałem wejście do swojego mieszkania pozwoliła się przywitać nadbiegającym policjantom. Z początku stali jak w ryci niepewnie szukając ręką przytroczonej do swoich pasów broni palnej ale szybko zaniechali tej czynności. Spytali pobieżnie dokąd uciekł "bękart" zaś Kobieta wymownie wskazując na drugie schody, pozostawiła ich domysłom. Zamknęła drzwi i tym razem, miast przekluczyć zapadkę, która od samego początku nie działała zamknęła drzwi wątłym łańcuchem-blokadą.

Przestąpiła powtórnie przez zwłoki i wziąwszy dośc solidny cedrowy kij, ułożyła się w pozycję półleżącą na kanapie. Chłopiec niepewnie i z obawą w oczach wzniósł swoją głowę powtórnie patrząc z przerażeniem i obawą czy właśnie nie patrzy w kierunku demona, którego należało obłaskawić krwawą ofiarą z cielaka.

-Mów...-odparła Bladolica łagodnym tonem przypominającym świst wiatru lub echo gruchotanych skał. Nie zamierzała go zjeść. Przynajmniej nie teraz gdy była w trakcie spalania papierosa.

-No dalej, co cię tak zamurowało? Roznegliżowanej kobiety nie widziałeś ?

-Proszę o schronienie na jeden dzień.

-O to nie musisz się martwić ale wpierw...-tu podeszła do nieszczęśnika i szturchnęła jego nogę kijem po czym przyjrzała się jego końcowi.-masz mi się obowiązkowo wymyć z tego miesięcznego syfu.

Niedorostek został pochwycony za kark przy wykorzystywaniu rękawiczki i obdarty ze wszelkiej godności prywatnej zwodowany w prędko napełnionej wannie gdzie woda wykraczała nieco swoją temperatura poza status bycia "dość ciepłej". Potraktowany solidną dawką płynnego mydła niespotykanego w tejże okolicy, smarkacz pozbył się brudu każąc tym samym niegdyś czystą wodę szarymi barwami pyłu, naskórka i krwi. Wyszedłszy z wody został wytarty niczym świeżo wyprany pies i przywdziany w za duży dla niego sweter wraz z różową bielizną niegodną przyszłego mężczyzny. Nie miał zamiaru narzekać na to oczywiste upokorzenie. Chwilę później został pozbawiony również swoich skarbów a za rekompensatę została mu przedstawiona inna strawa jaką była wymyślna, kleista lasania. Również specjał mało rozpowszechniony w tychże stronach i znany w zasadzie ze zdjęć.

Osoba kobiety przerażała swoją prezencją ale także dawała poczucie nieokreślonej otuchy, która uspokajała jego jestestwo. Jej uśmiech zadowolonej szefowej kuchni dodawał jej figlarnego usposobienia co zdążył już zauważyć gdy spoglądając na Nią ukradkiem przekonywał się iż jej oczy wpatrzone w zastawę raptownie zmieniały swoja pozycję i po chwili wpatrywały się w jego oczy, szydząc przy tym z nieporadnej umiejętności podglądacza.

Umyty i najedzony młodzik nie spodziewał się iż właścicielka tak zadbanego domu pozwoli mu spać w jakimkolwiek łóżku. Mylił się wielce i tak spędził resztę nocy spowity w jej ramionach, niczym wijąca się w panice mysz pochwycona przez bezszelestną sowę. Na szczęście wraz z nastaniem północy zasnął.

Rozdział II: Kult

Świt przywitał go parą rak które wbijając szpony w jego kark wywołały falę nieprzyjemnego kłującego bólu.

-Pobudka bezimienny. -odparła Czarnooka ubrana w różową piżamę okraszoną nadrukowanymi białymi skrzydłami cherubina na plecach. Poranek zastał ich rychłymi przygotowaniami do wyjścia na targ i jak zostało wcześniej ustalone od tej pory niedorostek miał w zamian za schronienie i gościnę odpracować miesiąc pod jej komendą. Jego ubiór prócz karygodnej bielizny został uzupełniony o szare workowate i krótkie spodnie, koszulę bez rękawów oraz sandały. Wyglądał już znacznie lepiej zważywszy iż żaden ciuch nie przypominał łachmanów jakie nosił za wcześniejszego życia. Jego nowa Właścicielka zaś ubrana w czarne jeansy i białą przewiewną koszulkę wraz z skórzaną kamizelką o brunatnej barwie udali się na zakup produktów. Uroda Wybawicielki budziła pewien niepokój wśród tutejszych widzących jej po raz pierwszy raz. Nieraz dochodziło do sytuacji gdzie lekko wstawiony wieśniak uciekał w panicznym krzyku na jej widok na co ta odpowiadała prześmiewczym uśmiechem, który jedynie pogłębiał ogólny nastrój grozy jaka zaglądała w oczy śmiertelnikom. Jedynie chłopiec który nie odstępował jej na krok trzymany lekko za ramię budził jako taka formę zaufania wśród stragarzy który nie mogąc długo utrzymać kontaktu wzrokowego z rozmawiającą Czarnowłosą skupiali swój wzrok to na chłopcu lub co bardziej odważni na walorach jej klatki piersiowej.

Nie był to widok przekraczający najśmielsze oczekiwania ale na pewno nikt nie określiłby tego typu kobiety szkaradnym mianem "deski". Tymczasem pieniądze były wydawane na przyprawy, zioła, ziela, wypalaną glinę i o dziwo suszony specjał z którego słynęła cała okolica. Opium.

Stary i stosunkowo tani narkotyk, który został zakupiony w 2 kilogramowej paczce oblepionej taśmą. Zebrane specjały zostały złożone w kuchennym zakątku mieszkania Czarnowłosej. Teraz poczęli wodzić meandrami zaułków odwiedzając różne zapomniane miejsc gdzie gromadziły się typy spod ciemnej gwiazdy. Były to swoiste trefy tabu o których oficjalnie nikt nic nie wiedział a do których zapuszczali się tylko nieliczni. Nawet dzieciarnia ulicy nie miała wstępu do tych zapadłych, ciemnych pieczar wypełnionych sekretnie oznaczonymi miejscami i sklepami które nigdzie indziej nie byłyby zakładane. Byli tam rusznikarze którzy przerobili by każdą broń tak by straciła numer seryjny. Byli też mechanicy rozmontowujący stare rzęchy na czynniki pierwsze a nawet szamani i inni czarodzieje z pokaźnym arsenałem mikstur oraz innych używek wątpliwego pochodzenia.

Kiedy skończył się czas zakupów zastała ich nocna pora. Po ulicach poczęły wić się w plugawym lubieżnym tańcu wszelkie ladacznice skrywające pod wczorajszymi podartymi i zroszonymi nasieniem szatami ślady licznych obić i znieważeń jakie wywarli na nie alfonsi bądź też klienci żądni nieco mocniejszych wrażeń. Wszelkie jednak zagrożenia napotykane w zaułkach zdawały się uciekać na widok strzępiastych, krótkich, kruczych włosów spływających na ramiona nowocześnie prowadzącej się azjatki. Jej przenikliwy wzrok na tyle nieludzki i odstręczający działał niczym zbawczy amulet tak długo jak Młodzik pozostawał w zasięgu Jej pola widzenia. Powróciwszy do domu młodzieniec otrzymał już nieco godniejszą bieliznę osobista w postaci męskich bokserek które przyjął bez żadnego słowa skargi. Wolny na resztę wieczoru postanowił oporządzić mieszkanie tak by nie została ani jedna grudka brudu jaka dotąd została tutaj wniesiona. Tymczasem Wybawczyni poczęła odprawiać swoją czarną magię przygotowując z wprawą alchemika wywary swojej własnej receptury.

-Zapomniałam Cię spytać chłopcze...jak ci na imię?

-Ajay...-odparł młody sługa. Jego imię niewątpliwie nie było jego chlubą. Oznaczało bowiem człowieka "zwyciężonego". Co dawało mu przy każdym przywitaniu się aurę napiętnowanego gwiazdą nieszczęścia.

-Niefortunne to miano Ajay...-odparła kobieta i pochwyciwszy zakrzywiony nóż wcale niemałych gabarytów położyła jego głownię na czole zastygłego z zaskoczenia i przerażenia dzieciaka. Jej uśmiech nabrał demonicznego wyglądu obnażając zęby z dobrze wykształconymi kłami.

-Od dziś twoje imię będzie brzmieć Ajit i pod takim mianem zostaniesz przeze mnie zapamiętany nim twoje ciało się w proch rozleci a twoja dusza spocznie w Mym wieku.

Tak też "Zwyciężony" został na nowo ochrzczony. Jego stare imię znikło bezpowrotnie w odmętach wspomnień i porażek. Odrodził się jako "Zwycięski". Godne miano człowieka który dotąd przetrwał w tym nieprzyjaznym i przeklętym miejscu dzielni, naznaczonej grzechem o wiele szpetniejszym od pierworodnego. Ajit nie miał pojęcia jakie zamiary ma wobec niego kobieta ale otrzymawszy nowe imię które o wiele bardziej mu się podobało śmiał spytać o Jej imię.

-Agata. -odparła bezceremonialnie jakoby była to najzwyklejsza rzecz w świecie. Jej egzotyczne imię nie brzmiało jakoby pochodziło stąd ani z żadnego innego kraju na mapie jaką widział często Ajit za gablotą lokalnej prywatnej biblioteki. Co więcej w niemałe zdumienie wprawiała go posiadana przez Agatę broń która zawieszona na ścianie przy pomocy czterech haczykowatych uchwytów zdawała się być orężem rytualnym.

Potężna rękojeść pozbawiona głowicy z której obu końcy wychodziły łukowato zagięte ostrza które uformowane w kształcie litery L przypominały scalone w jedno dwa egipskie miecze które niewiele się różniło od nieco masywniejszej i mniej dystyngowanej maczety. Broń z kształtu wyglądała jakoby była robiona na wzór łuku. Nie posiadała jelcy zaś głownia opatrzona w mozolnie wykaligrafowane symbole dodawały temu nietypowemu monstrum zagadkowej aury. Nie było to nic ani praktycznego w użyciu ani skutecznego w walce. wychodzące z obu stron ostrze stanowiło większe zagrożenie dla posługującego się nim niżeli napastnika. Co zaś tyczy się jakości metalu z którego została wykuta, można było śmiało powiedzieć iż jest to najprzedniejsza stal Damasceńska. Stop na tyle twardy i zarazem elastyczny by mógł być z niego wytopiona prawdziwie zabójcza brzytwa. Niemniej jednak dla samego posiadacza tego nietypowego metalurgicznego tworu dobrze by było gdyby dało się go rozdzielić na pół. Dlatego też rękojeść pośrodku została opatrzona podwójnym pierścieniem, którego przeznaczenie i sposób użycia znał tylko posiadacz.

W końcu wybiła północ i zarówno Czarnooka stworzona z krwi i kości Zjawa oraz chłopiec, spoczęli ponownie pośród oparów gęstniejącego snu spowijającego ich umysły w bluźnierczym całunie nieświadomości zgrozy jaka w następujących dniach miała wstrząsnąć ulicami tej zapomnianej przez Boga dzielnicy.

Poranek przywitał obu wielokrotnym hukiem młota w blaszany dach którego donośne jęki ciągnęły się echem po okolicy która wraz z nastaniem czerwonego słońca, niepomyślnego omenu rychłej przyszłości, poczęła się budzić by dzień jak co dzień zacząć tętnić szarym życiem swych mieszkańców.

-Wy kurwy jerychońskie...-wymamrotała Agata zakrywając głowę poduszką i nie zamierzając prędko wychodzić ze swoich pieleszy. Ajit już dawno nie spał, począł przygotowywać śniadanie. Wyjął też puszkę piwa z lodówki i postawiwszy ją na kredensie niedaleko ciepiącej, otworzył pozwalając odgłosowi pstryknięcia dojść uszu odbiorcy. Podziałało. Bladolica wygramoliła się

z pieleszy pełna irytacji wymalowanej na twarzy. Pochwyciła puszkę i chciwie wypiła zawartość. Następnie zgniótłszy ją jedną ręką do rozmiarów niewielkiej blaszanej grudki otworzyła okno i wychyliwszy się do połowy wyrzuciła ku górze krzycząc:

-Milcz chuju !!!

Metalowy przedmiot typu ziemia-powietrze o nazwie "gniot" poleciał niczym błyskawica lotem tnąco koszącym wprost w kierunku adwersarza. Niedługo potem rozległo się ciche pojękiwanie zaś hałas ustał.

-W południe to klepcie a nie nad ranem...-uskarżała się pod nosem Agata zasiadając do stołu jednocześnie odpalając kolejną puszkę zimnego piwa. Spojrzała na wielgachnych rozmiarów placki okraszone dla dekoracji zielem i spróbowała.

-Całkiem niezłe jak na naturszczyka.

-Dziękuję proszę p...

-Mów mi po imieniu. Nie lubię przypominać sobie jak stara już jestem.- przerwała mu uśmiechając się przelotnie.

Kolacja została spucnięta bez żadnych skarg zaś po odpowiedniej sjeście oboje wyszli z budynku. Młodzik nie wiedział dokąd idą. To było znane jedynie jej pani która zaprowadziwszy go za ponury zaułek pokazała skrzętnie skrywane cudo technologii i motoryzacji. Chevrolet Camaro z 67-ego roku. Spowity elegancką czernią z podwyższonym podwoziem i mocarnym silnikiem wychylającym swój przepastny garb poza powierzchnię maski. Wsiadłszy do niego Ajit poczuł jak wraz z przekręceniem kluczyka silnik uwalnia swoją uśpioną zabójczą moc za która każdy kierowca tutejszej tax-ówki dałby krocie nie wspominając już o pozbyciu się cnoty.

Radio również rozbrzmiało dynamiczną nienaturalną muzyką którą mógł jedynie usłyszeć w średnio zadbanych kinach podczas spektakli, na które po kryjomu się zakradał wykorzystując nieprzemyślaną do końca wentylację na sali spektatorów. Mustang szos wychynął z ukrycia by w chwilę później pędzić niczym ścigany przez Żniwiarza mustang roztaczając wokół siebie kurzawę rdzawego dymu pośród buchających rur wydechowych. Szybko opuścili granice miasta przemierzając obszary Wielkiej Pustyni Indyjskiej znanej wszem i wobec pod nazwą: "Thar". W połowie drogi do średnich rozmiarów wzgórza, którego strzeliste gotyckie grzbiety przenikały nieboskłon rozdzierając nisko brodzące pustynne obłoki piasków, właścicielka maszyny odezwała się demonstrując niezdrową fascynację godną maniaka.

-Chcesz bym pojechała szybciej? -nie czekając na odpowiedź ani sprzeciw dodała gazu wchodząc na bieg czwarty. Silnik zabuczał wśród szału obrotów przyspieszając znacznie. Czwórka została zamieniona na piątkę. Zdawałoby się kres możliwości silnika lecz w przypadku tego majstersztyku kierowca mógł pozwolić sobie na posiadanie dwóch biegów więcej. Tak więc ku zdziwieniu i zgrozie Ajita piątka została zamieniona na szóstkę i ostatecznie na siódemkę.

Pełnię mocy. Granicę, którą o wiele pojemniejszy prędkościomierz, zaznaczał w całej swojej rozciągłości pokazując 250 km/h i bynajmniej nie był to jeszcze koniec detalicznej podziałki. Tutaj jednak jak w każdym przypadku podróży która się kończy, tak i ta przyjemność dobiegła końca. Samochód zajechał przed przepastną gardzielą wielkiej groty uformowanej na kształt paskudnego molocha. Przepastna gardziel ziejąca pustką i nieprzenikniona przez słońce czernią

zdawała się jedynie potwierdzać tam czyhające niebezpieczeństwo. Stalaktyty łączące się w bluźnierczych wiekopomnych splotach z podłożem tworząc stalagnaty. Okropne konstrukcje pośród których nekrotyczne życie śpiewało swoją senną pieśń spowite w mrokach swego wiecznego domostwa i więzienia. Swoistego kokonu wiecznego odrodzenia.

Ajit niechętnie kroczył za Agatą oświetlającą sobie drogę wątłym światłem swojej latarki. Oboje poczęli słyszeć odgłosy człapania i wicia się a z czasem straszliwy lecz przyciszony jazgot wypełniony nieokreślonym trzepotem. Bladolica skierowała snop światła na sklepienie ukazując swojemu pomocnikowi ogrom nietoperzego roju wijących i przepychających się w lepsze zakątki osobników. Oświetlona podłoga ukazywała równie bogatą różnorodność robactwa którego segmentowane ciała grzechotały pośród rozłożonego przez nie miału drobnych kości wymieszanych wraz z metabolitami gacków. Wkrótce jednak po zejściu na pewną głębokość ściany poczęły być spowijane przez zielonkawą poświatę krystalicznych struktur astatu. Radioaktywnego, hipnotycznego pierwiastka o zielonej barwie. Trzymali się od niego z daleka. Nie było to najpodlejszą rzeczą jaką można było spotkać w tych czeluściach zaś wątłe promieniowanie alfa zatrzymałoby się na najcieńszej kartce papieru. W końcu ich oczom ukazała się szczelina wyżłobiona pionowo przez anonimowe ręce rzeźbiarzy którzy oznaczyli je obszernym pismem którego natury i przesłania nie sposób było odczytać nawet jeżeli zadaniu mieliby sprostać tutejsi znawcy i historycy.

-Zostań tutaj i pod żadnym pozorem nie wchodź poza tą granicę. Nie chcę mieć nieprzydatnego sługi. -powiedziawszy to pozostawiła mu latarkę którą kazała mu zapalić tylko, kiedy usłyszy trzykrotne pukanie w skałę. Tak więc Ajit pozostał w mroku łowiąc czujnymi uszami pewnie stawiane kroki Agaty, która najwyraźniej widziała coś więcej niż nieprzeniknioną czerń rozświetlaną gdzie nie gdzie przez promieniotwórczy pierwiastek. W końcu odgłosy kroków ucichły. Chłopiec nie zamierzał złamać zakazu. Nie był ani trochę ciekaw co może go spotkać wewnątrz tego nieokreślonego monumentu zapewne wniesionego przez jakichś czarnoksiężników którzy w plugawych inkantacjach swoich plugawych obrzędów przywoływali w opowieściach istoty szkaradne i niejednokrotnie straszne. Pozbawione fizycznych ram jakie mógł pojąć człowiek nie oddając się manii szaleństwa jakie czyhało w zakątkach jego skrytych sekretów obnażanych przez perwersyjnej ohydne zwyrodnienie ducha. Wewnętrznego azylu, który to uleczyć ponoć może jedynie modlitwa lub spowiedź z grzechu. Pogrążony w strachu młodzieniec łapał się nieraz na gryzieniu paznokci i z wstrętem zaprzestawał tej czynności by ponownie nieświadomie do niej wrócić.

Wkrótce jednak posłyszał odgłosy wracającej bladolicej a po trzech stuknięciach w kamień zapalił latarkę przecierając oczy dopóki nie zastygł w niemym szoku. Agata wyglądała okropnie. Jej poszarpane ubranie osłaniało naznaczoną bliznami skórę jaką uczynić mogłyby jakiegoś rodzaju toksyna. Niekiedy widział ludzi dotkniętych przez meduzy i prawdę powiedziawszy w jego opinii ślady były wręcz identyczne. Twarz Jego wybawczyni naznaczona była zmęczeniem, rozciętym czołem, z którego posoka zalewała jej lewe oko, spływając następnie po policzku przez usta z których to język lubieżnie zlizywał karmazynową ciecz życia.

-Heh...hej...długo mnie nie było?

Półprzytomna i raz po raz mdlejąca Agata wygramoliła się wraz w asyście Ajita do samochodu, którym powróciła znacznie wolniej do miasta i zaułku, w którym skrywała swoje cudo. Wszedłszy do wewnątrz swojego mieszkania pozwoliła by wspólnik zamknął drzwi i prowizorycznie ją opatrzył. Następnie po wzięciu letniej kąpieli, ubrana Pięknolica runęła do łóżka zaciągając tam również swojego troskliwego opiekuna. Ten jednak tylko poczekawszy aż zaśnie wygramolił się zjej objęcia. Przykrył ją wzorzystym cienkim kocem widząc jak jej ciało wzburzają konwulsje zapewne od znajdującej się w krwi toksyny. Nie chciał wiedzieć skąd nabawiła się takich obrażeń. Przeczuwał iż poznanie odpowiedzi przypłacił by życiem, jeżeli nie utratą zmysłów.

Podziemny zapomniany Kult który było dane zobaczyć Agacie, wykraczał poza ramy ludzkiej cywilizacji, kiedy to lądy były jeszcze scalone w jedno pośród odmętów jednego wspólnego oceanu. Szkaradne tajemnice spoczywające wewnątrz pieczary niebawem miały zostać odkryte na nowo przez Femme Fatale, która nie cofnie się przed niczym by osiągnąć dokładnie to co zamierza. Ajit nie wiedział jaką rolę będzie pełnić przez następne dni prócz domowych obowiązków, sprzątacza. Skąd miał wiedzieć, że oto stał się świadkiem narodzin nowej Sekty. Bluźnierczego i szkaradnego pomysłu, który zrodził się w jaźni jego Wybawicielki niemal dekadę temu.

Rozdział III: Sekta

Poranek przywitał Ajita uszczypliwymi i kłującymi szturchańcami Agaty po której nie było widać iż została poturbowana. Oparzenia wraz z ranami ciętymi zniknęły. Ubrana w swoją białe kimono, które równie dobrze można by nazywać togą przyprawiała niedorostka o niekontrolowane konwulsje śmiechu wrażając swoje palce pod pachy.

-Wstawaj leniu, robota czeka.

To powiedziawszy zaciągnęła go niemalże wybudzonego do stołu gdzie znajdowały się specjały na bazie makaronu zaś po sjeście, Pomocnik otrzymał dość spory stos plakatów jakie miał rozwiesić w różnych mniej lub bardziej mu znanych miejscach. Plakaty zawierały geometryczne symbole o hipnotyzujących krzykliwych barwach w których dominował najbardziej żółty i czerwony. Ajit nie wiedział co to wszystko ma oznaczać ale do wieczora udało mu się wykonać całą robotę. Tuziny ogłoszeń w zakamuflowanym języku zostały rozwieszone w najbardziej niegościnnych a zarazem aż nazbyt dobrze znanych miejscach.

Wraz z nastaniem godziny 20-tej, Agata zdjęła ze ściany swój oręż, który o dziwo mimo potężnej budowy, zdawał się jej nie ciążyć w żadnym stopniu. Wychodząc na ogarnięta mrokiem ulicę rozpoczęła śpiewanie mantry. Jej głos tworzył przenikliwe lecz kojące wyrazy których znaczenie zostało przypomniane przez najstarszych wróżbitów wieki temu. Nieokreślona aura grozy niczym płomienne żerdzie wetknięte w mrowisko, kazały wypełzać z zaułków wszelkiego typu charakternikom i ladacznicom. Widząc zaś bieżącym spokojnym krokiem kapłankę nieznanego wyznania, bezwiednie niczym w transie podążali za nią szemrząc tylko sobie znane słowa które z czasem poczęły naśladować te wypowiadane w mantrze.

W krótkim czasie utworzył się korowód ludzi o sercach czarniejszych od smoły błędnie patrzących oczyma pokrytymi trupim bielmem w których niegdyś tliło się życie. Przewodnicząca zaś idąc na czele ze swym przerażającym narzędziem stała się kimś w rodzaju kapłana nowej religii. Zdawał się iż cel w którym tłum zmierzał był nieokreślony. Ajit trzymał się w pobliżu Przewodniczącej pochodu, ani myślał się oddalać. Tak też doszli do świątyni Shivy gdzie przed obliczem bóstwa wniesionego pieczołowicie z marmuru ociosanego przez tysiące wprawnych rąk, Czarnowłosa, blada postać poczęła tańczyć zmieniając nieznacznie barwę głosu wnosząc ku górze swoją broń.

Jej ruchy były płynne, spokojne, niekiedy niektóre sekwencje były powtarzane, oręż zaś uderzany delikatnie o kamienną podłogę rozbrzmiewał dźwięcznym świdrującym jazgotem. Jego ostrza zataczały koła, zastygały poziomo w powietrzu by wnet skryć się za plecami ich właściciela, który manewrując nimi przy pomocy sprawnych rąk powoli zaprzestał swojego bluźnierczego, mamiącego śpiewu skupiając pełnię swoich sił na tańcu. Chłopiec był oczarowany,

zarówno samym spektaklem jak faktem iż nie poraniła sobie nóg czy nie rozcięła ubrania. Było też coś złowieszczego i szkaradnego, napawającego niepojętą grozą wielkiej niewiadomej. Ostatecznie nie oczekiwał finału w którym Kapłanka powziąwszy w górę oręż zadała potężny i ogłuszający cios posągowi. Kamienne nogi zostały skruszone, wielki olbrzym o oliwkowej nieco pyzatej twarzy runą w bok jak długi zaś tłum orzeźwiony w nienaturalnej zwierzęcej ekstazie wydał z siebie okrzyk jaki porównać by można było do ujadania wściekłych małp. Rytuał został zakończony i wielka chmara ludzi rozeszła się niepostrzeżenie do domów. Ajit nigdy nie był jakoś religijny lecz z czystej przezorności nigdy nie naprzykrzał się bóstwom, toteż na wpół przytomny i na wpół przerażony podszedł do Agaty. Siedziała na schodach wiodących do obalonego sacrum. Była wyraźnie zmęczona.

-Proszę p...

-Mówiłam czerwiu byś mnie tak nie nazywał! -warknęła na niego niczym ranny jaguar po czym zamilkła oddychając głęboko. Krople potu spływały jej na kształt łez po policzkach przez co można było nabrać mylnego wrażenia iż płacze.

Kobieta bez słowa pochwyciła oręż i pozwoliła się prowadzić za rękę Ajitowi, który nie znał innego sposobu na łagodną rozmowę ze swoim samozwańczym podopiecznym. Zaszedłszy do Jej mieszkania pomógł się rozdziać ignorując fakt braku czegokolwiek innego prócz togi. Oręż został odłożony na swoje miejsce. Kapłanka zaś owinięta w przewiewną pościel runęła jak długa na łóżko i jak padła tak zasnęła kamiennym snem. Jej grymas wyrażający zadowolenie powoli uchodził z jej lica. Tym razem Ajit postanowił nocować na kanapie toteż tam zasnął spowity znamieniem niepewności połączonej ze zgrozą jaką było dane mu ujrzeć w Jej oczach nim obaliła monumentalny pomnik "Łaskawego" bóstwa. Jego sen napiętnowany był lękiem i strachem pośród których w zaklętej grocie splugawionej zielonkawą poświatą, rodziły się kreatury jakich żaden człowiek nie zdołał by opisać w pełni oddając ogrom szkaradnego terroru jaki doświadczył jego umysł.

Rozdział IV: Pielgrzymka

Kolejne dni mijały zaś rytualne pochody okaleczające corazto więcej sakralnych obiektów zdawały się być niedostrzegane przez ludność, która zapatrzona w spektakl z czasem wypracowała w sobie fanatyczny nawyk wieczornych spacerów. Stosunek Agaty do Ajita również się zmienił. Była wiecznie zmęczona i potrafiła spać przez całe południe do późnej godziny 18-tej nim wreszcie zdecydowała się wstać. Nieraz kamuflowała swoje rozdrażnienie przed chłopcem opowiadając mu niekiedy od niechcenia barwne opowieści takie jak "Trzech Bogatyrów" znane głównie wszem i wobec w przepastnej Syberii. Czasami też Chłopiec miał okazję zobaczyć ją stojącą przed lustrem wypatrującą swoimi podkrążonymi ślepiami zmarszczek. Nie ulegało wątpliwości iż prowadzenie obłąkanego tłumu wyczerpywało jej siły witalne. Dni mijały a służba Ajita powoli zaczynała dobiegać końca aż do dnia 30-tego w którym to po raz pierwszy od dłuższego czasu został wybudzony przez Agatę. Mimo wyraźnych oznak niewyspania była uradowana i ściskając swojego pomocnika niczym wielkiego pluszowego misia miotała nim dopóty nie wywróciła się na łóżko.

-I co zadowolony. Dziś kończy się nasza umowa...

-Nie mam gdzie pójść.

Agata wyjęła z kieszeni niewielką karteczkę z napisanym na niej adresem.

-Jeżeli nie masz dokąd pójść to to jest twoje przyszłe miejsce pracy.

Chłopiec wziął papier do ręki i skwapliwie podziękował zagłębiając się w pismo które odczytywał wystarczająco by zrozumieć kontekst.

-A co dalej będzie z Tobą?

-Pojadę gdzieś indziej. W dalszą drogę, dlatego też dam Ci dziś wybór. Możesz dzisiejszego wieczoru towarzyszyć mi w pielgrzymce albo iść sobie w diabły i nie wracać.

Ajit spojrzał na jej postawę wspartą oburącz łokciami i przytaknął wyrażając wszelką zgodę na ujrzenie dziwów jakie miały nastać i stać się jego udziałem.

Tak też nastąpił wieczór i tym razem Kapłanka użyła swojego samochodu by zawieźć ich do znanego wcześniej odwiedzonego miejsca. Ponura i szkaradna, strzępista góra przywitała ich licznym światłem lampionów wiernych którzy kotłując się wśród swoich wehikułów oblegli Przewodniczącą ceremoniałowi, spowitą w śnieżną biel. Marsz rozpoczął się zmierzając w głąb plugawej gardzieli z której dało się słyszeć cichy nienaturalny szmer. Grota wydawała się opuszczona. Nie było tu już ani gacków ani wszelkiej maści insektów. Monotonna podróż prowadzona niemalże w ciszy zakłócanej raz po raz rozmytym szmerem stąpającego i szurającego obuwia lub bosych stóp, zawiodła korowód przed "Szczelinę", Bramę do ostatecznego miejsca w które mieli się udać. Wszyscy zlepili się w pary niemal instynktownie dobierając się dwójkami i wolno posuwając się w głąb dalszej części pieczary szli aż sklepienie na nowo nie rozbrzmiało zielonkawym światłem.

Ajit ściskał nerwowo Agatę, która delikatnie obejmując jego rękę przynosiła mu pewne uspokojenie. Pewnego rodzaju nieme zapewnienie którego jak się okazało bynajmniej nie zamierzała dotrzymać. Tak więc na wpół przytomny chłopiec widział jak zielonkawa świetlista barwa ukazuje jego oczom przepastne jezioro z którego głębin wynurza się monumentalne monstrum nacechowane szkaradnością przekraczającą wyobraźnię człowieka.

Kapłanka rozpoczęła swój bluźnierczy taniec, nucąc mantrę zaś oszołomiony i uległy tłum począł powoli okalać swoim obelżywym mrowiem wnętrze nekrotycznej komnaty nabrzmiałej od świszczących dźwięków monstra. Bóstwa, któremu poczęto oddawać cześć. Bezkształtnej formie, która formując swoje iglaste elastyczne odnóża, pochłaniała swoich wiernych którzy wpadłszy do jej płynnego cielska rozpuszczali się do postaci mokrej lepistej mazi która formując się wraz z innymi jej podobnymi dała początek narodzin istotom o wiele plugawszym. Zniekształcone i długie korpusy o długich wężowych szyjach, wyposażone w odnóża liczne jak u pszczoły czy pająka, narodzone dzieci wydzierały swoje bolesne okrzyki ku górze słaniając się przed sylwetką kapłanki której szaleńczy uśmiech zagościł na obliczu. Ajit ani myślał zostawać dłużej w tym przeklętym miejscu. Wyrwał ku swej ucieczce i biegł tak długo póki nie wybiegł na powierzchnię z której to po długim marszu powrócił do Znienawidzonej do siebie dzielnicy zasypiając w obleśnym zaułku. W głowie świdrowały my jęki oraz diabelski śmiech Agaty, a także Jej wzrok pełen pasji z jakim syciła efekt swojej ciężkiej pracy. Nie ulegało wątpliwości, że spotkał Diabła i gdy nastał ranek zastanawiał się czy nie porzucić decyzji o najęciu do zawodu. Mimo uprzedzeń podążył we wskazany adres. Przyjął go pod swoje skrzydła starszy człowiek parający się szeroko poznanym handlem. Zatęchłą Dzielnica również zmieniła swoje oblicze. Za zaułkiem nie czekały już na niego żadne nieprzyjemności. Nawet policja dotąd uporczywie go śledząca zdawała się nie interesować jego osobą. Niekiedy dostrzegał pośród przechodniów twarze ludzi, którzy wraz z nim zeszli do pieczary. Napawali go strachem ale póki obserwowali go z daleka póty nie robił z tego problemu.

Tak jeździł i handlował sycąc się urokami życia człowieka poczciwego póki przez drzwi jego mieszkania nie wpadł list. Otwierając go uważnie przy blasku wieczornej lampy wysupłał nieco pożółkłą kartkę papieru i zamiar z przerażenia. Pośród szkaradnego pisma zaczerniającego list zdołał odczytać następujący fragment słów:

"Nasza Pani powraca niosąc ukojenie ducha. Nasza Pani powraca niosąc odkupienie. Jej Księżycowe oblicze spowite całunem mroku olśniewa nasze umysły pogrążając je w niewysłowionej dla ludzkich zmysłów ekstazie. Pójdź, spotkaj się z nią powtórnie Sługo Niewiasty. Doświadcz odnowy jakiej dostąpiliśmy my niegodni wyjęci z mroku nocy, przeistoczeni w szlachetniejsze formy..."

W tym miejscu Ajit zmiął list wrzucając go w pobliskie palenisko. To samo uczynił z kopertą. Wyjrzał za okno. Zatęchła Dzielnica spowita mrokiem nocy pełna była stojących ludzi. Patrzeli na niego swoimi nienaturalnymi ślepiami a ich korpusy jakoby dygotały próbując złapać właściwą pozę i równowagę. Wtedy dopiero dotarło do młodzieńca iż czyiś oddech muska jego kark. Nim zdążył się odwrócić było już za późno. Zapach rumianku doszedł jego nozdrzy a blade szponiaste ręce objęły troskliwie jego sylwetkę. Uczuł też ciepło kobiecego ciała. Jego samozwańczy Opiekun powrócił a szklisty refleks w oknie odwzorował Jej diabelski uśmiech.

[The End]

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Super. Mimo, że długie nie przynudza. Warto przeczytać.
Odpowiedz
Brawo. Piękny język. Coś innego, super się czyta.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Czas czytania: ~19 minut Wyświetlenia: 22 256

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje