Historia

Stłuczone szkło

rosemarry 1 6 lat temu 895 odsłon Czas czytania: ~2 minuty

Zimna deszczowa noc.

Dochodzą do tego co jakiś czas pioruny.

Ogólnie jakoś tak niemiło, zimni i ponuro.

dawno nie zrobiłem nic co robiłem zawsze.

Krople deszczu uderzały o moje okno malując jakieś bazgroły oświetlane przez blask nieba.

Dochodziła powoli północ, idealna pora dla takich "Nocnych Marków" jak ja.

Usłyszałem tłuczone szkło.

Serce podchodzi mi do gardła.

Słysze Kroki na dole w kuchni.

Coś mi tu nie gra.

Mój jedyny współlokator (który w przeciwieństwie do pozostałych nie wyjechał w poszukiwaniu pracy) zaszył się kilka godzin w pokoju i ani myśl o wyjściu.

Ale cóż Yolo, pójdę to sprawdzić, może zachciało mu się pić. Poza tym i tak nie mam nic do roboty.

Schodzę powoli na dół po schodach zabijając się niemalże o jego duperele, które po mimo próśb i błagań zawsze zostawia.

W kuchni połączonej z salonem i korytarzem ciemno.

Ciemno jak nie powiem gdzie.

Już chciałem wydrzeć się na Edwarda że znowu hałasuje i wszystko przy okazji rozwala.

Ale nagle widzę jakąś sylwetkę.

Stoi przy oknie w kuchni.

Omójbożecotojest.jpg

Oświetla to coś nagle blask pioruna a po chwili słuchać grzmot.

Zapalam światło.

Ujrzałem mojego współlokatora z kapturem na głowie zaczął się po chwili śmiać.

-Gdybyś ty widział swoją minę!- Krzyknął śmiechem

-To ty coś zbiłeś!?- parsknąłem poirytowany udanym żartem lecz tego nie okazywałem.

-Nie...- spojrzał na mnie zdziwiony i już wiedziałem że kłamie ale nie chciałem tego ciągnąć.

Pogadaliśmy sobie troszkę o różnych pierdołach.

Gdy już postanowiliśmy iść spać i opuścić odmęty kuchni znowu usłyszałem tłuczenie szkła.

Niemal w tym samym czasie podskoczyliśmy na krześle.

Dźwięk dochodził z góry.

Weszliśmy po schodach trzęsąc się. Zapaliłem światło.

Zamarłem.

Szara mała postać przypominająca człowieka. Miała chyba z 1,5 metra była chuda i koścista miała długie kończyny

zakończone trzema pazurami. Czaszkę miała podobną do człowieka tylko bardziej... koszmarną. Białe po prostu całe białe

oczy niemalże wypadały z czerwonych powiek i duże kły.

Dopiero teraz załapałem że to COŚ jest we krwi.

Stał przy stoliku gdzie powinny być trzy wazony.

Dwa leżały na ziemi (A raczej ich pozostałości)

Kościstą łapą zwalił kolejny przez co oboje wystraszeni odskoczyliśmy.

Serce biło mi jak oszalałe, dopadła mnie fala potu a nogi uginały się pod moim ciężarem.

Szaleje ze strachu.

Już całkowicie tracę zmysły

Stan Edwarda nie był lepszy.

Oboje ogłuszeni wypatrywaliśmy ruchu tego czegoś.

Chwilo wypadłem z transu...

Co gorsze...

Doszło do mnie że coś, co na schodach miało być szmatami Edwarda.

Było odpadami z wnętrza ciała dwóch pozostałych lokatorów, którzy "Wyjechali" do pracy na kilka tygodni ja z Edziem zostałem.

Monstrum uciekło rozbijając okno.

Leczę się już 7 lat w psychiatryku.

Ledwo udało mi się wyjść ale lekarze uznali że ja (I Edzio)

"Wyzdrowieliśmy"

tak jak Edward.

Wczoraj znaleźli jego zdeformowane martwe ciało i dużo i stłuczoną szybę na dole.

Policja nic z tym nie robi a ja coraz bardziej popadam w paranoje.

Dzisiaj kolej na mnie.

Usłyszałem trzask zbitego szkła z tarasu...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Bardzo fajna pasta. Pozdro dla autora/autorki.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje