Historia

Ticci Toby

Użytkownik usunięty 2 6 lat temu 978 odsłon Czas czytania: ~18 minut

Do domu była jeszcze długa droga. Wydawała się ciągnąć bez końca...

Światło przebijające się przez gałęzie wysokich, zielonych drzew wpadało przez okno raz na jakiś czas, tworząc przypadkowe wzory i rażąc oczy, które tak ubóstwiały ciemność.

Otoczenie było złożone z mocnych, majestatycznych roślin, tworzących las wokół drogi. Podczas wjeżdżania

Ticci toby

na ścieżkę jedynym słyszalnym dźwiękiem był uspokajający warkot silnika samochodu.

Choć jazda wydawała się przyjemna, na pewno nie była taka dla obydwu pasażerów.

Kobieta w średnim wieku siedząca za kierownicą miała krótkie, brązowe włosy, które pasowały do jej cery. Ubrana była w zielony T-shirt z dekoltem w serek i dżinsy. Jej częściowo wystające zza włosów uszy zdobiły diamentowe kolczyki. Miała głębokie, zielone oczy, które dzięki koszulce i światłu wydawały się bardziej podkreślone. W jej twarzy nie było nic wyróżniającego jej z tłumu. Wyglądała po prostu jak "przeciętna matka", którą widzisz w programie telewizyjnym, ale jedno na pewno różniło ją od innych "przeciętnych matek". Były to ciemne wory pod oczami.

Teraz jej mina była ponura i zasmucona, jednak wyglądała na kogoś, kto dość często się uśmiechał.

Co jakiś czas pociągała nosem, a czasami spoglądała w lusterko wsteczne, by spojrzeć na syna siedzącego z tyłu. Był on częściowo skulony, ramiona trzymał mocno przy klatce piersiowej, a głowę przyciskał do zimnej szyby.

Chłopiec nie wyglądał normalnie. Każdy mógłby zauważyć, że coś jest z nim nie tak. Jego brązowe włosy rozchodziły się we wszystkie strony, a blada, prawie szara skóra była podkreślona przez światła z zewnątrz. Jego ciemne oczy były przeciwieństwem tych jego matki. Miał na sobie biały T-shirt i wytarte spodnie, które zostały zabrane przez niego do szpitala. Ubrania, które nosił przedtem, były poszarpane i poplamione krwią, nie były więc odpowiednie do noszenia.

Na prawej stronie twarzy widać było kilka cięć. Jego prawa ręka została obandażowana aż do ramienia, które zostało poszatkowane, gdy jego prawa strona ciała uderzyła w roztrzaskane odłamki szkła.

Jego rany wydawały się być bolesne, jednak prawda była inna. Nigdy nie czuł bólu. To było jedno z danych mu błogosławieństw. Jedno z wielu wyzwań, jakiemu stawiał czoła podczas całego życia. Dorastał z rzadką chorobą, która powodowała to, że nie odczuwał żadnego bólu. Nigdy wcześniej nie czuł się zraniony. Mógł stracić rękę i nic by nie poczuł. To i inne zaburzenie, które nadawało mu wiele obraźliwych pseudonimów. Krótko uczęszczał do szkoły podstawowej, zanim został przeniesiony ze szkoły do domu powodem tego był jego zespół Tourette'a, który powodował, że pojawiały się tiki i drgał w sposób, nad którym nie miał kontroli. W ten sposób pojawiał się skurcz raz na jakiś czas. Inne dzieci dokuczały mu i nazywały "Ticci-Toby", wyśmiewały go, udając przy tym drgawki. Było tak źle, że musiał uczyć się w domu. Było to dla niego zbyt trudne, aby uczyć się z innymi, każde szturchnięcie przez inne dziecko było dla niego jeszcze większym cierpieniem psychicznym.

Toby wpatrywał się tępo w okno, a jego twarz była pusta, bez jakichkolwiek emocji. Co kilka minut jego ręka lub noga drgała. Każdy skurcz powodował, że jego żołądek skręcał się.

Toby Rogers, tak brzmiało imię chłopca. Jego ostatnia podróż samochodem miała miejsce tuz przed wypadkiem.

To wszystko o czym myślał. Nieświadomie odtwarzał wszystko, co pamiętał, zanim stracił przytomność. Toby miał szczęście w przeciwieństwie do jego starszej siostry. Gdy pomyślał o niej, nie mógł nic zrobić żeby powstrzymać cieknące po policzkach pojedyncze łzy.

Okropne wspomnienia pozostały w jego umyśle. Jej krzyki, które zostały przerwane, kiedy przód samochodu został rozbity. Wszystkie chwile przed tym, gdy Toby otworzył oczy, aby zobaczyć ciało swojej siostry, jej czoło przebite przez odłamki szkła, biodra i nogi były zmiażdżone przez siłę zderzenia, tułów wypchany do góry przez nadmuchaną poduszkę powietrzną. To była ostatnia rzecz, którą widział.

Droga prowadząca do domu wydawała się być zawsze taka sama. To był długi powrót do domu z powodu jego matki, która zdawała się uniknąć widoku katastrofy.

Gdy otoczenie zmieniło się w znajomą okolicę, byli przygotowani na wyjście z samochodu i powrót do domu.

Była to starsza dzielnica, z uroczymi domkami stojącymi obok siebie. Samochód jechał przed małymi, niebieskimi domkami, z białymi okiennicami.

Oboje szybko zauważyli stary pojazd, który był zaparkowany przed domem i znajomą osobę, która stała na podjeździe. Toby poczuł automatycznie uczucie gniewu i frustracji pogrążających go na widok ojca. Jego ojca, który nie istnieje.

Jego matka stanęła na podjeździe obok niego przed wyłączeniem silnika i przygotowaniem się do wyjścia, aby spojrzeć na twarz męża.

- Dlaczego on tu jest?- Chłopak powiedział cicho, gdy spojrzał na matkę, która sięgnęła, aby otworzyć drzwi samochodu.

- On jest twoim ojcem, Toby, jest tutaj dlatego, ponieważ chce się z tobą zobaczyć- Matka odpowiedziała monotonnym głosem, starając się, by nie brzmiał niepewnie.

- Ale nie mógł przyjechać do szpitala, aby zobaczyć Lyrę przed śmiercią - Nastolatek zmrużył oczy.

- Był pijany w nocy skarbie, nie mógł jechać.

- Tak, inaczej nie byłby sobą- Toby otworzył drzwi przed matką i stanął na podjeździe, gdzie spotkał surowy wzrok ojca przed tym, jak spojrzał na swoje stopy.

Jego rodzicielka wyszła za nim i spojrzała mu w oczy, zanim jej mąż okrążył samochód.

Mężczyzna otworzył ramiona, spodziewając się przytulić żonę, ale idąc minęła go i położyła dłoń na ramieniu Toby'ego dając znać, że ma wejść do środka.

- Connie- jej mąż zaczął chrypliwym głosem-Nie masz zamiaru mnie przytulić po powrocie do domu?

Zignorowała przykre słowa i podeszła do syna łapiąc go pod rękę.

-Hej, on ma 16 lat, może chodzić sam- mężczyzna śledził ich wzrokiem.

-Ma 17 lat - Connie spojrzała na niego przed otwarciem drzwi do domu i wkroczyła do środka.

-Toby, idź do swojego pokoju, i odpocznij trochę, w porządku? Przyjdę po ciebie, gdy obiad będzie już gotowy

-Nie, mam 16 lat, mogę pójść sam- powiedział sarkastycznie i spojrzał na swojego ojca, zanim potknął się o próg i wszedł do swojego pokoju, po czym trzasnął drzwiami.

W pokoju nie miał wiele. Tylko małe łóżko, komodę, okno, a na jego ścianie miał oprawionych kilka zdjęć swojej rodziny, spokojnej rodziny.Przed tym jak jego ojciec stał się alkoholikiem, nie działał gwałtownie w stosunku do reszty rodziny. Toby pamiętał, kiedy kłócił się z matką, chwycił ją za włosy i pchnął ją na ziemię, a kiedy Lyra próbowała go powstrzymać, popchnął ją przez co uderzyła o róg szafki kuchennej. Chłopak nie wybaczy mu tego, co zrobił z matką i siostrą. Nigdy.

Toby'ego nie obchodziło, ile razy jego ojciec go bił, i tak nie mógł tego poczuć, obchodziło go tylko to, jak świadomie zranił dwie osoby, na których mu zależało.

A gdy czekał w szpitalu, gdzie życie jego siostry powoli gasło, jedyną osobą, która nie miała zamiaru się spieszyć, był jego ojciec.

Toby stał przy oknie i patrzył na ulicę. Mógłby przysiąść, że katem oka widzi dziwne rzeczy, ale to pewnie wina leków, które mu podano.

W końcu przyszedł czas, w którym jego matka zawołała go.Toby zszedł po schodach i niepewnie usiadł przy stole na przeciwko ojca, a w między czasie jego matka usiadła na pustym krześle.

Było cicho, gdy jego rodzice wzięli się za jedzenie, ale Toby nie chciał jeść. Zamiast tego po prostu obserwował swojego ojca pustym wzrokiem.

Jego matka to zauważyła i szturchnęła go lekko. Toby spojrzał na nią krótko i znów popatrzył na swoje jedzenie, które było nietknięte.

Toby położył się w łóżku i zaciągnął kołdrę na głowę, wpatrując się w okno. Był zmęczony, ale nie było sposobu, aby zasnął. Nie mógł, myślał o zbyt wielu rzeczach. Rozmyślał o słowach matki, wybaczeniu ojcu lub mógł nadal trzymać do niego urazę i wrzącą nienawiść w sobie.

Usłyszał jak drzwi jego pokoju skrzypnęły. Jego matka weszła do pokoju i usiadła na łóżku obok niego. Sięgnęła i potarła plecy, które były odwrócone w jej stronę.

- Wiem to trudne, uwierz mi rozumiem, ale obiecuję ci, będzie lepiej- powiedziała cicho.

- Kiedy ma zamiar odpuścić?- odpowiedział niewinnym tonem, a wzrok Connie opadł na jej nogi.

-Nie wiem, kochanie. Kiedyś przestanie, tak myślę.

Toby milczał. Po prostu w dalszym ciągu wpatrywał się w ścianę, trzymając zranioną rękę w pobliżu jego klatki piersiowej.

Po kilku minutach ciszy, jego matka westchnęła, pochyliła się, by pocałować go w policzek. Później wstała, aby wyjść z pokoju

-Dobranoc- powiedziała i zamknęła drzwi.

Godziny mijały powoli, a Toby nie mógł przestać się miotać i przewracać z boku na bok. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, jego wyobraźnia zaczynała działać, słyszał pisk opon i krzyki jego siostry. Zrzucił kołdrę z pleców, zaciągnął poduszkę na twarz. Czuł jak jego klatka piersiowa szybko podnosi się i opada gdy oddychał płacząc. Słyszał swój żałosny szloch. Byłby wstanie krzyczeć i płakać jeszcze bardziej gdyby nie naciskał poduszką na twarz.

Po kilku sekundach zrzucił poduszkę z twarzy, usiadł zgarbiony trzymając się za głowę i oddychał ciężko ze łzami w oczach. Nie mógł przestać płakać. Starał się powstrzymać, lecz to nie pomagało, jęczał i skomlał chwiejąc się. Zanim wstał wziął oddech, obszedł łóżko dookoła by dostać się do okna i wyjrzał na zewnątrz, wziął parę głębokich oddechów, próbując się uspokoić. Przetarł oczy i spojrzał na kilka wysokich sosen po drugiej stronie ulicy.

Jego wzrok zatrzymał się nagle i powoli skierował się na coś stojącego pod latarnią. Usłyszał dzwonienie w uszach i nie mógł oderwać od tego wzroku. Postać stała w świetle latarni. Miała około 2 metrów i długie ramiona rozłożone na boki. Patrzyła się na niego nieistniejącymi oczyma. Tak, postać nie miała oczu ani nosa, jednak Toby był zahipnotyzowany tym spojrzeniem, pozornie pozwalając zaglądać do swojego wnętrza. Dzwonienie stawało się coraz głośniejsze i nasilało się z każdą sekundą. Nagle wszystko stało się czarne.

Następnego ranka Toby obudził się w swoim łóżku. Czuł się inaczej. Nie był ani trochę zmęczony i kiedy już całkowicie się obudził, czuł,jakby nie spał już z kilka godzin. Nie było myśli przepływających przez jego umysł. Wstał powoli i oparł się o ścianę, ale gdy stanął na nogi zakręciło mu się w głowie. Podparł się o drzwi i ostrożnie zszedł po schodach. Jego rodzice siedzieli już przy stole, jego ojciec był wpatrzony w mały telewizor stojący na blacie, a jego matka czytała gazetę. Szybko odwróciła się gdy poczuła obecność syna stojącego za nią.

- Dzień dobry śpiąca królewno, wyspałeś się?- Posłała mu niepewny uśmiech. Toby powoli spojrzał na zegarek i zauważył, że była 12:30

"Zrobiłam ci śniadanie, ale jest już zimne, miałam zamiar cię obudzić, ale czułam, że potrzebujesz snu", wyraz jej twarzy zmienił się z miłego na zmartwiony kiedy jej syn nie odezwał się.

"Wszystko w porządku?"

Toby podparł się o siedzenie ojca. Czuł się tak jakby nie miał panowania nad swoim ciałem. Wiedział co robi,ale jego mózg zdawał się nie rejestrować wszystkiego prawidłowo. Próbował sięgnąć dłonią ramię ojca, ten jednak odtrącił ją. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie i odsunął krzesło nogą.

"Nie dotykaj mnie, chłopcze!" Krzyknął.

Jego matka wstała, "Przestańcie! Kłótnia to ostatnia rzecz jaka jest nam potrzebna!"

Dni mijały, a rzeczy pozostawały takie jakie były. Connie spędzała większość czasu na sprzątaniu domu, a jej mąż spędzał większość czasu na zawracaniu jej głowy. Było tak jak przed wypadkiem.

Toby nigdy nie opuszczał pokoju. Siedział przy łóżku i drżał. Jego umysł próbował pojąć myśli zbyt szybkie i zmienne, by mógł je zapamiętać i zinterpretować. Chodził po swoim małym pokoju jak zwierzę w klatce lub gapił się przez okno. Niezdrowy cykl powtarzał się.

Kobieta nadal była pomiatana przez męża, była zbyt uległa, a chłopak pozostał w swoim pokoju.

Zanim zdążył pomyśleć dwa razy, zaczął gryźć ręce, rozrywać ciało palcami. Gryzł ręce dopóki nie zaczął krwawić. Kiedy jego matka weszła do pokoju i zastała go w takim stanie, zareagowała okropnie. Zbiegła z nim na parter i złapała za apteczkę, opatrując jego rany zapewniała, że go już nigdy nie opuści.

Toby odizolował się tak bardzo, że zaczął nienawidzić wszystkich naokoło. Pojawiły się także u niego problemy z pamięcią. Zaczęło się od nie pamiętania minut, godzin, dni i tak dalej. Zaczął mówić bzdury, gadał o rzeczach zupełnie nie związanych z rozmowami. Mógł przysiąść, ze widzi różne rzeczy, rekiny w zlewie podczas mycia naczyń, słyszał świerszcze w swojej poduszce i widział duchy zza okna jego sypialni. Przez to wylądował u konsultanta. Jego matka zrobiła się zbyt niespokojna o jego zdrowie psychiczne, zdecydowała, że byłoby dla niego dobrze porozmawiać ze specjalistą.

Connie weszła razem z Tobym do budynku, trzymając go pod ręką, prowadząc go do recepcji i zaczęła rozmawiać z recepcjonistką.

"Pani Rogers?" zapytała kobieta.

"Tak, to ja", Connie skinęła głową, "Jesteśmy tu, aby zobaczyć się z doktorem Oliverem, jestem tu z Toby'm Rogers'em"

"Tak, zaprowadzenia Państwa", kobieta wstała i poprowadziła ich w dół długim korytarzem. Toby spojrzał na obramowanie grafiki dołu hali i wsłuchał się w dźwięk obcasów uderzających o podłogę z drewna.

Kobieta otworzyła drzwi do pokoju ze stołem i dwoma krzesłami.

"Zaczekajcie tu chwilę, ja pójdę po lekarza", uśmiechnęła się trzymając drzwi otwarte.

Toby wszedł do pokoju i usiadł przy stole. Spojrzał na matkę, a następnie na drzwi powoli zamykające się za nim. Rozejrzał się po pokoju, podniósł mocno zabandażowane ręce i zaczął gryźć materiał, ale przerwał, gdy drzwi się otworzyły się i do pomieszczenia weszła młoda kobieta w czarnej koszulce, plamiastych jeansach i z jasnymi włosami, trzymając klip papierów i długopis.

"Toby?" Zapytała z uśmiechem.

Chłopak spojrzał na nią i skinął głową.

"Miło mi cię poznać, nazywam się doktor Oliver." Podała mu rękę, aby ją uściskał, ale niepewnie odsunęła ją, gdy zauważyła jego zabandażowane ręce. Uśmiechnęła się nerwowo, odchrząknęła i usiadła na krześle przy stole na przeciwko chłopaka.

"Więc zadam ci kilka pytań, postaraj się odpowiedzieć na nie tak szczerze jak tylko to możliwe, dobrze?" Położyła papiery na stole. Nastolatek powoli skinął głową i położył dłonie na kolanach.

"Ile masz lat, Toby?"

"17" odpowiedział cicho.

Zapisała to na dole papieru.

"Jakie jest twoje pełne nazwisko?"

"Toby Erin Rogers."

"Kiedy masz urodziny?"

"29 kwietnia"

"Twoja najbliższa rodzina?"Toby powstrzymał się na chwile zanim odpowiedział na jej pytanie: "Moja mama, mój tata, a on...M-Moja siostra..."

"Słyszałam o twojej siostrze... Bardzo mi przykro", z jej twarzy zszedł uśmiech zmieniając się w smutną minę.

"Czy pamiętasz, co działo się podczas katastrofy, Toby?"

Toby odwrócił się od niej. Jego umysł wyłączył się na chwilę. Spojrzał na swoje kolana, w otoczeniu usłyszał cichy dźwięk dzwonka. Jego oczy rozszerzyły się i zamarły na chwilę.

"Toby?" zapytała."Toby, słuchasz?"

Chłopak poczuł dreszcz przeszywający jego kręgosłup, aż zamarł ponownie i powoli spojrzał na małe okno w drzwiach, gdzie zobaczył go. Ciemna postać wpatrująca się w niego. Patrzył, oczy rozszerzyły się, dzwoniło coraz głośniej i głośniej, aż nagły głos doradcy złamał to.

"Toby!" krzyknęła kobieta.

Toby wzdrygnął się i opadł na bok krzesła.

Doktor Oliver wstała, przyciskając karty do piersi. Zaskoczona spojrzeniem w jego oczach.

Tej nocy Toby położył się na łóżku. Jego oczy oszołomione wpatrywały się prosto w sufit. Czuł jak zaczął zasypiać, kiedy usłyszał rozpraszające dźwięki z jego korytarza. Wyprostował się i spojrzał w kierunku drzwi, były szeroko otwarte. Poczuł uderzenie w twarz, jęknął i upadł.

Jego oddech był nieregularny, kiedy uderzył w ziemię i zaczął ciężko dyszeć, a jego oczy były szeroko otwarte. Odczekał chwilę zanim z powrotem stanął na nogi. Wyciągnął rękę i chwycił za klamkę drzwi jego zimną, zabandażowaną ręką i gdy otworzył je, zaskrzypiały. Spojrzał na ciemny korytarz i wyszedł z pokoju na palcach. Okno na końcu korytarza rozświetlało ciemność wpuszczając do środka niebieskie światło księżyca. Słyszał kroki i szelest wokół niego, i słaby chichot przecinany tupotem małych stóp, który brzmiał tak jakby jakieś dziecko przed nim uciekało. Na korytarzu był o wiele dłużej niż pamiętał. Wydawało by się, że bez końca... jadąc do domu ze szpitala. Usłyszał skrzypienie drzwi przed nim.

"Mamo?" Zawołał drżącym głosem.

Nagle drzwi zatrzasnęły się za nim, a on odwrócił się i skoczył. Za sobą usłyszał długi jęk, co brzmiało jak rechot dla jego prawego ucha. Odwrócił się tak szybko jak tylko mógł i stanął twarzą w twarz z nikim innym jak ze swoją nieżyjącą siostrą. Jej oczy, białe, skóra blada, a po prawej stronie szczęki tylko zwisające tkanki i mięśnie, szkło wystające z czoła, i czarna krew wyciekająca spod jej twarzy, jej blond włosy zaczesane do tyłu w koński ogon, jak to zawsze było, nosiła go ze swoim szarym t-shirtem i szortami, które noszą sportowcy, były brudne i poplamione krwią. Jej nogi były wygięte w sposób jaki nie powinny być. Wstała, robiąc dużo hałasu swoim rechotem, była tylko o cal z dala od twarzy Toby'ego.

Chłopak jęknął i upadł.

"Aww" zaczął się czołgać do tyłu, z dala od niej, nie był w stanie przełamać kontaktu wzrokowego z jej pustymi, martwymi oczami. Podciągnął się do tyłu, aż uderzył w coś.

Zatrzymał się na chwilę. wszystko było martwe, ciche, z wyjątkiem jego ciężkiego oddechu i płaczu. Powoli spojrzał na brunatną twarz ciemnej postaci, która stała nad nim. Z ciemnej masy wyłoniły się dzieci w wieku od 3 do 10 lat, ich oczy były całkowicie czarne i wyciekała z nich czarna krew.

Krzyknął i wstał tak szybko, jak tylko mógł by wyzwolić się od czarnych wąsów, które owijały się wokół jego kostki. Upadł prosto na brzuch, poczuł uderzenie w swoją pierś. Próbował krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie dźwięku. Sapał zanim to wszystko stało się czarne.

Toby obudził się nagle. Krzyczał na zewnątrz i usiadł tak szybko, jak mógł, zupełnie brakowało mu oddechu. Sapał i trzymał się za klatkę piersiową zabandażowaną ręką. To był tylko sen... Tylko sen... Położył się z powrotem na łóżku i przewrócił się na drugi bok. Czuł jak olbrzymia waga została zniesiona z jego klatki piersiowej, kiedy wziął głęboki oddech. Wstał i podszedł do okna. Nic nie widział. Nikogo tam nie było. Żadnych duchów. Nic.

Usłyszał szelest i kaszel ojca zza drzwi, które były zamknięte.

Podszedł i otworzył je. Patrząc na korytarz po raz kolejny. Poczłapał korytarzem do kuchni, gdzie zastał ojca stojącego w dymie w salonie.

Toby czekał długo i obserwował go za rogiem, zanim dziwne uczucie pieczenia pojawiło się głęboko w jego piersi.

Uczucie wrzenia oraz złość wzięła nad nim górę. Usłyszał małe wyimaginowane głosy w jego głowie.

"Zrób to, zrób to, zrób to", skandowały.

Odwrócił się i uniósł ręce. Czuł się tak jakby rzeczywiście miał kontrolę nad sobą, w przeciwieństwie do ostatnich kilku tygodni, odkąd wrócił do domu ze szpitala. Rzeczywiście miał władze nad myślami na zaledwie kilka chwil, zanim znów zostały zachmurzone przez intonowanie małych głosów w jego głowie.

"Zabij go. Nie było, nie ma go tam. Zabij go, zabij go", mówiły dalej. Toby zadrżał. Nie, nie zamierza tego zrobić. Czy on zwariował? Nie, nie będzie nikogo zabijać. Nie może. Nienawidził swojego ojca, ale nie aż tak, żeby go zabić.

To było to. Ostatnia myśl przed wpadnięcie w stan spoczynku po raz kolejny. Głosów w jego głowie było zbyt wiele. Zaczął podchodzić po cichu do jego ojca. Sięgnął do uchwytu na noże w kuchni i wyciągnął ten największy, który był używany kilka razy. Chwycił go pewnie. Czuł adrenalinę przepływająca przez jego klatkę piersiową. Zaczął się śmiać.

"Heh... heheh... hehehehehe! HAHAHAHAHA!" zaczął się śmiać tak bardzo, że musiał nabrać oddechu. Jego ojciec odwrócił się gwałtownie nim poczuł, jak ten przyciska go do podłogi.

"Co?", spojrzał na syna, który stał nad nim trzymając nóż kuchenny w ręce.

"Toby, co robisz!" Zdołał usiąść i wyciągnął rękę przed siebie w samoobronie, ale zanim to zrobił chłopakowi udało się złapać za jego szyję. Ojciec wyciągnął rękę i zablokował go chwytając za jego nadgarstek.

"Przestań! Zostaw mnie, ty mały skurwysynu!!" Krzyknął i rzucił się na niego z drugiej strony, ale ten nie zatrzymał się.

Spojrzał w oczy Toby'ego, nie był przy zdrowych zmysłach. Wyglądało to tak, jakby demon przejął nad nim kontrolę. Wrzasnął znowu i spróbował dźgnąć ojca w klatkę piersiową, jednak on zablokował go ponownie chwytając za jego nadgarstek. Spróbował po raz kolejny go powalić, ale Toby cofnął się i otrzymał silny cios w twarz, jednak chłopak wrócił się i rzucił nożem prosto w jego ramię. Jego ojciec krzyknął głośno i spróbował wyciągnąć nóż, ale zanim to zrobił, Toby uderzył go pięścią prosto w twarz.

Zaczął uderzać pięściami w jego głowę, śmiejąc się ze świszczącym oddechem. Jego kark drgnął i chwycił nóż wyrywając go z ramienia mężczyzny. Wbił ostrze głęboko w pierś ojca. Zadał wiele ciosów w jego tułów, więc krew rozbryzgiwała się coraz mocniej plamiąc wszystko dokoła. Nie zatrzymał się dopóki ciało ojca przestało się ruszać. Rzucił nóż na bok i pochylił się nad jego ciałem, kaszląc i dysząc. Wpatrywał się w jego twarz, aż poczuł skurcz, w końcu krzyk przerwał ciszę. Spojrzał w drugą stronę by zobaczyć jak jego matka stoi kilka metrów dalej, obejmując jej usta, a łzy wypływały z jej oczu.

"Toby" krzyknęła: "Dlaczego to zrobiłeś?!" krzyknęła ponownie.

"D-dlaczego?!" znów zawołała. Toby wstał i zaczął się wycofywać z krwawych zwłok ojca oraz z kuchni. Spojrzał jak krew moczy bandaże na dłoniach po czym spojrzał na matkę po raz ostatni, zanim odwrócił się i wybiegł z domu. Pobiegł do garażu i uderzył dłonią w panel na ścianie i wcisnął przycisk, aby otworzyć bramę garażową. Zanim wyszedł zabrał dwa topory ojca, które wisiały na wieszaku na narzędzia nad stołem pełnym słoików, wypełnionych po brzegi zardzewiałymi, starymi gwoździami i śrubami.

Jeden z toporów był nowy, miał jasny, pomarańczowy uchwyt i błyszczące ostrze, inny był szary z drewnianą rączką i starym, tępym ostrzem. Chwycił oba i spojrzał w dół na stół, jego oczy spotkały się z pudełkiem zapałek, a pod stołem stał czerwony zbiornik z benzyną. Trzymał oba topory w jednej ręce, a drugą chwycił zapałki i benzynę przed uruchomieniem drzwi garażu. Gdy zbliżył się do świateł ulicznych, widział okno swojej sypialni, usłyszał syreny policyjne w niedalekiej odległości.

Odwrócił się, a czerwone i niebieskie światła migotały w dole ulicy. Toby stał przez chwilę, zanim otworzył korek zbiornika benzyny i pobiegł drogą, rozlewając płyn po całej ulicy pod nim, on sam rzucił się do ucieczki w stronę drzew. Wylał ostatnią resztkę benzyny, zanim sięgnął do kieszeni i wyjął zapałkę. Przejechał nią po boku pudełka i natychmiast rzucił ją. W jednej chwili płomienie wybuchnęły wokół niego. Ogień złapał się drzew i krzewów wokół niego i zanim się zorientował, był całkowicie otoczony przez ogień. Sylwetki samochodów policyjnych, widoczne były przez płomienie, kiedy wycofywał się do lasu. Rozejrzał się, ale jego wzrok był zamazany, jego serce waliło i zamknął na chwilę oczy. To było to. To był koniec.

Toby poczuł dłoń na ramieniu. Otworzył oczy i spojrzał na dużą, białą dłoń z długimi palcami, opierającymi się o jego ramię. Poszedł wzrokiem za ramię, i zobaczył jak oddziela je jakaś gigantyczna, ciemna postać. Wydawało się, że ma na sobie ciemny, czarny garnitur, a jego twarz była zupełnie pusta. To górowało nad małą posturą Toby'ego i spojrzał na to. Wyciągnęły się z tego długie, cieniopodobne macki. Zanim chłopak to zauważył, pojawiło się niewyraźne spojrzenie i został otoczony przez dźwięk dzwonienie w uszach. Wszystko stało się puste.

To właśnie wtedy Toby Rogers zmarł, a powstał Ticci-Toby.

Connie siedziała w kuchni siostry. Jej siostra, Lori siedziała obok niej, popijając kawę z filiżanki.

Około trzech tygodni temu, Connie straciła męża, i jej syna, a kilka tygodni wcześniej straciła córkę w wypadku samochodowym. Od tego czasu zamieszkała z siostrą. Policja właśnie skończyła sprzątanie po historii, która wydarzyła się dwa tygodnie temu.

Lori włączyła telewizor na programie z wiadomościami, gdzie wyświetlano nowy nagłówek:

"Mamy szokujące wieści! Ostatnia noc nie obeszła się bez zgłoszenia zabójstwa 4 osób. Nie ma jeszcze podejrzanych, ale ofiary to grupa młodzieży szkoły średniej, którzy byli w lesie późno w nocy. Młodzież została "pobita" i zasztyletowana. Na miejscu zbrodni śledczy odnaleźli broń, którą wydaje się być stare, typowe ostrze toporka, jak widać na zdjęciu. Śledczy poznali nazwisko ewentualnego podejrzanego którym jest Toby Rogers, 17-letni chłopak, który kilka tygodni temu zadźgał swojego ojca i próbował zatuszować ucieczkę, wszczynając ogień na ulicy i obszarze wokół sąsiedztwa. Mimo tego, że nie wiadomo czy chłopak zginął w pożarze, śledczy podejrzewają, że Rogers może jeszcze żyć, ze względu na fakt, iż jego ciało nie zostało odnalezione".

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Opowiadanie super, ten motyw ze slenderem, ale bez nazywania go spoko i ta " transformacjia" chłopca. Jedyne na co można narzekać to średnie dialogi. Ale ogólnie zajebiste.
Odpowiedz
Sam motyw bardzo mi się podoba...ale widzę, że autor ma małe problemy z dialogami...bo jakby nie patrzeć jest to bardzo ciężka fuszerka. Nie wiem czy odgrywają one jakąś ważną rolę w historiach tego typu...ale wg mnie przydałoby się je trochę poprawić. Sama historia jak już mówiłem, bardzo mi się podoba. Zastnawia mnie jednak...dlaczego ten młody chłopaka zaczął zabijać. Wpłynęła na to jakaś jego choroba, czy może po prostu to jak ten jego Ojciec go traktował. Czy bohater jeszcze powróci?
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje