Historia

Przeklęty i Ćma

nieprawicz 1 6 lat temu 911 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Przeklęty i Ćma

Matthew przetarł oczy. Siedział przy ognisku, przed swoją małą letniskową chatką skrytą w głębi lasu, gdzieś na obrzeżach stanu Missisipi. Jego głowę niemal rozsadzał niemożliwy do opisania ból. Miał już tego dość. Kolejna kropla krwi wypłynęła z jego ucha wprost na przytykane do niego opuszki palców. Zawsze tak było. Zawsze o dwudziestej. Punktualnie. Nie wcześniej ani nie później. Jego umysł spowijał istny mętlik. Wpatrywał się w buchający, pomarańczowy ogień który rozgrzewał jego rozdygotane jak w gorączce ciało. Był opatulony w koc, zaś rozstawione terenowe krzesło rybackie snadnie układało jego posturę do pozycji niemalże embrionalnej. Pił już szóstą szklankę z rozpuszczoną podwójną dawką aspiryny. Jak zwykle nie przynosiła efektu. Uczucie zimna nadal było obecne pomimo stosunkowo ciepłej pory roku. Młodociany mężczyzna przeklinał w duchu ostatnie miesiące swojego życia. Zerwał ze swoją dziewczyną, stracił dobrze płatną pracę i jakoby jeszcze tego było mało, jego stan zdrowotny uległ pogorszeniu. Jego niemożliwa do zdiagnozowania przez lekarzy choroba zawsze pojawiała się pod wieczór i trwała aż do wschodu słońca. Czuł jednak iż tym razem tego nie przetrwa. Jego lepiące się od snu powieki odsłaniały w wątłym blasku światła poczerwieniałe, przekrwione oczy. Nic nie mogło odroczyć bluźnierstwa, straszliwej klątwy, która skaziła jego jestestwo aż do samych trzewi.

-Khe...he... he...he... -śmiertelnik usłyszał ochrypły, szkaradny głos, który pasował bardziej do tego spotykanego u wszelkich rodzaju wiedźm z filmów grozy, niżeli do głosu mężczyzny. A może był to jakiś dziki zwierz...Człowiek otworzył oczy i wzdrygnął się na postać stojącą po drugiej stronie ogniska. Była niewielka, wręcz karłowata, szpetna i bez wątpienia groteskowa. Jej niewielka, niespełna metrowa postura charakteryzowała się niemożebnym wychudzeniem, tyczkowatą formą, w której na pierwszy plan wyłaniały się długie ramiona sięgające niemalże do stawów kolanowych. Znaczna głowa poczwary obleczona krótkimi utytłanymi zapewne w żelu, czarnymi jak smoła włosami, spływały jej na bok pod postacią niewielkiej rozczapierzonej grzywki. Zaś mimika twarzy prócz bladej cery, szerokiej paszczy najeżonej iglastymi zębami oraz pary zielonkawych niemalże kocich oczu migoczących żywym blaskiem w poświacie płomieni ogniska, wyrażała bestialskie zadowolenie.

-Kiepsko wyglądasz chłopie. -stwierdziła maszkara rozsiadając się wygodnie po drugiej stronie paleniska. Jej ubranie było niewątpliwie specyficzne a najlepszym jego elementem była skórzana czarna krótka z niewielkim uzupełnieniem w postaci czerwonej chusty zawiązanej na lewym ramieniu.

-Hmm...kiepsko...kiepsko...dogorywasz niczym chrust który już ci się poczyna kończyć...

To mówiąc dorzuciła podwójną dawkę opału by płomień tym żywiej zagościł w kamiennym kręgu.

-Kim jesteś...-wykrztusił Matthew sięgając za siedzenie w poszukiwaniu rozbitej butelki piwa, w końcu uchwycił szyjkę rozbitej butelki

-Odłóż to chłopczyku. Mamy czas, możemy porozmawiać nim twa historia dobiegnie końca...-to mówiąc postać wyciągnęła zza siebie dość sporych rozmiarów, łukowato wygięty nóż jakiego używały rdzenne ludy Nepalu.- Nie karz kronikarzom pisać kolejnej sceny Marsjasza.

Słuchający powoli rozluźnił uścisk ręki i powoli położył schowaną dłoń przed sobą.

-Czego chcesz? -spytał zaś widząc obskurny uśmiech istoty zacisnął ręce.

-Widzisz człowieczku, sęk w tym że nie jest ważne czego ja chcę. Tylko czego ty, chcesz. Długo już powtarzam ten sam cykl, raz za razem...dlatego znudziwszy się kolejnym umierającym w moich sidłach piskorzem postanowiłam się pokazać...czuj się zaszczycony. -mężczyzna nie wiedział co odpowiedzieć. Dopiero teraz zauważył iż jarzmo choroby które do tej pory tak go trawiło znacznie zelżało. Jego czoło nie było już rozpalone a z ucha przestała lecieć krew.

-To ty to robiłaś. Przez cały czas...

-Brawo! -odparła uradowana Rozmówczyni- powoli zaczynasz myśleć. Powoli ale z rezultatem.

-Czemu...

-Taka moja praca. -odparła groteskowa postać lapidarnie- Nie narzekam. Dobrze płatna.

To mówiąc poczwara przejechała szpiczastym językiem na kształt grotu po ustach po czym klasnęła w dłonie aż echo zakołatało się pośród koron bujnych drzew smaganych leniwie wiatrem.

-Więc...na pewno masz parę innych bardziej przemyślanych pytań. Pytaj o co chcesz, masz czas do rana, konkretniej...nim wzejdzie słońce ponad linię horyzontu. Nie mniej ani nie więcej.

Mężczyzna spojrzał w głąb ogniska. Jego domysły stały się aż zbyt oczywiste:

-Więc jesteś diabłem, tak. Dosyć mały masz wzrost. Spodziewałem się co najmniej dwu metrowego minotaura. -postać stłumiła śmiech przytrzymując usta jedną ręką.

-Ahh...grecy...zawsze mieli dziwne pojmowanie rzeczywistości. Z tym diabłem to też średnio trafiłeś. Jestem pospolitym demonem. Nie po drodze mi nigdzie wyżej.

-Świetnie. Więc nie rozmawiam z dozorcą tylko ze sprzątaczką. –na te słowa, wyraz na twarzy istoty zrzedł, co mogło dowodzić jedynie racji ze strony Rozmówcy.

-A co ty sobie myślisz, czarna kurwo. Że gdy cię zwalniali to dyrektor banku specjalnie do Ciebie przyszedł ze złotą kopertą i zamienił słowo?

-Byłoby miło.

-Khe he he...żartowniś z Ciebie. Jarzmo z gęby i już mi idzie w pięty...-mówiąc to rozmówczyni sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki wyjmując paczkę papierosów i nachylając się nad ogniskiem zapaliła papierosa. -ffffuuu....no...coś chcesz mi jeszcze powiedzieć?

-Jak masz na imię?

-uuuu...Matthew...nie...nie będziemy się tak bawić. Poznać moje imię jest jak znaleźć klucz do drzwi wyjściowych z pułapki. Wymyśl coś innego.

-Czyli istnieje sposób by cię okpić, co?

-A jakże. Kombinuj dalej kolego. Może mnie jakoś zagniesz. Może nie...

-Trudno bez podpowiedzi.

-Cóż mojego pierwszego imienia nie poznasz bo też ci się do niczego nie przyda, a wierz mi. Mam ich parę.

-zatem...

-ćma lub pora.

W głowie śmiertelnika nastąpiło zwątpienie. Pierwsza podpowiedź nic mu nie mówiła.

-A jakaś druga podpowiedź?

-Nie dostaniesz drugiej szansy. Podobnie jak Ona nie dała ci drugiej.

Twarz mężczyzny spoważniała. Przełknął ślinę zaś jego myśli ukazały mu obraz jego dziewczyny. Namolnej palaczki lekkiego ziela, z którą w ostatnim czasie w ogóle się nie układało. W momencie gdy go rzuciła, wszystko się zaczęło.

-Więc to Kate, tak? Rzuciła na mnie urok czy jakieś vodooo.

-No...klątwę rzuciła na Ciebie kobieta. Sam jednak nie jesteś bez skazy, co nie?

-Niewątpliwie. Czyli cierpię przez nią...bo tak chce. Co za Kurwa...

Demon nic nie odpowiedział. Wyciągnął jedynie z pniaka nóż i przejechał swoimi zakrzywionymi szponami po płaskiej powierzchni głowni.

-Zgaduj imię, albo...

-Albo.

-Albo zrób to co Ona zrobiła tobie.

-Jak?

-Daj mi swoją dłoń i powiedz zaledwie imię osoby, którą chcesz by by zginęła w ten sam sposób co ty. Oczywiście zajmie to tyle samo czasu ale efekt gwarantowany.

Matthew zmarł w przerażeniu. Jego szkliste oczy zajęły się łzami. Bulgocząca gorycz i frustracja w końcu wydobyła się z jego gardzieli. Zdesperowana ofiara powiedziała niemalże ostatkiem swoich mizernych sił: Chcę-ę...by Kate zginęła...

Palec poczwary zatopił się w ręce śmiertelnika. Niewielka dawka krwi spoczęła na ostrzu broni formując nienaturalny, szkaradny kształt na wzór szpetnych glifów spisanych na mezopotamskiej glinie bluźnierczej przeszłości. Kreatura uśmiechnęła się szyderczo:

-Ty naprawdę szczerze jej nienawidzisz. No cóż, masz załatwione. Mimo, że nie ona to zrobiła.

Oszukany człowiek poderwał się i przewrócił niemalże w miejscu. Był na tyle słaby iż ledwo był w stanie utrzymać się na kolanach. Z niedowierzaniem patrzył na twarz demona który przybrał obojętną, nieco pogardliwą postawę.

-Sama Tobie powiedziałam, że "nie jesteś bez skazy". Przypomnij sobie kogo prócz niej pukałeś pod prysznicem.

-Nie...nie...nie...ni-e...

-Tak. Tak. Cepie. Ewelinka. Cicha, niewinna, małomówna, podstępna, dwulicowa, wyrachowana, zakłamana Ewelin. Nie znosząca odrzucenia Ewelin. Pragnąca Cię całym ciałem i uczuciem.

-Kłamiesz...nie zrobiłaby tego...

-Ale to ty obudziłeś się w jej pokoju z plamką krwi na czole. -uśmiechnęła się szyderczo poczwara- Któż by mógł ją tam zostawić? Przecież miała wtedy "bezproblemowe dni niepłodne".

-Oszukałaś...

-A czego się spodziewałeś biurokrato?

-Jak ją zabić? Powiedz mi jak ją mogę zabić?

-Ewelin mogę dopisać do rachunku. -odpowiedział demon dopisując na powierzchni noża, ubrudzonym w posoce paznokciem, niewielki człon symboli do już istniejącego zapisu.

-To wszystko?

-Hej...mnie tam rybka kogo poślesz ze sobą do Tartaru. Im więcej zleceń tym lepiej dla mnie.

Podsumowała poczwara. Obróciła głowę spoglądając na wnoszącą się tarczę słońca. Upodlony Helios wznosił nad nieboskłon swoją krwawą, złowróżbną łunę. Matthew upadł na ziemię. Krew obficie sączyła się z jego nozdrzy i uszu. Wkrótce jego życie bezpowrotnie uszło do krainy w której każdy pożegnał się już z nadzieją.

-Nie bój nic, żałosny głupcze. Wykonam za Ciebie część, którą sam powinieneś wykonać. W końcu ma twoją pełną wolę i pozwolenie na to. Ewelin i Kate będą umierać długo, każdej nocy, po trochu...aż pójdą w twoje ślady i przepadną w bezkresnej gardzieli Szeolu. Strawione, samotne, odesłane w niebyt.

To mówiąc zniknęła pośród zarośli, przepadając niczym kamień w wodę. Ironią jednak było to iż biurokrata i niedoszły student prawa którego wywalono na drugim roku nie zdołał odgadnąć Jej imienia, które w łacińskim mianie przybiera kilka znaczeń. Jest nim mianowicie "ćma, noc, mrok"; wszystkie te znaczenia zawarte w jednym spójnym słowie: "Tenebrae".

[The End]

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Fajny pomysł i nie najgorsze wykonanie. MoglbyMwedług mnie dłużej z nim pogadać, bo coś szybko noc minęła, ale bardzo fajne.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje