Historia

Taśma Zabrodzkiego

nieprawicz 0 6 lat temu 1 194 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Na zewnątrz jak zwykle śnieg stopniał tworząc nieprzyjemną muldę, istny błotny sorbet pośród którego ostatki zamarzniętych kałuż pamiętających przymrozki przyprawiają o nagły napad bólu i kurwicy. JA zaś podziwiałem ich zmagania z leniwym żywiołem zza ścian swojego mieszkania. Małej klitki studenckiej, której nie powstydziłby się sam Roskolnikow.

Obmierzły pokój z odklejającą się chropowatą tapetą, bulgoczący grzejnik elektryczny przepełniony wodą ponad dopuszczalne granice specjalnie na na rundę paru dużych kolejek kawy i pierdolone myszy, które non stop obgryzały folię śmietnika. NA szczęście ogrzewanie działało bez zarzutów. Jedyna dobra rzecz od skręcającej się w mrokach zakamarków mojej jaźni poczwary która kluje się wije i wyżera moje wnętrze niczym zachłanna wylęgarnia larw. Rozdziera jestestwo pochłaniając wszelkie drogie mi rzeczy, będąc nieczuła na cokolwiek co mogłoby jej zaszkodzić. Narastający, zapętlony ból który słabnie jedynie w przypadku kolejnego zastrzyku kofeiny jest jedynym chwilowym wybawieniem, który opóźnia to co nieuniknione.

Z perspektywy umierającego świat wydaje się już nie tyle żałosny co przesiąknięty chorobliwie nieżyczliwą człowiekowi czarną komedią, w której wisielczy humor jest aż nazbyt dosadnym eufemizmem. Zaś ja...hmm...Ja mam jeszcze trochę czasu nim postradam do reszty swoje zmysły. Nie czujcie się przez to wyróżnieni, bynajmniej nie do was kieruję ów testament.

Powiedzmy...że jest to spowiedź tragicznego durnia który warzył się spojrzeć dalej niżeli jego percepcja winna sięgnąć.

A wszystko zaczęło się niewinnie, wręcz standardowo i trywialnie. Od kobiety o nieziemsko ciemnych oczach których granice wyznaczone przez okrąg tęczówki w niczym nie ustępują horyzontowi zdarzeń pochłaniającemu w swą czeluść zastępy plazmy i gwiezdnej materii wymieszanej z pyłem z którego formują się spasłe olbrzymy i spalone jałowiem księżyce. Jej krucze krótko przycięte włosy i azjatyckie rysy twarzy wraz z nieprzyzwoicie bladym pigmentem skóry, czyniły z Niej nie małą osobliwość.

Nietypową zarówno w kwestii wyglądu jak i nieprzeciętnego intelektu. A poznaliśmy się w równie banalnym miejscu. W najbardziej typowej restauracji makaronu jakim jest Pikkolo, w zasadzie tylko dlatego że brakowało miejsc siedzących a pierdolony traf tak zrządził. W sumie to powinienem być wdzięczny. Konać z rąk niewiasty która tylko tym różni się od zjawy iż ma ciepłe w dotyku ręce. Mimo swej drobnej postaci. HE he...prawdziwy potwór pośród żywych, który bezczelnie śmieje się

w oczy ludziom, ni to szczerze ni to z przekorą, jakoby mimowolnie postanowił szydzić z naszej naiwności...empatii...miłości...

Uczucia, które ponoć nie istnieje. A przynajmniej nie Tutaj. Uczucie to nie ma szans być dłużej prawdziwe: "bo stało się przesadną kurtuazerią, swoistą etykietą, którą zawiązujesz gdy cię na to stać" jak Ona to ujęła. Trudno się częściowo nie zgodzić. Jest w tym pewna doza racji. Ah...świst w lewym uchu, tak dalece nieznośny i uciążliwy. Kawa już zdążyła ostygnąć, stała się zimną i mętną lurą którą można pić tylko z tego powodu że jest w niej odpowiednio dużo rozpuszczonego cukru a kawa jest rozpuszczalna. Heh...eeek...jebany ból, świdruje i nie daje spokoju. Zapowiada się długa noc a jest dopiero 23-cia. O tej porze zwykłem myśleć tuż przed snem gdzie zmierzam. Zawalone studia z Leśnictwa, zdana od biedy policealka na kierunku dla Masażystów i Terapeutów którym płacą grosze i nowo rozpoczęte studia z zakresu technologii drewna. Niemal żal mi było prosić starych o kolejny zastrzyk gotówki, zastrzyku liczb który rozświetliłby oczy niejednego obszczymura czy rzezimieszka. Czułem się podle i miałem ku temu powody. Jednak nic nie może się dla mnie równać z momentem kiedy spojrzałem w zmęczone oczy mojego Ojca. Zapadnięte, spracowane oczy mówiące w moim kierunku jedno słowo: Niewypał.

-Mój syn to niewypał.

Tak by brzmiała jego kwestia. Zdanie do szpiku kości prawdziwe i niezaprzeczalne. Nie myślałbym na jego miejscu inaczej. Jestem niewypałem. Nie dlatego że nie doskoczyłem do jego oczekiwań. Nie...dlatego że jestem zwykłym śmieciem. O tak, mało który gównozjad wykazuje się samokrytyką godną pobożnego cieśli. Ja się nią mam zaszczyt chwalić tylko dlatego że nie mam już nic do stracenia. W swym marnym życiu zdążyłem złamać serca 3 kobiet z których każda mogłaby być tą jedną i jedyną. Moglibyśmy się hajtnąć choćby nieoficjalnie, zestarzeć zapominając o niewytłumaczalnie czarnych myślach i chwilach, które toczyły nasze istnienia z chwilą wmaszerowania do publicznej szkoły. Istnego syfu z którym każdy młody obszczymur musi sobie poradzić albo powiesić się na gumowej skakance. Jak mój wierny przydupas Krzysiek. He he...nikt go nie namawiał w wieku 12 lat. Jakieś wyrośnięte chłystki go w kiblu podtopiły...a ja...a ja patrząc na to z ukrycia ani myślałem o tym komukolwiek powiedzieć. O mało się wtedy nie zeszczałem ze strachu w gacie. W końcu to jak wygląda potwór nie jest straszne najbardziej. Tylko to co jest w stanie ci zrobić. Wybaczcie...zebrało mi się na sentymenty. Umysł mi się już mąci i tracę istotny wątek.

Co ja to miałem...Aaaaa...o czarnowłosej miałem opowiadać. Cóż...była inna niż wszystkie. Jedne niemożliwie naiwne, drugie oschłe i niedostępne a jeszcze inne pogodne do tego stopnia iż mogłyby cię utopić w słowotoku który gdyby był materią niewiele by się różnił od zaprawy murarskiej w jakiej zwykło się formować betonowe buciki w których utoniesz w głębokiej rzece lub morzu z poderżniętym gardłem i przekłutymi płucami. Piękny Sycylijski zwyczaj. Ale wróćmy do samej Agaty, bo tak się nazywała. Jako jedna z nielicznych osobników płci pięknej miała tendencję do bawienia się, mamienia gierkami słownymi swoistego durnia, którego poprawnie należałoby nazwać amantem. Ani trochę nie okazywała jakiegokolwiek zainteresowania dialogiem ze mną a jednak ciągnęła mnie za język na tyle skutecznie że być może wyciągnęłaby ode mnie pin do mojego konta. Ja zaś zauroczony niczym naturszczyk na pierwszej randce dałem się porwać nurtowi rozmowy przepominając czas i obowiązki jakie jeszcze miałem w zanadrzu. Pomimo owej hipnozy nietrudno było zgadnąć iż mam do czynienia z kimś o podobnym podejściu do życia. Przynajmniej w ogólnym rozrachunku rzeczy.

W końcu wyjawiła mi, że prowadzi jakiś prywatny biznes w okolicy. Swoista rodzinną firmę która utrzymuje się na rynku od pokoleń i że chętnie by mnie zatrudniła "jeżeli nie mam nic przeciwko". Z uwagi że kulałem z kasą a tak miałbym chociaż na swoje drewniane studia zgodziłem się. Oferta jak na studenta była całkiem lukratywna no ale nie wypada rozmawiać o pieniądzach gdy nie wiadomo kto słucha...czyż nie?

Co miałem robić? Powiedzmy, że parę prac społecznych połączonych z papierologią. Zdąrzyłem przy okazji zwiedzić nawet Poznańskie kanały o których to wolałbym się nie wypowiadać. Fantazja króla Salomona nie zdołałaby opisać na jakie diabelskie dziwmy można tam się natknąć i nie mam tu na myśli ani pomyji ani fekaliów, które od prawieków spływają tamtymi plugawymi meandrami. Niemniej jednak Antykwariat miałby sposobność wystawić niemały relikt wykraczający swym istnieniem czasy pierwszych Piastów. Ale co ja tam wiem. Kurwa....kurwa....kurrr....

Musicie mi wybaczyć. Świst jest dość dokuczliwy, lewe ucho już dawno przestało słyszeć. Jedynie czyję coś na kształt chrobotu i.....śszszsss...boli to pewne. Cholerstwo daje się we znaki. Jebane larwy. Cóż, to nieuleczalne. Korzystając z okazji dodam nieco vódki do nowego gorącego kubka pysznej, gorzkiej i czarnej jak serce tej suki, kawy...Ha ha ha! Niewątpliwie nie jestem lepszy...Niewątpliwie.

Pewnie zastanawiacie się skąd rodzą się tacy jak ja, co? W sumie to chuj was to obchodzi. Was zawsze mało rzeczy obchodzi dopóki wam samym nie dzieje się krzywda. Wtedy wzywacie wymoczkowatego Boga, który jest w słuchaniu waszych próśb równie zaangażowany co w słuchaniu waszych jęczących głosów gdy dochodzicie ostatkami swojego jebanego libido nad krawędzią zlewu.

Ot, jak bardzo interesujecie swojego domniemanego stwórcę. Nie liczycie się u niego nie więcej niż to co na co dzień wydalacie a ja zaklepałem sobie ten przywilej, że nie przeszkadzam wszechwiedzącemu sprawcy waszej chuci.

O...już widzę te groźne miny. To zniesmaczenie i słowne zaprzeczenie waszych porytych fantazji przy których wypadam, nie chwaląc się na całkiem zdrowego człowieka. Ekhe...ekhe...Co ja to miałem wam opowiedzieć. Ah...no tak.

Relikt przeszłości. Pradawna lektura o nazwie prawdziwego łamacza językowego, skryta w zapomnianych katakumbach niechybnej stolicy Wielkopolski. Nie sprawiaj wrażenia wiekowej a mimo to jest nadal nietypowa. Papier dość gruby i gęsty kryje na swoich licach zawiłe piktogramy opisane zawiłymi znakami jakich nie uświadczysz nawet w mezopotamskim piśmie klinowym. Szkaradne ryciny zapewne opisujące makabryczne rytuały i jeszcze bardziej obskurne, niewytłumaczalne rzeczy w jakie wierzyli starożytni. I może również, i ja bym pluł śmiejąc się w duchu z tego zabobonnego antyku gdyby nie fakt że to co z niego wydobyłem teraz mnie trawi...Khe... khe...Nigdy nie myślałem że próba czytania zapomnianego pisma może komukolwiek zaszkodzić. A jednak. Są na tym świecie dziwy jakich nie spłodziłby cały zastęp filozofów jarający konopie. Rzeczy tak złowrogie nawet najbardziej zwyrodnionej naturze ludzkiej że blednie ona pod wpływem okrucieństwa i nieopisanego terroru

do którego są zdolni Ci z Zewnątrz. A teraz pytanie. Skoro Bóg nie istnieje a Diabeł owszem...komu oddaje cześć Diabeł?

Hm...? Myślę że odpowiedź jest teraz tak trywialne że wręcz ciśnie się wam na usta. Też byłem zaskoczony. Ekhe...ekh...

Strzerzcie się ludziki...szaleństwo to najlżejsza kar...chrrrr....chhrrrra ara...jaka może spotkać...spotkać...Mnieee...was. Księga Szaleńców...maaam ją...jej wersy...żrą mnie od wewnątrz...Ohyno...Ohynom....igra tes ralwata....

***

Krzysztofa Zabrodzkiego znaleziono w swoim wynajmowanym mieszkaniu na ul. Kościelnej. Jednej z wielu licznych i ruchliwych ulic Poznania. Policja nie znalazła niczego poza rzeczami osobistymi. Paro godzinne nagranie w którym Zabrodzki streszczał swój testament nim wyzioną ducha zostało skonfiskowane i włączone w wątły poczet dowodów. Nie ustalono tożsamości kobiety, o której wspominał Krzysztof. Nie wiadomo też gdzie konkretnie w ciągu miesiąca przebywał Zabrodzki regularnie opuszczając zajęcia i kolokwia. Oględziny zwłok wykazały iż uszy wewnętrzne ofiary jak i pewne części mózgu uległy raptownemu rozkładowi. Nie sposób ustalić jednak przyczyny tego zjawiska zwarzywszy iż nie ma znaleziono żadnych śladów użycia ostrych narzędzi, chemikaliów czy obecności jakichkolwiek pasożytów mogących naruszyć tkankę ludzką. Przyczyną zgonu okazał się jednak wylew krwi do mózgu i co dziwniejsze połączony z zawałem serca na skutek wysokiej dawki stresu w jakim znajdowała się ofiara. Brak śladów szamotaniny, brak śladów zatrucia, stężenie alkoholu we krwi zapewne nie przekraczało jednego promila zwarzywszy na znikomą ilość trunku jaką Zabrodzki dosypał sobie do kawy. Ostatnie chwile z nagrań jego na podręcznym dyktafonie wskazują na stopniową utratę świadomości. Po ostatniej nieodszyfrowanej linijce słownej mającej zapewne związek z "larwą" lub "larwami", ofiara traci przytomność a taśma nagrywa jeszcze przez dwie i pół godziny. Śledztwo trwa ale z braku poszlak i jakichkolwiek osób postronnych które mogłyby rzucić nowe światło na sprawę, dochodzenie zostanie niechybnie zawieszone.

[The End]

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje