Historia

Jestestwo

Użytkownik usunięty 1 6 lat temu 728 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Zimny wiatr uderzał o moją twarz, zalewając całe ciało lodowatym dreszczem. Zmęczony i zziębnięty wracałem po naprawdę ciężkim dniu do swojego domu. Po mojej głowie krążyła tylko chęć uwalenia się na kanapie przed telewizorem i zjedzenia czegoś ciepłego. Niestety przez intensywne opady śniegu komunikacja miejska przestała działać, w związku z czym musiałem wracać na nogach. Po piętnastu minutach przeklinania cholernej pogody wreszcie stanąłem przed drzwiami mojego domu. Kiedy przekręciłem kluczyk, okazało się, iż były one otwarte. Niepewnie pchnąłem drzwi do środka. Ostrożnie podniosłem parasolkę leżącą koło wieszaka przy drzwiach. Salon był całkowicie przekopany. Wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Moje serce biło coraz szybciej, kiedy usłyszałem, jak ktoś wbiega na schody prowadzące na piętro. W przypływie coraz bardziej wypełniającej mnie paniki, pobiegłem do kuchni po nóż. Niestety nie było ani jednego. Z otępienia bezradności zbudziły mnie kroki, świadczące o tym, że ktoś jest na górze. Przerażony wybiegłem z domu i zadzwoniłem po policję. Cały czas pilnowałem by znajdujący się w środku włamywacz, nie zdołał uciec z mojego domu. Prawdziwy strach zalał mnie dopiero kiedy po dokładnych oględzinach przeprowadzonych przez policjantów, dowiedziałem się, że w środku nikogo nie ma.

Wieczór spędziłem na dokładnym sprzątaniu niesamowitego bałaganu, który panował w salonie. Chociaż nic nie zginęło, byłem przerażony. Jestem pewien, że słyszałem wtedy kogoś na piętrze. Ten ktoś nie miał możliwości ucieczki. Kolejną kwestią był brak noży w mojej kuchni. Policjanci już tego nie skomentowali. Zebrałem w sobie odwagę i po ponownym wzięciu w rękę parasolki, udałem się na piętro.

Ostrożnie wszedłem po schodach i bacznie się rozglądając, sprawdziłem każde pomieszczenie. Nikogo tam nie było. Świadomość ta mnie bardzo mocno uspokoiła. Odgłosy, które wtedy usłyszałem, musiały mi się zwyczajnie przesłyszeć. Przypuszczałem, że było to związane ze zmęczeniem, które mnie ogarniało. Ze spokojem postanowiłem położyć się spać. Po trudach i wielu emocjach z tym dniem związanych, padłem na łóżko jak zabity.

***

Ciemność przede mną poczęła formować się w postać przypominającą człowieka. Dźwięki wokół mnie zaczęły zanikać, by po chwili wybuchnąć gdzieś w oddali z lekko stłumionym echem. Postać zmierzała w moim kierunku. Nie mogłem się ruszyć, ponieważ coś trzymało mnie za nogi z wyraźnym uciskiem. Kiedy postać stanęła przede mną, i tak nie mogłem zrozumieć kształtów jej twarzy. Po chwili wyciągnęła do mnie swe długie szponiaste ręce i położyła je na mej głowie… by po chwili z dużym naciskiem ją zmiażdżyć.

***

Wtedy się przebudziłem. Cały zalany potem. Robiłem wszystko by się uspokoić. Kiedy dotarło do mnie, że to, co się wydarzyło było tylko koszmarem, poszedłem do łazienki obmyć twarz. Gdy pochyliłem się nad zlewem poczułem coś bardzo dziwnego. Miałem wrażenie jak gdyby ktoś stale się we mnie wpatrywał, dokładnie obserwując każdy mój krok. Uczucie to z każdą chwilą nabierało na sile, sprawiając, iż cały się trząsłem. Zdenerwowany odwróciłem się za siebie. Jak łatwo można się domyślić, nikogo tam nie było. Gdy odwróciłem głowę w kierunku lustra, ogarnął mnie przerażający strach i niemoc, jaką trudno sobie wyobrazić. Chciałem stamtąd uciec, lecz nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Odbicie w lustrze nie wykonywało moich ruchów. Patrzyło się na mnie z lekko przymkniętym prawym okiem. Grymas na twarzy przypominał lekki uśmiech zawierający w sobie coś nadzwyczajnie nienaturalnego. Kiedy wyciągnąłem rękę w kierunku lustra, coś, co próbowało mnie w nim naśladować, zrobiło dokładnie to samo. Nagle lustro pękło, rozlatując się na dziesiątki małych elementów. Wybiegłem z łazienki i zamknąłem się w swojej sypialni. Nie wiedziałem co mam robić. Strach całkowicie uniemożliwiał podejmowanie jakichkolwiek logicznych decyzji. Sytuacji nie poprawiały kroki, które słyszałem na schodach. Moje serce waliło jak oszalałe. Wszystko wokół mnie wydawało się złowrogie i niebezpieczne. Z każdym kolejnym krokiem, ktoś był coraz bliżej drzwi do mojej sypialni. Począłem modlić się, by wszystko to, co się wokół mnie dzieje, było jedynie zwykłym sennym koszmarem. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wtedy też dostrzegłem coś na ścianie. Z początku sądziłem, że to jakaś gruba nić, lecz po chwili zorientowałem się, iż ściana krwawi. Posoka ciągnęła się wzdłuż ściany i rozpoczynała w miejscu, gdzie wisiało zdjęcie mojej zmarłej niedawno żony. Emocje, które we mnie nabrzmiewały, w końcu osiągnęły poziom krytyczny. Obraz przed moimi oczami zaczął zlewać się w jedną, wielką szarą plamę. Upadłem na kolana. W tym samym momencie drzwi do sypialni otwarły się z ogromną siłą i…

… i nagle wszystko ustało.

Wypełnił mnie głęboki spokój. Coś zbiegło po schodach. Drzwi od sypialni powoli, same się domknęły. Lecz to dopiero był początek.

Tamtej nocy już nie odważyłem się zasnąć. Podobnie jak przez trzy kolejne. Bałem się chociaż na chwilę zamknąć oczy. Robiłem wszystko byle tylko nie pójść spać. Każdy z tych dni sprawiał wrażenie jakby czas przyspieszał. Nie pamiętam wielu rzeczy, które wtedy wykonywałem. Wziąłem wówczas wolne w pracy aby się uspokoić i w miarę doprowadzić jakoś do porządku. Lęk jednak nie ustawał. Bez snu świat zdawał się zdecydowanie lepszy. Miałem wszystko pod kontrolą. W razie jakiegokolwiek zagrożenia, mogłem szybko zareagować. Tak mi się wtedy zdawało.

Choć kroki ustały, uczucie niepokoju stale się we mnie utrzymywało. Przez te parę dni, przestałem się czuć sobą. Moja świadomość życia powoli gasła. Zacząłem kwestionować rzeczywistość. Nie byłem pewien czy faktycznie nie śpię, czy może właśnie wszystko to jest snem. Dźwięki były nieczyste, a obrazy niejasne. Zacząłem wątpić w to, że żyję. Skulony w kącie mojego salonu, zastanawiałem się, jak mogę to sprawdzić. Wtedy mnie olśniło. Pobiegłem szybko do łazienki na górze, wziąłem kawałek pękniętego lustra. Bez wahania wbiłem ostry kawałek w swoją rękę. Nie poczułem niczego. Przerażony brakiem bólu, zrobiłem to ponownie. Krew spływała na podłogę, lecz ja wciąż nie czułem nic. Wszystko to tylko potwierdzało moją teorię. Chcąc jeszcze bardziej się upewnić, zszedłem na dół i stanąłem przed lustrem wiszącym w przedpokoju. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Przez moment zrobiło mi się nie dobrze i zakręciło w głowie. Moja twarz… ona… ona była cała pokryta przez rany i pękające na moich oczach wrzody. Z kącika ust ciekła zielonkawa substancja. Co więcej, nie miałem nosa. Było to o tyle dziwne, że zapachy czułem normalnie. Wtedy jednak nie zastanawiałem się nad tym. Zasłoniłem lustro prześcieradłem i wciąż starałem się nie zasnąć. To mogło w każdej chwili wrócić.

Wieczorem siedziałem w salonie, próbując się uspokoić. Ciemność rozlegająca się wokół mnie w przerażający sposób łączyła się z grobową ciszą panującą w mieszkaniu.Każdy najmniejszy szmer powodował u mnie podwyższone ciśnienie.

Ku mojemu przerażeniu, uczucie bycia obserwowanym wróciło. Czyjaś obecność wypełniła pustkę mojego domu. Napięcie wciąż narastało. Moje myśli ponownie zaczęły wariować.W końcu poczułem, jak coś w naprawdę natrętny sposób mnie obserwuje. Bałem się zaświecić światło. Nie chciałem tego zobaczyć, ale ciekawość była silniejsza. Gdy promienie lampy rozświetliły salon, ujrzałem jak zza rogu przejścia, coś się wychyla. Kiedy zorientowało się, że je obserwuje, zniknęło. Sparaliżowany strachem zemdlałem.

Następnego dnia, po przebudzeniu poczułem niesamowity smród. Natychmiast zwymiotowałem. Starałem się ustalić źródło tegoż zapachu. Jakże wielkie było moje przerażenie, kiedy skapnąłem się, iż źródłem nieprzyjemnego zapachu, jest moje własne gnijące ciało. Skóra była koloru sinego, pokryta licznymi wrzodami. Z otwartych zakażonych ran sączyła się śmierdząca ropa. Nie miałem już siły na nic. Sam fakt, gnijącego ciała był niczym w porównaniu do obecności tego czegoś. Wciąż za mną chodziło, stale gdzieś się za mną czaiło. Jego obecność była przytłaczająca. Wypełniała mój umysł. Rozstrajała go. Podważała sens mojego istnienia. Wydobywała z podświadomości najgorsze i najbardziej przerażające lęki, które każdy z nas gdzieś w sobie głęboko trzyma. Chciałem uciec, ale on to mi nie pozwalało. Przejęło nade mną kontrolę. Podejrzewałem, że to przez niego moje ciało było w tak zaawansowanym stopniu rozkładu. Wyssał ze mnie całe życie. Nie mogłem już walczyć z nim. Z jego obecnością. Gdy zrezygnowany odwróciłem się, by pójść po kolejny ostry kawałek lustra, zobaczyłem ciemność. To stało tuż przede mną. Nie potrafię określić ani zrozumieć kształtów jego twarzy. Wykręcała się w każdy możliwy sposób. W miejscu oczu znajdowały się tylko małe, świecące czerwonym kolorem punkciki. Reszta ciała również nie miała kształtu, była jedną wielką mgłą, łączącą się z zaciemnieniem panującym w pokoju. Czułem, jak jego wzrok przeszywa moją duszę, bezlitośnie ją torturując. Nie mogłem się ruszyć. Nogi ponownie odmówiły posłuszeństwa. To, w niepojętny sposób, zbliżyło się do mnie jeszcze bardziej. Im bliżej mnie się znajdował, tym szybciej moje ciało się rozkładało. Płaty wysuszonej skóry opadały na ziemię. Wrzody pękały. Oczy zachodziły coraz większą czarną mgłą. Wszystkie szyby i okna w jednym momencie pękły. Moje serce już nie biło. Krew przestała płynąć. Ręce trzymały się już tylko na strzępach pozostałych z mięśni. Straciłem wzrok. Upadłem na podłogę . Ogarnęła mnie ciemność. Wszystko ucichło.

Nie pamiętam co się potem ze mną działo. Obudziłem się już tutaj, przywiązany do szpitalnego łóżka. Prawdopodobnie sąsiedzi, którzy usłyszeli dźwięk pękających okien, zawiadomili karetkę. Nie wiem, czy powinienem im dziękować. On cały czas przy mnie jest. Żaden z lekarzy nie reaguje na to, kiedy mówię o swoim martwym ciele. Tylko on mnie rozumie.

Morrkman

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Nawet ciekawe
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje