Historia
Spotkanie 3 stopnia
Metaliczny statek o gargantuicznych silnikach przemknął po nieboskłonie pozostawiając po sobie
jedyne krwawą smugę gorącego powietrza. Widok spadającego ku ziemi wehikułu przykuł uwagę jednego z obserwatorów nocnego nieba.
Młody, bo 15-to letni Adam, widział całe to widowisko także moment w którym obły kształt latającego pojazdu miast runąć z ogłuszającą eksplozją po prostu schował się bezszelestnie za linią drzew. Nastolatek przetarł oczy ze zdumienia. Nie oczekiwał takiego spektaklu a jednak.
Ze swojej perspektywy był oto świadkiem czegoś co zelektryzowałoby wszystkich członków NASA.
Widząc całkiem niedaleko, ciepłą smugę oparów silnikowych postanowił iż nie dalej jak rano wybierze się do lasu na zwiady. Nie chciał o wydarzeniu opowiedzieć rodzicom, zapewne Ci byliby przeciwni jakiejkolwiek eskapadzie. Toteż wszedłszy do domku letniskowego Adam szybko zapisał
w swoim notesie wiekopomne odkrycie i poszedł spać. Nie wiedział co go czeka ani czego może się spodziewać od obcej cywilizacji. Na przekór niebezpieczeństwu nastolatek miał w sobie coś z chorej pasji odkrywcy która usilnie pchała go ku coraz to nowszym i intrygującym odkryciom.
***
Ranek przywitał Adama pobudką przez rodziców. Pamiętawszy wydarzenia z wczorajszej nocy młodzik
wyrwał się z domku letniskowego pod pozorem "pójścia na ryby" na co zawczasu otrzymał stosowny kwit. Ponieważ jezioro rozciągało się wzdłuż lasu gdzie spadł niezidentyfikowany obiekt latający, śmiałek mógł snadnie podążyć w gąszcz lasu mając za punkt odniesienia taflę jeziora.
Chłopak parł dzielnie przed siebie, niezrażony swoją lekkomyślnością i uporem. W końcu dotarł
w gąszcz gdzie dotąd nigdy się nie zapuszczał. To właśnie tutaj 15-tolatek zamarł w bezruchu z podziwem wnosząc oczy ku górze. Nad jego głową rozpościerał się metaliczny pancerz o podłużnej iglicznej formie zespolony z potężnymi silnikami które osadzone na "rufie" wehikułu buzowały nieprzerwaną nekrotyczną zielenią. Pojazd nie lewitował. Stał wsparty na wysuniętych z opływowej formy, nogach. Całokształt wehikułu prezentował się nieziemsko pięknie. Problem tkwił jednak w tym że nigdzie nie można było się do niego dostać.
Obszedłszy pojazd dookoła Adam zorientował się iż Statek posiada gdzie niegdzie wypisane symbole składające się z wężowatych nawiasów, okręgów i punktów. Wszystkie wyryte były w metalicznej powierzchni kadłubu.
Odkrywca dotknął powłoki. Nagle ni stąd ni zowąd górny płat wehikułu szczęknął i począł opadać w kierunku ziemi formując się w dość strome zejście. Chłopiec usłyszał powolne miarowe kroki, jego mięśnie sparaliżował strach. Tymczasem z latającego pojazdu wychynęła humanoidalnie wyglądająca postać. Była jakoby ubrana w długi sięgający do kostek płaszcz nienaturalnie
przykrywający zielonkawy pigment skóry. Głowa obcego posiadała parę czułek oraz krwisto czerwone, owadzie oczy. Chłopiec wpatrywał się w nieziemską istotę w nadziei iż zostanie niezauważony. Postać obcego rozejrzała się nieznacznie po czym sprawdziła coś na swym przedramieniu. Jasne zielonkawe światło hologramu wyświetliło nieznane ludzkości symbole i wykresy. Adam już chciał uciekać a jego mięśnie napięły się do morderczego wysiłku gdy usłyszał.
-Dokąd się wybierasz ziemianinie? -głowa obcego odwróciła się w jego kierunku zaś coś na kształt jego aparatu gębowego obnażyło wewnętrzne żuwaczki.
-Ja...ja...
-Spokojnie. Nic ci nie zrobię. -odparł Przybysz kucając tak by znaleźć się na wysokości głowy malca.
Przez chwilę nastała niezręczna cisza, przerywana jedynie klekotem bocianów i nawoływaniami kormoranów po drugiej stronie jeziora. Obcy w milczeniu sięgnął w głąb swojego płaszcza i wyjął
z niego coś w rodzaju detektora. Przeskanował sylwetkę malca, który porzuciwszy swoje przybory do łowienia ryb w postaci wędki, siatki i wiadra rzucił się instynktownie ku ucieczce. Biegł ile sił w nogach nieświadomy tego iż nikt ani nic go nie goni. Gdy dotarł do domku letniskowego w którym zakwaterowani byli jego rodzice opowiedział im zmyśloną historię o rybaku który pogonił go wiosłem z rybowiska. Wiedział iż nie uwierzyliby gdyby powiedział im prawdę.
Adam wiedział iż gdzieś tam w gąszczu czeka na niego przybysz z kosmosu, którego czerwone krwiste oczy zmroziły mu krew w żyłach. Domyślał się iż czymkolwiek była ta istota na pewno wiedziała więcej o ludzkości niż parę słów w języku polskim. Nie wykluczone tez było, że to coś
już wiedziało gdzie on mieszka a tego nastolatek obawiał się najbardziej. Przez dwa kolejne dni
nie wychodził z domu tłumacząc się upałem na zewnątrz. Tymczasem zauważył iż jego rodzice nie
zachowywali się tak jak dawniej. Ich uśmiechy znikły niemal całkowicie z ich twarzy, ruchy ich ciał stały się gwałtowne i szarpane. Adam nie wiedział co zrobić. Z dnia na dzień obserwował jak jego rodziciele zachowują się coraz dziwniej. Pili niemalże wyłącznie wodę z kranu, nie przegotowaną. Nie otworzyli żadnego z kartonów, z sokiem ani nie pili mleka, które świeżo zakupili. Adam zauważył też że niemalże w ogóle z nim nie rozmawiają pozostając obojętni i zamyśleni.
Tego jednak już było za wiele. Szóstego dnia rano, nastolatek wyruszył do lasu z zamiarem konfrontacji z nieproszonym najeźdźcą. Szedł tym samym szlakiem który pamiętał, tą samą drogą którą nie tak dawno uciekał aż w końcu spotkał go.
Obcy spostrzegł go stosunkowo wcześnie lecz postanowił nie reagować dopóki ten nie podejdzie bliżej.
-Co zrobiłeś moim rodzicom! -wykrzyczał chłopiec blady z strachu i ze łzami w oczach.
-A co niby miałem zrobić twoim rodzicom. Nie zjadłem cię ani nie zraniłem, czego więc chcesz.
-Moi rodzice...moi rodzice stali się dziwni. Nie zwracają na mnie uwagi, są bez życia, piją tylko wodę z kranu.
Twarz obcego zmarszczyła się niewyobrażalnie po czym jego żuwaczki zaskrzeczały:
-Jesteś pewien iż piją tylko wodę?
-Tak, nic innego -odparł Adam zastanawiając sie co powiedzieć dalej.
-To niedobrze. -odparł obcy pokazując fiolkę przeźroczystej cieczy w której pływało coś na kształt świdrowców czy nicieni- To bardzo niedobrze. Obawiam się iż dla Nich nie może być już ratunku.
-Ratunku?
-Zostali zarażeni pasożytem...Widzisz tą fiolkę? To cholerstwo przemierza układy słoneczne niesione zaledwie podmuchami erupcji słonecznych. Opanowuje ciało nosicieli bo utworzyć z nich kolektyw po czym masowo niszczy swoje hosty. To plugastwo już dostatecznie długo wyniszczało moją rodzinną planetę. W poszukiwaniu leku przybyłem tutaj a wraz ze mną również To. Obawiam się że nie takiej odpowiedzi oczekiwałeś.
-Zaraziłeś ich!
-O nie mały ziemianinie. To ty zaraziłeś ich. Dziwne jest to iż nadal jesteś zdrowy zupełnie jakbyś był odporny na działanie pasożyta i myślę że zrobię z tego użytek.
Mówiąc to zielonoskóry pochwycił chłopca i tak wyrywającego się Adama zaciągnął na pokład swojego statku.
Wpierw malcowi została upuszczona krew. Metalowe słomki pobrały słuszną dawkę czerwonej cieczy.
Czaszka została rozcięta zaś mózg wyjęty i umieszczony w silosie wypełnionym życiodajną zawiesiną.
-Nie bój się ziemianinie. Dziś stałeś się bohaterem. Zbawcą plagi. Twoja krew zbawi mnie i wielu innych mi podobnych. Będą pamiętać Cię pokolenia mojego ludu.
[The End]
Komentarze