Historia

Morska wizja

kwiatalke 1 5 lat temu 968 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Z ciemności wyłoniła się bezkresna, mierzwiona przez niewidzialne palce wiatru morska czupryna. Ledwie widoczny, odległy horyzont stanowił jedyną granicę między ciemnymi wodami, a zasnutym niespokojnymi i burzowymi chmurami niebem. Coraz większe fale uderzały w piaszczysty brzeg z powtarzalnością godną trybiku w skomplikowanym zegarmistrzowskim urządzeniu. Plaża nie była szeroka, jednakże zarówno w jednym jak i w drugim kierunku zdawała się nie mieć końca, stanowiąc wieczne więzienie dla nieskończonej ilości ziarenek piasku umieszczonej między morską barierą, a wysokim, stromym klifem, którego szczyt porastał idealnie zielony las.

Wokół panowała cisza. Mężczyzna czuł na twarzy morską bryzę ale nie słyszał szumu wiatru. Widział rytmiczne ruchy gałęzi jednakże nie słyszał szelestu. Między palcami stóp poczuł wszędobylskie ziarenka piasku. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że jest kompletnie nagi. Nagle poczuł doskwierające uczucie zniewolenia, zamknięcia. Jakby został uwięziony w ogromnej bańce, która była tak szczelna, że nie przepuszczała nawet czasu, który zdawał się biec szybciej. Gałęzie drzew wyginały się w nienaturalnym tempie, a fale uderzały o brzeg z podwójną zawziętością. Po chwili czas zdawał się zwalniać, a on usłyszał nadchodzący Dźwięk, który na początku był ledwie słyszalny, a o chwili wypełniał cały jego umysł. Izolująca go bańka pękła i mógł teraz słuchać co ten świat ma mu do powiedzenia.

Dopiero w tym momencie, gdy uczucie odrealnienia uciekło w niepamięć rozejrzał się po okolicy dokładniej. Jego nagą skórę pokrył dreszcz. Nie wiedział czy było to efektem chłodnego wiatru czy tego co zobaczył. Cała plaża, jak okiem sięgnąć usłana była drewnianymi posągami. Leżały one nieregularnie na piasku, jakby były zabawkami porzuconymi przez ogromne, bałaganiarskie dziecko olbrzyma. Były ich setki, jeśli nie tysiące. Zbliżył się ostrożnie do jednego z posągów, który był po prostu piękny. Idealnie oddane szczegóły, satysfakcjonująca gładkość drewna pod palcami, wspaniale wyglądające, równe linie zwojów. Posąg przedstawiał dorosłą kobietę ubraną w suknie. Jej twarz wyrażała przerażenie podkreślane przez szeroko otwarte w niemym krzyku usta. Jej głowę zdobiła misterna korona wykonana na kształt splatających się ze sobą macek ośmiornicy. Jedną dłoń trzymała na podołku, zaś w drugiej dzierżyła puchar w którym wyryto charakterystyczne wypukłości mające symbolizować kamienie szlachetne. Statua miała wymiary nieco większe od ludzkich, mogła mieć dwa metry wysokości. Po dłuższych oględzinach przeniósł wzrok na figurę znajdującą się obok. Przedstawiała ona brodatego mężczyznę trzymającego w dłoniach nóż oraz sieć rybacką. Kolejna przedstawiała starca wspierającego się na kosturze ubranego w obfite szaty oraz kaptur skrywający tajemniczo twarz w cieniu. Miał wrażenie, że każdy z tysięcy posągów ma inny wizerunek i podświadomie wiedział, że ma rację. Jakby populacja całego Królestwa pewnego dnia przybyła na plaże i w jednej momencie została zamieniona w drewniane figury.

Jego uwagę przykuła pozbawiona głowy figura. Dopiero po chwili zwrócił uwagę na to, że bezgłowy posąg trzyma swoją głowę w dłoniach niczym kołysane do snu niemowlę, a leżący obok drugi posąg przedstawia mężczyznę w kapturze kata, dzierżącego ogromny topór. Wywołało to w nim niepokój, fala chłodu przeszyła jego serce i rozlała się dalej po ciele przebiegając przez każdy centymetr tętnic oraz żył. Nachylił się ponownie nad posągiem kobiety w koronie i dotknął jej gładkiego, drewnianego policzka. Figura musiała poczuć smutek na myśl o tym, że się zaniepokoił, gdyż ku jego przerażeniu posąg zaczął płakać. Z pustych, drewnianych oczu kobiety zaczęła powoli wyciekać gęsta, niemalże czarna krew. Cofnął rękę, a zarazem całe ciało na tyle gwałtownie, że przewrócił się na plecy. Wstając zwrócił uwagę na to, że każda z figur płacze krwią, także ta z odciętą głową. Krew ściekała jej między palcami dłoni trzymających własną głowę. Jego umysł nie potrafił objąć te sytuacji i całkowicie zatopił się w szoku i przerażeniu. Był całkowicie sparaliżowany. Zaczął biec na oślep przed siebie, równolegle do morza dopiero gdy twarze posągów wokół były całe we krwi, a piasek wokół nich łapczywie wchłaniał czerwień. Wszędzie wokół dominował kolor wina, zaczynała barwić nawet przybijające do piaszczystego brzegu fale. Różowa piana przylgnęła do twarzy posągu lizanego przez morski oddech, tworząc groteskową brodę.

Nie wiedział czy to on biegł tak długo, mijając niekończące się cmentarzysko drewnianych figur czy to krew wypływała z oczu coraz szybciej. Widział najróżniejsze figury. Dziecko, kowala, błazna, myśliwego. Miał wrażenie, że one wszystkie śmieją się z niego, ciesząc się, że nie tylko one cierpią. I podświadomie wiedział, że ma rację.

Mijając kolejne drewniane postacie miał wrażenie, że biegnie od zarania czasów i będzie biegł aż do ich końca. Niezmienne morze współgrało z monotonnym piaszczysto-leśnym krajobrazem. Jedyne co się zmieniało to figury. Ich twarze, pozycje, atrybuty. Dlatego nie mógł przez chwilę uwierzyć w to co widzi, gdy wbiegł na teren gdzie nie było żadnego posągu. Znajdował się na jedynym fragmencie plaży nieskalanym drewnianymi postaciami. Biały kolor piasku kontrastujący z wszechobecną krwią był prawdziwą ulgą dla oczu, które mimowolnie skierowały się w kierunku klifu. W tym miejscu plaży strome zbocze okaleczone było krętą ścieżką, wijącą się niczym wąż pnący się ku górze. Nie zastanawiając się długo, wkroczył na drogę prowadzącą w nieznane.

Droga była długa i mozolna. Stopy zapadały się w grząskim piasku, a marsz pod górę dodatkowo utrudniał zadanie. Wzmagający się z każdą minutą zimny wiatr niczym naostrzony topór wbijał się w jego ciało aż do kości. Gdy wreszcie osiągnął szczyt klifu i poczuł pod nogami trawę, która stanowiła przyjemną odmianę po wielu godzinach marszu po piasku, odwrócił się. Daleko w dole ujrzał stosunkowo niewielki biały krąg piasku, zaś pozostała część plaży dosłownie ociekała krwią z wyjątkiem tysięcy ciemno brązowych punktów, które z pewnością symbolizowały drewniane figury. Nawet morskie fale podbierające posokę stawały się coraz bardziej czerwone. Jednakże coś się zmieniło. Linia horyzontu została pochłonięta przez białą mgłę, gęstą niczym mleko. Najwyraźniej mleko właśnie się rozlało i płynęło w stronę lądu z zatrważającą prędkością pochłaniając łapczywie morskie fale. Zaczął powoli się cofać, gdy mgła wlała się na plażę.

Niskie brzmienie rogu zaczęło wbijać się we wszechobecną ciszę powoli, a zarazem skutecznie niczym nóż sadysty w ciało swojej ofiary. Dopiero w tym momencie nagi mężczyzna obrócił się i zaczął uciekać w las. Każde nadepnięcie szyszki sprawiało mu ból, podobnie jak kolce jeżyn rozcinające skórę na nogach, jednakże nie zwracał na to uwagi. Słyszał jedynie dźwięki kolejnych rogów pojawiających się raz bliżej, raz dalej. Po chwili dogoniły go mlecznobiałe kłęby mgły. Nie zdążył doliczyć do dziesięciu, gdy przestał widzieć drzewa przed sobą. Znalazł się wewnątrz chmury lecz bynajmniej czuł się jak w niebie. Ogarnęła go rozpacz, jednakże mimo wszystko zaczął iść w tym samym kierunku do którego biegł.

W oddali ujrzał słabe światełko. Na początku myślał, że zaczyna tracić zmysły, lecz po chwili ujrzał drugie światełko, a potem trzecie i czwarte. Od płomyczków rozpalił się wielki płomień nadziei w jego sercu. Bo były to właśnie płomienie pochodni przytwierdzonych do drzew. Dalej za drzewami grunt parabolicznie prowadził w dół, gdzie znajdowała się pieczara. Stopniowo schodząc coraz niżej spostrzegł, że mgła tutaj nie sięga, a coraz większa ilość pochodni wbitych w ziemię skutecznie zwiększa zasięg pola widzenia.

Wewnątrz pieczary znajdowało się spore ognisko i było one jedynym źródłem światła w grocie. Po dłuższej chwili jego oczy zaczęły wyłapywać kolejne szczegóły z wnętrza jaskini. Ognisko otoczone było dużymi kamieniami, zaś sama jama wypełniona była ludzkimi kośćmi ułożonymi w sposób nieprzypadkowy. W jaskini znajdowało się mnóstwo kościanych kręgów, a każdy z nich składał się z kości tylko jednego rodzaju. Najbliżej ogniska znajdował się okrąg z czaszek upiornie uśmiechających do tańczących płomieni. Nad ogniskiem górował drewniany posąg wbity pionowo w ziemię.

Sięgał on aż ku sklepieniu pieczary, zawstydzając ją swoją wielkością. Figura przedstawiała brodatego starca, który w pełni zachował siły fizyczne co prezentował poprzez dumnie wyprostowaną postawę. Na jego szyi wisiał zerwany wisielczy sznur, zaś na jego twarzy malował się spokój. Miał zamknięte oczy, chociaż pod powiekami prawdopodobnie nie miał ich wcale. Na wysokości piersi starzec trzymał wyciągnięte przed sobą dłonie zwrócone wierzchem ku klatce piersiowej, zaś na wewnętrznej stroni dłoni widoczna była para szeroko otwartych oczu.

U stóp wisielca, tuż obok ogniska klęczała niepozorna postać wyraźnie kontrastująca z majestatem posągu. Twarz milczącej osoby skryta była pod głębokim kapturem co dodawało jej tajemniczości, zaś reszta ciała ukryta była pod obfitą, pofałdowaną szatą. Z wybrzuszeń ubrania oraz z ogólnego zarysu sylwetki można było wywnioskować, że tajemnicza postać była kobietą. Podświadomie się domyślał, że to właśnie ta kobieta ułożyła kręgi z kości swoich wrogów lub ofiar składanych ku chwale swojego okrutnego boga. Do zadań kapłanki prawdopodobnie należało także dbanie o to by nie wygasł święty płomień. Obecnie oddana była medytacji.

Zafascynowany majestatem powieszonego boga, trącił kość z jednego kręgu przerywając jego ciągłość. W tym samym momencie kapłanka drgnęła, jakby obudzona ze snu. Nie wiedział czy było to spowodowane hałasem jaki wywołała kopnięta kość, czy też sama świadomość, że świętość tego miejsca została pogwałcona. Kobieta podniosła się powoli nie wykonując żadnych zbędnych ruchów. Wyciągnęła dłoń tuż nad płomieniem, jakby rzucając wyzwanie uwięzionemu żywiołowi, po czym ruszyła w jego kierunku. Miał wrażenie, że ta kobieta nie jest mu obca ani tym bardziej obojętna.

Zatrzymała się krok od niego, czuł bijącą od niej woń spalenizny. Pragnął by odsłoniła przed nim swe oblicze. Jednakże zanim zobaczył ruch tej samej ręki, która pieściła płomienie, poczuł siarczysty policzek. Podświadomie czuł, że nie powinno go tutaj być. Owładnęła go nagła senność. Poczuł jak jego mięśnie samowolnie udają się na odpoczynek, a on sam powoli osuwa się na ziemię. Miał wrażenie, że cały świat wokół wiruje. Usłyszał metaliczny dźwięk wyciąganego z pochwy noża. Nad nim stała kapłanka z nagą klingą w dłoni, a pieczara z każdą dłużącą się sekundą stawała się coraz ciemniejsza. Jego świadomość runęła w otchłań niebytu.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Wersja audio - https://www.youtube.com/watch?v=q9XjTr69-X8
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje