Historia

Kiedy Nadia spadła z mostu cz. IV (Finał)

jellycat 6 5 lat temu 4 409 odsłon Czas czytania: ~26 minut
Ta historia posiada kilka części:
Część 1 Część 2 Część 3 Część 4

To opowiadanie stanowi ostatnią część historii "Kiedy Nadia spadła z mostu".

Pierwsza część: http://straszne-historie.pl/story/13540-KIEDY-NADIA-SPADLA-Z-MOSTU

Druga część: https://straszne-historie.pl/story/14831-Kiedy-Nadia-spadla-z-mostu-cz-II

Trzecia część: https://straszne-historie.pl/story/15224-Kiedy-Nadia-spadla-z-mostu-cz-III

Zerwałem się na równe nogi. Przerażona Raisa stała w progu mojego domu, dygocząc na całym ciele. Jej wzrok utkwiony był w pobliskie krzaki. Podszedłem tam, by po chwili ujrzeć wypłoszonego odgłosem moich kroków sprawcę zamieszania.

- Szczur, – odparłem spokojnie – od śmierci Krasnego pewnie mają tutaj raj na ziemi.

- Nienawidzę gryzoni! - Raisa prawie płakała; aż trudno uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która przed chwilą chciała szukać mordercy.

Odprowadziłem ją pod same drzwi. Ponieważ mama Raisy potrzebowała jednak jej pomocy przy jakiejś pracy, umówiliśmy się na spacer za godzinę. W tym czasie ja usiadłem do biurka, i po raz kolejny wertowałem listy od Nadii. Porównywałem te sporządzone przed i po śmierci. Wydrukowałem te dziwne maile, o których nigdy bym nie pomyślał, że mogą być jakimś dowodem; może to rzeczywiście tylko jakiś spam, bo co mogą znaczyć te znaczki? Wpatrywałem się jak nienormalny w znicze na moście ujęte na zdjęciu, które Raisa zrobiła telefonem. Jakość kiepska, widać jednak było trzy kolory zniczy, z których tylko jeden miał zdobienie. Ale nic poza tym. Przecież to żadna nowość, że ludzie stawiają znicze w miejscach kojarzonych z czyjąś nagła śmiercią. W każdym razie nie znalazłem nic nowego. Faktem pozostało, że ktoś bardzo dobrze imitował charakter pisma Nadii. Na moje laickie oko nie dostrzegłem różnicy. Być może dla znawcy fałszerstwo byłoby bardziej oczywiste. Kilkakrotnie brałem też do rąk wisiorek, który Raisa rozpoznała jako własność Nadii. Kształt serca mimowolnie przypomniał mi o ozdobie noszonej przez Raisę. Prócz kształtu nie łączyło ich nic. Serce Nadii było czerwone, nieduże, składało się z mnóstwa drobnych kamieni, które mieniły się tak, że aż biło po oczach. Serce Raisy było niebieskie, nieco większe, ale złożone tylko z jednego kamienia – jakby ktoś wyrzeźbił je z błękitnego, matowego lodu.

Zupełnie jak ich właścicielki. Dziewczyny, których oprócz przyjaźni nie łączyło nic. I w tym wszystkim ja, który kochałem je obie, każdą inaczej. Bawiąc się wisiorkiem, wyczułem pod palcem szczelinę w boku zawieszki. Uszczerbek…? Badanie biżuterii przerwało mi pukanie do drzwi.

Śliczna Raisa, ubrana w obcisłe jeansy i równie obcisły kremowy sweter, była gotowa na kolejne wywoływanie duchów.

Oboje byliśmy już po kolacji, więc pomysł o pizzy wypadł z obiegu.

Ponieważ nie mieliśmy pomysłu na dalsze kontynuowanie naszego śledztwa, postanowiliśmy udać się tam, gdzie wszystko się zaczęło. Dziupla. Szliśmy w milczeniu, wyposażeni na wszelki wypadek w noże i gaz pieprzowy. Patrzyłem na zamyśloną Raisę. Ten moment miał charakter sacrum. Jej ciało wzbudzało w moich zmysłach takie dreszcze, jak niegdyś zmysłowe krągłości Raisy, odziane w czerwone bikini.

- Boris - Raisa pierwsza przerwała ciszę – opowiedz mi jeszcze raz, co się wtedy wydarzyło. Tyle ile pamiętasz. Może coś przeoczyliśmy.

- Ale co masz na myśli? – jej pytanie było wyrwane z kontekstu.

- Opowiedz mi dokładnie o tym wieczorze, kiedy ostatni raz widziałeś Nadię żywą.

Przez moment spojrzałem badawczo na Raisę. Czyżby nadal mnie podejrzewała? Ja w ciągu ostatnich godzin odsunąłem od siebie myśl, że to mogła być ona. Ale nie, Raisa patrzyła na mnie zupełnie niepodejrzliwie. Szukała czegoś innego w moich wspomnieniach.

- Nie pamiętam już dokładnie,– odparłem – minęło sporo czasu.

- Chociaż spróbuj.

- Siedzieliśmy w naszej ulubionej pizzerii. Czekaliśmy na Ciebie. Nadia do Ciebie dzwoniła, ale ty nie odbierałaś.

Ostatnie zdanie spowodowało grymas bólu na twarzy Raisy.

- Powiedziałem Nadii – kontynuowałem – że widocznie nie masz przy sobie telefonu i żebyśmy już coś zamówili. Zjedliśmy frytki i włóczyliśmy się po mieście. Potem poszliśmy na piwo. Nadia jeszcze próbowała chyba do ciebie zadzwonić. Potem zaproponowałem jej, że ją odprowadzę, ale ona powiedziała, że się z kimś umówiła. Nie wiem, czy na mieście, czy na moście… Poszedłem wtedy do domu. To wszystko, co pamiętam.

Raisy widocznie nie zadowalała moja odpowiedź. Nie kontynuowała jednak tematu, bo doszliśmy do miejsca docelowego. Widok złamanego drzewa w półmroku wyraźnie wzbudzał w mojej przyjaciółce lęk.

- Boris… - szepnęła, chwytając mnie za ramię - Myślisz, że ona tu jest…?

- Kto taki?

- Nadia….

- Nie pleć głupstw, skarbie. Ona nie żyje.

Odsunęła się ode mnie gwałtownie.

- Nie mów do mnie skarbie!- rozkazała i pobiegła w kierunku drzewa. Nie zamierzałem się z nią sprzeczać. Widziałem, jak drżącą dłoń wkłada do dziupli, a po chwili wyciąga ją z ulgą.

- Pusto? - zapytałem, podchodząc do niej. Kiwnęła potakującą głową.

Mieliśmy już wracać, gdy nagle zerwał się mocny wiatr. Poczułem się nieswojo. Widocznie wyobrażenia i nastrój Raisy udzieliły się i mi, bo zacząłem się bać. Złapałem dziewczynę za ramię i przyspieszyłem kroku. W tamtej chwili zacząłem żałować, że nie zdecydowaliśmy się przyjechać samochodem, zamiast beztrosko spacerować. Dookoła robiła się coraz ciemniej. Kiedy uszliśmy - w moim mniemaniu - na „bezpieczną” odległość, obejrzałem się za siebie. Wytężyłem wzrok w stronę sekretnej dziupli. Raisa również zatrzymała się i odwróciła.

Staliśmy jak skamieniali.

- Raisa… Też to widzisz? – spytałem, dygocząc.

Moja towarzyszka najwyraźniej nie mogła wypowiedzieć słowa. I nic dziwnego. Nie mogliśmy oboje mieć tego samego przywidzenia. Mimo ciemności wyraźnie było widać wysoką, damską sylwetkę w czerwonej sukni, wkładającą coś do złamanego drzewa. Kiedy to coś skierowało głowę w naszą stronę, oboje rzuciliśmy się do ucieczki.

Zmęczenie dopadło nas przy najbliższym domu i kazało się zatrzymać. Ledwie łapiąc oddech, dalszą drogę pokonywaliśmy już wolnym krokiem, co jakiś czas oglądając się za siebie. Wyglądało na to, że zjawa najwyraźniej odpuściła sobie gonitwę za nami. Mimo wszystko postanowiliśmy przedłużyć sobie drogę do domów, idąc częściej uczęszczanymi uliczkami. Jakieś naiwne przekonanie kazało nam wierzyć, że duch Nadii nie pozwoli sobie na zabijanie nas w miejscu publicznym w obecności świadków.

- Boris, co to było? – odezwała się Raisa jako pierwsza, powoli otrząsając się z szoku.

- Nie wiem. Ale jeśli ktoś nas chciał przestraszyć, to mu się udało. Pojebany świr.

Kiedy się uspokoiłem, przestałem być pewien czegokolwiek. Kolor sukienki, wzrost… Faktycznie wskazywały na Nadię, ale z tej odległości nie byłem w stanie ocenić, czy faktycznie to była Nadia. Nie mogłem być nawet pewien, czy przybysz był kobietą, czy facetem z wypchanym stanikiem. Było przecież dość ciemno.

- I co robimy dalej? Sprawa zaczyna mnie przerażać… - Raisa wbiła wzrok w kostkę brukową. Starała się nie nadepnąć na szczelinę w miejscu łączenia płyt. Nie wiem, czy to jakieś dziecięce przyzwyczajenie, czy jakaś skłonność o podłożu zaburzeń psychicznych.

- Jutro rano pójdę zajrzeć, co to coś włożyło do drzewa. Dziś… no, że tak powiem, nie mam nastroju.

- Oszalałeś? Nie pójdziesz tam, to niebezpieczne!

- A co, martwisz się o mnie? – humor zaczął mi wracać. Spojrzałem chytrze w oczy Raisy, uśmiechając się łobuzersko.

- Nie o to chodzi… - brunetka odwróciła wzrok, rumieniąc się.

Odprowadziłem ją do domu. Wolałem być pewien, że jest bezpieczna. Potem udałem się do siebie. Zmęczony padłem na łóżko. Nawet nie wziąłem prysznica. Zasnąłem kamiennym snem.

Obudziłem się niespodziewanie. Za oknem było jeszcze ciemno. Zegarek wskazywał parę minut po czwartej. Sprawa zjawy znad rzeki drążyła mój jeszcze nie do końca wybudzony mózg. Ciekawość okazała się silniejsza od strachu.

- Trudno, nie wytrzymam. – mruknąłem do siebie i zacząłem się ubierać.

Wybiegłem z domu, pędzony nagłym przypływem energii. Ulice były puste, wszędzie cisza jak makiem zasiał. W ekspresowo krótkim czasie dotarłem do naszej dawnej przystani. Złamane drzewo przywitało mnie ciszą. Gałęzie innych drzew również nawet nie drgnęły. Zero wiatru, tylko lekka, ciepła mgła. Na ten widok obawa jednak zaczęła wracać do mojego ciała. Ledwo zmusiłem się, aby podejść do dziupli. Zamykając oczy, włożyłem dłoń do środka.

Jest.

Byłem bliski omdlenia, gdy wyjmowałem mokrą, pogiętą kopertę. Na jej wierzchu widniał przekreślony napis „Do R.”, pod spodem, znacznie bardziej nerwowym ruchem, nakreślono czerwonym pisakiem „Do B.”

Otworzyłem kopertę i wyciągnąłem zawartość. Kartka była pusta.

- Co jest, do cholery? – pomyślałem, oglądając kartkę ze wszystkich stron.

Zaczynało mnie to przerastać. Miałem już dość tego szaleństwa. We wściekłości podarłem kartkę i zacząłem rozrywać kopertę. Wtedy przypadkiem odkryłem, że we wewnętrznej stronie koperty jest coś napisane. Rozdarłem jej bok i rozłożyłem tak, by móc odczytać wiadomość.

„…O wszystkim pamiętasz, Boris, prawda? Jeszcze trochę, poczekaj…”

Pot spłynął mi po skroni. Pamiętam? Pamiętam?...

Dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Jak oparzony wyskoczyłem z pościeli. A więc to był tylko sen? Dla pewności sprawdziłem, czy w domu nie ma jakichkolwiek śladów po nocnej eskapadzie. Ale teren był czysty, więc ewidentnie wszystko było tylko koszmarem, wytworem mojej zmęczonej wyobraźni.

Sen dał mi jednak sporo do myślenia. Przez głowę przemknęła mi myśl, że im bardziej z Raisą wciągamy się w tę historię, tym więcej nieoczekiwanych zdarzeń staje na naszej drodze. Druga sprawa, że przez to coraz więcej się doszukujemy, wyolbrzymiany, dośpiewujemy sobie. Te swoista eskalacja nie działała dobrze na naszą dwójkę, a mój sen jest na to niezbitym dowodem.

Pomyślałem więc, że należy sobie zrobić dzień lub dwa przerwy w naszym śledztwie, aby dać umysłom odpocząć. Ostatnie kilkadziesiąt godzin było dla nas wyjątkowo stresujące i intensywne. Postanowiłem mimo wszystko udać się do dziupli, a potem zrobić sobie mały chill out.

Chwyciłem za telefon komórkowy i wyskrobałem Raisie SMS’a.

„Hej, jak po wczorajszym, żyjesz? . Idę do dziupli, wybierasz się ze mną?”

Na odpowiedź nie musiałem długo czekać.

„Sorki, ale mam coś do załatwienia, muszę skoczyć do pracy, nawet jak mam wolne to mnie męczą. Możemy się spotkać po południu. Co masz zamiar robić dalej z naszą sprawą?”

W pracy, akurat. Stchórzyłaś po prostu, króliczku. Albo coś ukrywasz. Mam nadzieję, że to pierwsze.

„Ok, daj później znać o której i gdzie. Co do naszej sprawy, to mam zamiar zrobić przerwę, ale porozmawiamy o tym później”

„Ok. Do zobaczenia.”

Poczułem, że pot wczorajszych emocji niemiłosiernie kłuje mnie w nozdrza, więc wlazłem pod prysznic. Chłodna woda przyjemnie mnie otrzeźwiła i wprawiła w dobry nastrój. Nawet psychol w czerwonej sukience wydawał mi się teraz bardziej pocieszny niż przerażający.

Pochłonąłem trzy bułki z serem i stwierdziłem, że czas zamknąć sprawę skrytki pocztowej w drzewie. Tym razem jednak postanowiłem pokonać trasę autem.

Kiedy dotarłem na miejsce, ku mojemu zdziwieniu nie odczuwałem strachu, który towarzyszył mi w moim sennym koszmarze. W blasku słońca wszystko wydawało się bardziej przyjazne. Pełen emocji jednak zanurzyłem dłoń w dziupli. Nic w niej nie znalazłem prócz papierka po batoniku. Cokolwiek pochylało się nad drzewem wczorajszego wieczoru, nie zostawiło po sobie pamiątki.

- No cóż, - mruknąłem sam do siebie – albo ktoś sobie robi jaja, albo oboje z Raisą mamy już wyprane mózgi.

Na wszelki wypadek obszedłem jeszcze drzewo. Po upewnieniu się, że nie mam tu czego szukać, wróciłem do samochodu. Postanowiłem sobie pomóc w zapominaniu o duchu Nadii poprzez zakup kilku piw w pobliskim supermarkecie.

Mimo przedpołudniowej pory na ulicach miasteczka panował spory tłok. Szybciej przebyłbym trasę na pieszo, bo miałem niebywałe szczęście do stających na ciągu mojej jazdy czerwonych świateł. Znudzony staniem w korku, sennym wzrokiem przyglądałem się przechodniom. Nagle, wśród tłumu spacerowiczów, dojrzałem znajomą, niewysoką sylwetkę.

- Raisa! – krzyknąłem do dziewczyny.

Nie usłyszała mnie. Na ulicy było gwarno, a ona była zajęta rozmową przez telefon. Po chwili zniknęła za drzwiami pobliskiej restauracji.

Pomyślałem, że nie ma sensu czekać do popołudnia, skoro już ją spotkałem. Poza tym nieoczekiwane wspólne drugie śniadanie z brunetką wydawało mi się przyjemnym pomysłem. Zaparkowałem samochód na najbliższym parkingu i poszedłem w stronę restauracji. Chciałem zlokalizować Raisę przez szybę witryny, wejść niespostrzeżenie i stojąc za jej plecami wysłać SMS o treści „Już po pracy? ”.

Wlepiłem dyskretnie nos w szkło okna, wypatrując mojej znajomej. W końcu ją dojrzałem, siedziała przy stoliku w rogu lokalu. Wyglądało na to, że na kogoś czeka, bo zamiast w menu nerwowo spoglądała na zegarek. Zaciekawiło mnie, z kim się umówiła. Nie wspominała, że w pracy prowadzi jakieś spotkania biznesowe. Choć w sumie nie rozmawialiśmy aż tak dużo o jej pracy, zajęci sprawą listów w dziupli. Mimo wszystko zrozumiałem, że pracuje raczej przy biurku, a nie w terenie. Co prawda spotkaliśmy się po wielu latach, więc niewiele o niej wiem i jestem w domu dopiero od paru dni, ale wydaje mi się, że nasze więzi mocno się w tym krótkim czasie zacieśniły. Gdy spytałem Raisę, czy ma męża, narzeczonego czy chłopaka, odpowiedziała stanowczo, że „nie”. Zresztą to właśnie sprawiło, że nie miałem oporu, by spędzić z nią wtedy namiętną noc. Ale mogła kłamać, prawda?

W trakcie moich przemyśleń do kawiarni zdążyła wejść jakaś rodzina, starszy mężczyzna, dwie plotkujące nastolatki i dwóch facetów w garniakach. Żadne z nich nie podeszło do stolika Raisy. Ożywiłem się nieco, gdy do lokalu wszedł wymodelowany gość koło czterdziestki, którego drogą wodę kolońską czuć było na kilometr. Ale także on nie okazał się być towarzyszem brunetki, siadając w drugim końcu restauracji przy starszej kobiecie. Obserwacje zaczęły mnie nudzić, Raisa chyba też zaczęła tracić cierpliwość do spóźniającego się towarzysza, bo nerwowo szukała czegoś w torebce. Kiedy postanowiłem odpuścić i odkleiłem się od szyby, ktoś, przebiegając, szturchnął mnie w ramię. Ja prawie tego nie odczułem, natomiast „napastnik” w wyniku zderzenia upuścił telefon.

- A niech, to, bardzo pana przepraszam! – kwiliła płaczliwie blondynka, zbierając resztki telefonu z chodnika – Spieszyłam się i….

- Nic się nie stało, – przerwałem dziewczynie, pomagając jej poszukiwaniach tylnej klapki aparatu – każdemu się czasem zdarzy.

Dziewczyna podziękowała i wbiegła w drzwi restauracji, w której siedziała Raisa. Pomyślałem, że jednak warto zaczekać. Tym razem się nie pomyliłem. Blondynka, obficie gestykulując, przysiadła się do mojej znajomej. Wyglądało to na zwykłe spotkanie dwóch koleżanek. Pewnie odszedłbym, w końcu czego miałem tu jeszcze szukać, gdyby nie jedna myśl, która nagle zaświtała w mojej głowie. Długie nogi. Wysoka sylwetka. Niezbyt długie blond włosy. Może podobieństwo nie było uderzające, ale z daleka można by było stwierdzić, że nieznajoma przypomina nieco Nadię… Czyżby coś knuły? Otrząsnąłem się i odszedłem w stronę samochodu, mimo wszystko zrobiwszy uprzednio zdjęcie. Przezorny ubezpieczony. Chyba jednak przesadzam. W końcu co w tym dziwnego, mało na świecie wysokich blondynek? A może to na swój sposób kod, w jaki Raisa wybiera sobie typ przyjaciółki. Poza tym, to zawsze Raisa była w tym układzie roztrzepańcem, a Nadia pełniła funkcję tej stabilnej i opanowanej. Ta nowa blondyneczka natomiast sprawiała wrażenie wyjątkowo niespokojnej gapy. Ech, Boris, to tylko dwie laski, które spotkały się na ploty, daj spokój.

Wsiadłem do auta i trochę otumaniony pojechałem do siebie. Zrobiłem sobie mocnej kawy i po raz kolejny postanowiłem przejrzeć maile, zdjęcia i stare listy. Nie oczekiwałem jednak, że znajdę tam coś nowego. Po tylu przewertowaniach wszystkiego trudno o przeoczenie czegokolwiek. Mimowolnie, tym razem, skupiłem się na listach od Raisy, nie od Nadii, ale i tam nie znalazłem nic godnego uwagi. Może poza jednym z najstarszych listów.

„ N. chyba nie spodziewa się przyjęcia-niespodzianki! . To muszą być jej najlepsze urodziny!  Trzeba tylko kupić jeszcze parę rzeczy. O wszystkim pamiętasz, Boris, prawda? Jeszcze trochę, poczekaj, a tobie też wymyślę z Nadią coś ekstra na urodziny!”

…O wszystkim pamiętasz, Boris, prawda? Jeszcze trochę, poczekaj…

Znałem ten fragment. Dokładnie on był w moim śnie. Nie jestem przesądny, ale odkrycie tego faktu trochę mnie zmroziło.

- Idioto! – skarciłem sam siebie w myślach – No przecież jak tysiąc razy czytasz to samo i myślisz tylko o jednym, to chyba normalne, że cię to potem męczy w koszmarach. Resztę to tylko twoja chora wyobraźnia.

Moje długotrwałe rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.

- Hej Boris - usłyszałem w słuchawce wesoły głos Raisy – jesteś wolny? Możemy się spotkać?

Spotkanie z roztrzepaną blondynką widocznie wprawiło ją w dobry nastrój. Nie zamierzałem ją jednak o to zagadywać. Jeszcze pomyśli, że ją śledziłem, i w sumie miałaby trochę racji.

- No pewnie, - odparłem bez namysłu – może przejdziemy się do „Babushki”, jak kiedyś? Choć nie wiem, czy istnieje jeszcze.

- Istnieje, istnieje. Akurat to nie za wiele się zmieniło. I nadal prawie nikt się tam nie kręci. To co, wpaść po Ciebie koło 16?

- Jasne. Nie to, że chciałbym o tym przypominać, ale chyba nastrój ci się od wczoraj poprawił?

- Tak, wiesz… przespałam się z problemem i trochę się uspokoiłam. A ty?

- Ja również. - zmrużyłem oczy w rozmarzeniu; skoro Raisa radzi sobie z problemami sypiając z nimi to znaczy, że i ja jestem jej problemem – Pogadamy o tym twarzą w twarz, jak po mnie wpadniesz.

- Ok, do potem.

„Babushka” była kameralnym, specyficznym barem, do którego przychodziło wąskie grono stałych klientów. Mimo wszystko nadal funkcjonował, więc nie było z nim aż tak źle. Nocne życie wyraźnie ratowało go z finansowych opresji. Obiecałem sobie, że nie będę dziś wieczorem poruszał z Raisą tematu Nadii i postaram się wyluzować. Wziąłem szybki prysznic, założyłem ulubioną koszulę i czekałem na towarzyszkę. Raisa spóźniła się parę minut, ale nie potrafiłem jej tego nie wybaczyć. W krótkich obcisłych szortach, wysokich kozakach za kolano i skórzanej kurtce wyglądała jak milion dolarów. W dodatku perfumy, jakich używała, budziły we mnie bestię. Uspokajałem się jednak, tłumacząc sobie, że obiecałem zachować przyjacielską relację. Nie było to jednak łatwe po tym, jak w głowie siedziało mi wspomnienie tamtej nocy. Na samą myśl o tym cudnym ciele, które drgało wtedy pod moim ciężarem, czułem przeszywający po plecach dreszcz.

Opanowałem się jednak. Raisa zdjęła kurtkę, odsłaniając opinającą ciało koronkową bluzkę.

- Świetnie wyglądasz! – pochwaliłem szczerze.

- Dzięki! - odpowiedziała, uśmiechając się; niebieska błyskotka po raz kolejny zdobiła jej szyję, dyndając na „dusiku” - Wiesz, kiedy mam nerwowy okres, lubię o siebie zadbać. To mnie uspokaja.

- Mnie wręcz przeciwnie - powiedziałem do siebie w myślach – oglądanie ciebie takiej wzburza we mnie krew.

Wypiliśmy po piwie. Widziałem, że Raisa wzbrania się tym razem przed piciem alkoholu. Chyba bardzo zależało jej na tym, żebyśmy nie powtórzyli igraszek.

Nie rozumiałem do końca tej dziewczyny. Zawsze, kiedy kręciłem się blisko Nadii, sprawiała wrażenie zazdrosnej. Mimo tego, iż były przyjaciółkami, czułem, że Raisa prowadzi rywalizację. Nie wiem, czy Nadia była tego świadoma. A może po prostu uważała, że i tak góruje nad niską koleżanką, którą natura potraktowała nieco gorzej. Gdyby dziś widziała Raisę, pewnie nie miałaby już takiego poczucia wyższości. W każdym razie chyba nigdy nie dała odczuć przyjaciółce, że ma ją za gorszą. Raisa natomiast uwielbiała, mimo wszystko, sprawiać jej przyjemność. Albo był to tylko pretekst, bo wszelkie imprezy czy prezenty dla Nadii „musiały” być omawiane ze mną. Spędzałem wtedy z Raisą sam na sam dużo czasu. Być może była to jedyna metoda, by mogła się do mnie zbliżyć. Nie potrafiłem bowiem ukryć, że jestem zainteresowany ciałem Nadii. Raisa była tylko świetną kumpelą. A dziś? Może to jakaś zemsta? Może ślicznotka wyczuła, jak bardzo na mnie działa. Może tamtej nocy zaszeleściła papierkiem, pozwoliła skosztować jednej czekoladki, po czym schowała bombonierkę. Nie wiem, ale kobiety są dziwne.

- Byłeś nad rzeką? - spytała nagle, przeczesując dłonią włosy.

- Tak. - odparłem, biorąc łyk piwa – Pusto, żadnych kopert, żadnych listów, żadnych zniczy.

- U mnie też nic. Skrzynka mailowa również bez podejrzanych wiadomości.

- Świetnie. Czyli na ten moment spokój.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

- Wiesz, - wbiła wzrok w ziemię – to były dziwne dni… lata. Dobrze, że wróciłeś.

- O, tęskniłaś? – zaśmiałem się.

- Głupek! – wydęła wargi udając, że się dąsa - Nie o to chodzi. Kiedy Nadia odeszła, wszystko się zmieniło. Jej strata była dla mnie ogromnym ciosem. Ogromnym. A potem wyjechałeś i straciłam też ciebie…

Na chwilę zamilkła. Czułem, że robi to po to, by powstrzymać łzy i całkiem się nie rozkleić.

- Z naszej paczki, w rodzinnym mieście, zostałam tylko ja. – kontynuowała - Zaczęłam nienawidzić tamten most i rzekę. Wydawało mi się, że widzę w niej dryfujące, napuchnięte ciało Nadii….

- Może jednak zamówić ci piwo? – przerwałem, widząc, w jaką stronę zmierza ta rozmowa.

- A wiesz, jednak się skuszę. – odparła, rozpromieniając się – Ale odprowadzisz mnie potem do mojego domu, jasne?

- Jasne, jasne. - sam już nie wiedziałem, czy się droczy, czy naprawdę wizja uprawiania ze mną kolejny raz seksu po pijaku napawa ją lękiem.

W każdym razie nasze towarzystwo bardzo nam odpowiadało. Przegadaliśmy kilka dobrych godzin, zapominając całkowicie o paranormalnym problemie. Piwo w końcu zamieniliśmy na drinki. Wspominaliśmy dobre czasy, pomijając traumatyczne wakacje. Od czasu do czasu naszą rozmowę przerywał telefon Raisy. Dziewczyna najwyraźniej nie miała ochoty odbierać go w moim towarzystwie. Ktoś był jednak tak natarczywy, że w końcu wyszła z komórką do toalety. Nie podobało mi się to, ale obiecałem sobie, że tego wieczoru nie będę snuł niepotrzebnych wizji. W końcu nie było mnie tu siedem lat. Raisa miała swoją pracę, swoich znajomych, swoje życie. Zresztą nigdy nie byłem dla niej nikim więcej niż tylko przyjacielem. Choć dzisiaj miałem wielką ochotę to zmienić.

- Chyba musimy się już zbierać. – zakomunikowała Raisa sennym tonem.

- Masz rację. – odpowiedziałem, rozglądając się dookoła. Bar był praktycznie pusty, a moją towarzyszkę wyraźnie już zmęczył alkoholowy maraton.

Lekko chwiejnym, ale stabilnym krokiem wyszliśmy z „Babushki”. Noc była piękna i gwiaździsta. Raisa wsparła się na moim ramieniu, gdyż wysokie obcasy i procenty we krwi nie były zbyt dobrym przewodnikiem. Zaproponowałem, żebyśmy się przeszli trochę i otrzeźwieli, bo inaczej może nas spotkać urocza noc z głową w sedesie. Zgodziła się. Po raz drugi już, od mojego niedawnego powrotu, widziałem Raisę w zarumienionych alkoholem policzkach. Jakby to nie brzmiało, wyglądała uroczo.

- Co mi się tak przyglądasz? - spytała, patrząc na mnie badawczo.

- Bo ładnie wyglądasz.

- Tak, wiem. Jestem pijana, ale nie aż tak… Nie drwij ze mnie! – wymamrotała.

- Kiedy ja serio…

- Daj spokój. – przerwała mi w pół słowa, spuszczając głowę – Od siedmiu lat sporo piję. Nawet nie staram się tego przerwać. Może nie widać… Uprawiam sport, dobrze się odżywiam, spa, siłownia, te sprawy. Jakoś trzymam swój wygląd w ryzach. Nie piję codziennie, nie. Od czasu do czasu. Ale sporo, i…

- Rozumiem, - tym razem to ja jej przerwałem – to też moja wina. Zostawiłem cię z tym samą.

Poczułem, jak wtula się w moje ramię.

- Dziękuję. – wyszeptała w rękaw mojej kurtki.

Jej włosy pachniały czekoladą. To było cudowne. Ona była cudowna. Miałem się powstrzymać, miałem jej nie pospieszać. Ale tak bardzo chciałem, żeby była moja. Po tamtej wspólnej nocy nie potrafiłem tak po prostu zapomnieć.

Szedłem tak zamyślony z półśpiącą na moim ramieniu Raisą, w ogóle nie zwracając uwagi na drogę. Pozwoliłem, by nogi same mnie niosły. Dość późno zorientowałem się, gdzie pozwoliłem zaprowadzić się losowi.

Most.

Raisa, którą nagłe zatrzymanie chyba otrzeźwiło, podniosła głowę i mimowolnie się cofnęła. To miejsce budziło w niej najgorsze wspomnienia. Patrzyła na nie w taki sposób, jakby właśnie widziała spadającego do wody ciało przyjaciółki.

- Raisa, - szepnąłem, głaszcząc ją po głowie - to tylko most. Nie bój się.

Spojrzała mi w oczy pewnie i odważnie. Widziałem jednak, że odwaga nadal jest napędzana tylko siłą wypitych drinków.

- Masz rację, - odparła, wyprzedzając mnie – to tylko most i moje lęki. Muszę się z tym w końcu zmierzyć. Muszę pozwolić Nadii odejść.

Szedłem parę kroków za nią, przypatrując się jej zgrabnym pośladkom. Te śliczne nogi były niczym obietnica raju na ziemi. I te włosy, falujące przy jej każdym kroku. I alkohol, który drażnił moje instynkty. Raisa, nie dam rady.

Dogoniłem ją na środku mostu i złapałem w pół.

- Co robisz, Boris? – zachichotała – to łaskocze!

Jej słodki śmiech potraktowałem jako przyzwolenie. Postawiłem ją przy barierce mostu. Jedną dłonią chwyciłem jej pośladek, drugą uniosłem podbródek i mocno przycisnąłem swojej wargi do jej ust. Nie poddała się jednak tak, jak oczekiwałem.

- Boris, - powiedziała stanowczo, odpychając mnie delikatnie - ja nie mogę, rozumiesz?

- Dlaczego? – byłem zdezorientowany całą sytuacją – Nie podobam ci się? Raisa, przytulałaś się do mnie, mówiłaś, że tęskniłaś za mną!

- Mylnie mnie odczytałeś, jesteś dla mnie jak brat… – zaczęła skubać dłonią brzeg kurtki - Zrozum, nie możemy być razem. Ta noc wtedy to była wielka pomyłka… Byłam bardzo pijana, samotna i zdezorientowana, straciłam kontrolę…

- Powiedz wreszcie, o co chodzi.

- Ja.. Ja spotykam się już z kimś – wyszeptała nieśmiało.

- Przecież mówiłaś, że nie masz chłopaka! – czułem, jak narasta we mnie frustracja.

- Bo nie mam… Nie mam chłopaka.

Nic już z tego nie rozumiałem. Spojrzałem na nią, oczekując odpowiedzi. Widziałem, że ciężko jest jej wydusić z siebie prawdę. W końcu jednak skapitulowała, nie mogąc wytrzymać napięcia sytuacji.

- Nie mam chłopaka. – rzekła cicho, spuszczając wzrok – Mam dziewczynę, Boris.

Na chwilę mnie zamurowało. Potem wybuchnąłem śmiechem.

- Dziewczynę? – odparłem drwiąco – Od kiedy to gustujesz w laskach, co? Przecież pamiętam, jak wkurzało cię, że interesuję się Nadią bardziej niż tobą! Byłaś zazdrosna jak diabli!

Oczy Raisy zrobiły się jeszcze większe, niż były w rzeczywistości. Jej wyraz twarzy wskazywał, że właśnie odkryła jakąś starą prawdę.

- Boris, - złapała mnie troskliwie za ręce – nie byłam zazdrosna o to, że bardziej podoba ci się Nadia, niż ja. Byłam zazdrosna o fakt, że… że próbujesz mi ją odebrać.

- Odebrać…?

- Tak. Nadia… Nadia była biseksualna. I była wtedy moją dziewczyną. Te niebieskie serce, które noszę, i to, czerwone, należące do niej… Dałyśmy je sobie wzajemnie. To były znaki naszej miłości.

Dotarło do mnie. Wszystkie fakty, stare i nowe, przeszły przez moją głowę jak pocisk. Nie byłem obiektem westchnień dwóch kobiet. Byłem przyjacielem dwóch lesbijek. Raisa nie szukała we mnie faceta, tylko kumpla. Utknąłem w najbardziej pojebanym friendzone na świecie. Dlatego tak cierpiała, kiedy wylądowała ze mną w łóżku. Przed oczami stanęło mi wspomnienie gapowatej blondynki.

- Ta blondynka w restauracji to twoja laska? To ona dziś do ciebie tak wydzwaniała? – szepnąłem drwiąco, nie patrząc na Raisę.

- Skąd o niej wiesz? – spytała zszokowana.

- Znikąd, kłamliwa, homoseksualna suko.

Poczułem ból. Brunetka stała przerażona faktem, że właśnie mnie spoliczkowała. Spojrzałem obojętnie na Raisę i zacząłem powoli iść w jej stronę. Nie miała dokąd uciec. Wystraszona cofnęła się do barierki. Te zapłakane oczy. Ten pierdolony wisiorek, który kłuł mnie w duszę. Ta myśl, że jest ułomną jednostką o niezdrowych skłonnościach. Mam deja-vu? Ach, nie. Po prostu leki przestają działać. Może przez ten alkohol. A może zapomniałem wziąć dziennej dawki. W każdym razie przypomniałem sobie.

- Rany… - syknąłem, chwytając w dłoń wisiorek Raisy - Trzęsiesz się zupełnie jak Nadia.

Ten wzrok. Zrozumiała. Zrozumiała, ale było już za późno.

Nadia była wyższa i silniejsza. Nie dałem rady jej utrzymać. Kopnęła mnie w brzuch i próbowała uciekać. Jej błąd, że biegła zbyt blisko barierki. Dogoniłem ją i uderzyłem pięścią w twarz. Nawet nie próbowałem się z nią zabawiać, taki byłem wtedy wściekły. Zepchnięcie jej, kiedy była pijana, nie stanowiło problemu.

- Zostaw mnie, psychopato! – usta Nadii, w rozmazanej czerwonej szmince, wykrzykiwały przekleństwa, kiedy próbowała się ze mną szarpać. Nienawidziłem jej wtedy. Nienawidziłem za to, że te jędrne pośladki dotykam nie ja, ale ktoś inny, w dodatku dziewczyna. Nadia długo broniła się przed śmiercią, jakby chciała to życie wyszarpać. Cały czas była przytomna. Patrzyła na mnie z wyrzutem, kiedy spadała do wody. W tamtym momencie bałem się, że uda się jej wypłynąć i przetrwać. Most był jednak wysoki, woda głęboka, a dziewczyna, mimo szoku, nadal pijana. Poczekałem tam chwilę, gapiąc się w miejsce, gdzie wpadło ciało. Nie wypłynęła.

Raisa była drobna, nie była w stanie wyswobodzić się z mojego uścisku. Bez trudu powaliłem ją na ziemię. Krótka spódniczka bez oporu dała się podciągnąć.

- Boris, błagam, nie… - mamrotała płaczliwie. Nadaremno.

- Zamknij się.

Nie byłem już tym zakochanym romantycznym chłopaczkiem, którym czyniły mnie prochy. Zatkałem jej dłonią usta. Na widok jej nagich piersi poczułem ciepło i przyjemny dreszcz. Cóż, musiałem to zrobić, byłem tylko mężczyzną. Należało mi się. Ból w jej oczach i opór jaki stawiała tylko mnie podniecał. Po wszystkim próbowała się jeszcze bronić. Nie miała jednak szans. Chwyciłem znów za jej wisiorek i podciągnąłem do góry. Miotała się, próbując odciągnąć moje dłonie od swojej szyi. Trzymałem ją, póki nie pękło zapięcie naszyjnika. Raisa bezwładnie opadła na ziemię. Wpakowałem naszyjnik do kieszeni. Nieprzytomną dziewczynę wziąłem na ręce i podszedłem do barierki. Płytko, ale oddychała. Przewiesiłem ją przez barierkę i beznamiętnie popchnąłem. Odetchnąłem, słysząc plusk wody.

Ciszę przerwał dźwięk melodii przewodniej z „Dirty Dancing”. Dopiero wtedy zauważyłem telefon Raisy leżący na ziemi. Musiał jej wypaść, kiedy się szarpała. Podszedłem i podniosłem komórkę. Na ekranie wyświetlało się zdjęcie twarzy blondwłosej dziewczyny.

„Rita dzwoni”.

Rita. Cóż za kurewskie imię. Cisnąłem telefon do rzeki.

Postanowiłem wrócić do domu. Muszę zebrać się stąd z samego rana. Matka Raisy niedługo może zaalarmować policję. Znowu to samo.

Wszystko byłoby dobrze. Byłoby dobrze, gdyby siedem lat temu Nadia nie powiedziała mi w barze, kiedy po alkoholu język jej się rozwiązał, że nie jest mną zainteresowana, bo sypia z Raisą. Nie śledziłby jej wtedy udając, że wróciłem do domu. Nie próbowałbym zgwałcić na moście. Nie zepchnął jej do rzeki. Nie utonęłaby. Nie musiałbym uciekać z domu, kiedy mój ojciec zaczął podejrzewać, że wiem więcej o śmierci Nadii, niż powiedziałem policji. Zawsze podejrzewał mnie o najgorsze. W końcu jego syn miał rozdwojenie jaźni, musi więc być popierdolonym skurwielem. Nie musiałbym wiecznie śledzić każdego kroku tylu osób. Nie musiałbym „uciszać” ojca Raisy, który mi nie ufał i próbował się ze mną skontaktować, rodziców Nadii, którzy ni z tego, ni z owego zaczęli drążyć temat i wypytywać moich rodziców, wreszcie moją matkę i ojca, którzy nieustannie pisali do mnie w sprawie znalezionego pod łóżkiem wisiorka Nadii. Zabicie tylu osób nie sprawiło mi przyjemności. Po prostu sytuacja mnie do tego zmusiła. Mnie lub nas. Nie mam pojęcia, które „ja”, żyjące obok siebie, jest prawdziwe. Ile miałem roboty, by jednych ciał nie znaleziono, by inna śmierć wyglądała na zawał, by jeszcze inny wypadek faktycznie wyglądał jak wypadek. Chyba nawet niechcący ubiłem Krasnego.. Nie pozostało to obojętne dla mojej chorej psychiki. Ostro zszargałem sobie nerwy. Na szczęście psychiatra uwierzył w moją depresję, spowodowaną „niewyjaśnioną, nagłą śmiercią ukochanej, złymi relacjami z apodyktycznym ojcem sadystą i chorą, obojętną wobec mnie matką, trudnym dzieciństwem i innymi problemami”. Oczywiście nie przyznałem się, że biorę już prochy z powodu rozdwojenia jaźni. Ponieważ nadużywałem przepisywanych leków i te działały coraz słabiej, wkrótce musiałem zacząć kombinować i łączyć je z innymi substancjami. Po czasie zauważyłem, że miało to specyficzny wpływ na moją pamięć i, już tak mocno popierdoloną, osobowość. Nie umiałem się już jednak z tego wyplątać. A było coraz trudniej. Ileż musiałem się nakombinować z wiadomościami i kopertami, by winę zrzucić na jakiegoś psychola, gdy nie pozwolono sprawie ucichnąć. Zwłaszcza, że moje jedno lub drugie „alter ego” knuło intrygi za plecami reszty. Wszystkie te pomysły nie trzymały się żadnej kupy, chodziło tylko o to, by wzbudzić sensację i odwrócić uwagę od mojej osoby. Aż śmiać mi się chce, że analizowaliśmy te pierdoły z tą lesbą jakbyśmy pracowali w CSI. Nie raz pomagał mi przypadek lub okoliczne hieny, ale co się natrudziłem, to moje. A teraz jeszcze to. Nie miałem tylko pojęcia, kim była postać, którą widziałem z Raisą przy naszym drzewie. No przecież się chyba nie rozdwoiłem cieleśnie, prawda? Ale olać to, właściwie to mi pomogła.

Wracałem do domu wolnym krokiem, bawiąc się w kieszeni zimnym wisiorkiem Raisy. Wyczułem uszczerbek. Taki, jak w wisiorku Nadii. Wyciągnąłem błyskotkę z kieszeni, podważając szczelinę paznokciem. Naszyjnik otworzył się. Z małego, czarno-białego zdjęcia uśmiechała się do mnie śliczna blondynka. Już kojarzę. W czerwonym wisiorku na pewno znalazłbym zdjęcie Raisy. Kurwa. Dlaczego. Tak bardzo was kochałem. Kochaliśmy.

Znowu będę musiał kombinować. Cóż, to nie moja wina. To wszystko wina tych homoseksualnych idiotek.

„B. + R. = BBU”

Boris i Raisa równa się bardzo bolesne umieranie.

Nie chciałem tego, serio. Po prostu nie miałem wyjścia.

Wróciłem ukradkiem do siebie. Światła w domu Raisy nie paliły się. Być może jej matka spała, nie czekając na nią, lub znów gdzieś wybyła. W każdym razie nie musiałem się na tę chwilę nikomu tłumaczyć. Wziąłem prysznic, zjadłem coś i stwierdziłem, że nie ma co czekać do rana. Nawet jeśli jeszcze miałem promile we krwi, to czułem się na siłach, by kierować autem. Spakowałem się szybko i zaniosłem bagaże do samochodu. Później pomyślę, co zrobić z domem starych i sprawą śmierci Raisy. Teraz muszę uciekać.

Ruszyłem powoli, mając nadzieję, że moja ucieczka nie będzie miała świadków. Postanowiłem pojechać bocznymi i leśnymi drogami, by nie natknąć się na patrol drogówki. Po co zwracać na siebie uwagę, zwłaszcza, że alkomat może coś wskazać. Droga była pusta, nad ziemią unosiła się jednak mgła.

W oddali majaczyły dwie kobiece sylwetki, stojące przy leśnej drodze.

Seks na moście mocno mnie pobudził. Krótki postój w ramionach dwóch prostytutek nie zaszkodzi, a może dzięki temu alkohol szybciej wyparuje z mojego ciała. Zawsze miałem bardzo wysokie libido. Stres go nie obniżał.

Podjechałem bliżej, oblizując wargi na myśl o czekających mnie upojnych chwilach. Kobiety stały tyłem do mnie, wyciągając ręce w pozycji „łapania stopa”.

Coś mnie zaniepokoiło. Zatrzymałem w odległości 200 metrów od dziewczyn. Wysoka blondynka w czerwonych szortach i sporo niższa brunetka w niebieskiej spódniczce nie odwracały się na pomruk samochodu. Stały nieruchomo. Nie wyciągały rąk w celu złapania podwózki. Zrozumiałem, że coś nimi pokazywały.

Ze strachem spojrzałem we wskazanym kierunku. Wytężyłem wzrok w dół uskoku. W dole majaczyło złamane drzewo z wielką dziuplą. W dotąd pustej, spoconej dłoni, poczułem szorstkość pocztowego papieru.

Kurwa.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

"Cóż, musiałem to zrobić, byłem tylko mężczyzną. Należało mi się." OTÓŻ KU*RA NIE! Jak jesteś NORMALNYM facetem, to pilnujesz, by kobiecie się nic nie stało... Sorki - opowiadanie wciągające, ale te dwa zdania mnie zirytowały - typowe tłumaczenie się gwałciciela...
Odpowiedz
Szkoda, że finał. Ale cóż
Odpowiedz
Nie rozumiem zakończenia ?
Odpowiedz
Świetna historia! Zacząłem podejrzewać Borisa trochę wcześniej, ale zakończenie i tak było dobre :)
Odpowiedz
Jestem pod wrazeniem.tak jak napisal Ladislao poprostu zajebiste ?
Odpowiedz
Zajebiste
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje