Historia

Głosy... cz.1.

zelmer 1 5 lat temu 508 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Pierwsze dni jesieni,słońce lekko grzało. Małe miasteczko na lubelszczyznie, otoczone dokoła lasem.Wstałem rano, była godzina może 6:30 powiedziałem do siebie "Dzień dobry kurwa...", ubrałem się, zjadłem szybko śniadanie i byłem gotowy na wyjście do szkoły, miałem już wychodzić gdy zobaczyłem na stole leżącą karteczkę od rodziców napisali: "pieniądze leżą na lodówce wrócimy za kilka dni, pojechaliśmy do lekarza do Zakopanego, wieczorem do ciebie zadzwonimy". Odłożyłem kartkę i udałem się do wyjścia powiedziałem do siebie "jest dziś poniedziałek, rodzice najpewniej wrócą za kilka dni czyli teoretycznie mam tydzień wolnego". Na dworze było ciepło można było wyczuć ze jest to namiastka lata. Miałem jechać samochodem ale pomyślałem sobie że taki ładny dzień i mam dopiero na 8 a jest 7:20. Wyszedłem do Szkoły miałem ok 10-20 min drogi. Idąc patrzyłem na spadające liście jak dla mnie było ładnie, wyciągnąłem telefon żeby zobaczyć plan , lekcji było chyba z 8 powiedziałem sobie w głowie "pierdole to za rok kończę szkołę a tam jedna nieobecność mi nic nie zrobi" mówiąc te słowa zmieniłem kurs i poszedłem nad zalew w biłgoraju. Posiedziałem tam troche wpatrując się w wodę i słuchając muzyki, postanowiłem że wrócę pomału do domu. Wracając zahaczyłem o alkoholowy, po udanych zakupach udałem się w dalsza podróż. Kiedy dotarłem pod dom i udałem się na podwórko (tak w razie czego gdyby ktoś tam siedział) taki odruch od dzieciństwa, po "sprawdzeniu" podwórka wszedłem do domu. Rozsiadłem się wygodnie przy komputerze, otworzyłem piwo i napisałem do kilku kolegów "Siema, wbijajcie do mnie ok 17-18". Jedyne co mi dziś pozostało to wychillować się...

Obudził mnie dzwonek do drzwi, pomyślałem sobie że musiało mi się przysnąć. Szybkim krokiem zeszedłem na dół po czym spojrzałem przez wizjer w dzwiach, za nimi stał mój dobry kumpel Bartek, otworzyłem mu drzwi mówiąc "zapraszam zapraszam". Bartek wszedł i powiedział:

-dzisiaj nie było cię w szkole

-tak wiem *zaśmiałem się* miałem ważniejsze sprawy na głowie *pokazałem mu 2 butelki po piwie

-poczekamy na resztę i wszystko wam wyjaśnię

Po ok 20 minutach wszyscy się zebrali, oznajmiłem im że jutro urodziny ma Paweł (kumpel z paczki którego nie zaprosiłem na to spotkanie). Kiedy wszystko ustaliliśmy umówiliśmy się jutro ok 18 u mnie, dlatego że mieszkam blisko lasu, a planowaliśmy zrobić mu ognisko jak za dawnych czasów. Wieczorem wszyscy się rozeszli, ja zjadłem coś co zostało z niedzielnego obiadu i poszedłem przed telewizor. Obudziłem się z rana na kanapie, szybko się zerwałem i spojrzałem na zegarek w kuchni wskazywał on 9:36. Powiedziałem do siebie "kurwaaa zaspałem" , szybko zacząłem się zbierać, po 20 minutach byłem gotowy. Sprawdziłem w domu czy wszystko powyłączane po czym wsiadłem do samochodu i pojechałem do szkoły.

Z lekcji wróciłem ok 15, zjadłem pizze kupioną po drodze, przebrałem się i poszedłem do sklepu po jakieś alko i przekąski byłem gotowy na wyjście. Wszyscy przyszli o omówionej godzinie. Ustaliliśmy że pójdziemy do lasu wszystko przygotować i któryś z nas przyprowadzi Pawła jak będzie wszystko gotowe. Idąc w las którego dobrze znaliśmy postanowiliśmy że pójdziemy do "ciemnego" lasu. Nie wiem dlaczego ale tak się utarło że mówiliśmy po sobie ciemny las. Nigdy tam się nie zapuszczaliśmy ,drzewa były tam gęste, były górki i łatwo było się zgubić. Ale że było to święto wiec postanowiliśmy zrobić imprezę właśnie tam żeby nikt nam nie przeszkadzał. O 19 było wszystko gotowe, ognisko się paliło alko i jedzenie stało na prowizorycznym stole i jeden z nas a dokładnie Marek poszedł po Pawła. Po jakiś 30 minutach dotarli do nas i zaczęła się impreza. Alkoholu było za dużo co wnioskowało upiciem się. Ja piłem mniej bo byłem organizatorem i miałem pilnować ładu. Było ok 2-3 w nocy, kiedy wszyscy się rozchodzili ja zauważyłem że brakuje jednego. Krzyknąłem do Bartka że Kuba znikną, wszysy ustaliliśmy że ja z Bartkiem idziemy szukać a reszta wraca pomału do domu. Postanowiliśmy że pójdziemy na północ od ogniska było cholernie ciemno, mówiłem sobie pod nosem "żeby tylko się znalazł". Nagle:

-Rafał kurwa widzisz go gdzieś?

-Nie, żeby się tylko odnalazł

-Patrz! Leży jego bluza. Musi być gdzieś blisko

Nie patrząc zaczęliśmy się rozglądać, nagle zobaczyłem chyba jego kawałek koszulki bo było to za drzewem. Podbiegłem do drzewa, żałuję tego teraz co tam zobaczyłem przeraziło mnie...Kuba wisiał przywiązany był drutem kolczastym i z jego oczu leciała krew krzyknąłem "Kurwa! chodź tutaj szybko" ale nikt mi nie odpowiedział, odpaliłem latarkę w telefonie i zacząłem rozglądać się.

-Bartek jesteś?!

-Chodź tutaj szybko!

Nikt mi nie odpowiedział...rozglądałem się jak by to była moja ostatnia deska ratunku w cieniu drzew, zobaczyłem postacie w mundurach zaczęły mnie otaczać...Nie patrząc na wszystko zacząłem uciekać do przodu co zerkałem do tyłu widziałem je za sobą. Biegłem tak jak bym miał zaraz serce wypluć, biegłem na oślep patrzyłem tylko czy nie ma ich za mną. Podczas biegu pośliznąłem się i uderzyłem głową w drzewo, tak właśnie powiedziała mi pielęgniarka.

Byłem w szpitalu, zobaczyłem że w drzwiach sali stoją wszyscy z którymi było wczoraj ognisko. Powiedzieli mi że nie wracaliśmy długo i zadzwonili po policję, mnie znaleźli z rana. Wykrzyczałem im "A co z Kubą i Bartkiem", Wszyscy zamilkli, powiedziałem "nie macie języka? co sie z nimi stało". Po chwili Marek powiedział smutnym i przerażonym głosem że nie żyją. Krzyknąłem że jak to nie żyją? Opowiedzieli mi że zadzwonili po policję, i z rana znaleźli ich martwych a mnie kilometr dalej nie przytomnego. Nie mogłem uwierzyć że nie żyją, lekarz przyprowadził do mnie psychologa tłumacząc zebym z nim porozmawiał.

Opowidziałem mu wszystko o tych postaciach w mundurach, o tym jak zobaczyłem Kubę przywiązanego do drzewa. Lekarz po zapisaniu wszystkiego powiedział krótko "że to wymyśliłem i przepisał mi leki na uspokojenie". Wieczorem się sam wypisałem, taksówką dojechałem do domu i zacząłem szukać o tych postaciach co widziałem w internecie. Nie mogłem doszukać się niczego po za jedną stroną mówiącą o tym że w tamtych okolicach ukrywał się odział AK.

Obudziłem się rano, byłem z byt obolały żeby coś robić. Cały dzień spędziłem na tym żeby poszukać jeszcze coś o tym, napisałem do kumpli że wychodzę i że wszystko co znalazłem napisałem tutaj...

Chłopaki znaleźli mnie jak wchodziłem do lasu, powiedzieli wszyscy tym samym głosem że idą ze mna, i tak cała kompania poszła do lasu szukać jak to powiedziałem "dziadków w mundurch". Było ciemniej niż tamtej nocy co było ognisko, idąc mniej więcej w tym kierunku co byłu poszukiwania Kuby zacząłem mówić w myślach "chcę wiedzieć czemu to się stało" "dlaczego oni musieli zginąć".

Nagle ustały wszystkie odgłosy, można było usłyszeć swój własny oddech, popatrzyliśmy na siebie a potem na okolicy. W około nas stali wszyscy ci sami co tamtej nocy co zgineli nasi koledzy. Jeden z nas krzykną żeby uciekać, wszyscy ruszyli w jedną stronę, ja biegłem na końcu byłem poobijany po moim "wypadku", przewróciłem się pamiętam że to coś co mnie zaczęło ciągnąć przypominało połączenie ducha z zombie. miało zgniete ciało było widać kości ale ta przestrzeń niby wolna była wypełniona niewidzialną masą. Krzyknąłem do tego czegoś "Dlaczego?!?!" w głowie usłyszałem tylko głos.

"MY UCIEKKALIII,NIE CHHHCIELI DO NIEWOLII. OTOCZYLIII WYMORDOWALII JAK PSSY, MUUSSIMY SIĘĘ BONIĆ,"

...

**WYCINEK Z GAZETY**

**KOLEJNY MŁODY CHŁOPAK ZAMORDOWANY W BIŁGORAJSKIM LESIE, PROKURATURA WSZCZEŁA ŚLEDZTWO W TEJ SPRAWIE**

Jeśli chcecie dalszą część napiszcie a może niedługo sie ukarze ;D

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Dalsza część? Przecież został zabity główny bohater
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje