Historia

Czarna skarpetka

maciekzolnowski 0 6 lat temu 1 002 odsłon Czas czytania: ~2 minuty
Mam pecha albo i nie w zależności od tego, jakiego koloru są moje skarpetki. Wytłumaczę to dokładniej. Czarne oznaczają brak szczęścia, różnobarwne – większy lub mniejszy uśmiech albo uśmieszek losu. Dziś jak na złość lekkomyślnie założyłem te pechowe, te cholerne. Przez cały dzień nic złego się nie działo, lecz do czasu!
Podczas wieczornego truchtu po zaułkach Czarnego Lasu, w możliwie najbardziej ustronnym miejscu mojego miasta, zorientowałem się, że ktoś lub coś za mną gna. Dotarła do mych uszu odrażająca fala sapania, pochrapywania, pomlaskiwania, a nawet coś w rodzaju parskania czerkieskiego rumaka w pełnym galopie. Bojąc się to sprawdzić, w myśl zasady „nie oglądaj się, bracie, za siebie, jeśli nie musisz”, zdołałem jedynie przyśpieszyć kroku. Uff! Przez jakiś czas zachowywałem bezpieczny dystans, ale kiedy minąłem jedyną, a na dodatek niepewnie pełgającą latarenkę – wszystko się zmieniło na moją niekorzyść. Lampa zaczęła rzucać cień, czarny i wredny, który zdawał się rosnąć z każdą chwilą w miarę oddalania się od źródła światła, a obraz intruza nabierał coraz bardziej realnych i demonicznych kształtów, i to nie tylko w mej głowie. Dziwotwór – jak to strasznie brzmi! Pędziłem ile wlezie i prawie już wypluwałem płuca, gdy nagle kroki za moimi plecami zupełnie ucichły. Przystanąłem, odczekałem chwilkę, w sobie się zebrałem i w końcu obejrzałem za siebie. A tam nie było już nikogo ani niczego prócz wieczornych mgieł – strasznych co prawda i odpychających, ale jednak tylko mgieł. Kontynuowałem następnie trening w bardziej bezpiecznej – jak mi się wtedy zdawało – części lasu.
Wtem na horyzoncie ujrzałem niewyraźną poświatę. Był to odwrócony sierp księżyca. Na jego tle zamigotała sylwetka młodego mężczyzny około dwudziestki, trzydziestki (czterdziestki?) maszerującego żwawo i poruszającego (trzymanymi razem i blisko tułowia) rękoma: raz na lewo, a raz na prawo, raz na lewo, a raz na prawo.
– Jezus Maria! Zombie – pisnąłem przez zaciśnięte zęby.
– Zzz – odezwał się efektownie puchacz, tak efektownie, że aż mnie zmroziło.
– Zzześć! – odezwała się znienacka tajemnicza postać. – Nie poznajesz zzząsiada zzzpod zzzwójki? To ja, Marian Zzząbek.
– Zzz – odpowiedział puchacz Marianowi, co zrobił zjawiskowo i powtórnie efektownie. W ten sposób zmroziło mnie po raz drugi i jakby bardziej, mocniej, dotkliwiej.
– Zzzajętyś? A ja se tu ćwiczę chód-marszobieg zzzwyczajnie.
Ćwiczył se zwyczajnie chód-marszobieg, rozumiecie? Czub zwyczajny postępujący i cymbał złośliwy kroczący-majaczący! Ludzie tak teraz ćwiczą, trzymając łapki złączone, a główki pochylone. No co, nie wiedzieliście? Do parków i Czarnych Lasów nie chodzicie? I wyglądają przy tym jak emerytowani Marsjanie – eks-admirałowie obcych flotylli. Ugryzłem się w język. Widocznie jego nazwisko tak na mnie podziałało, poraziło mnie i pogryzło (niektóre nazwiska powinny nosić kagańce). Marian zauważył to moje zmieszanie i chciał coś jeszcze powiedzieć, zzzagadać znaczy się, ale nie zdążył. Było mi tak straszliwie głupio, że zabrałem się z powrotem do domu.
Wcześniej zdążyłem obiecać sobie w duchu, że już nigdy, przenigdy nie założę tych plugawych, nadszarpniętych zębem czasu i na dodatek dziurawych skarpetek koloru smoliście czarnego zzz czarnymi plamami – pozostałością po soku zzz czarnej porzeczki zzze spiżarenki cioteńki Gertrudy Zzzmory ze wsi Zzzaraza. Zdaje się, że to gdzieś na zzzapitym... dechami Podkarpaciu? Ale głowy nie daję, oj, głowy nie daję.
Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje