Historia

Opowieści ze stacji benzynowej - Mroczny Bóg (Część 2)

youhavetrouble 0 5 lat temu 8 665 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Na brzegu naszego miasta znajduje się gówniana stacja benzynowa. Otwarta 24 godziny dziennie, siedem dni w tygodniu. Czasem dłużej. Jeśli wszedłbyś do środka, prawdopodobnie zobaczyłbyś zmęczonego kasjera siedzącego za ladą, starającego się pilnować swoich interesów. Jest prawdziwy. Możesz także zobaczyć kogoś innego. Możesz też zobaczyć *coś* innego. Jeśli jesteś ciekaw co jest realne, co nie (wliczając siebie), w tej małej, pachnącej amoniakiem, migotającej fluorescencyjnie kolekcji niemarkowego śmieciowego jedzenia, ziemi, czterech ścian i dachu, polecam wzięcie przykładu z kasjera i pilnowania swojego własnego interesu.

Pracowałem na tej stacji benzynowej prawie non-stop odkąd skończyłem szkołę średnią i w sumie wątpię, czy mógłbym zrezygnować nawet, gdybym chciał. Niedawno mój doktor zaproponował, żebym zaczął pisać pamiętnik. Po dłuższym namyśle zdecydowałem, że mógłbym spróbować. To nie tak, że jakieś tradycyjne lekarstwa działają. Ale starczy o mnie. Wróćmy do interesujących rzeczy. Stacja benzynowa.

Spędziłem wczoraj przyzwoitą część mojej zmiany próbując zdecydować jak rozpocząć ten pamiętnik. Gdzie mam zacząć żeby to wszystko miało sens? Jak mam wyjaśnić stację benzynową komuś, kto jej nie doświadczył?

Wcześniej próbowałem już opowiadać swoje historie, więc wiem czego oczekiwać. Ludzie w nie nie wierzą. Albo nie chcą w nie wierzyć. Nadal pamiętam trudności jakie w zeszłym roku miałem, żeby dodzwonić się do stacji szeryfa i wytłumaczyć nowej dziewczynie, że połowa świni włamała się do sklepu i biegając w amoku niszcząc rzeczy, wrzeszcząc głosem starej kobiety.

"Tak, mam na myśli połowę świni."

"Tak, świni."

"Przednią połowę."

"To nie jest żart. Jestem na stacji benzynowej."

"Jak to *która* stacja benzynowa? To twój pierwszy dzień, czy co?"

"Oh, to jest twój pierwszy dzień? W takim razie, czy mogę, proszę porozmawiać z kimś innym?"

W końcu przekazała słuchawkę Tomowi, policjantowi, który lata temu wyciągnął krótką słomkę i skończył jako oficjalny wysłannik stacji benzynowej. To było jeszcze przed tym, zanim jego włosy całkiem posiwiały. Był tu już tyle razy, że teraz wszystko, co muszę powiedzieć gdy odbiera telefon to “To połowa świni. Nie chce przestać krzyczeć i nie mogę jej złapać.”. Wtedy Tom odchrząkuje, mruczy coś o tym, że to “trochę kurde dziwne” i przyjeżdża pomóc mi ją złapać. Tom jest dobrym facetem.

Popytałem, ale nikt nie wiedział skąd świnia się wzięła. Farmer Brown--jeszcze wtedy żywy--przyjechał żeby się przyjrzeć dostarczyć swoją ekspercką opinię. Według Farmera, świnia została *jakoś* przecięta przez środek, ale cudem żaden z ważnych organów nie zostały uszkodzone. Nic nadnaturalnego, po prostu niecodzienne. Świnia została maskotką lokalnej szkoły podstawowej do momentu, gdy jakiś naukowiec i jego zespół skądś z północy zaproponowali szkole tysiąc dolarów za jej oddanie. Oddanie nauce, tak mi się wydaje.

Nie chcę odbiegać od tematu, ale ciężko jest uwierzyć w te historie, jeśli nie byłeś na stacji chociaż raz. Możliwe, że byłeś. Jesteśmy jedyną stacją benzynową w okolicy. Jesteśmy też blisko dość wielu rozdroży. Jeśli kiedykolwiek przejeżdżałeś przez nieznaną część kraju i się zgubiłeś, to bardzo możliwe, że znalazłeś się u moich drzwi, bo chciałeś napełnić bak albo zapytać o kierunek. Jeśli masz zamglone wspomnienie o dziwnym miejscu, które, masz wrażenie, nie pasuje, to istnieje szansa, że się spotkaliśmy.

Było późno w mojej nocnej zmianie, kiedy zdecydowałem, że po prostu zacznę pisać. Robiłem notatki o tym, co się dzieje. Zanotowałem kilka swoich dziwniejszych wspomnień, ale zdecydowałem się nie dzielić się historiami, które są zbyt niewiarygodne, żeby nie marnować nimi czasu. (Nazywam je historiami “spróbuj i zapomnij”). Właśnie zapisywałem coś na rolce papieru, kiedy przerwał mi Carlos.

Carlos to jeden z pracowników dorywczych na stacji. Mamy całkiem długą listę pracowników dorywczych. Właściciele lubią zatrudniać przybłędów, włóczęgów, autostopowiczów, przejezdnych i uciekinierów szukających pracy na kilka dni. Staram się nie poznawać lepiej dorywczych. Przychodzą i odchodzą po kilku dniach, czasem nawet paru tygodniach. Rzadko kiedy zostają tu na tyle długo, żeby nawiązać jakąkolwiek znaczącą relację.

Ale był też Carlos, który pracował tu już przez prawie rok. Zaczął jako część pracy więziennej, rozładowywał ciężarówkę dwa razy w tygodniu i był jedynym z dwunastu więźniów, który nie zniknął podczas dziwacznej burzy śnieżnej w ostatni grudzień, ale to nie moja sprawa. Carlos odsiedział swoje i kiedy go wypuścili przyszedł tutaj do pracy. Czyści sklep i rozładowuje ciężarówki. Przychodzi tu sześć razy dziennie na każdą z jego trzydziesto minutowych zmian. W sumie, kiedy o tym pomyślę, nie jestem pewny co robi podczas tych zmian. Sklep nigdy nie jest czysty, a ciężarówki przyjeżdżają tylko dwa razy w tygodniu, zawsze, gdy jest jeszcze jasno, zgodnie z umową zawiązaną po "incydencie". Może kiedyś spytam Carlosa co robi dla właścicieli. Wiem tyle, że jest mi tutaj najbliższą osobą do przyjaciela.

Kiedy Carlos wczoraj podszedł do mnie, do kasy, wiedziałem, że dzieje się coś nadzwyczajnego. Pocił się niemiłosiernie, był blady, na granicy omdlenia. Ciągle zerkał na mężczyznę w garniturze, który wszedł do sklepu i stał przy maszynie z zimnymi napojami. Powiedział, że musimy porozmawiać. *“Teraz.”*

“Śmiało”, powiedziałem, ale odmówił powiedzenia czegokolwiek, dopóki nie pójdę za nim do chłodni.

Zwykle nienawidzę zostawiać frontu sklepu bez nadzoru, czasem zdarzają się złodzieje. Plus, raz Rocco dostał się do środka i uciekł z dwoma opakowaniami papierosów. Ale Carlos wydawał się poważny, więc zrobiłem dla niego wyjątek.

Kiedy byliśmy już w odmrażającym bezpieczeństwie pomieszczenie chłodni, Carlos zapytał mnie, czy widziałem faceta w garniturze. Powiedziałem, że tak, widziałem go. Spytał, czy go znam. Powiedziałem tak, widziałem go na mieście. Nazywał się Kieffer. Kandydował w wyborach na jakąś pozycję—nie przypominam sobie jaką—i zatrzymywał się na stacji raz na jakiś czas. Jeździł starym, czarnym SUVe, który tankował benzyną premium. Nie znałem go zbyt dobrze, tylko z widzenia, ale definitywnie był stąd. Jego zdjęcie było oprawione w skrzynkach na puchary w mojej szkole średniej, za jedne z zawodów sportowych, które wygrał lata przed tym, zanim tam dołączyłem. Mamy niewiele rzeczy, z których jesteśmy dumni. Wiedziałem o Kiefferze, ale nie byliśmy zbytnio zaznajomieni. Powiedziałem to wszystko Carlosowi, pokręcił głową i odparł, “Nie. To nie może być Kieffer.”

“Czemu nie?”, spytałem.

Wtedy Carlos wyznał, “To nie może być Kieffer, bo Kieffer nie żyje od dwóch dni. Jego ciało jest teraz w moim bagażniku.”

I wtedy wszystko zaczęło stawać się dziwne.

To była naprawdę dziwna noc. Pomiędzy roślinami-rękami, Farmerem Jr. i kultystami, którzy nie chcieli zostawić mnie w spokoju prawie nie miałem czasu zebrać myśli.

No i oczywiście, była też sytuacja z Carlosem.

Obiecuję, że wrócę i wszystko opowiem, ale najpierw muszę iść po kawę.

---

Autor: Jack Townsend (strona autora w źródłach)

Tłumaczenie: Paweł Michalewski

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje