Historia

Autobus

pająkkokosowy 1 5 lat temu 1 091 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Jest rano około 6:00, jestem w autobusie do szkoły, wiem że wcześnie, zważywszy na to że lekcje zaczynają się dopiero o 8:00, ale jadąc późniejszym często zdarzało mi się spóźnić. Nie mogę do tego dopuścić ponieważ jeszcze parę nieobecności i wyleją mnie ze szkoły na zbity pysk, a raczej nie chciałbym żeby tak się stało zwłaszcza że szkoła to jedyne co pozwoli mi w przyszłości wydostać się od mojej pojebanej rodzinki.

Jest zimno jak na Syberii, pewnie dlatego że jest środek zimy ale nie przejmuje się tym, bo już niedługo ferie i będę miał spokój z tym cały cyrkiem przynajmniej na te dwa tygodnie.

Jedziemy przez ten cały las który dzieli mnie od szkoły, ma gdzieś ze 20km (tak serio mieszkam na zadupiu), jest tak ciemno że nawet nie widziałem swoich myśli samobójczych mimo że to one zawsze mi przyświecały w moich najciemniejszych momentach, siedzę na końcu (na tych 4 siedzeniach gdzie zawsze ci najpopularniejsi ze szkoły siadali żeby robić jakieś krzywe akcje). Ja oczywiście zawsze siedziałem z przodu z nauczycielem bo miałem chorobę lokomocyjną (wcale nie dlatego że nie miałem kolegów ani z kim siedzieć...). Przynajmniej teraz mogę nadrobić siedzenie w ostatnim rzędzie, kiedy autobus jest praktycznie pusty, a stare baby wolą siedzieć z przodu. W autobusie było mało osób, więc każdy siedział sam (Nareszcie tylko nie ja wyglądałem na samotnego).

Przez moją chorobę lokomocyjną, gdy tylko wchodzę do jakiegoś środka lokomocji od razu zasypiam (taki mechanizm obronny żeby nie zwymiotować). Wtedy też ustawiam budzik żeby obudził mnie mniej więcej, tuż przed moim przystankiem. Ta metoda z reguły zawsze działała aż do dzisiaj. 

Gdy tylko się obudziłem miałem wrażenie że spałem dłużej niż powinienem. Czułem się wtedy jakoś dziwnie, bolała mnie głowa i czułem dziwny niepokój który narastał z każdym oddechem. Autobus był pusty nie było nawet kierowcy. Moja pierwsza myśl to to że to końcowy przystanek i nikt mnie nie zauważył, z resztą jak zwykle. Wyjrzałem przez okno, ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem las. Ciemność i pusta droga na której nie było ani jednego samochodu. Raczej to nie była końcowa stacja, nie przypominam sobie żeby kurs kończył się na Podlasiu. Popatrzyłem w telefon i był rozładowany (pewnie dlatego budzik mnie nie obudził, pomyślałem). Mój zegarek na ręce wskazywał godzinę 6:00. Trochę podejrzane zważywszy na fakt że o tej godzinie tutaj wsiadłem, a nie sądzę żebym spał tutaj cały dzień. Po 5 min postanowiłem że wyjdę bo raczej dalszym siedzeniem jak frajer niczego nie wydedukuje.

Gdy szedłem do wyjścia zamurowało mnie. Mniej więcej na środku długości autobusu, na siedzeniu, leżały zakrwawione zwłoki mojej koleżanki, miała w głowie jakby dziurę po kuli, krew ciurkiem kapała jej na siedzenie a głowa była oparta na szybie. Nie widziałem tego z ostatniego siedzenia, co tu się do cholery stało, czy ktoś napadł na ten autobus wziął zakładników!? Nie wiem co jest gorsze fakt że doszło do czegoś takiego czy fakt że znowu nikt mnie nie zauważył... 

Chwile patrzyłem na zwłoki dziewczyny bo w sumie zawsze mi się podobała i wyglądała mega słodko w tej pozycji (gdyby nie ta cała dziura w głowie i w ogóle...) ale to chyba nie był najlepszy moment na podziwianie. Postanowiłem że wyjdę z autobusu żeby się rozejrzeć, prócz oczywiście zwłok nie było tu nic podejrzanego (może jeszcze poza wyrwanymi drzwiami przy miejscu kierowcy). Bez chwili namysłu wyszedłem na zewnątrz i rozejrzałem się, niestety ciemność mocno ograniczała mi widoczność. Jedyne co mogłem dostrzec to najbliższe drzewa. 

Nagle zamarłem ze strachu, byłem odwrócony tyłem do drzwi, nagle słyszę z zza pleców głos który przypominał głos tamtej dziewczyny ale jakby taki zachrypnięty i zmodulowany. Ze strachu nie zapamiętałem już co nawet powiedziała ale jedno wiem na pewno, to było kurwa przerażające. Odwróciłem się i zobaczyłem jej sylwetkę, lecz w dziwnej pozycji, jakby przechylonej w pokraczny sposób do tyłu. Nie podziwialem długo jej wygimnastykowanego ciałem, bo uderzyła mnie z niezwykle wielką siłą w głowę. Straciłem przytomność.

Gdy się obudziłem byłem przywiązany do drzewa w środku lasu, dalej było w pizde ciemno i piekielnie zimno ale już nie zwracałem na to uwagi. Adrenalina i strach skutecznie sprawiała że temperatura była moim najmniejszym problemem. Tej opętanej suki nie było w pobliżu (a przynajmniej nie mogłem ją dostrzec). Chwila panicznego szarpania i krzyczenia jak dziewczynka pomogła mi  wydostać się z więzów. zobaczyłem na śniegu ślady które mogły należeć do tej suki. Fakt że na śniegu były ślady rąk i nóg sprawi, że poważnie zastanawiałem się jak ona do cholery się w ogóle poruszała. Te myśli sprawiły że postanowiłem pójść w przeciwną stronę bo raczej nie zamierzałem się tego dowiadywać.

Po chwili wędrówki okazało się że to na serio jest najbardziej emocjonujący dzień jaki miałem w tym tygosniu. Poczułem że coś kapneło mi na głowę, to raczej nie był deszcz. Popatrzyłem w górę, zobaczyłem coś jeszcze bardziej pojebanego niż przypuszczałem. Ciała moich znajomych powieszone nogami do góry. Kto mógł kurwa zrobić coś takiego, ja to chciałem zrobić pierwszy! Musiałem się jak najszybciej wydostać z tego miejsca, Zacząłem biec przed siebie ile sił w nogach, gdy nagle zobaczyłem ją. Ona zaczęła biec z płaczem w moją stronę i coś krzyczała ale nie obchodzi mnie za bardzo co dokładnie. Bez chwili namysłu wziąłem badyl leżący na ziemi i uderzyłem ją z całej siły w głowę. Nie mogłem pozwolić żeby znowu mnie dopadła, bo tym razem mogła by mnie zabić, więc zabiłem ją pierwszy. 

Patrzyłem na nią przez 5 min choć wydawało mi się jakby to była wieczność, jeszcze nigdy nie zabiłem człowieka jeśli nim jeszcze w ogóle była.

W zachwycaniu się jej martwym ciałem przeszkodziła mi policja, musiała przyjść akurat teraz, a nie kiedy byłem przywiązany do drzewa tylko akurat wtedy kiedy stałem z jej krwią na ubraniach, ehh ja to mam szczęście...

To już 3 lata od tamtego momentu, okazało się że zaatakowała nas jakaś tam mafia czy coś i zrobiła masakrę, wszystkich wyprowadzili i zamordowali w lesie mnie przywiązali do drzewa z jakiegoś powodu. Tamta dziewczyna była ofiarą tak samo jak ja. Udało jej się uciec i mnie rozwiązała, lecz w ataku paniki rzuciłem się na nią i rozwaliłem jej głowę jakimś badylem, ehhh wiedziałem że nie umiem radzić w sobie w sytuacjach stresujących ale że aż tak? I teraz tkwię tu w szpitalu dla obłąkanych. Zabawne że zawsze chciałem wyprowadzić się od mojej pojebanej rodziny i kiedy to mi się w końcu udało, okazało się że to ja jestem ten pojebany. Nienawidzę swojego życia... 

autorskie, dopiero zaczynam.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Mroczny humor a nie troll pasta jak to ostatnio bywa, już cię lubię. Popracuj jeszcze trochę na budowaniem napięcia reszta dla mnie gicior.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje