Historia
Widziane Zapomniane
W pewnym mieście stał pub jak żaden inny. Był urządzony w stylu amerykańskim. Zawierał podłużną ladę barmana i stoliki z krzesłami. Te usytuowane były wzdłuż przeszklonej oknami ściany. Za ladą barmana, na pułkach, znajdowały się trunki o najrozmaitszej gatunkowości. Od win przez Szkocką po Dżin włączywszy -innymi słowy można było zamawiać najbardziej wyszukane drinki. Dla porannych i nocnych marków zawsze zarezerwowana była mocna kawa. Niektórzy z klientów woleli po prostu gorzką i mocną substancję która trzymałaby ich przytomnych podczas prowadzenia Tira. Co jednak było niezwykłego w tym barze? Definitywnie śmietanka towarzyska. Grupa ludzi z różnych klas i przedziałów wiekowych. Pokazywali się tutaj studenci, przyszli prawnicy, informatycy, bankierzy, technicy czy też przyszli chłopcy do budowlanki. Przychodzili też speakerzy radiowi, czasem nawet pisarze kryminalni a obserwatorem ich wszystkich była barmanka Eliza. A przynajmniej takie imię figurowało na jej przypince.
Była studentką, która dorabiała by mieć pieniądze na studia z psychologii. Być może kierunek nie był dla niej zbyt prosty ale jakoś dawała radę. Z zaradnością serwowała klientom drinki, nie narzekała i ogólnie była jedną z lepszych kandydatek do oglądania.
Pewnego razu jednak wszystko się zmieniło gdy do baru wszedł stosunkowo młody bo 30-letni (na oko) mężczyzna o zaczesanych, blond włosach które przywodziły na myśl czupryny aviatorów. Był ubrany w biały prochowiec, który kontrastował z czarnymi spodniami oraz butami. Trudno było się jednak temu dziwić gdyż pogoda na zewnątrz była jak pod psem. Lało jak z cebra.
-Dzień dobry. Proproszę hmm...-zamyślił się nowo przybyły siadając na obrotowym krześle przy ladzie- Macie może tequilę?
-Chce pan "na czysto" czy może jednak drink? -odparła barmanka
-Yhm...mogę wiedzieć jaki macie drink z tequilą?
-Tequila Sunrise. Kostki lodu z sokiem pomarańczowym i tequilą wymieszane. -wyjaśniła pospiesznie Eliza.
-To poproszę.
Pora była stosunkowo późna, zmiana Elizy kończyła się za godzinę i nie miała ochoty na głębsze rozmowy z klientami. Miała obsługiwać nie gadać, toteż sporządziwszy drink postawiła go na ladzie przed nowo widzianym mężczyzną i pospieszyła przyjmować zamówienia od innych. Ludzie w barze sprawiali wrażenie przytłoczonych, niektórzy gorączkowo rozmawiali nie patrząc na to ani nie wadząc nikomu lecz jak powiedziałby to starszy pan, który zaglądał tutaj w każdy piątek: "coś wisiało w powietrzu".
Tymczasem w progu przytułku dla tych zapijających smutki w butelce wódki zawitała kolejna inna postać. Również mężczyzna jednak ten miał długie brązowe włosy, okulary spadające do połowy z nosa i zieloną żołnierską kurtkę. Jego niebieskie jeansy były przemoczone do kolan. Wszedłszy do środka uważnie przyjrzał się blond włosemu mężczyźnie w białym prochowcu i zasiadł w najodleglejszym zakątku pubu.
W rękach ściskał skórzaną torbę.
~"Kurde, ten hipis wygląda jak jakiś ćpun. Nie sprzedam mu alkoholu. Trzęsą mu się ręce jak w febrze"~ pomyślała Eliza zabierając puste szkło do zmywaka.
Hipis zaś zamówił jedynie herbatę "z cytryną ale bez cukru". Na dźwięk tychże wypowiedzianych zdań, aviator wstał i podszedł do brunatnowłosego. Zasiadł naprzeciw niego po czym zapytał:
-Czemu nie lubi pan cukru?
-Bo niszczy zęby -odparł Hipis po czym wydobył ze swojej torby niewielkie metalowe pudełko. w którego wnętrzu znajdowało się coś o dużym, niezwykle cennym znaczeniu.
-Masz tu listę wszystkich Kosmonautów z Marynarki Gwiezdnej. Włącznie z tymi którzy niedawno zginęli. -odparł okularnik. Aviator wziął metalowe pudełko po czym schował je do wewnętrznej kieszeni płaszcza i zapiął kieszeń zamkiem błyskawicznym.
-Skoro mamy to już za sobą powiedz mi "Pi" nad czym ostatnio się trudzisz? -spytał biały prochowiec uśmiechając się nieznacznie.
Zapytany zawahał się:
-A wiesz...tworzenie Inteligentnych Algorytmów. Dzień jak co dzień. Sam już nie wiem jaki dzień i miesiąc mamy. Projekt nad którym pracuje zdaje się przekraczać moje możliwości. To nie to samo co projektowanie cyborga... Bez obrazy "Adam".
-Heh...żadnej urazy nie czuję. Ja tylko wykonuję powierzone mi zadanie...
Eliza nie zważała na rozmowę tych dwóch. Miała ważniejsze zmartwienia na głowie. W końcu musiała zapłacić rentę za mieszkanie a rozmyślanie o niebieskich migdałach nie zaliczało się do zbyt produktywnych w jej zawodzie. Toteż zobaczywszy iż godzina już minęła, weszła do pokoju dla personelu, przebrała się i już miała wychodzić tylnymi drzwiami gdy usłyszała trzask zbitego szkła poprzedzany serią z karabinu maszynowego. Kątem oka zobaczyła przez uchylone drzwi jak banda zamaskowanych
ludzi szturmuje otoczenie.
-Wiej ! -krzyknął Adam ciskając swoim rozmówcą, jakby ważył nie więcej niż kilogram, w kierunku drzwi dla personelu. Chipis wpadł na Elizę. Przewrócił ją po czym poderwał się i już miał uciec na oczach barmanki gdy jakaś zbłąkana kula przeszyła mu ramię.
Pi upadł i jęczał z bólu podczas gdy Adam spacyfikował już czterech z tuzina przeciwników w podziurawionym jak sito barze. Był w końcu cyborgiem. Nie wymagał specjalnej ochrony jak ludzie.
-No dobra skurwiele, którego z was mam wysłać do niebios?! -zakrzyknął Cyborg uśmiechając się jak najdzikszy z rozbójników epoki hyboryjskiej.
Eliza zaś dopadła tylnych drzwi i odciągnęła od nich rannego Hipisa.
-Jezus maria co tu się dzieje...-wymamrotała robiąc prędko opatrunek na ranę. NA szczęście była tylko powierzchowna a kula przeszła na wylot.
Pi nie zważając już na ból jaki zahamowała adrenalina podniósł się i począł raptownie biec byle dalej od tego przeklętego pubu...
***
W chwilę po tych wydarzeniach w okolicy zaroiło się od "czerwonych kogutów". Policja waliła drzwiami i oknami by zbadać zwłoki i przestudiować "Co do jasnej kurwy się stało?". Elizie udało się bezpiecznie dotrzeć do domu. Przepytano ją na zajutrz. Zarówno Hipis jak i Cyborg rozpłynęli się w powietrzu. Nikt nie umiał wytłumaczyć kim byli. Tymi którzy wtargnęli do baru masakrując cywili był lokalny gang
powstały z odłamu Islamistów. Dranie mieli wysłużone ale nie mniej zabójcze karabiny AK-47. Niestety ich Allah sprawił że nie dożyli dnia następnego. Zostali brutalnie podziurawieni lub rozerwani. W najlepszym wypadku mieli skręcony bądź zmiażdżony kark.
-W sumie 30-tu zabitych 4 rannych. Kamera została zniszczona. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. -Ciągnął policjant z kryminalki, Andrzej Kujawski, poprawiając swój papieros w ustach, zwracając się do młodszego rangą policjanta. -Na szczęście nie musimy nikogo na razie łapać. Zrobić zdjęcia, spisać raport i do domu głowić się czy ta sytuacja się nie powtórzy. Sami nie możemy za wiele w tej sprawie zrobić. Dochodzenie...powinno utrzymać się przez 2 lata jeżeli sprawa nie zostanie przedwcześnie umorzona.
***
Tymczasem w domu Elizy zapanowała mała zmiana. Żbikowaty kot, który do teraz jej towarzyszył nagle spotkał intruza o długich brunatnych włosach i niemożebnie krzaczastej brodzie. Długo nie wiedział co zrobić z tą nowo przybyłą postacią aż w końcu zdecydował pomruczeć i poocierać się o kostki nieznajomego.
-Dzięki że mnie ukryłaś przed policją. Cholernie ci za to dziękuję Elizą.
-Nie mów ani jednego słowa więcej. Już cała kamienica będzie wiedzieć, że ktoś nowy się tu wprowadził.
Nie mam ochoty nikomu się tłumaczyć. Po prostu ubierz się i wyjdź stąd byle szybko. -odparła rozeźlona i na wpół przytomna z szoku Eliza. Jeszcze do niej nie dochodziło iż w barze gdzie pracowała zginęli ludzie. Uporczywie próbowała zahamować tą niebezpieczną myśl i wypchnąć ją ze swojego jestestwa.
Niestety po upływie niespełna dwóch minut zalała się łzami.
-O boże...czemu mnie kurwa to spotyka..?
Już chciała się odwrócić w kierunku wątpliwego rozmówcy gdy ten już dawno opuścił jej mieszkanie pozostawiając ją samej sobie.
koniec cz. I
Komentarze