Historia

Porwanie Henryka Kasprzaka

Mroczny Wilk 4 5 lat temu 5 914 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Obudził mnie okropny ból głowy. Promienie słońca przelatywały przez oczka firanki i złośliwe wwiercały się w moje powieki. Nie otwierając oczu, zacząłem poszukiwać ręką żony, jednak sięgnąwszy dalej, odkryłem, że musiała wstać przede mną.

– Ania? – wycedziłem zachrypniętym głosem, ale nie doczekałem się odpowiedzi.

Byłem całkowicie pozbawiony sił. Wiedziałem, że powinienem zaraz wstać, jednak nie mogłem się do tego zmotywować. Leżałem w bezruchu przez jeszcze parę minut. Próbowałem odnaleźć w pamięci, co mnie doprowadziło do tak tragicznego stanu, jednak poprzedni dzień jakby całkiem z niej wyparował. Nie pamiętałem nawet, jaki jest dzień tygodnia. „Co ja musiałem wczoraj wypić?”, pomyślałem i zmusiłem się do otwarcia oczu. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że nie jestem u siebie w domu. W porównaniu z moim pokojem zgadzały się jedynie okna skierowane na wschód, przez co rażące światło nie budziło moich podejrzeń. Poza tym wszystko wyglądało inaczej. Przy ścianie naprzeciwko łóżka stała dębowa szafa, a obok komoda z małym telewizorem. Po mojej prawej znajdował się kwadratowy stolik z przystawionym do niego fotelem. Poza białym storczykiem na parapecie, w pomieszczeniu zauważyłem jeszcze drewniany krzyż zawieszony na ścianie. Te dwie rzeczy zapewniały mnie, że nie jestem w żadnym hotelu. W mojej głowie powstawał coraz większy mętlik. Nie mogłem skojarzyć pomieszczenia z żadnym mieszkaniem znajomych. Ale to mógł być równie dobrze pokój, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Chcąc trochę rozeznać się w sytuacji, dźwignąłem się na kolana i wyjrzałem przez okno.

– Gdzie ja, do diabła, jestem…? – mruknąłem, ogarniając wzrokiem okolicę.

Oglądałem rozległe miasto z około dziesiątego piętra, ale nawet stąd nie byłem w stanie dostrzec jakiegokolwiek znajomego obiektu. W tej chwili nie miałem już bladego pojęcia, gdzie mogę się znajdować. Ileż musiałbym wypić, żeby obudzić się w obcym mieście? Nigdy nic takiego mi się nie zdarzało, co budziło we mnie jeszcze gorsze przeczucia. Nerwy pobudziły mnie do działania. Zszedłem z łóżka i ruszyłem w kierunku drzwi, chcąc jak najszybciej znaleźć żonę i dowiedzieć się, jak tutaj trafiłem. Kiedy miałem już złapać za klamkę, do moich uszu dobiegły dźwięki rozmowy. Zatrzymałem się i zacząłem nasłuchiwać, jednak nie poznawałem żadnego głosu. Przyłożyłem głowę do drzwi, licząc na to, że podsłuchana rozmowa cokolwiek wyjaśni.

– Musisz mu wcisnąć te prochy – warknął zirytowany mężczyzna. – Może spróbuj go przekonać, że bez nich umrze. Nie wiem, wymyśl coś, jeśli ci się nie uda, to będziemy mieli z nim jeszcze więcej problemów.

– Spokojnie, jeśli nie weźmie sam, to dorzucę mu do jedzenia – odpowiedziała kobieta. – Jakoś sobie z nim poradzimy. Przecież to nie pierwszy i nie ostatni przypadek.

W tym momencie straciłem resztki pewności siebie, które zbiegły wraz z dreszczem po moich plecach. Kim oni byli? Jak tutaj trafiłem? Bycie porwanym wydawało mi się czymś wręcz absurdalnym, ale ta opcja wyglądała na coraz bardziej realną. Opanowany strachem usiadłem na łóżku i zacząłem szukać w głowie jakichkolwiek podpowiedzi. Nie miałem wrogów ani nikomu aż tak bardzo nie podpadłem, zdarzały mi się tylko drobne kłótnie, za które nikt raczej nie chciałby się mścić. Nie byłem też majętny ani znaczący dla społeczeństwa jak jakiś polityk, żeby ktoś mógł liczyć na duży okup. Nie odstawałem niczym od większości. Za nic nie mogłem pojąć, czego ci ludzie mogli ode mnie chcieć. A może chodziło po prostu o jakieś eksperymenty? To by tłumaczyło prochy, które chcieli mi wcisnąć. Ale to też nie trzymałoby się kupy, bo dlaczego mieliby mnie wtedy trzymać w mieszkaniu? Bezpieczniejsza byłaby nawet zwykła piwnica.

Nagle przemyślenia przerwał mi piekielny ból głowy. Złapałem się obiema dłońmi za skronie, mając wrażenie, jakby coś mnie paliło od środka. Z trudem powstrzymywałem się od krzyku. Świat płynął przed moimi oczami. Wszystko zlewało się w surrealistyczny obraz.

– Ja pierdolę – wycedziłem przez zęby. Właśnie wtedy odkryłem, że wypowiadane przeze mnie słowa są niezrozumiałe. Słyszałem jedynie jakiś stłumiony bełkot.

Zaczynałem rozumieć, dlaczego nie byłem w stanie sobie czegokolwiek przypomnieć. „Kurwa, czym oni mnie nafaszerowali?!”, pomyślałem, wciąż zwijając się z bólu. To na pewno nie był pierwszy taki dzień, tylko jak długo mnie już tutaj trzymali?

Gdy ból trochę zelżał, usłyszałem, jak ktoś zbliża się do pomieszczenia. Nie dobiegł do mnie dźwięk przekręcania klucza, ale drzwi były otwierane na zewnątrz i posiadały prosty system alarmowy, który odkryłem chwilę później. Każdemu wyjściu towarzyszyłby dźwięk dzwonka przyczepionego do framugi.

Do pomieszczenia weszła wysoka szatynka mogąca mieć około trzydziestu lat. Wszystko wciąż mi się rozmazywało, dlatego nie mogłem dostrzec szczegółów jej twarzy. Coś do mnie powiedziała, ale wciąż niczego nie rozumiałem po wcześniejszym ataku, więc tylko kiwnąłem głową. Postawiła na stoliku szklankę z wodą, zaś obok niej znalazły się dwie białe pigułki. Po chwili wyszła. Uświadomiłem sobie, że porywacze dobrze wiedzą, do jakiego stanu mnie doprowadzili. Nawet nie stosowali żadnych zabezpieczeń poza dzwonkiem, bo byłem zbyt osłabiony, żeby stawiać opór.

Odczekałem parę minut i podszedłem do stolika, żeby zabrać tabletki. Musiałem uśpić czujność tych wariatów, więc postanowiłem udawać, że robię wszystko zgodnie z ich myślą. Zagrzebałem prochy w ziemi stojącego na parapecie kwiatka i wypiłem trochę wody. Chwilę później podszedłem do drzwi i zacząłem obserwować mieszkanie przez dziurkę od klucza. Mój wzrok nie doszedł jeszcze do siebie po nagłym bólu głowy, ale byłem w stanie rozróżnić większe elementy. Jedynym szczęściem w tym wszystkim było to, że z tego pokoju miałem widok na całą resztę mieszkania. Dzięki temu mogłem obserwować, co robią moi oprawcy. Nie pozostało mi nic innego jak czekać na rozwój sytuacji.

Wiedziałem, że jeśli chcę mieć jakiekolwiek szanse na ucieczkę, muszę wychwycić odpowiedni moment, kiedy pozostanę w domu z jedną osobą. W międzyczasie przyszła do mnie jeszcze dwa razy ta sama kobieta, co wcześniej, raz z jedzeniem, a potem, żeby je zabrać zimne z powrotem do kuchni. Chociaż ukryłem poprzednie tabletki, nie byłem pewien, czy mimo tego nie wkruszyła mi kolejnych do jedzenia. Gdy zobaczyła, że nawet nie tknąłem śniadania, zaczęła na mnie wrzeszczeć, a ja tylko patrzyłem na nią otępiałym wzrokiem, nie rozumiejąc ani słowa. Przez cały czas udawałem ledwo przytomnego, chociaż w środku drżałem ze strachu. Z każdą minutą coraz bardziej obawiałem się o swoje życie. Jedyne, czego pragnąłem, to jak najszybciej opuścić to przeklęte mieszkanie i gdzieś się ukryć albo najlepiej od razu pobiec na komisariat policji.

Wreszcie nastąpił ten moment. Barczysty mężczyzna, na oko pięćdziesięciolatek, jako ostatni wyszedł z domu. Została ze mną tylko szatynka, która wydawała mi się najmniej niebezpieczna. Chociaż tak naprawdę mogła tylko sprawiać pozory, skoro to głównie ona mnie pilnowała. Teraz musiałem tylko trafić na moment, kiedy nie będzie mogła od razu zareagować na moją próbę ucieczki. Nie miałem nawet szans na bezszelestne wydostanie się z pokoju, dzwonek był umocowany tak, że zadzwoniłby niezależnie od tego, jak wolno bym wychodził. Zaczepiał on o krawędź drzwi i przy przesunięciu nawet o odrobinę obsuwał się, alarmując porywaczy.

Postanowiłem ruszyć wtedy, gdy kobieta pójdzie do toalety. Nie widziałem innej możliwości. To była jedyna sytuacja, która dałaby mi czas na ucieczkę. Czekałem na tę możliwość przy dziurce od klucza przez prawie godzinę, ale gdy w końcu do niej doszło, nie mogłem się ruszyć z miejsca. Przerażenie odbierało mi siłę do działania. „A co, jeśli mi się nie uda? Wtedy pewnie ukatuje mnie na miejscu”. Jednak zwyciężyła myśl, że jeśli nie spróbuję, to śmierć i tak będzie tylko kwestią czasu. Ruszyłem.

Otworzyłem drzwi z impetem, budząc dzwonek do pracy. Przebiegłem przez korytarz, prawie potykając się o własne, wiotczejące nogi. Po drodze usłyszałem krzyki dobiegające z toalety. Udało się, dopadłem do wyjścia. Drżącymi dłońmi zacząłem przekręcać kolejne zamki. Chwyciłem za klamkę i… Drzwi ani drgnęły! Szarpałem ze wszelkich sił, ale nic się nie działo. Dopiero po chwili zauważyłem jeszcze jeden zamek znajdujący się pod klamką, ale on nie miał gałki jak pozostałe, potrzebowałem klucza. W ułamku sekundy straciłem nadzieję. Błędnym wzrokiem rozglądałem się wszędzie dookoła, jednak nigdzie go nie było.

– Kurwa mać, gdzie on jest?! – kląłem zdesperowany, przerzucając wszystko, co nawinęło mi się pod ręce.

Usłyszałem szczęknięcie zamka. Za późno. Strach popędzał mnie do działania, nie było już odwrotu. Ten pieprzony klucz musiał gdzieś leżeć. A może to ta kobieta go miała? To nie robiło różnicy, w tej chwili stanowiła dla mnie największe zagrożenie. Wybór był prosty. Albo ona, albo ja. Musiałem zaatakować, zanim ona to zrobi. Niewiele myśląc, rzuciłem się z impetem na otwierane przez nią drzwi od toalety. Usłyszałem, jak popchnięta kobieta uderza w umywalkę i upada na podłogę. Stałem zamurowany przed wejściem, nie mając pojęcia, co robić. Szatynka oddychała z wyraźnym trudem, ale nie podnosiła się. Chciałem ją tylko ogłuszyć, nie zabić. Z trudem zrobiłem kilka głębokich wdechów. W końcu otworzyłem drzwi. Musiałem sprawdzić, czy kobieta nie ma przy sobie klucza. Wokół jej głowy rozlewała się coraz większa kałuża ciemnej krwi. Wiedziałem, że już nie ma dla niej szans. Uderzenie było tak mocne, że umywalka cała popękała. Oczy szatynki były przepełnione strachem i jednocześnie… zdziwieniem? Kobieta wyglądała tak, jakby nie mogła pojąć, dlaczego ją zaatakowałem. Mieszanina emocji pobudzała mój niemrawy mózg do działania. Powoli zaczynałem poznawać jej twarz. Widziałem ją już wiele razy. Tylko kim ona była?

Zanim kobieta straciła przytomność, spojrzała mi prosto w oczy i wyszeptała jedno słowo.

– Dziadku…

To wystarczyło, by ożywić moją pamięć. Z przerażeniem patrzyłem na odbicie w lustrze wiszącym nad umywalką. Nie ujrzałem tam sprawnego trzydziestolatka, którym wydawało mi się, że jestem, lecz schorowanego starca, który nie poznawał już nawet własnego domu ani rodziny.

Nie zapominajcie o wyrażaniu swoich opinii w komentarzach i zostawianiu polubień. Nie zajmuje to dużo czasu, a motywuje do dalszego pisania ;)

Ponadto zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku, gdzie pojawiają się aktualności na temat mojej twórczości.

https://www.facebook.com/mrocznywilk.autor

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Czy to jest prawdziwe.... Pierwsza historia którą tu czytam
Odpowiedz
Nie, historia jest fikcyjna, chociaż oparta na pewnych doświadczeniach ;)
Odpowiedz
Super ,zakonczenie troche smutne ,ale bardzo fajnie sie czyta .Pozdrawiam i czekam na wiecej ahahah.
Odpowiedz
Zakonczenie wymiata.Dobre jak wszystkie twoje .pozdrawiam
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje