Historia
Piątek, dwunastego
Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam, niech żyje nam Morgan, niech żyje sto lat! – śpiewała Pauline swojej jedynej córce. – Nie mogę uwierzyć, że masz już 12 lat! – dodała, przytulając dziewczynę.
- Rany, mamo, nawet nie jestem jeszcze nastolatką!
- Niewiele brakuje, skarbie, naprawdę niewiele.
Każdy wie, że wraz z osiągnięciem wieku nastoletniego, magia urodzin zaczyna mijać, odchodzić w niepamięć, razem z niewinnością. Taki urok dorastania. Mimo to cud istnienia jest taki sam, a może się nawet rozwinąć.
Odkąd Morgan sięgała pamięcią, zawsze były tylko one dwie. Jedynie ze względu na jego nieobecność, brak ojca nie stanowił nigdy problemu. Morgan nie potrafiła sobie nawet wyobrazić tego, że Pauline pewnego dnia po prostu odejdzie, nienawidziła o tym myśleć, ale z każdymi kolejnymi urodzinami coraz częściej zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać życie w pełnej rodzinie. Pauline nigdy nie ujawniła zbyt wielu informacji na temat swój, czy swojego życia prywatnego. Z tego, ile wiedziała Morgan wynikało, że faktycznie zawsze były tylko we dwie. Pauline była skrytą osobą, ale kochała Morgan i naprawdę się o nią troszczyła. Była jej małą dziewczynką.
Silne szarpnięcie kocem wystawiło Morgan na panujący w jej pokoju nocny chłód. Sięgnęła po swoją zielono-białą kołdrę w kropki, ale tej nie było już na łóżku. Dziewczyna przetarła zmęczone oczy i zaczęła szukać pościeli
- Jak ona się tu znalazła? – pomyślała, kiedy spojrzała pod łóżko. Znajome szarpnięcie ponownie pociągnęło za przeciwny kawałek kołdry. Zszokowana Morgan zerwała się na równe nogi, jedynie by po raz kolejny się przestraszyć. – Kim jesteś? – spytała ochrypłym głosem.
- Jestem twoim bratem.
- Słucham? Jestem jedynaczką. Jak się dostałeś do mojego domu?
- Masz dziś urodziny, prawda? Dwunaste?
Zapadła cisza, a na plecach Morgan pojawiła się gęsia skórka.
- Pauline dobrze cię traktuje, hm? – otoczona bielą postać mówiła powoli, lecz z przekonaniem.
- Ja-jak się nazywasz? Skoro jesteś moim bratem? – Morgan zawahała się, nim zadała pytanie. Biła się z własnymi myślami.
- Jestem Connor. Żyłem tu bardzo dawno temu, dokładnie do dnia moich dwunastych urodzin. To dlatego możesz mnie teraz zobaczyć. Osiągnęłaś mroczny wiek. Wiek, w którym zostałem zabrany i zastąpiony tobą. Widzisz, Pauline kochała mnie przez jakiś czas, ale pragnęła więcej, chciała wiecznej młodości; ona żyje dzięki swoim dzieciom. Chciałbym, żebyś była w stanie zobaczyć mnie wcześniej, powiedziałbym ci wtedy, żebyś trzymała się z daleka od ciasta.
***
Źródło: https://www.reddit.com/r/shortscarystories/comments/b5c6dn/friday_the_twelfth/
Komentarze