Historia

Chatka Wiedźmy

nieprawicz 0 4 lata temu 770 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Adrian zmagał się z śnieżną zawieruchą. Był na jednym ze szczytów górskich. Nie widział dalej niż na 5 metrów. Uporczywie próbował trzymać się szlaku lecz minęło sporo czasu od znalezienia ostatniego oznakowania. Mozolnie prężył się w poszukiwaniu kamiennej drogi w dół.

-Kurwa...trzeba było zostać w schronisku- powiedział sam do siebie trzęsąc się z zimna. Chłód przesiąknął go w całości lecz parł dalej naprzód; W dół do niżej położonego lasu, który oblepiał górę swym zwartym iglastym korowodem. Z każdą chwilą był coraz bliżej bezpiecznej strefy aż w końcu dotarł do niej. Uradowany na widok drzew czym prędzej oparł się o jedno z nich. Był wyczerpany ale przynajmniej nie groziło mu już spadnięcie i roztrzaskanie się o skały. Toteż podjął wysiłek raz jeszcze zapuszczając się coraz głębiej i głębiej w oblodzony las.

Zapuszczając się w ciasne knieje zdawało mu się, że wszystko wokół jakoby cichnie. Wiatr zelżał a śnieg nie padał już tak obficie jak przedtem. Gdzieniegdzie Adrian mógł usłyszeć odgłosy zwierzyny przemykającej gdzieś w oddali za jego plecami. Aż w końcu jego oczom ukazał się widok niespodziewany. Oto przed nim nie wiadomo nawet skąd wyrosła całkiem obszerna chatka góralska. Alpinista nie mógł nawet określić czy ma zwidy czy jednak to co widzi jest jawą gdyż wkrótce potem zemdlał z wyczerpania.

Obudził go świst rozbuchanego do gorąca czajnika. Otworzył oczy. Wyglądało na to że znajdował się wewnątrz jakiegoś pokoju zbudowanego z dębowego drewna. On sam leżał zaś w ciepłym łóżku zaś prócz niego w pokoju znajdował się jeszcze ktoś. Tajemnicza postać, która odstawiła czajnik z palnika była zwrócona tyłem do niego. Adrian widział iż sylwetka tej osoby jest dość szczupła i wysoka, wręcz nienaturalna gdyż górale z reguły są krótcy i puszyści.

Adrian podniósł się spod pierzyny i już miał zapytać gdzie się znajduje gdy obca mu postać obróciła się do niego przodem:

-A...nareszcie się obudziłeś -powiedziała postać która okazała się być starszą kobietą.

Była szczupła, miała siwe włosy spływające jej poniżej lini ramion zaś twarz prócz zmarszczek przyozdobiona była w haczykowaty kruczy, nos a także przenikliwe niebieskie oczy i szerokie usta spod których, przy wypowiadaniu zdań, Adrian dostrzegł białe nie skażone żadnym ubytkiem zęby.

Wpierw turysta zląkł się nie na żarty widząc tą nietuzinkową osobę lecz szybko odpowiedział:

-Dzie...dzień dobry, zagubiłem się na szlaku...

-Spokojnie zuchu nie musisz mi się tłumaczyć. Znalazłam cię na moim ganku to co; miałąm cię zostawić?

Nie jesteś pierwszym który nie przewidział w swoich planach zamieci. Wierz mi różnych ludzi licho przywiało pod moje drzwi.

-Pani tutaj mieszka...sama w lesie?

-Naturalnie. Cenię sobie spokój a to miejsce zapewnia go aż nadto. -odpowiedziała starsza pani- nazywam się Nadia Topielska wystarczy mi mówić Nadia albo...baba yaga, he he he!!!

To mówiąc Topielska podała Adrianowi kubek z już zaparzoną herbatą ziołową. Ten zaś przyjął ją w milczeniu i upił łyk. Herbata miała nietypowy zapach. Pachniała jak rumianek zmieszany z miodem smakowała podobnie.

-Skoro już zawdzięczasz mi życie mogłabym usłyszeć twoje imię?

-Adrian. -odparł niepewnie turysta upijając kolejny łyk herbaty

-Adrian, huh? -odparła kobieta w zamyśleniu- za młodu pamiętałam wielu Adrianów, he he he!!!

Śmiech Nadii był niczym skrzek wrony. Jazgotliwy i nieprzyjemny. Adrian cały czas zastanawiał się czy może ufać takiej osobie ale sam fakt że nie był zamarznięty teraz na kość skutecznie odbierał mu argumenty do okazania braku wdzięczności.

-Leż i odpoczywaj. -odparła Nadia gdy Adrian chciał wstać z łóżka -Byłeś przemarznięty na kość, ciesz się że żyjesz. No i oczywiście, że mam dobre serce -to ostatnie zdanie Nadia wypowiedziała jakoby ironicznie zaś turysta powziął myśl by chociaż w swojej głowie nazywać ją wiedźmą.

Topielska nakarmiła swojego gościa zupą grzybową a potem dziczyzną z ryżem zalaną sosem, również grzybowym. Wygłodniały Adrian jadł w milczeniu ku uciesze gospodarza chaty. Kiedy talerze były już czyste, wiedźma wrzuciła je do zlewu i od niechcenia ubrała się w grubą kurtkę zimową.

-Wychodzę kupić parę rzeczy w pobliskiej wiosce do tego czasu postaraj się nie spalić mi chaty. -powiedziała Nadia żegnając się z Adrianem. Ten zaś przytaknął. Zaraz gdy zobaczył jak właścicielka chaty odjeżdża swoim samochodem ciepnął się na łóżko z zamysłem "dospania" po wycieńczającej wyprawie. Jednak sen który go nawiedził był dalece straszny i złowróżbny.

W nim to bowiem śniący zobaczył Nadię jako czarownicę która wieszała dzieci na haku tak iż były powieszone za żebro. Wszystkie jęczały, krzyczały o pomoc jednak każde z nich czekał taki sam los. Wielki tasak ciął i rozszczepiał ich organy na żywca. I nim głowa została odcięta od ciała - wpierw szły nogi, potem ręce a na koniec tors. Niesamowita rzeźnia nacechowana była profesjonalizmem. Wpierw dzieci były patroszone, potem cięte na kawałki tak by snadnie mogły zmieścić się w lodówce. Na końcu odcinana była głowa która roztrzaskana młotkiem wylewała z swojej zawartości mózg, który pomału ściekał do metalowej miski. Cała ta dantejska scena powtarzała się w głowie Adriana do momentu aż wybudził się z tego koszmaru z przestrachem o swoje życie.

Kiedy poderwał się z łóżka było już ciemno a Nadia zdążyła już powrócić. Siedziała teraz przed swoją ofiarą z zajmującą werwą robiąc ściegi za pomocą niewielkiej maszyny do szycia. Adrian popatrzył na nią z przerażeniem jednak nie dostrzegł nic prócz szczerego uśmiechu.

-Musiałeś być zmęczony, przespałeś cały dzień -stwierdziła zaś maszyna wydała z siebie serię metalicznych dźwięków. Stół, na którym znajdowała się maszyneria, zadrżał.

-Miałem straszny sen.

-Koszmar powiadasz, hmm? Było w nim coś nietypowego -spytała wiedźma puszczając maszynę ponownie w bieg aż zadrżała podłoga.

-Śniły mi się bzdury-stwierdził turysta- przy okazji jak mogę się pani odwdzięczyć

-Odwdzięczyć powiadasz...cóż mógłbyś mi pomóc w rzeźni.

Na to słowo włosy Adriana stanęły dęba. Oczyma wyobraźni powrócił do tych dantejskich scen, które nawiedziły go we śnie. Zastygł, nie wiedział co robić, po czym spytał:

-Rzeźni?

-Tak rzeźni. Co tak wybałuszasz oczy nigdy nie robiłeś chłopskiej roboty? -zadrwiła wiedźma obnażając swoje białe zęby.

Adrian uświadomił sobie że nie miał zielonego pojęcia jak wykonywać taką robotę.

-Dorabiam do emerytury jako rzeźnik -wyjaśniła Nadia cofając pokrętło wprawiające igłę maszyny w ruch po czym seria automatycznego ściegu znów zagłuszyła ciszę. -praca jak każda inna szybko nauczysz się podstaw.

Adrian odetchnął z ulgą. Jego koszmar rozwiał się bezpowrotnie. Już nie przypuszczał, że gdzieś w piwnicy tego domu istnieje zamrażalnik w którym przechowywane są członki zmasakrowanych dzieci. Jakby absurdalnie to nie miało zabrzmieć powziął decyzję o zaufaniu tej starszej kobiecie pomimo iż była nieco ekscentryczna.

Nie wiedział, że w miesiąc po tym dniu w którym poznał Nadię, policja znajdzie jego ciało w rowie, doszczętnie zmasakrowane.

Koniec cz.I


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje