Historia

Konar

Enim 0 4 lata temu 632 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Kim jestem? Człowiekiem? Potworem? Już sam nawet nie wiem.

Kiedy patrzę na swoje ręce widzę tylko plątaninę roślin. Więc dlaczego istnieje? Jak to jest możliwe?

Dla ludzi, których spotykam w lesie wydaję się być zwykłym, choć tajemniczym chłopakiem. Jednak ta "tajemniczość" jest o wiele bardziej przerażająca. Zacznijmy jednak od początku.

Wszystko zaczęło się chyba 30 lat temu. Przepraszam, niestety dawno już straciłem poczucie czasu. Miałem wtedy na imię Edward i byłem jedenastoletnim chłopcem. Mieszkałem na skraju miasta wraz z mamą i tatą, których bardzo mocno kochałem.

Jednak któregoś dnia mama zniknęła, zupełnie bez śladu. Nie wiem, czy płakałem. Nie wiem nawet, czy tęskniłem. Jak już mówiłem, pamiętam te rzeczy jak przez mgłę. Wiem jednak, że była ona kobietą o wielkim sercu.

Od tego czasu, tata zaczął się dziwnie zachowywać. Rano wychodził z domu i wracał dopiero pod wieczór. Zazwyczaj od razu po przyjściu szedł spać. Codziennie kiedy go nie było, przychodziła do nas sąsiadka, Pani Basia, która była moją opiekunką. Bardzo miła kobieta, taka typowa babcia. Pobawi się z dzieckiem, nakarmi i położy spać.

Z dnia na dzień pani Basia patrzyła na tatę z większym niepokojem. Faktycznie był w coraz gorszym stanie. Zupełnie jakby żył w ogromnym stresie i nie spał od kilku nocy.

Któregoś ranka przyszedł do mnie do pokoju z wymuszonym uśmiechem. Miał rozpiętą i poplamioną koszule, potargane włosy i nieobecny wzrok. Powiedział, że pani Basia dziś nie przyjdzie, bo ma dla mnie niespodziankę. Każde dziecko zareagowałoby z wielkim entuzjazmem. Podobnie było u mnie. Miałem jechać do dalszej rodziny na kilka dni na farmę. Tata pomógł mi się spakować w przeciągu godziny. Dowiedziałem się, że przyjadą po mnie znajomi taty. Z wielkim uśmiechem snułem plany o tym jak pobawię się z rodziną, jak pojeżdżę na konikach. Tata wtedy ze mną rozmawiał jak nigdy. Chciał mnie utrzymać w tym przekonaniu jak najdłużej. Wnet przed domem usłyszał hamowanie samochodu. Rozszerzył oczy jakby właśnie coś go zaniepokoiło. Nie zwróciłem wtedy na to uwagi. Pamiętam, że pomógł mi wynieść i spakować bagaże.

Kiedy siedziałem na tylnym siedzeniu czarnego auta widziałem przez szybę jak dwóch facetów rozmawia z tatą. Mieli eleganckie koszule, czarne spodnie. Usłyszałem jak jeden z nich mówi do niego "No, brawo. Dług spłacony." Potem wsiedli do auta i zaczęliśmy odjeżdżać. Odwróciłem się by pomachać tacie. Stał przed domem patrząc tęsknym wzrokiem z uśmiechem. Poruszył ustami jakby mówił "Przepraszam". Jechaliśmy po asfalcie obok zbocza pod, którym był las. Trochę mi się nudziło więc myślałem, że pogadam ze "znajomymi taty".

- Nie mogę się doczekać aż dojedziemy na farmę. Na pewno tam mają dużo krówek. - Zacząłem mówić. Wtedy kierowca spojrzał na mnie w lusterku.

- Na farmę? Tak ci tata powiedział?

- Tak! Kiedy będziemy na miejscu?

- Posłuchaj dzieciaku - Jego ton się zmienił na niższy - Nie jedziemy na żadną farmę

Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, on kontynuował.

- Widzisz, nie wiem czy zrozumiesz. Twój tata miał długi - Mówiąc to zaczął się uśmiechać - Stał się hazardzistą. Na spłatę dużej sumy miał jeszcze tydzień. Ten dureń myślał, że zdąży coś wygrać w kasynie.

- Miał jeszcze inną opcje - Przerwał mu facet, który siedział obok mnie - Tą opcją byłeś ty. W zamian za anulowanie długów oddał ciebie.

- Jedziemy do "ośrodka". Tam lekarze pokroją cię i sprzedadzą twoje organy.

Jego uśmiech się powiększył jakby miał się zaraz roześmiać. Oczy mi się zaszkliły. Poczułem się porzucony, przestraszony i zdradzony. Chciałem uciec.

Chciałem złapać za klamkę i wyskoczyć z auta. Jednak facet siedzący obok mnie wyciągnął pistolet przyciskając mnie do drzwi.

- Nie uciekniesz!

Wtedy kierowca stracił panowanie nad kierownicą. Ostanie, co usłyszałem po tym to huk.

Obudziłem się leżąc na ziemi. Czułem ogromny ból w ręce. Gdy na nią spojrzałem, wydałem z siebie krzyk bólu i rozpaczy. Zostały po niej tylko strzępy skóry. Wokół kikuta była opleciona mała łodyga rośliny. By odwrócić uwagę od ręki rozejrzałem się dookoła siebie. Na jedno oko zaczęła mi płynąć krew. Drugim okiem dostrzegłem lężące na trawie, pod drzewem dwie postacie. "To oni". Podszedłem do nich powoli mając o dziwo obojętny wyraz twarzy. Kiedy jeden z nich mnie zauważył, wciąż trzymając pistolet w dłoni wycelował do mnie. Pewnie był w szoku. Stałem tam dalej, patrząc się na niego. Nagle po jego ręce zaczęły rosnąć pnącza. Twarz miał wykrzywioną w przerażeniu. W amoku wystrzelił do mnie kilka kul. Pomimo "śmiertelnych" ran dalej żyłem, dalej stałem. Wciąż z obojętnością. Z drzewa zwisały kolejne dwa pnącza zawiązane w szubienice. Po chwili oboje znaleźli się nad ziemią. Gdy przestali się ruszać, sprawiłem, że drzewo otworzyło swoje wnętrze. Patrzyłem jak gruby konar zjada ich ciała i zamyka się na zawsze.

Nigdy nie opuszczałem lasu. Nie miałem takiej potrzeby. Moje ciało zgniło i zostało zastąpione tymi roślinami. 

Żyje pośród drzew. Nie odczuwam głodu. Nie czuje potrzeby sny. Poprostu jestem. Istnieje.

Przyzwyczaiłem sie do tego czym jestem. Ale byłem już tym zmęczony. Nie chciałem takiego losu. Chciałem być wolny.

Nikt nawet nie wiedział o mnie. Do czasu...

Pewnego jesiennego dnia siedziałem na gałęzi.Oglądałem jaskrawe kolory liści na drzewach, które niedługo miały spaść na ziemie, uschnąć i umrzeć. W pewnym sensie im tego zazdrościłem. Moje rozmyślania przerwał szelest na ziemi. Zobaczyłem dziewczynę, która biegła po leśnej ścieżce. Widać było, że lubi biegać. Wyglądała przeciętnie. Dużo ludzi lubi sobie robić spacery po tych ścieżkach codziennie. Więc chciałem wrócić do moich myśli. Jednak spostrzegłem trzech mężczyzn którzy stanęli jej na drodze. 

Nie wyglądali na zbyt trzeźwych. Coś tam do niej mówili i gestykulowali. Po reakcji dziewczyny można było jasno zrozumieć, że nie pytają sie o droge. Chciała uciec, jednak jeden z nich zagrodził jej droge. Nie wiem czemu postanowiłem wkroczyć. Jakoś mnie nie obchodziło ludzkie życie. Może byłem znudzony. Przybrałem postać 20 letniego chłopaka w długich włosach oraz w bluzie dresowej gdzie miałem schowane ręce. Dalej wyglądałem jak plontanina roślin, jednak warto wiedzieć że umiałem stworzyć elementy do złudzenia przypominające ubrania. Twarz miałem zakrytą kapturem.

Wyszedłem zza drzewa i patrzyłem w oczy człowieka, który trzymał w uścisku ręke wystraszonej dziewczyny.

-Czego chcesz? - zimny i oschły ton. Klasyk u takich osób.

Milczałem. Chciałem zobaczyc jak się rowinie sytuacja

- Spieprzaj stąd bo inaczej pożałujesz!

Spojrzałem na twarz nieznajomej. Jej zaszklone oczy błagały o pomoc.

- Jebać to! - Krzyknął chudy, łysy chłopak obok. Ruszył na mnie. Zacisnał pięść i wymierzył mi cios prosto w twarz. Moje ciało nagle zmieniło się w deszcz liści.

Trwa edycja opowiadnia.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje