Historia

Dlaczego

Predictor 1 4 lata temu 576 odsłon Czas czytania: ~18 minut

Biegł na oślep przez las, nie dbając czy w ciemnościach nie wyrżnie w jakieś drzewo. Od kilkunastu minut uciekał, i cały czas nie potrafił pozbyć się wrażenia, że ścigające go stworzenia są tuż za nim.

- Jeżeli się zatrzymam, umrę – pomyślał gorączkowo, jeszcze przyspieszając.

Po kilkunastu minutach szaleńczego biegu w końcu przystanął, dysząc ciężko. W otaczającym go mroku nie dostrzegał kompletnie nic. Nagle coś złapało go za ramię. Odskoczył z krzykiem, wierzgając na wszystkie strony. Upadł na plecy, i szybko odwrócił się w stronę napastnika.

- To tylko gałąź. - Stwierdził z ulgą, usiłując uspokoić łomoczące w piersi serce. Wyobraźnia płatała mu figle, każdy krzak zdawał się być przyczajonym potworem, który tylko czekał na odpowiedni moment. Gałęzie drzew, lekko poruszane wiatrem były dla niego szponami wyciąganymi w jego stronę, gotowymi pochwycić go i zaciągnąć pod ziemię, na samo dno piekła. Uspokoił się lekko, i zaczął przeszukiwać kieszenie.

- Co to kurwa było! - zapytał samego siebie. Pamiętał tylko, że coś obudziło go w nocy, a kiedy otworzył oczy – TO stało tuż nad nim, wlepiając w niego te swoje okropne, żółte ślepia, z wychodzącymi z gęby kłami, jakby wykrzywionymi w drwiącym uśmiechu. Wzdrygnął się na samą myśl. W kieszeni znalazł nóż, pokryty jakąś dziwną, lepką substancją w czarnym kolorze, batona czekoladowego i portfel. Telefonu ani zapalniczki ani śladu.

Przypomniał sobie, jak stwór rzucił się na niego, a on odruchowo sięgnął po nóż. To nie była jego pierwsza wyprawa, nie był jakimś tam amatorem który ruszyłby w trasę nieprzygotowany, bez odpowiedniego wyposażenia. Zawsze zabierał zapas wody, suchego pożywienia, kilka batonów i czekolad, podręczną apteczkę, telefon z zapasową baterią, nóż i kilka innych drobiazgów. Teraz jednak, po jego panicznej ucieczce zdał sobie sprawę, że nie ma praktycznie niczego - nie miał czasu zabrać plecaka.

Kiedy sięgnął po nóż, i bez namysłu pchnął stwora w pierś, ten wrzasnął przeraźliwie. Syczenie i wrzask dobiegający z ust potwora przez chwilę zmroziły mu krew w żyłach, czegoś takiego w życiu nie słyszał. Brzmiało to jak jazgot i krzyki potępionych dusz prosto z piekła albo innego horroru, połączony z krzykami torturowanych ludzi - cholernie wysoki dźwięk sprawiający że jego bębenki nie mal eksplodowały, jednocześnie połączony z niskim warkotem, przywodzącym na myśl silnik ciężarówki.
Ponownie zamachnął się nożem, chlastając potwora, po czym nie oglądając się za siebie, wybiegł na zewnątrz, i puścił się na oślep biegiem. Jego jedyną myślą było znaleźć się jak najdalej od tego stworzenia, innymi rzeczami będzie się martwił później. Przez kilka minut biegł lasem, wciąż słysząc w uszach wrzaski owego monstrum, kiedy nagle ucichły. Kontynuował ucieczkę, a jakiś czas później w końcu postanowił przystanąć.

- trzeba było rzucić palenie. - stwierdził, śmiejąc się gorączkowo. Czuł palący ból w płucach, a serce próbowało wyskoczyć mu z piersi.
Przeraźliwie głodny rzucił się na batona, pochłaniając go w całości. Nagle za plecami usłyszał trzask. Z duszą na ramieniu odwrócił się, przygotowując się na najgorsze. Nie wiedział ile było tych stworów, wybiegając z namiotu widział jeszcze co najmniej dwa. Nóż trzymał w pogotowiu, gotów walczyć do ostatniego oddechu.
Kilka metrów dalej, przy zwalonym drzewie zobaczył niewielki, ciemny kształt – zbyt mały by być jednym z NICH. Wytężając wzrok udało mu się dostrzec małą wiewiórkę, stojącą na dwóch łapkach. Wiewórka ignorowała jego obecność, obracając główkę to w lewo, to w prawo jakby czegoś nasłuchiwała. Po chwili zastygła w bezruchu, zastrzygła uszami, i puściła się biegiem.

Za drzewami znów coś zaszeleściło.
- pewnie kolejna wiewiórka. - pomyślał.
Kilkadzisiąt metrów przed nim pojawił się kolejny stwór, szarżujący prosto na niego. Ten był zdecydowanie wyższy niż poprzedni, chyba, a kiedy go dostrzegł – zatrzymał się na moment, po czym warknął złowieszczo, i ponownie zaszarżował. Przez moment sparaliżowany ze strachu, widząc coraz bardziej zbliżającego się stwora – 15 metrów, 10, 5 – w końcu odwrócił się i zaczął biec.

O moment za późno.

Nie zdązył przebiec kilku metrów, kiedy to coś runęło na niego, posyłając go na ziemię. Upadł na brzuch, a  potwór złapał go za głowę, i w szaleńczej furii zaczął tłuc nią o ziemię, z gardła wydobywając przeraźliwy pisk. Kiedy upadał, nóż wypadł mu z dłoni. Rozpaczliwie próbował się wyrwać, jednakże TO siedziało na jego plecach, i nie mógł nic zrobić.
Po kilkunastu uderzeniach stwór odwrócił go na plecy. Wtedy, przez oczy zalewane krwią zobaczył go w całej okazałości – rosłe, humanoidalne cielsko porośnięte czarnym futrem, masywne łapy wyposażone w szpony, i gęba przypominająca coś rodem z opowieści Lovecrafta. Stwór ryknął, po czym złapał go szponami za gardło, i zaczął dusić.
Próbował okładać stwora, przynajmniej części ciała których mógł dosięgnąć, ten jednak pozostawał niewzruszony. Kiedy zaczęło mu ciemnieć przed oczami, stwór zbliżył do niego swój pysk, po czym znów warknął. W jego nozdrza uderzył okropny smród, słodko kwaśną woń gnijącego mięsa, i coś jeszcze – nie był pewien co.

W ostatniej, desperackiej próbie zebrał w sobie wszystkie siły, i odepchnął stwora. Ten spadł z niego, wyraźnie zaskoczony. Kilka metrów dalej zobaczył że coś błysnęło – nóż!
Rzucił się w stronę broni, licząc na to że zdezorientowany stwór nie zdąży go dopaść wcześniej, wiedział że to była jego ostatnia szansa – to albo śmierć. Dopadł nóż, i kiedy się odwrócił, wzdrygnął się, niecały metr przed sobą widząc szarżujące monstrum. Szybko machnął dłonią, chcąc szybkim pchnięciem załatwić to coś.

Tym razem zdążył.
Mimo że siła impetu powaliła go na plecy, a stwór ponownie zwalił się na niego, widział tkwiący w jego piersi nóż – prosto w sercu, a przynajmniej miał nadzieje że tam znajduje się jego serce. Jakby na potwierdzenie jego słow, stwór ostatkiem sił ryknął żałośnie, po czym jego cielsko znieruchomiało.
Powoli wygrzebał się spod trupa, i od razu upadł na kolana, kaszląc i plując. Wiedział że w ustach ma krew, dobrze znany mu metaliczny, cierpki posmak o tym dobitnie świadczył. Cały czas miał ciemno przed oczami, czuł się jakby przebiegł maraton, a rozbita głowa cholernie go bolała – cieszył się jednak, że nie stracił przytomności.

- No, przynajmniej na razie. - Pomyślał. Wiedział że kiedy krążąca w jego żyłach adrenalina przestanie działać, prawdopodobnie nie będzie w stanie przejść dwóch metrów, może nawet zemdleje.

Po kilkunastu minutach, chociaż mogły to być godziny, w końcu udało mu się wstać. Wiedział że jeżeli chce przeżyć, musi ruszyć – nikt nie znajdzie go w środku nocy w lesie, a jeżeli tu zostanie to prędzej czy później się wykrwawi. Nie wiedział jak rozległe są jego rany, ale po bólu który odczuwał wnioskował, że nie jest dobrze.

Po kilku godzinach przedzierania się przez gęste krzaki miał wrażenie, jakby kręcił się w kółko. Wszystko wyglądało tak samo, mógłby przysiąc że już kilka razy widział ten kamień. Zrezygnowany, runął ciężko, opierając się plecami o pobliskie drzewo.

- weź się w garść – próbował podnieść się na duchu. - Pewnie masz wstrząśnienie mózgu, tylko ci się wydaje że chodzisz wkoło, tak naprawdę idziesz w dobrą stronę. Wstawaj!

Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić – w praktyce, zanim wstał minęło jeszcze trochę czasu – nie był pewien czy kilka razy nie stracił przytomności. Ponownie ruszył, starając się trzymać jednego kierunku, mając nadzieje że trafi do miasta, albo przynajmniej natrafi na ludzi którzy mu pomogą. Ruszając lasem, ponownie przed sobą usłyszał jakieś szelesty. Tym razem zdecydował się być ostrożnym, i powoli, uważnie stawiając stopy, uważając by nie nadepnąć jakiejś gałązki zaczął czaić się w stronę dźwięków. Przez chwile rozważał ucieczkę, jednak jak uważał – to coś i tak go znajdzie, a lepiej zasadzić się na potwora, niż pozwolić potworowi zasadzić się na Ciebie. W jakiś sposób te wszystkie odniesione rany, zmęczenie i strach sprawiły, że jego umysł się wyciszył, i działał na najwyższych obrotach.

Wyszedł na niewielką polankę, a przed sobą zobaczył odwróconego do niego plecami potwora. Stwór klęczał, węsząc jakby czegoś szukał.

TRZASK

Obserwując stworzenie, nie zauważył gałązki. Potwór zerwał się na równe nogi i odwrócił się, lustrując wzrokiem otoczenie. Zanim zdecydował co robić, zobaczył że stwór trzyma w ręku złoty medalik, JEJ medalik, ONA miała taki właśnie medalik..
- CO JEJ ZROBIŁEŚ!? - Wrzasnął, po czym puścił się biegiem w stronę stwora. Zmuszając nogi do tytanicznego wysiłku, szybko zmniejszył dystans, i będąc bliżej, mimo palącego bólu jeszcze bardziej przyspieszył. Zaskoczona istota nawet nie zdązyła zareagować, kiedy odrzucona siłą uderzenia poleciała do tyłu, wrzeszcząc i kłapiąc szczękami – prosto w przepaść, której wcześniej nie dostrzegł. Kiedy spadła, do jego uszu dotarł tylko nieprzyjemny trzask, przywodzący na myśl łamanie kręgosłupa. Stwór zawył złowieszczo, a jego wycie było przepełnione bólem.

Nie zamierzał czekać, aż te wrzaski zwabią tutaj kolejne monstra, szybko kontynuował marsz. Pokonywał kolejne drzewa i krzaki, które stopniowo zaczynały się rozrzedzać, aż w końcu minął linię drzew, i wyszedł na polanę. W odległości paru kilometrów zobaczył niewyraźne, poruszające się postacie.

- Pomocy! - wychrypiał, i zaczął kaszleć. Ledwo widział, ledwie trzymał się na nogach, ale myśl że jest tak blisko ratunku dodała mu trochę energii. Ponownie przetarł oczy, wciąż zalewane cieknącą z czoła krwią, i wtedy TO zobaczył.

To nie byli ludzie.

Kilkanaście potworów w milczeniu patrzyło w jego stronę, strzygąc uszami. W końcu jeden warknął, i wszystkie puściły się biegiem w jego stronę.

- To koniec. - pomyślał, osuwając się na ziemię. Stracił przytomność.

                                                                                                                           * * *
- No, w końcu się doczekaliśmy. - Z radością stwierdził Michał, otwierając bagażnik. Pozostali mu zawtórowali.

- Sie wie. Dobry miesiąc czekałem aż mi w końcu dadzą wolne, psiakrew. - Odpowiedział Damian, poprawiając okulary. Od tyłu objęła go niewysoka, drobna blondynka.

- I w końcu będziemy mieć trochę czasu dla siebie. - Stwierdziła Ola, śmiejac się lekko.

Damian delikatnie, aczkolwiek stanowczo wyplątał się z tego uścisku.

- Daj spokój – Stwierdził.

- Zgrywa niedostępnego! - Rzuciła Kamila, wysoka brunetka, na co Michał parsknął śmiechem. - Nie poddawaj się, pasowalibyście do siebie. - dodał, marszcząc brwi.

Mimo tych docinek, na twarzy Damiana gościł uśmiech szeroki od ucha do ucha – pracował praktycznie cały miesiąc może z kilkoma dniami wolnymi, w trakcie których był zbyt zmęczony, by cokolwiek zrobić. Teraz ma cały tydzień, tydzień który dopiero się zaczyna.

- Podjedziemy jeszcze do sklepu, co? Trzeba hmm, uzupełnić zapasy – stwierdził Michał, porozumiewawczo mrugajac do Damiana. Ten przewrócił oczami, wzruszył ramionami, po czym wszyscy wsiedli do auta.

Dziewczyny zaczęły rozmawiać z Michałem, a Damian siedział cicho, rozmyślając. Ileż to lat minęło, od kiedy się poznali? Pamiętał jak w podstawówce, razem z Michałem zawsze za karę siedzieli po lekcjach. Tak się poznali – byli w innych klasach, no ale kiedy któryś raz z rzędu zostajecie po lekcjach tylko wy dwaj z całej szkoły, to trudno żeby w końcu nie zagadać. Pamiętał jak pani Kowalska, jędza od matematyki na niego nakrzyczała kiedy nie potrafił rozwiązać zadania przy tablicy, a cała klasa się śmiała. Twierdziła, że z takim podejściem do nauki nigdy niczego w życiu nie osiągnie i do niczego nie dojdzie, a rodzicom będzie wstyd. Dla 10 latka to były naprawdę ostre słowa, pierwszą przerwę przepłakał w toalecie, ale zanim przerwa minęła, już zdążył podłożyć pinezkę na siedzenie matematyczki. Z triumfującym uśmiechem obserwował, jak ta wchodzi do sali, siada, po czym z krzykiem zrywa się na równe nogi. Taki już był – kiedy ktoś w niego uderzał, zawsze oddawał – w ten czy inny sposób.

Z Michałem sprawa była inna. On po prostu zawsze miał niewyparzoną gębę, i wcale nie lubił się uczyć – z tego powodu nauczyciele często go „ochrzaniali”, a on, ze swoją niewyparzoną gębą za każdym razem odpowiadał. Nie były to byle jakie odzywki czy przekleństwa, a niezwykle trafne i cięte riposty – większość nauczycieli, nie mając pojęcia co odpowiedzieć, po prostu kazała mu zostawać po lekcjach. Mimo że to kara, zdawał sobie sprawę że triumfował – za każdym razem.
Wspominał jak w gimnazjum wspólnie imprezowali. On podciągnął się z matematyki, a Michał się nieco uspokoił – zamiast docinać nauczycielom, zapisał się na siłownie, gdzie osiągał całkiem niezłe rezultaty. W końcu, po szkole ich drogi się rozeszły, ale kontakt zachowali. Michał zawsze namawiał go żeby zapisał się do siłowni, w której zaczął prace kiedy skończył 18 lat, Damian jednak nie był zainteresowany. Jak twierdził, w walce liczy się wola i technika, nie tam jakaś siła fizyczna.

Z Olą znali się od zawsze – jak to mówili ich rodzice, oni poznali się jeszcze w poprzednim wcieleniu. Od dzieciństwa byli nierozłączni, razem poszli do podstawówki, razem odbierali świadectwa, pierwsi składali sobie życzenia urodzinowe, a ich rodziny wspólnie spędzały święta. Jego rodzice od zawsze docinali mu, w zasadzie cieszyli się że „już wiedzą kto będzie ich córką”, on jednak nie miał nic przeciwko – nawet mimo młodego wieku zdawał sobie sprawę, że żywi do niej pewne głębsze uczucia. Ona jednak traktowała go bardziej jak brata i najlepszego przyjaciela, a kiedy w gimnazjum zaczęła zalecać się do starszego o dwa lata Andrzeja, niezwykle przystojnego bruneta poczuł się zdradzony. Oczywiście, swoim zwyczajem nie dał po sobie nic poznać, ale chyba i tak wiedziała – znali się po prostu zbyt dobrze żeby przeoczyć takie rzeczy. Dość powiedzieć, że od tamtej pory bardziej swobodnie podchodził do tematu imprez i alkoholu, a także dziewczyn. Olę wyrzucił ze swojego serca, tak przynajmniej myślał – na dobrą sprawę, w głebi wiedział że nadal ją kocha, ale nie zamierzał znowu ryzykować takiego bólu, bólu który poczuł kiedy zobaczył ją i Andrzeja razem. Właśnie dlatego ignorował jej zaczepki – nie wiedział czy mówiła poważnie, czy może się nabijała, a za jakiś czas znowu zobaczy ją z jakimś.. jakimś.. typem. Hmm, chyba nawet gdyby wiedział na pewno, że jest poważna, to by nie zaryzykował.

O Kamili tak naprawdę dużo nie wiedział, tylko tyle że chodziła z Michałem już rok, poznali się na siłowni, gdzie oboje pracują. I choć Michał, mimo pozornie „wrogiego” wyglądu, aka „gość którego nie chcesz spotkać w ciemnym zaułku” był bardzo spokojny i wyluzowany, o tyle Kamila kiedy wpadała w złość.. cóż, lepiej było nie wchodzić jej w drogę, a Damian niejednokrotnie widział, jak podczas tych ataków furii Michałowi nie pomagał fakt, że wyciska 140 czy ileśtam kilo na ławce płaskiej.

Zatrzymali się, co wyrwało go z rozmyślań. Przed sobą zobaczył niewielki osiedlowy sklep, w którym od dzieciństwa lubili robić zakupy. Mimo że w okolicy wyrosła masa supermarketów i galerii, to ten niewielki, rodzinny interes jakoś przetrwał, i pozostał taki sam mimo upływu lat. Mieli po prostu sentyment do tego miejsca. Dziewczyny postanowiły zostać w aucie, a Damian z Michałem weszli do środka.

- Masz jaranie? - Spytał Damian.

- Nawet lepiej, mam coś specjalnego. - stwierdził Michał z tajemniczą miną. - Wiesz jaka jest Kamila, w życiu nie zgodziłaby się zapalić. Myśli że się uzależni, zostanie ćpunką i skończymy na ulicy, wiesz jak to jest.. Spróbuje raz, zobaczy że lekko się odprężymy, pośmiejemy i tyle.

- No, po paleniu to może się przynajmniej nie wkurzy, przynajmniej zanim faza nie zejdzie.. Ale wtedy zamierzam już być daleko. - Odrzekł Damian, śmiejąc się lekko. Michał pobladł lekko.

- Nawet nie żartuj, ostatnio się uspokoiła.

Zgarnęli z półek trochę czipsów, drożdżówek, batonów i innych elementów niezbędnych do pomyślnego biwakowania, i żeby nie kusić losu i cierpliwości Kamili, szybko wrócili do auta. Godzinę później wysiadali przy wejściu na trasę, i wyciągając plecaki szykowali się do drogi. W dobrych humarach zaczęli wędrówkę, ciesząc się słonecznym dniem i własnym towarzystwem. Dzień jeszcze się nie skończył, a noc zapowiadała się wybornie. Miło było dla odmiany nie myśleć przez chwile o pracy i terminach – pomyślał Damian.

Nie trwało to długo kiedy doszli do celu, to była ich miejscówka od czasów szkolnych – niewielka polanka w środku lasu, z dala od wścibskich spojrzeń. Choć dotarcie do niej trwało ze 2-3 godziny, i trzeba było dobrze znać trasę – polanka była całkiem nieźle ukryta, i raczej trudno byłoby wpaść na nią przypadkiem – to było warto, bo miejsce było idealne na biwak.

- No, odpoczniemy trochę, ogarniamy namioty i ognicho. - Rzucił Michał, rozprostowując ramiona. - To jak się dzielimy, Damian i Ola do jednego namiotu? - dodał z uśmieszkiem.

- Nie trzeba, mam dodatkowy namiot. - odpowiedział.

W sumie rozłożyli trzy namioty – koniec końców, dziewczyny dostały po jednym, a chłopaki we dwóch mieli spać w swoim. Zanim się spostrzegli, zapadł zmrok, i w czwórkę siedzieli wokół ogniska. Wpatrując się w płomienie nie odzywali się, powoli zaczynając odczuwać zmęczenie. W końcu Michał zerwał się na równe nogi.

- Byłbym zapomniał! - krzyknął, po czym palnął się w czoło. Ignorując pytające spojrzenia, sięgnął do plecaka, z którego wyciągnął małe, plastikowe opakowanie. Kiedy zdjął wieko, ich oczom ukazały się cztery dorodne ciastka.

- Własnej produkcji, absolutnie wyjątkowe, ze specjalnym składnikiem. - oznajmił żywo, puszczając oko Damianowi. Damian szybko załapał o czym mówi, pytał o to w sklepie.

- Jakim składnikiem? - spytała Kamila, niepewnie.

- Moją miłością do was. - odrzekł Michał, śmiejąc się lekko.

Ciastko, będące czymś w rodzaju dużego piernika, z delikatną polewą czekoladową, skrywającą w sobie miękkie, gąbczaste wnętrzne nasączone smakiem przyprawy korzennej było w istocie wyborne, choć Damian czuł w nim jeszcze jakiś dziwny, nieco ostry smak którego nie potrafił zidentyfikować. Po kilkunastu minutach poczuł, że otaczający go świat zaczyna delikatnie wirować, a jednocześnie czuł się.. odprężony.

- Tyyy, popatrz jakie te ognisko jest fajne.. - rzuciła rozmarzonym głosem Ola.

- Noo, na maksa. - zgodził się. Reszta parsknęła śmiechem, i nie przestawali póki reszta nie dołączyła. Kiedy skończyli się śmiać, Kamila wyprostowała się lekko.

- Ty no ale weź mi proszę powiedz, co ty tam dodałeś tak naprawdę. - zaczęła, nadal śmiejąc się lekko.
- Mówiłem, to moja miłość dotarła do twojego serca, a teraz czujesz z tego powodu radość. - Z poważną miną odrzekł Michał.

- Nie prosiłem o męską miłość. - Wtrącił się Damian, przybierając groźną minę.

Wszyscy znowu parsknęli śmiechem.

- A wyobraźcie sobie – zaczął Michał. - Że w tym lesie, tam po prawej, coś jest. Nie jesteśmy tu sami, oni patrzą na nas z ciemności, tylko czekają aż opuścimy gardę. Jesteśmy dla nich jak obiad, nawet troche się sami przypiekamy przy ognisku.. Delicje.

- Przestań. - Rzuciła Ola, krzywiąc się. Przysunęła się lekko do Damiana.

- Ale poważnie, myślicie że ktoś by zauważył że czasem znikają tu turyści? Może tak właśnie jest.. - kontynuował, z poważną miną.

- O kurwa! - krzyknął nagle.

- Co jest?? - spytała Kamila, ze strachem wymalowanym na twarzy.

- Muszę iść się wylać.. - stwierdził, przerażony. - pójdzie ktoś ze mną?

Wszyscy parsknęli śmiechem, a Michał, nieszczególnie zadowolony udał się w stronę lasu.

Po pewnym czasie zdecydowali się pójść spać. Michał rzucił się na śpiwór twarzą w dół, nie bardzo kontaktując. Wciąż podśmiewujac się z niego, Damian położył się obok. Szybko zasnął, po chwili coś jednak go obudziło. Usłyszał jakieś szelesty, i jakby coś.. rozpinało zamek jego namiotu.

- Michał, coś tu wchodzi, wstawaj. - szepnął.

Nie doczekał się odpowiedzi. Spojrzał w bok – śpiwór Michała był pusty. Zerwał się na równe nogi, usiłując przyzwyczaić wzrok do ciemności. Zamek był zamknięty, może mu się po prostu zdawało?

Otworzył go, i wyjrzał na zewnątrz. Zobaczył jak jakaś ciemna postać skrada się do namiotu Kamili, i po chwili znika w środku. Niepewny, czy biec tam żeby sprawdzić co się dzieje, czy raczej szukać siekiery, w końcu doznał olśnienia.
Puste łóżko Michała + namiot Kamili – zastanawiał się. - nigdy nie byłem dobry z matmy, ale na moje to wynikiem jest ruchańsko. - po czym parsknął śmiechem, zamknął namiot i położył się w śpiworze. Na chwile przed tym zanim zasnął, zaczął wyobrażać sobie siebie i Olę w takim scenariuszu.

                                                                                                                        * * *

Ola obudziła się, słysząc jakieś dziwne odgłosy z namiotu obok. Po kilku chwilach zdała sobie sprawę, że to.. Michał i Kamila.
Wkurzona przewróciła się na drugi bok, próbując spać. Odgłosy wcale nie ustały, a nawet się nasiliły. Usiadła, uderzając dłońmi w śpiwór. Mimo wszystko nie była zbyt zadowolona, Damian cały czas trzyma ją na dystans, i to przez ten jeden, głupi wyskok w gimnazjum, kiedy, w zasadzie sama nie wie dlaczego – zaczęła się spotykać z tamtym dupkiem. Po takim czasie mógłby dać jej szanse, a przynajmniej jakąś nadzieję.. Siegnęła dłonią obok, gdzie zostawiła telefon i kilka gratów. Zaświecając latarkę dostrzegła swoją kosmetyczkę, mały srebrny pierścionek który lubiła nosić, złoty wisiorek, kilka typowo „babskich narzędzi” jak to nazywał je Damian. Patrząc na wisiorek, przypomniała sobie tamte czasy podstawówki, kiedy to JEJ Damian wręczył go jej na urodziny, mówiąc że kiedyś da jej piękny pierścionek, i zostanie jego żoną. Wtedy myślała ze nie mówi poważnie, i sama poważnie o tym nie myślała. Ach, ile by dała by wrócić do tamtych czasów, i rozegrać to wszystko inaczej..
Wstała. Czuła że nie może dłużej czekać, nie zniesie tej sytuacji.
- Dziś albo nigdy. - Pomyślała, poprawiając makijaż i starając się jako tako rozczesać włosy będące w nieładzie. Po chwili wychodziła z namiotu.

                                                                                                                        * * *

Obudził się, czując przeraźliwą suchość w ustach. Kolejne co poczuł, to ból w każdej części ciała przy najmniejszym poruszeniu, i pulsujący ból z tyłu głowy. Miał mroczki przed oczami, rozglądał się, ale nie rozumiał gdzie jest.

- POTWORY! - pomyślał, zrywając się na równe nogi. Jęknął, kiedy uderzyła w niego kolejna fala bólu.

Potworów nigdzie jednak nie zobaczył, zauważył jednak, że jest w niewielkim pomieszczeniu – zamknięty.
Kilka razy wyrżnął w drzwi, te jednak nie ustąpiły. Nie mając nic lepszego do roboty, postanowił wrócić na łóżko.
Ze snu wyrwał go ciężki zgrzyt metalu, do pomieszczenia wpadło trochę oślepiającego światła. Weszli do środka, i bez słowa podnieśli go na równe nogi, po czym zaciągli go przez długi korytarz – prosto do innego pomieszczenia, w którym jeden z nich czekał.

- No dobrze, więc wytłumacz mi co pamiętasz, i co się stało. - Poważnym tonem zaczął starszy mężczyzna za stołem.

Zaczął opowiadać. Jak podczas snu zaatakował go potwór. Jak załatwił dwa kolejne, uciekając przez las. Jak krwawił, i zemdlał. Mężczyzna zaczął notować.

- Mogę wiedzieć gdzie jestem? - spytał w końcu.

- To szpital pod specjalnym nadzorem. Faktycznie, krwawiłeś, nieco Cie poskładaliśmy. Przespałeś 3 dni.

- Więc podsumujmy, dwa stwory udało Ci się zadźgać, a jednego zepchnąłeś z klifu.

- Nie wierzy mi pan? - spytał. Wiedział że nie, kto by uwierzył w taką historie.

- Wierzę. Byliśmy tam, udało nam się ustalić gdzie byłeś, znaleźliśmy ciała. Jeden przeżył.

- I co teraz będzie? - spytał.

- Ciężko powiedzieć. Jednak, musisz coś zobaczyć. Za mną. - Powiedział mężczyzna, po czym wstał, skinął na strażników. Ci znów go podnieśli, i zaczęli prowadzić korytarzem. W końcu doszli do pomieszczenia na końcu korytarza. Rzucił starszemu mężczyźnie pytające spojrzenie. Ten tylko skinął, by wszedł do środka.

Niepewny, otworzył drzwi.

Przed sobą zobaczył blondynkę, wpatrującą się martwym wzrokiem w ścianę.

- Ola?! - zapytał.

Dopiero po chwili zauważył, że siedziała na wózku inwalidzkim, i nawet nie drgnęła. Do pomieszczenia wszedł starszy.

- Złamany kręgosłup. Kompletny paraliż, nie może nawet ruszyć powieką. A tak przy okazji, zdaje się że to ten wspomniany przez ciebie „potwór” którego zepchnąłeś z klifu. Twoi pozostali przyjaciele nie żyją.

Damian osunął się na kolana, patrząc w oczy Oli. Ona spoglądała na niego z nienawiścią i wyrzutem, jakby pytając - „dlaczego?”

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Historia wrzucona wcześniej, (2 razy) ale przez pytajnik w nazwie nie można jej otworzyć.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje