Historia

Kult mięsa - Panopticum

P->K 0 4 lata temu 9 197 odsłon Czas czytania: ~24 minuty

Doktor Sławomir Wuński podszedł do ciężkich metalowych drzwi. Wyciągnął rękę, by chwycić klamkę i wreszcie je otworzyć, lecz zawahał się. Pamięcią wrócił do rozmowy, która przywiodła go do tego miejsca.

 Jakieś dwa tygodnie temu zadzwonił do niego znajomy z uczelni. Po głosie w słuchawce wiedział, że wkrótce jego życie może ulec zmianie. Profesor Andrzej Pawłowski rzadko kontaktował się ze swoimi dawnymi kolegami. Jako ekspert w dziedzinie psychiatrii, miał mało czasu na życie towarzyskie. Interesowały go tylko szczególne przypadki, najmniej pospolite i rozpalające jego zawodową ciekawość.

 – Sławku, przeczytałem twoją pracę o traumie, szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem.

 – Dziękuję. Pochwała z twoich ust wiele dla mnie znaczy.

 – Chciałbym, abyś kogoś poznał i przedstawił mi swoją opinię na jej temat.

 – Z chęcią ci pomogę, ale najpierw chciałbym poznać kilka szczegółów.

 – Wolałbym, abyśmy porozmawiali osobiście. Sprawa jest bardzo delikatna. Przyjdź we wtorek do mojego gabinetu, to przedstawię ci jej profil.


 Doktor Wuński zacisnął dłoń na teczce, w której znajdowały się papiery przekazane mu przez Pawłowskiego. Przypadek był nie tylko delikatny, ale też bardzo dziwny. Został poproszony nie tyle o określenie stanu psychicznego dziewczyny, a stwierdzenie, czy można ją zakwalifikować jako istotę ludzką.


***


„Alicja Wrońska ur. 18.11.2004 r. w Katowicach. Rodzice: Jan i Paulina. Prawo do opieki nad córką zostało odebrane rodzicom 12.06.2014 r. Dziewczyna trafiła pod opiekę 60. letniej babci – Elżbiety Wrońskiej. Wizja lokalna wykazała duże zaniedbania w opiece nad dzieckiem. Znaleziona była brudna i wychudzona oraz nie wykazywała żadnych oznak interakcji z otoczeniem. Stwierdzono upośledzenie umysłowe w stopniu znacznym”.


„30.10.2017 r. zaniepokojona sąsiadka Elżbiety Wrońskiej wzywa straż miejską, aby sprawdziła, czy kobiecie nic nie zagraża. Mimo zbliżającego się dnia Wszystkich Świętych, nie zauważono Elżbiety, która zawsze o tej porze porządkowała zapuszczone groby na cmentarzu i kupowała znicze. Nie słyszała także jej psów ani wnuczki. Straż miejska dokonała w domu przerażającego odkrycia. Przegniłe zwłoki staruszki zostały obgryzione przez wygłodniałe psy. W środku budynku odnalezione także wycieńczoną dziewczynkę, którą natychmiast zabrano do szpitala”.


***


 Sławomir pobieżnie przejrzał przesłane mu przez kolegę materiały. Dziewczyna od najmłodszych lat nie miała należytej opieki. Brak zainteresowania ze strony rodziców i zaniedbanie obowiązku szkolnego dziecka wpłynęło na uznanie go za upośledzone, mimo prawidłowego rozwoju mózgu. Następnie dziewczyna wychowywała się z kochającą babcią, która niespodziewanie zmarła. Niezdolna do samodzielnej egzystencji Alicja nie wezwała pomocy i spędziła tydzień z gnijącymi zwłokami oraz zdziczałymi psami. To bez wątpienia wywołało u niej traumę i zamknięcie się na świat zewnętrzny.

 Dla Wuńskiego sprawa była prosta. Pacjentka bez wątpienia była człowiekiem. Nawet zdeformowane i upośledzone osoby są uznawane za ludzi, dlaczego więc ta miałaby nim nie być?

 Wreszcie przezwyciężył targające nim wątpliwości i otworzył drzwi.


***

 Na środku pomieszczenia znajdował się stół, przy którym stały krzesła. Na jednym z nich siedziała młoda dziewczyna o niepokojąco bladej, jakby przezroczystej cerze i krótkich, zniszczonych włosach. Zgodnie z kartoteką miała trzynaście lat, lecz wyglądała na znacznie mniej. Była niska i bardzo chuda, wręcz wychudzona. Jej oczy śledziły każdy ruch doktora, a ten nie dostrzegał na jej twarzy żadnych emocji.

 – Witaj, Alicjo, nazywam się Sławomir Wuński i chciałbym z tobą porozmawiać.

 Ta nie zareagowała na jego powitanie. Patrzyła tylko, jak podchodzi do stołu i zajmuje miejsce po przeciwnej stronie.

 – Słyszałem o tym, co cię spotkało. – Uważnie przyglądał się jej twarzy, próbując stwierdzić, czy rozumie co do niej mówi. Jednak pozostawała niewzruszona. – Twoja babcia miała nieszczęśliwy wypadek i pozostawiła cię samą, bez opieki.

 Sławomir sięgnął do kieszeni po coś do pisania, by zacząć sporządzać notatki z wywiadu. Na razie nie dostrzegał w niej oznak zrozumienia, tak jakby była głucha lub nie znała polskiego. Drgnęła na widok długopisu. Wyprostowała się i wyciągnęła przed siebie dłoń.

 – Chcesz długopis? – zapytał, lecz nie uzyskał odpowiedzi. Mimo to podał jej przedmiot, a Alicja wyrwała mu go, by natychmiast powąchać. Jej twarz wykrzywiła się w wyrazie obrzydzenia i rzuciła tym w kąt pokoju.

 Mężczyzna osłupiał, choć próbował nie dać tego po sobie poznać. Jej reakcja była dziwna. W tamtym momencie bardziej przypominała kilkuletnie dziecko niż nastolatkę. Normalnie takie zachowanie uznałby za oznaki upośledzenia umysłowego, ale badania przeprowadzone przez Pawłowskiego wykluczyły taką możliwość.

 Wreszcie wstał z krzesła i podniósł swój długopis. Odwrócił wzrok i zobaczył, że twarz dziewczyny jest zwrócona w jego stronę. Wciąż śledziła każdy ruch. Powoli wrócił na swoje miejsce i obserwował, jak jej głowa za nim wodzi. Stawało się to nieco upiorne.

 Ponownie podał jej przyrząd, lecz tym razem nie zareagowała. Zamiast tego nachyliła się i powąchała jego rękę. Wuński patrzył jak zahipnotyzowany na Alicję, wchodzącą na stół. Każdy jej ruch był powolny. Widział napinające się mięśnie skryte pod niezdrowo cienką i bladą skórą. Oczy cały czas wpijały się w doktora, a powieki nawet nie drgnęły.

 Nagle psychiatra wrzasnął z bólu i szybko wstał z krzesła. Z czerwonych śladów na nadgarstku zaczęła spływać krew. Zszokowany przyglądał się dziewczynie, stojącej na czworakach na stole. Ugryzła go. W tym momencie zdecydował, że to koniec wizyty. Musiał wszystko przemyśleć i znaleźć inne sposoby na porozumienie się z Alicją. Pacjentka była prawdopodobnie albo głucha, albo nikt nie nauczył jej mówić.

 Ruszył w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Zatrzymał się przed drzwiami i zamarł. Czuł, że coś było bardzo nie tak. Spojrzał za siebie i mimowolnie się wzdrygnął. Tuż za jego plecami stała dziewczyna i wciąż uporczywie wbijała w niego wzrok. 


***


 Wieczorem zadzwonił telefon Wuńskiego. Na wyświetlaczu rozpoznał numer Pawłowskiego. Spodziewał się, że profesor będzie ciekaw wyniku spotkania, jednak oczekiwał, iż przyjdzie do niego osobiście.

 – Jak wrażenia? – Pawłowski nie tracił czasu na powitanie.

 – Wciąż tylko wpatruje się tak, że aż mnie ciarki przechodzą. Na razie jestem w stanie stwierdzić tylko tyle, że dzieciak jest zdziczały i ma upośledzone zdolności poznawcze.

 – Zdziczały? – radosny ton głosu rozmówcy zaskoczył Sławomira. – Zachowuje maniery przy stole.

 – Co?!

 – Podczas posiłków posługuje się sztućcami. Nie brudzi się. A może myślałeś, że je z miski jak pies?

 Wuński nie wiedział, co odpowiedzieć. To było dokładnie to, co pomyślał.

 – Nieważne. W każdym razie ona mnie ugryzła.

 – Wybacz. Wygląda na to, że personel zapomniał cię powiadomić. Taka sytuacja zdarza się całkiem często. To jest prawdopodobnie reakcja na stres. Następnym razem bardziej uważaj.

 – Wierz mi, będę. Zastanawiałem się nad innymi sposobami komunikacji z pacjentką. Mógłbyś mi coś doradzić?

 – Porozmawiaj z Patrycją Bednarz. To jej opiekunka i jedyna osoba umiejąca ją kontrolować.

 – Zrobię to pojutrze. Jutro mam zaplanowane spotkanie ze strażnikiem miejskim, który znalazł ciało jej babci. Dobranoc, profesorze.

 – Dobranoc.

 Doktor odłożył słuchawkę i westchnął. Rozmowa z opiekunką powinna być pierwszym punktem analizy zachowania pacjentki. Nie mógł uwierzyć, że po prostu wykluczył jej istnienie. Zrozumiał, że wizja dziewczyny przebywającej przez cały czas za stołem w tym pokoju była niedorzeczna. Przecież ktoś musiał się nią opiekować, karmić i przebierać, zważywszy na nieprzystosowanie do samodzielnego funkcjonowania.


***


 Sławomir czekał w gabinecie na przybycie Piotra Nowaka – funkcjonariusza, który zabrał Alicję z domu babci. Wiedział, że to, co usłyszy nie będzie przyjemne, lecz by móc lepiej poznać naturę pacjenta, potrzebował więcej informacji. Wreszcie usłyszał upragniony dzwonek. Wstał z krzesła i podniósł słuchawkę.

 – Doktor Sławomir Wuński? 

 Usłyszał zmęczony głos.

 – Zgadza się. Proszę wejść.

 Do mieszkania wszedł młody mężczyzna z podkrążonymi oczami świadczącymi o kłopotach ze snem. Ubrany był w spraną koszulę i tanie granatowe jeansy. Jego szare oczy zatrzymały się na twarzy doktora.

 – Pan Piotr Nowak, jak mniemam.

 – We własnej osobie.

 – Proszę, niech pan usiądzie. – Wuński wskazał na fotel znajdujący się po drugiej stronie jego biurka.

 Mężczyzna przez chwilę stał w miejscu, jakby wahając się, wreszcie zajął miejsce.

 – Mógłby mi pan opowiedzieć o interwencji w domu Elżbiety Wrońskiej?

 – Tak, oczywiście. – Nowak niespokojnie kręcił się i unikał patrzenia w stronę doktora. – Trzydziestego listopada dostaliśmy zgłoszenie od sąsiadki pani Wrońskiej. Spodziewaliśmy się, że staruszce przydarzył się jakiś wypadek. Często dostajemy takie zgłoszenia i znajdujemy zmarłych w mieszkaniu. Najgorsze są przypadki, kiedy od momentu śmierci minęło wiele tygodni i ciało jest w okropnym stanie. Wracając do tematu, spodziewaliśmy się znaleźć trupa, ale nikt z nas nie był gotowy na widok, który nas czekał. Zapomnieliśmy o tych cholernych psach.

 – Słyszałem, że psy obgryzły ciało.

 – Kiedy weszliśmy do środka, psy się na nas rzuciły. Musieliśmy je zabić, ale i tak jeden z naszych stracił rękę. Ciało znajdowało się w kuchni i było w okropnym stanie. Płaty mięsa odchodziły od kości, które w większości także zostały zgruchotane przez szczęki zwierząt. Po podłodze walały się zgniłe ochłapy i odchody.

 – Gdzie znalazłeś dziewczynę?

 – Była w sąsiednim pokoju. Leżała bezwładnie na podłodze we własnych wymiocinach i fekaliach. Początkowo myślałem, że ona także jest martwa. Z trudem zmusiłem się, żeby ją dotknąć i zbadać puls. Jezu, wyglądała naprawdę okropnie. To cud, że przeżyła.

 – Cud albo przekleństwo – mruknął do siebie Sławomir. Tego typu doświadczenia wypalały piętno w umysłach dorosłych, a co dopiero w delikatnym umyśle dziecka.

 – Rozmawiał pan z psychologiem? – zapytał.

 – Ja? Dlaczego miałbym rozmawiać z psychologiem? – Nowak gwałtownie wyprostował się na krześle i po raz pierwszy obdarzył spojrzeniem rozmówcę.

 – Widzę, że ma pan bardzo stresującą pracę. Zapewne miewa pan także problem z zasypianiem. Nawet jeśli uważa pan, że wszystko jest w porządku, w przypadku takiej pracy wskazane są okresowe wizyty u psychologa.

 – Dobrze, dziękuję bardzo za poradę. Muszę już wracać do domu.

 Strażnik pospiesznie wstał i ruszył w kierunku drzwi. Wuński domyślał się, że mężczyzna zbagatelizował jego radę i prawdopodobnie nie uda się do lekarza. W Polsce istnieje duża ignorancja w zakresie chorób psychicznych. Większość ludzi boi się wizyt u psychologów i psychiatrów, nie chcąc być uznawanym za wariata. Obecnie sytuacja poprawia się, choć ludzie wciąż bagatelizują takie problemy.


***


 Przed spotkaniem z opiekunką, Sławomir postanowił odwiedzić Alicję Wrońską. Patrycja Bednarz rozpoczynała swoją zmianę o czternastej, co pozostawiało mu całkiem sporu czasu na kolejną próbę porozumienia się z dziewczynką. Tym razem wymyślił, że spróbuje uzyskać jej zainteresowanie poprzez stosowanie środków aktywizujących dzieci.

  – Stary Donald farmę miał, ija, ija, o. – zaczął śpiewać, równocześnie uważnie przyglądał się siedzącej dziewczynie. – Na tej farmie krowy miał, ija, ija, o.

 Przerwał. Czuł się idiotycznie, nucąc piosenkę dla dzieci. Ponadto Alicja nie zareagowała w żaden sposób. Sięgnął po leżącą na podłodze torbę i wyciągnął z niej reklamówkę. Wysypał jej zawartość na stół. Zero odzewu. Rozrzucone klocki przesunął w stronę dziewczyny. Ponownie brak reakcji. Zaczął budować wieżę. Wtedy skierowała spojrzenie na stół i podniosła jeden z elementów. Obracała go w dłoniach. Następnie powąchała i ugryzła.

 – Widzisz? Są bezpieczne. – Doktor uśmiechnął się z satysfakcją i obserwował, jak Alicja nieudolnie próbuje ułożyć podobną budowlę. Jej ruchy były ociężałe i niezgrabne jak u osoby nieprzywykłej do używania rąk.

 Zabawę przerwał dzwonek telefonu. Zgodnie z oczekiwaniami Wuńskiego, dzwoniącą osobą był Pawłowski. Zostawił klocki Alicji i wyszedł na korytarz.

 – Pojawiły się wyniki sekcji zwłok babci dziewczyny. Znajdują się tam informacje, które mogą ci pomóc w pracy. Poproś dyrektora ośrodka, aby ci je przesłał – profesor natychmiast przeszedł do sedna sprawy i tak samo szybko się rozłączył.


***


 Po wizycie u Alicji udał się na spotkanie z jej opiekunką – Patrycją Bednarz. Jak dowiedział się od jednego z ochroniarzy, o tej porze w świetlicy zajmuje się ona pozostałymi dziećmi z ośrodka. 

 – Przepraszam. Czy mógłbym prosić panią na słówko? – zwrócił się do stojącej pośród gromadki dzieci wysokiej, ciemnowłosej kobiety.

 – Pan Sławomir Wuński? – zapytała.

 – Zgadza się.

 – Wiele o panu słyszałam. Mógłby pan zaczekać pół godziny? Kończę wtedy zmianę w świetlicy, więc moglibyśmy spokojnie porozmawiać.

 – Dobrze. Poczekam za drzwiami.

 Czekając aż wychowawczyni skończy zmianę, doktor z zainteresowaniem patrzył przez szybę na bawiące się pociechy. Praca opiekunki wydawała się sprawiać Patrycji wiele przyjemności. Obserwował, jak z zapałem angażuje wszystkie dzieci do wspólnych działań. Wspiera je i pomaga, kiedy coś im nie wychodzi. Jeśli ktoś byłby w stanie dotrzeć do tak zranionej osoby jak Alicja Wrońska, bez wątpienia była to ta kobieta.

 – Chce pan porozmawiać o Alicji?

 – Tak. Słyszałem, że pani jako jedyna może się z nią porozumieć.

 – Alicja to bardzo spokojne dziecko. I bardzo zagubione.

 – Jak w ogóle pani się z nią komunikuje? Nie tylko nie potrafi mówić, ale także mam wrażenie, że nie dociera do niej nic z tego, co próbuję jej przekazać.

 – Ależ ona mówi – uśmiechnęła się łagodnie. – Co prawda są to pojedyncze słowa, ale pasują do kontekstu rozmowy, więc uznaję, że rozumie. Jeśli zaś chodzi o porozumiewanie się, to powinien pan spróbować rysunków. Są znaczenie łatwiejsze do zinterpretowania niż słowa.

 – Dziękuję, skorzystam z tego sposobu.

 – Mógłby mi pan pomóc? Chciałabym zabrać Alicję na zewnątrz. No wie pan, na świeże powietrze. Cały czas siedzi zamknięta w ośrodku. Sądzę, że pomogłoby jej to, ale dyrektor nie chce wyrazić zgody. Może pan byłby w stanie go przekonać?

 – Spróbuję z nim porozmawiać. 


***


 Sławomir spacerował wraz z Patrycją i Alicją po dziedzińcu. Przez myśl przemknęło mu, że wyglądają jak rodzina. Szybko zdusił to spostrzeżenie i powrócił do analizy zachowania dziewczynki. 

 Opiekunka zatrzymała się obok betonowego chodnika i wyciągnęła z torebki pudełko. Narysowała na chodniku kobiecą postać, po czym wskazując na siebie powiedziała:

 – Jestem Patrycja. A ty?

 Mała wzięła od niej kredę i narysowała jakiś dziwny nieregularny kształt.

  – Ja pies. – Alicja przycisnęła palec do piersi.

  – Nie, głuptasku. Nie jesteś psem. Ty Alicja. – Patrycja roześmiała się, słysząc jej słowa. Jej śmiech był tak łagodny i miły, że doktor poczuł rozlewające się w jego wnętrzu ciepło.

 – Ja Alicja – odparła dziewczyna, której twarz również rozpromieniła się. 


***


 Kolejny wieczór, kolejna rozmowa z Pawłowskim.

 – Dzisiaj wraz z opiekunką dziewczyny zabraliśmy ją na plac przed ośrodkiem. Zabiła ptaka.

 – W jaki sposób?

 – Patrycja rozsypała ziarno, a Alicja przyglądała się, jak gołębie jadły. Zaczęła skradać się do nich. Myśleliśmy, że chce tylko im się przyjrzeć. Nagle skoczyła, chwyciła jednego i skręciła mu kark.

 – Nie wiem, czym się tak ekscytujesz. To całkiem normalne zachowanie dla psa.

 – Dla psa? O czym tym mówisz? Dlaczego znowu porównujesz ją do psa?

 – Nie oglądałeś filmu, który ci wysłałem?

 – Jakiego filmu?

 – Kilka dni temu przesłałem ci go na skrzynkę. Obejrzyj go, a zrozumiesz, o co mi chodzi.

 – Zobaczymy.

 Sławomir włączył komputer i zalogował się do swojej poczty internetowej. Od razu dostrzegł wiadomość od Pawłowskiego. Otworzył ją i pobrał załącznik.


***


 Film był w średniej jakości. Dało się rozróżnić większość szczegółów na nagraniu, chociaż jakość dźwięku pozostawiała wiele do życzenia. Czasami musiał kilka razy odtwarzać jakiś fragment, by móc zrozumieć całą wypowiedź. Obraz został prawdopodobnie nagrany telefonem profesora.

 – W chwili waszej interwencji dziewczyna miała dziesięć lat, zgadza się? – rozpoznał głos Pawłowskiego.

 – Tak – odparł mężczyzna, na którego była skierowana kamera smartfona. Wyglądał na wyniszczonego życiem pięćdziesięciolatka.

 – Jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie zauważył, że Wrońscy mają dziecko?

 – To zawiła sprawa. Matka ukrywała ciążę i nie opuszczała mieszkania. To była patologia. Pewnie chcieli pozbyć się dzieciaka po porodzie i starali się, żeby żaden z sąsiadów się nie dowiedział, bo zaczęliby plotkować. Szkoda, że tego nie zrobili.

 – Mówi pan o patologii. Czy rodzice nadużywali alkoholu?

 – Tak. Właściwie nie było dnia, aby nie byli zalani w trupa.

 – Powinno dojść do uszkodzenia płodu, mimo to badania dziecka wyszły prawidłowe. Dziwne.

 – Matka zarzekała się, że w czasie ciąży i karmienia nie piła.

 – Czyli jednak posiadała w jakimś stopniu instynkt macierzyński. Jak w ogóle dowiedzieliście się o dziecku?

 – Któregoś dnia jedna z pociech sąsiadów dostrzegła w oknie twarz dziewczynki. Nie znała jej, więc zapytała rodziców. Ci szybko skojarzyli, do kogo należy to mieszkanie. Początkowo sądzili, że Wrońscy uprowadzili jakiegoś dzieciaka.

 – Do tego momentu żaden z lokatorów niczego nie podejrzewał? Nikt nie słyszał płaczu?

 – Zgadza się. Prawdopodobnie dziecko było zbyt wycieńczone, żeby płakać lub zatykali jej usta jakąś szmatą. Nawet nie chcę o tym myśleć.

 – Co zastaliście wewnątrz mieszkania Wrońskich?

 – Boże… – nieznajomy mężczyzna przerwał i chwycił się za głowę. – Nadal, gdy to wspominam, czuję ciarki na plecach. Całe mieszkanie było brudne, zawalone pustymi butelkami, przegniłym jedzeniem, psimi odchodami. Mieli dwa psy, których nie wyprowadzali. Wyglądały jak chodzące szkielety. Nie miały nawet siły wyć i szczekać. Sąsiedzi mówili, że czasami w czasie pijackich libacji słyszeli skomlenie zwierzaków. W środku znaleźliśmy jeden pokój i jedno łóżko, więc zapytaliśmy, gdzie śpi dziecko. A oni… wskazali legowisko psów. Wtedy to zobaczyłem. Mała dziewczynka, leżąca wśród obs… brudnych szmat. Krzyknąłem do niej, a ona podniosła głowę i na czworakach podeszła. A potem patrzyła. Nic innego nie robiła, tylko wciąż wlepiała we mnie ten pusty nieludzki wzrok. Potem podeszły do niej psy i zaczęły się z nią obwąchiwać i ocierać o siebie. To było takie złe i prymitywne, że cały zacząłem dygotać. Ci pomyleńcy trzymali dziecko z psami!

 Przepytywany mężczyzna krzyknął i zaczął się trząść. W tym momencie nagranie zostało przerwane na moment.

 – Czyli dziecko zostało wychowane przez psy?

 – Zgadza się. Te bydlaki nie nauczyły jej nawet mówić.

 – Jakie dostrzegliście u niej zwierzęce zachowania?

 – Jadła i piła z miski. Chodziła na czworakach. Obwąchiwała ludzi i ocierała się o ich nogi. Czasami lizała innych i skakała do nich. Spała na ziemi i nic sobie nie robiła z zanieczyszczeń. Wszystko brała do ust. Nawet kupy. Jak oni mogli do tego dopuścić?

 – Okropne.

 Wuński po raz pierwszy usłyszał w głosie profesora obrzydzenie. Do tej pory sądził, że nic go nie rusza.

 – Nie wiedzieliśmy, co z nią zrobić. Nie umiała funkcjonować wśród ludzi. Nie potrafiła mówić o swoich potrzebach. Umieszczenie jej w domu dziecka nie wchodziło w grę. Szpitale psychiatryczne też, bo ta mała wymagała całodobowej opieki i uwagi. Na szczęście dotarliśmy do jej babci. Ona także nie wiedziała, że jej córka miała dziecko. Umieścili Alicję pod jej opieką na okres próbny i pod nadzorem kuratora. I wtedy zaczęły dziać się cuda. Już po kilku tygodniach pobytu u staruszki, dziewczynka zaczęła sama chodzić i pozwalała ubierać się. Po jakimś czasie nauczyła się jeść z talerza i używać sztućców. Przestała zachowywać się jak dzikie zwierzę.

 – Więc ostatecznie miała wiele szczęścia?

 – Można tak powiedzieć.

 Po nagraniu Sławomirowi odebrało mowę. Siedział zamyślony i nerwowo pocierał czoło. Coraz bardziej rozumiał sens zadania, powierzonego mu przez profesora. Miał określić, czy zachowanie Alicji Wrońskiej jest bardziej ludzkie czy zwierzęce. Czy w ogóle jest możliwe włączenie do społeczności osoby wychowanej przez zwierzęta? Czy tak zdziczałe zachowanie można usprawiedliwić traumą? Czy w ogóle doznała ona jakiejkolwiek traumy, skoro jej psychika była prymitywna i upośledzona? Jak dotąd nie potrafił nawet określić, czy posiada ona samoświadomość. Po postawieniu jej przed lustrem nie reagowała, tak jakby w ogóle nie dostrzegała swojego odbicia. W zasadzie to jeszcze nic nie znaczyło.


***


 W środku nocy Sławomira obudził dźwięk telefonu. Zerwał się z łóżka i pobiegł po komórkę. Na wyświetlaczu dostrzegł nieznany mu numer.

 – Słucham? – zapytał rozespanym głosem.

 – Wypadek. Dyrektor prosi, aby jak najszybciej przyjechał pan do ośrodka.

 – Już jadę. – Odłożył słuchawkę. Zapowiadała się długa noc.


***


 Idąc do gabinetu dyrektora, Sławomir mijał wielu rozgorączkowanych ludzi. Ciekawiło go to poruszenie, lecz nie miał czasu, by przysłuchiwać się rozmowom. Zresztą i tak niedługo miał dowiedzieć się wszystkiego.

 – Niech pan lepiej usiądzie. 

 W pomieszczeniu przebywało jeszcze dwóch techników i ochroniarz. Przełożony wskazał mu miejsce przy stole, na którym stał uruchomiony laptop.

  – Co się stało? – zapytał Wuński, siadając na wskazanym mu miejscu.

 – Patrycja Bednarz nie żyje.

 – Jak to?! – nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.

 – Proszę spojrzeć. – Przysunął do niego sprzęt, na którym widniało nagranie z monitoringu. Doktor rozpoznał na nim izolatkę Alicji.


***


 Wuński bez słowa patrzył, jak dziewczyna wstaje z łóżka i podchodzi do drzwi. Nagle zaczyna podskakiwać. Po chwili drzwi otwierają się i do środka wchodzi niewyraźna postać, w której rozpoznaje opiekunkę. Alicja radośnie rzuca się do jej nóg, a ta traci równowagę i uderza głową o kant drzwi. Kobieta leży nieruchomo. Do jej ciała podchodzi pacjentka i zaczyna trącać kończyny. Chwyta za dłonie i próbuje podnieść. Jej wysiłki nie dają żadnych rezultatów. Ciało Patrycji leży bezwładnie. Alicja przysuwa się i nachyla nad ciałem.

 – W tym momencie prawdopodobnie obwąchuje ją lub sprawdza oddech – wtrącił jeden z techników.

 Sławomir przybliżył twarz do ekranu, nie dowierzając, że scena przed jego oczami dzieje się naprawdę.

 – Co ona robi? – wykrztusił.

 – Jak pan widzi, je ciało wychowawczyni – odparł dyrektor.

 Akt kanibalizmu zostaje przerwany przez wbiegających do pomieszczenia ludzi.

 – Dlaczego? To nie ma najmniejszego sensu!

 – Nie mogłem dodzwonić się do profesora Pawłowskiego. Wysłałem mu wiadomość, ale nie odpowiedział. Może on będzie mógł zinterpretować to zachowanie. – Ciało dyrektora wydawało się jeszcze słabsze niż zwykle. Po raz pierwszy Sławomir zobaczył w nim starego i zmęczonego życiem człowieka.

 – Co z tym zrobicie?

 – Powiadomimy jej rodzinę. Pokryjemy koszty pogrzebu.

 – A co z Alicją?

 – Zostawimy ją w ośrodku. – Westchnął ciężko. – Mimo wszystko, to był tylko wypadek. Nie zrobiła tego specjalnie.

 – Chciała okazać radość na jej widok, a zamiast tego ją zabiła. I to jest w tym chyba najbardziej przerażające.


***


 Sławomir wpatrywał się w ekran telefonu, na którym wyświetlał się numer Pawłowskiego. Jego umysł wypełniał niezrozumiały niepokój. Czuł, że jeżeli odbierze, nie będzie już odwrotu i możliwość wycofania się z badań przepadnie. Uświadomił sobie, że osoba Andrzeja Pawłowskiego przeraża go niemal w tym samym stopniu, co Alicja Wrońska. Mimo braku fizycznej obecności profesora, jego duch przenikał cały ośrodek. Tak, jakby z ukrycia wpływał on na rozgrywające się tam wydarzenia.

 – Słucham.

 – Witaj, Sławku. Już myślałem, że nie odbierzesz.

 – Wybacz, nie mogłem znaleźć telefonu.

 – Wiem już, co się stało – oznajmił profesor niepokojąco pogodnym tonem.

 – Powinniśmy unieruchomić dziewczynę, zanim znowu kogoś zabije.

 – To nie było morderstwo, lecz wypa… 

 – Podobnie jak sprawa Elżbiety Wrońskiej? – przerwał ze złością Wuński.

 – Jak mniemam, poznałeś już wyniki jej sekcji zwłok.

 – Przyczyna śmierci to skręcony kark w wyniku niefortunnego upadku – wyrecytował Sławomir.

 – I wcale nie oznacza to, że została przez nią popchnięta. Równie dobrze mógł to być któryś z psów.

 – To jest najmniejszy problem! Chciałbym zrezygnować z dalszego udziału w badaniach.

 – Tak cię przeraziła wzmianka o znalezieniu śladów ludzkich zębów na ciele denatki?

 – Przecież to chore. Zjadła własną babcię. 

 – A co innego miała zrobić? Inaczej umarłaby z głodu. Ludzie doprowadzeni do ostateczności często decydują się na kanibalizm. 

 – A Patrycja Bednarz? Kiedy wgryzała się w jej ciało, była najedzona – Sławomir wyraził swoją kolejną wątpliwość. 

 – Ostatnio, gdy widziałem Alicję, była bardzo wychudzona. Nie wydaje mi się, żeby dobrze karmili ją w ośrodku. A może ma problemy z przyjmowaniem posiłków? Albo ma uszkodzony żołądek i miewa napady głodu?

 – To tylko wymówki. Poza tym przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu doprowadza mnie do obłędu.

 – Czujesz się nieswojo? Ciekawe, czy tak właśnie czułby się człowiek, gdyby posadzono go obok któregoś z jego odległych przodków. Jakiegoś Homo habilisa lub erectusa, jednej z form pośrednich pomiędzy człowiekiem rozumnym a zwierzęciem.

 – Twoje słowa tylko wszystko pogarszają.

 – Jeśli chcesz zrezygnować, to nie będę cię zatrzymywał. Jednak chciałbym, żebyś dla mnie zrobił jeszcze jedną rzecz.

 – Jaką?

 – Konferencja kończy się dopiero za trzy dni, dlatego prosiłbym cię, abyś przeprowadził dla mnie mały eksperyment.

 – Nie możesz go przeprowadzić, kiedy już wrócisz?

 – Nie ukrywam, że bardzo ciekawią mnie jego rezultaty i chciałbym je jak najszybciej poznać. Dziewczyna zachowuje się wobec ciebie przyjaźnie?

 – Chyba tak, a co to ma do rzeczy?

 – Jak wiesz umysł zwierząt działa na zasadzie skojarzeń. Przypomnij sobie eksperyment Pawłowa, który doprowadził do wykształcenia odruchów u psa poprzez skojarzenie różnych czynników. Chciałbym nieco głębiej zanurzyć się w meandrach umysłu naszej pacjentki. Wystawimy ją na działanie różnych czynników przynoszących sprzeczne dla niej informacje. Zobaczymy, co zrobi. Ludzki mózg bez trudu rozpoznałby fałszywe informacje i dostosował do tego swoją reakcję. Z kolei rozum zwierzęcia niekoniecznie. Czasami zdarza się, że psy atakują jakąś pozornie przypadkową osobę, gdyż na przykład jej zapach skojarzył im się z jedzeniem lub zagrożeniem.

 – Mógłbym się na to zgodzić, o ile nie jest to nic niebezpiecznego ani kontrowersyjnego.

 – W załączniku prześlę ci szczegóły. 


***


 Doktor Wuński żałował, że dał się namówić. Jednak jego ciekawość nie pozwoliłaby mu na pominięcie takiego doświadczenia. Przemierzając kolejny raz białe korytarze ośrodka, czuł rosnące napięcie. Po jego ciele rozchodziły się dreszcze, a on sam coraz bardziej zwalniał chód. Świadomość, że każdy kolejny krok przybliża go do drzwi, za którymi siedziało to coś, przytłaczała go. Chciałby zatrzymać czas i nigdy tam nie dotrzeć.

 Przez kilka minut stał, trzymając dłoń na klamce. Pociągnął za nią, lecz drzwi nie ustąpiły. Przypomniał sobie, że niedawno dostał wiadomość od dyrektora. Dotyczyła nowych środków bezpieczeństwa. Kolejne spotkanie z dziewczyną zostało odwleczone chociaż na moment. Z ulgą udał się do ochroniarza po klucz. 

 Ten krótki spacer nie poprawił jego nastroju. Wkrótce ponownie znalazł się przed drzwiami, przekręcił klucz w zamku. Gwałtownie zaczerpnął powietrza i wszedł. Pomieszczenie wyglądała tak samo jak zawsze, choć z jednym wyjątkiem. Dziewczyna siedząca na krześle, uśmiechała się. Sławomir poczuł ucisk w gardle. Rozweselona buzia Alicji była śladem po Patrycji i jej wpływie na życie pacjentki. Mógłby to uznać za wzruszające, gdyby nie dręczące go przeświadczenie, że wcale nie była ona radosna. Jakby ten uśmiech na jej twarzy był maską – zasłoną skrywającą prawdziwe intencje. A co, jeśli rozumie wszystko? Jeżeli tylko udaje? Ciałem doktora wstrząsnęły dreszcze. W swojej pracy często spotykał się z obłąkanymi i niebezpiecznymi ludźmi, ale nigdy nie bał się tak jak wtedy. To coś, siedzące naprzeciwko niego, było zdolne do zabijania i ranienia ludzi, nie zdając sobie z tego sprawy. Żadne dobre i złe wydarzenia nie mogły na nie wpłynąć. To po prostu istniało tu – w tym pomieszczeniu i w tej chwili. Nie było zdolne do odczuwania psychicznego bólu oraz niepokoju.

 – Alicjo… – zaczął niepewnie, widząc jak dziewczyna przybliża do niego swoją twarz. – Już więcej nie zobaczysz swojej opiekunki.

 Tak jak się spodziewał, jego słowa nie wywołały żadnej reakcji. Sięgnął więc po papier i ołówek, które leżały na stole. Narysował dwie kobiece postacie. Jedną większą, a drugą mniejszą. Podpisał je odpowiednio: Alicja i Patrycja. 

 – To ty – powiedział, wskazując na mniejszą postać.

 – Ja Alicja – głos dziewczyny brzmiał nisko i gardłowo jak u kogoś z zapaleniem krtani. 

 Wunśki nie był przekonany, czy te słowa świadczą o zrozumieniu. Wyjął fotografię przedstawiającą ciało Patrycji i podał jej. 

 – Patrycja. – Wskazał na zdjęcie.

 Dziewczyna powąchała je i uśmiechnęła się szeroko.

 – Nie Patrycja. Mięso.

 Doktor przezwyciężył rosnącą w nim z każdą chwilą chęć ucieczki. To coś rozumiało jego słowa, lecz jednocześnie nie pojmowało niczego, co wynikało z sytuacji. Pojęcie istnienia, osoby, życia i śmierci były dla niego obce. Były również zbyt abstrakcyjne, by mógł je wyjaśnić. Dla niej Patrycja była nie tylko ciałem, ale także zapachem, głosem i oddechem. Gdyby zabrakło któregoś z tych elementów, obiekt „Patrycja” przestawał dla niej istnieć.

 Postanowił przejść do eksperymentu, który zlecił mu profesor. Podszedł do dziewczyny i podał jej dłoń do obwąchania. Zrobiła to, po czym polizała jego rękę. Następnie wyciągnął wódkę z kieszeni kitla i wylał sobie na dłoń.

 Nagle Alicja zwinęła się w kłębek, chwytając się za głowę, jakby starała się chronić przed nadchodzącym ciosem. Z jej gardła dobyło się przeraźliwe wycie i skomlenie jak u katowanego psa. Alicja z trudem wstała. Jej wzrok zatrzymał się na Wuńskim. Lecz tym razem nie był on pusty. Tym razem dostrzegł w nim zrozumienie. I coś jeszcze – wrogość. Dziewczyna zbliżała się, a on stał jak sparaliżowany. Jej wzrok hipnotyzował go. Mężczyzna czuł, jak przenika go do głębi i powoli wyzwala w nim pierwotne instynkty. Istniało dla niego tylko to spojrzenie i to coś, niebezpiecznie wyszczerzające zęby. Była w tym widoku jakaś groteska – jakby zdeformowany pies obnażał swoje kły w celu przestraszenia przeciwnika. Równocześnie z jego gardła dochodziło dziwne charczenie.

 Miał wrażenie, jakby ta chwila trwała wieczność. W końcu otrząsnął się i zaczął powoli się wycofywać. Starał się nie robić żadnych gwałtownych ruchów, by nie sprowokować jej do ataku. Czuł, jak każdy ruch decyduje o jego losie. Jednak to nie śmierci ani okaleczenia się bał. Wypełniał go strach przed czymś irracjonalnym, pierwotnym i dzikim. Równocześnie czuł, że zaprzepaścił wszystkie wysiłki włożone w próbę nawiązania kontaktu z pacjentką. Wreszcie jego dłoń natrafiła na klamkę.

 Mężczyzna wybiegł z pokoju i z całej siły trzasnął drzwiami. Drżącymi rękami przekręcił klucz w zamku i wycieńczony oparł się o ścianę. Widząc zaciekawione spojrzenia reszty personelu, wysapał:

 – To coś za tymi drzwiami nie jest człowiekiem.


***


 – Jeśli odrzucimy istnienie duszy i świadomości umysłu, jedyne co nam pozostaje to kult mięsa. – Pawłowski sięgnął po stojącą na stoliku filiżankę kawy i upił łyk. – Mięsa, które jest w stanie przyswajać informacje oraz automatycznie je analizować przy podejmowaniu decyzji. Tak jak dziecko uczy się pisać i czytać, pies uczy się aportować i chodzić przy nodze. Jednak ludzie, używając mowy znacząco wpłynęli na kształtowanie się swojego umysłu i pamięci. Zwierzęta w większości bazują na skojarzeniach tak jak nasza pacjentka. I czego się nauczyła? Prostego równania – stworzenie równa się mięso, a mięso to jedzenie. Wszystko, co przestaje się ruszać i oddychać jest tylko bezwładnym mięsem.

 – Chcesz powiedzieć, że Alicja jest kanibalem? – Sławek przetarł dłonią spocone czoło.

 – Nie do końca. Ona nie uważa się za człowieka. Nie jestem nawet pewien, czy posiada samoświadomość. Dla niej nie ma znaczenia, skąd pozyskuje mięso.

 – Co powinniśmy zrobić? Całe to badanie traumy na nic się nie zda. Według mnie zamknięcie jej w psychiatryku też nie wchodzi w grę. Cały czas musiałaby być unieruchomiona, a próba wyleczenia jej w takich warunkach byłaby niemożliwa.

 – Są dwa wyjścia. – Profesor spojrzał mu prosto w oczy. – Faszerowanie lekami lub dalsze badania. Mimo wszystko Alicja wciąż stanowi interesujące źródło informacji.

 – Dalsze badania będą stanowiły pogwałcenie etyki zawodowej.

 – Dostałem wolną rękę w pracy nad dziewczyną i mogę zrobić z nią, co zechcę bez żadnych konsekwencji. Chciałbym poddać ją sytuacjom stresowym i dalszym traumom, aby zbadać kształtowanie się umiejętności wymaganych do przetrwania prymitywnych stworzeń. Ponadto interesuje mnie funkcjonowanie mózgu na poziomie łączenia skojarzeń.

 Wuński nie był pewny, czy chce poznać dalsze plany Pawłowskiego. Spuścił głowę i niewyraźnie zapytał: 

 – Nie boisz się?

 – Czego miałbym się bać, Sławku? Przecież to tylko zwierzątko o inteligencji porównywalnej z kilkuletnim dzieckiem.

 – Nie zapytam cię o wiarę w Boga, bo wiem, że odrzucasz możliwość istnienia wszechmocnego bytu, kierującego losem świata i ludzi. Powiedz mi tylko, czy wierzysz w istnienie czegoś nadnaturalnego? Czegoś istniejącego ponad naszym postrzeganiem?

 – Dlaczego o to pytasz?

 – Kiedy siedziałem naprzeciwko Alicji tamtego dnia, nie myślałem o niej jak o człowieku czy zwierzęciu. Miałem wrażenie, jakby na tym cholernym krześle siedziało coś innego. Coś, co przenikało mój umysł i wiedziało wszystko.

 Profesor roześmiał się w odpowiedzi.

 – Chcesz mi powiedzieć, że uważasz ją za jakiegoś diabła? Demony nie istnieją, podobnie jak duchy i inne byty wymyślane przez fantastów ze zbyt dużą ilością wolnego czasu.

 – Sam nie wiem, co mam o tym myśleć, ale kiedy to patrzyło na mnie, czułem dyskomfort i panikę. Wszyscy, którzy się z tym zetknęliśmy, zostaliśmy w jakiś sposób uszkodzeni. Straciliśmy spokój, nadzieję, a niektórzy nawet jasność umysłu czy życie. Przecież to coś zabiło wszystkie osoby, które chciały mu pomóc i uczynić z niego człowieka.

 – Pamiętasz, o czym mówiłem na początku rozmowy? Wszyscy ostatecznie jesteśmy tylko mięsem. Nasza pacjentka bez względu na to, czy jest człowiekiem, zdziczałym psem lub demonem, ostatecznie stanie się tylko mięsem. A czy można bać się mięsa?

---

Autor: Barbara Czaicka. 

---

Opowiadanie pochodzi z książki Panopticum. 

Aby przeczytać całą książkę przejdź do następnych części lub pobierz wersję PDF z podstrony https://straszne-historie.pl/panopticum/

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje