Historia
Ma na imię Oliwia - Panopticum
Ma na imię Oliwia. Jest dość wysoka, zawsze chodzi z gracją. Posiada piękne, długie blond włosy, chociaż wolałem, kiedy miała ciemny brąz. Pachnie wanilią. Szczupła, idealnie zbudowana, figura gruszki. Jej oczy hipnotyzują swoim szarym blaskiem. Urodziła się drugiego października w dwutysięcznym roku. Ma siostrę. Jako dziecko mieszkała w Niemczech, ale ze względu na pracę ojca, rodzina przeprowadziła się do Polski. Uwielbia seriale, więc traci cały wolny czas na oglądanie ich. Oliwia jest idealna. Mądra, utalentowana. Uwielbiam na nią patrzeć. Jest jeszcze bardziej pociągająca, kiedy się śmieje. Wtedy jeszcze bardziej ją kocham. W sumie, to kocham w niej wszystko. Kocham ruchy, styl bycia. Oliwia jest naprawdę idealna.
Stalking stał się moją pasją, jeśli mogę to tak nazwać. To inspirujące, kiedy możemy poznać ludzi od intymnej strony, a oni nie mają nawet pojęcia, że są obserwowani. Możemy czytać im w myślach przez przeglądanie komentarzy, które umieszczają, podglądnąć ich zainteresowania, relacje rodzinne. Taka nic nieznacząca wiedza czasami doprowadza do pięknych sytuacji, do patrzenia na prawdziwe dramaty, rozstania, wyznania – i to bez wychodzenia z domu. Nie trzeba być też nie wiadomo jak zaawansowanym umysłem komputerowym albo hakerem. Wystarczy mieć czas, a ja akurat mam tego czasu dużo i w całości poświęcam go właśnie na poznawanie. Zazwyczaj nie zależy mi na konkretnej osobie. Przeglądam profile przypadkowych użytkowników. Wyjątkiem są sytuacje, gdy mam z kimś bliższy kontakt po raz pierwszy, gdy kolejne spotkania są nieuniknione. Chodzi mi tu na przykład o ludzi ze szkoły. Ogólnie mam ich w dupie, ale przeszłość każdego z nich przestudiowałem. Kiedy już złapię trop, nie ma przede mną informacji, które mogą mi umknąć. O ile fakt o danej osobie jest w sieci, ja będę o nim wiedział, bo ten jakże piękny twór, którym jest Internet, nie zapomina niczego.
Trafiłem na nią przez przypadek, penetrując profil na Facebooku swojej koleżanki z klasy. Poczułem żar, rozlewający się po moim ciele. Samo patrzenie na nią sprawiało, że drżałem. Zacząłem więc szukać. Przeglądałem kolejne strony z polubieniami, czytałem każdy komentarz z wielkim napięciem. Po kilku godzinach wiedziałem już wszystko. Założyłem folder z jej zdjęciami. Zapisałem kilka stron w notatniku tylko o niej. Od szczegółowych, do ogólnych informacji. Po dokładniejszym poszukiwaniu znalazłem również inne portale społecznościowe, na których ma konto. Byłem w niebie, mogąc po cichu wchodzić w świat dziewczyny, która powodowała u mnie duszności. Moja euforia nie miała końca, kiedy zobaczyłem, że uczy się w tym samym miejscu, co ja. To dawało mi tyle nowych możliwości.
Mogę powiedzieć, że się zakochałem.
Był początek października, gdy zacząłem wchodzić po cichu w jej świat. Zawsze obserwowałem z daleka w obawie, że mógłbym ją od siebie odstraszyć. Nie jestem kimś, na kogo można popatrzeć z przyjemnością. Przygarbiony, chudy, mało atrakcyjny nerd. Jestem niewidzialny. I taki wolę pozostać. Po poznaniu szkolnej rutyny Oliwii, czyli planu zajęć, zwyczajów, jakie miała w czasie długiej przerwy, zacząłem śledzić ją w drodze do domu. Robiłem to codziennie. Może wydawać się to nudne i bezsensowe, ale moje serce wciąż tak szybko biło, gdy byłem blisko niej. Pewnego dnia nasze ręce prawie się dotknęły, kiedy mijałem ją na korytarzu. Myślałem, że dostanę zawału. Resztę dnia spędziłem w toalecie, wciąż odtwarzając tamten piękny moment. Moja fascynacja się nasiliła.
Robienie zdjęć z ukrycia było kwestią czasu. Kupiłem nawet nowy aparat. Musiałem mieć je w dobrej jakości. Jednak wbrew oczekiwaniom, trudno było wykonać choćby jedną fotografię bez ataków paniki oraz układania wcześniejszych strategii. Nie mogłem ot tak po prostu wyciągnąć urządzenia i skierować go na Oliwię. Na pewno by zauważyła. Prowadziłem też zeszyt, gdzie opisywałem, co robi, jak wygląda danego dnia. Kolekcjonowałem wszystko, co mi ją przypominało. Zdobyłem nawet jej stary zeszyt od języka angielskiego. Patrzenie na pismo Oliwii zapewniało mi niezwykły rodzaj ukojenia. Mogłem wyobrazić sobie, jak przesuwała dłonią po tych kartkach. Gładziłem mleczne strony, podniecając się myślą, że przecież ona też ich dotykała.
Niestety w poprzednim tygodniu zostałem nakryty. Ostatnie ciepłe dni skusiły ludzi do spędzenia czasu na zewnątrz, więc myślałem, że to ułatwi moje działania. Myliłem się. Jeden z jej kolegów zaszedł mnie od tyłu, gdy robiłem zdjęcia w czasie długiej przerwy. Miałem co prawda ich już trzydzieści parę, jednak wciąż mi to nie wystarczyło. Przez zachłanność wpadłem. A gdybym tylko wziął pod uwagę fakt, że jeden chłopak opuścił towarzystwo, nigdy by się nie dowiedziała.
Szatyn z niebieskimi oczami, który ostatnio komentował zdjęcia Oliwii w niewłaściwy sposób, zapytał, co robię. Milczałem, bo co miałbym powiedzieć? Strach nie pozwolił wnieść sprzeciwu, kiedy złapał mnie za bluzę i siłą prowadził w stronę stolika. Czarne myśli zatopiły mój umysł w rozpaczy. To był koniec. Moja mała apokalipsa. „Mamy tu podglądacza” – powiedział.
Przerażenie nie pozwalało mi podnieść wzroku. Czułem jej zapach, a to powodowało lekkie pobudzenie. Jednak mimo tego pozytywnego uczucia, lęk wznosił mur nie do przebicia. Wstrzymywałem powietrze, mając nadzieję, że w ten sposób uda mi się zniknąć. Mój aparat spoczął w rękach kuzynki Oliwii, która chodziła do klasy wyżej. Ostatnio zostawił ją chłopak. Miała problemy z matematyką. Chciała być lekarzem, ale dwója z tego przedmiotu zamykała jej drzwi do kariery medycznej.
Przejrzała zdjęcia. Na szczęście na karcie znajdowały się tylko fotografie z tamtego dnia i większość ukazywała grupkę przyjaciół, jedzących obiad. Codziennie zgrywam wszystko, by właśnie w takich sytuacjach nie wyjść na wariata. Niestety było tam również zdjęcie Oliwii, idącej do szkoły. Zrobiłem je rano. Nie mogłem się oprzeć. Wyglądała tak pięknie, kiedy poranne słońce otulało jej ciało promieniami.
Odważyłem się na nią spojrzeć. Oliwia zastygła. Na jej twarzy pojawiła się jakaś kompletnie niezrozumiała emocja, ale zniknęła zbyt szybko, bym mógł ją rozpoznać. W końcu podniosła wzrok i najzwyczajniej w świecie, uśmiechnęła się.
„Chcesz zjeść z nami?”
To pytanie zatrzymało akcje mojego serca. Pewnie wyglądałem wtedy niepokojąco, ponieważ łzy napłynęły mi do oczu, miałem trudności z oddychaniem i oczywiście zacząłem drżeć. Nie mogłem tego znieść. Ona złożyła mi taką propozycję, Jezu, ona. Oczywiście, że chciałem, ale przecież nie jestem godzien.
Nie było innego wyjścia z tej sytuacji niż ucieczka, więc uciekłem. Włożyłem całą siłę w wyrwanie się z uścisku tego chłopaka. Musiałem zebrać resztki swojej godności. Nie mogła mnie widzieć takiego. Nie mogła.
Będąc już bezpieczny na tyłach szkoły, usiadłem samotnie na schodach. Schowałem głowę w objęciach, myśląc, jak bardzo się zbłaźniłem. Zdałem sobie sprawę z tego, że jestem masochistą, bo nie potrafiłem przestać odtwarzać wydarzeń sprzed chwili. To było tak bolesne i piękne jednocześnie. Nie rozumiałem jednak, dlaczego nie była zła. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Doszedłem do wniosku, że ona po prostu jest dobra. Jest dobrym człowiekiem, bo ogólnie jest idealna. Tak, idealna. A kto jest idealny, jest też dobry.
Siedziałem w jednej pozycji, aż nie zobaczyłem Oliwii idącej w moją stronę. Spanikowałem. Moje serce zadrżało jak zawsze na jej widok. Trzymała aparat. Znów chciałem uciec, jednak wizja przebywania sam na sam z nią była zbyt kusząca.
„Hej” – miała taki ciepły głos. – „Oddaję twoją własność”.
Wyciągnęła rękę. Chwyciłem urządzenie, specjalnie zahaczając palcami o delikatny grzbiet jej dłoni. Przyjemne. Mógłbym umrzeć z tej przyjemności.
„Fotografujesz?”
Przytaknąłem. Nie byłem w stanie spojrzeć w jej cudowne oczy. Pociłem się. Palpitacja serca odbijała się echem w mojej głowie.
Usiadła obok. Usiadła obok mnie. Blisko. Bardzo blisko.
„Na pewno nie chcesz się przyłączyć do nas? Mamy wolne miejsce przy stoliku”.
Chciałem. Oczywiście, że chciałem, jednak to było niebezpieczne. Mógłbym ją do siebie zrazić zachowaniem. Nie zaryzykowałbym, bo nie przeżyłbym, gdyby zaczęła mną gardzić.
Pokręciłem głową na znak, że odmawiam.
„Rozumiem, nie masz ochoty. Nie będę nalegać. Masz może chusteczkę?”
Sięgnąłem do kieszeni spodni. Podałem jej paczkę, a nasza skóra znów się zetknęła. W tamtej chwili umierałem. Miała w dłoniach coś, co ja też dotykałem. Chryste.
Oliwia wytarła nos, wstała, pożegnała się i odeszła, po drodze wyrzucając zużytą chusteczkę.
Odczekałem chwilę. Kiedy zniknęła za rogiem, wstałem szybko. Pobiegłem do kosza. Zacząłem grzebać w śmieciach, by wydobyć z nich część Oliwii. To było tak cenne, że nie mogłem tego zostawić. Schowałem ją w bezpiecznym miejscu. Fascynacja była niepohamowanym sztormem, który porywał moje serce. Mieniło mi się w oczach. Miałem zawroty głowy. Na włóknach chusteczki wyczułem jej delikatny zapach. Cudowne.
Dziwne uczucie ścisnęło mnie w środku. Rozejrzałem się, w pobliżu nikogo nie było. Przez moment strach usiłował wmówić mi, że Oliwia zobaczyła, jak grzebię w odpadkach. To byłby mój koniec w jej oczach. Naprawdę koniec.
Oddaliłem się, jakby nigdy nic się nie stało, ignorując irracjonalne, nieuzasadnione przekonania.
To był pierwszy kontakt bezpośredni, jaki z nią miałem i byłem przekonany, że ostatni, bo niby czemu miałaby przyjaźnić się z kimś takim jak ja? Traktowałem tamtą sytuację jako jednorazowe zdarzenie, cud który nie ma szans na powtórkę, więc zdziwiło mnie, kiedy zaczęła mówić mi „cześć” na korytarzu. Mój świat wyglądał coraz lepiej z każdym dniem. Świat z Oliwią. Jak pięknie to brzmi.
Oczywiście nie przestałem jej śledzić. Codziennie podążałem za nią w bezpiecznej odległości. Byłem dla niej cieniem, dobrym duchem, opiekunem. Gdyby ktoś próbował ją skrzywdzić, ruszyłbym na ratunek. Zaryzykowałbym własnym życiem. Taka jest dla mnie ważna. Wczoraj, gdy zniknęła nagle, wpadłem w panikę. Szła tą samą trasą, ale po przejściu na drugą stronę ulicy, rozpłynęła się w powietrzu. Zaniepokojenie rozdarło moje trzewia. Nie wiedziałem, co robić. A jeżeli przez moją nieuwagę teraz cierpi? Jeśli ktoś chce ją skrzywdzić, bo nie dopilnowałem jej? Gdzie się podziewała? Czy wszystko było w porządku? Nie wiedziałem tego. Stwierdziłem, że po prostu pójdę pod jej dom. Przecież musiała tam wrócić. Gdyby nie, zadzwonię na policję – taką decyzję podjąłem.
Idąc przez osiedle, nagle poczułem mocne uderzenie w bark. Odskoczyłem, krzycząc. Prawie upuściłem torbę pod wpływem nagłych emocji. To, że ktoś mnie dotknął było szokujące, a fakt, że zrobiła to Oliwia, zabił cały mój spokój.
Chichotała.
„Przepraszam, że cię wystraszyłam, to dziecinne, ale nie mogłam się oprzeć. Mieszkasz gdzieś niedaleko?” – zapytała, chowając pasmo włosów za ucho. – „Zauważyłam, że wracamy ze szkoły tą samą trasą”.
Z trudem powstrzymywałem panikę od wypełźnięcia na twarz. A jednak zauważyła. Znów popełniłem błąd.
„Ja…”
„O mój boże, umiesz mówić” – ponownie zachichotała. – „Możemy wracać razem. Będzie milej”.
Po tych słowach nie mogłem zignorować przypływu uniesienia. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Mówiła poważnie. Całkiem poważnie. Umarłem ze szczęścia. Naprawdę umarłem. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Szedłem z nią ramię w ramię, nie musząc już zachowywać tego ogromnego dystansu. Nigdy nie uwierzyłbym, że kiedykolwiek będę tak blisko.
„Mam dwa bilety do kina. Może lubisz horrory? Wybierzesz się ze mną jutro?”
Umarłem ze szczęścia jeszcze bardziej.
„Tak. Mam… mam czas”.
„Świetnie. Moi znajomi nie lubią takich filmów”.
Rozmawialiśmy zaskakująco naturalnie. Odprowadziłem ją aż pod drzwi. Nawet powiedziała, że dobrze mieć kogoś za towarzysza w drodze do domu. Czyli miała na myśli mnie. Mnie, bo ze mną wracała. Oliwia powiedziała to do mnie. Do mnie, bo to ja z nią wracałem. Boże. To takie niezwykłe.
Chciałbym, żeby tamta chwila nigdy się nie skończyła, aby trwała aż do teraz. Odtwarzam wszystko w pamięci. Od nowa i od nowa. Było tak cudownie. Czułem się swobodnie. Uwielbiam ją. Tak bardzo ją uwielbiam. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Zanim zasypiam, kolejny raz przywołuję Oliwię w głowie. Będąc sam na sam w ciemnym pokoju, mogę sobie pozwolić na układanie śmiałych scenariuszy jutrzejszego spotkania. Będzie jeszcze bardziej cudownie. Trudno uwierzyć, że jestem aż takim szczęściarzem.
***
Sobota. Umówiliśmy się na osiemnastą trzydzieści w parku. Film jest o dziewiętnastej. Będziemy sami przez trzydzieści minut. Będziemy razem. Sam na sam. Przez pół godziny.
Wstałem dziś piętnaście po siódmej. Przygotowałem ubrania. Zmieniałem kompozycję koszulki i spodni parę razy. Brałem prysznic co dwie godziny. Z jak największą dokładnością przeglądałem swoją twarz w obawie, że niespodziewanie mogło mi coś wyskoczyć. Wtedy istniałoby ryzyko, że Oliwię to obrzydzi, a mam zamiar ją pocałować.
Większość czasu spędzam, śledząc wskazówki zegara. Nie mogę doczekać się momentu, gdy wybije już odpowiednia godzina. Tiki nerwowe męczą mnie bardziej niż zazwyczaj. Rozdrapuję skórę na rękach. Lekki ból. Tylko to utrzymuje mój umysł w całości. W końcu układam włosy, ubieram się i wychodzę godzinę przed czasem. Muszę przecież dotrzeć na przeciwną stronę miasta, by Oliwia myślała, że naprawdę mieszkamy na tych samych osiedlach. Wszystko wygląda tak dobrze, nie mogę tego spieprzyć. To moja szansa na bycie szczęśliwym i kochanym.
W autobusie przeglądam jeszcze raz zapiski na jej temat. Znam je tak dobrze, a jednak wciąż mnie poruszają. Zupełnie jakbym czytał jakąś świetną książkę. Później wkładam notes do kieszeni kurtki i wysiadam na przystanku, zapełniony nadziejami na świetny wieczór.
Moje dłonie się pocą. Drżę, widząc ją, czekającą w parku. Czekającą na mnie. Ona czeka tylko na mnie. Widzę ją z daleka. Myślę o tym, jak wiele mamy ze sobą wspólnego. Oboje jesteśmy zawsze przed czasem, nasza skóra ma podobny odcień i oboje chcemy być razem. Ten śmiały wniosek o związku, jaki możemy stworzyć, wyciągnąłem z faktu, że w ogóle zostałem zaproszony. To znaczy, że chce spędzać ze mną czas. A to znaczy, że mnie kocha.
Podbiegam. Przez chwilę mam ochotę zamknąć ją w ramionach, tak jak robią to na filmach, ale to jeszcze nie ten moment. Przyjdzie czas na uniesienia. Muszę być cierpliwy.
– Hej – mówi, uśmiechając się. – Inaczej wyglądasz.
Czuję, jak rumieńce palą moją twarz.
– Nie, nie to miałam na myśli. Chciałam powiedzieć, że wyglądasz świetnie.
– Ty też wyglądasz świetnie – wykrztuszam.
Dobra, opanowanie. Opanowanie mnie uratuje. Muszę rozmawiać swobodnie, ale muszę też uważać, żeby nie powiedzieć niczego niestosownego.
– Chodźmy, zaraz się zaczyna. – Oliwia chwyta skrawek mojej koszulki i ciągnie mnie za sobą.
Jezu. Umrę. Naprawdę, jej bliskość działa tak narkotycznie. Echo rozszalałego serca roznosi się po mojej głowie, a w gardle czuję słodko-gorzki posmak własnego zadziwienia. Taka piękna, taka mądra, taka utalentowana. Taka idealna. I wybrała kogoś takiego jak ja. Cud.
– Pójdziemy na skróty – postanawia.
Jest coraz ciemniej. Zeszliśmy z głównej ścieżki. Skupiam się na pokonywaniu przeszkód, ale jej dotyk pożera całą uwagę. Kilka razy specjalnie zwalniam, tylko po to, by Oliwia mogła mnie pociągnąć i żeby nawiązał się kontakt fizyczny. Gęsia skórka na moich ramionach wywołuje jeszcze większe podniecenie.
– Chyba się zgubiliśmy. Nocą ten park wygląda tak obco.
Sam na sam z Oliwią… Sam na sam z Oliwią. Sam na sam z Oliwią!
– Chyba już i tak nie zdążymy na ten film – wzdycha. – Szkoda. Chciałam go zobaczyć.
Ton jej głosu ochładza się. Nie brzmi już tak spokojnie. Moja Oliwia się boi. Muszę ją ochronić. Moja ukochana kruszynka. Moja piękna księżniczka.
Wyczuwam lekkie drgania. Patrzę na jej dłoń, zaciśniętą na materiale mojej koszulki. Chcę okryć ją swoją kurtką, jednak ona ignoruje propozycje. Spuszcza głowę. Nieruchomieje.
– Nie musiałeś dla mnie jechać aż taki kawał drogi.
Oddech zamiera w płucach. Lekkie zdezorientowanie zawraca w głowie.
– Co? O czym mówisz…
Powoli spogląda mi w oczy. W tej chwili jasnym jest fakt, że wie. Wie, że ją śledziłem. Może wie również o zapiskach? Może wie o tym, czego nie powinna wiedzieć? O Boże. Popadam w bezdech.
Rozglądam się nerwowo. Wokół są tylko drzewa. Tylko ciemność i drzewa. Chciałbym uciec i spalić się ze wstydu, jednak nawet nie wiem, w którą stronę mógłbym pobiec. Straciłem orientację. Oliwia przytrzymuje mnie. To dzieje się tak szybko, tak niespodziewanie. Staje na palcach, by poczuć smak moich ust. Trzyma dłoń w okolicach mojej miednicy. Serce zaczyna bić niebezpiecznie szybko po raz milionowy tego wieczoru. Co ona robi? Czy nie powinna być przerażona? Nie powinna być zła?
Mimo gryzących pytań, odwzajemniam czułość. W obecnej chwili nie istnieją dla mnie żadne przeszkody. Przecież tak długo na to czekałem. Wyobrażam sobie, jak nasze usta się spotkają. Jaki poczuję wtedy smak?
Zabijam myśli. Teraz istnieje tylko ona i ja. Teraz nie ma miejsca na spekulacje. Dzieli nas jedynie kilka milimetrów. Już mam zamiar przyciągnąć ją do siebie, by wtulić swoje ciało w nią. Zanim to się dzieje, czuję nagły przypływ bólu. Szczypanie. Drganie. Niewyobrażalnie mocny paraliż pozbawia mnie równowagi. Upadam. Ostre gałęzie ranią moją skórę. Nie panuję nad mięśniami.
Ostatnimi strzępkami świadomości rozpoznaję urządzenie, które trzyma. To paralizator.
***
Otworzenie oczu stanowi nadludzki wysiłek. Szum. Słyszę szum. Jest tak głośny. Widzę jasność. Przerażające, mocne światło. Po kilku chwilach kształty nabierają ostrości. Próbuję wstać, ale ruch jest niemożliwy. Zachowuję spokój. Zagryzam wewnętrzną stronę policzka, chcąc wywołać ból, który przynajmniej na minutę odetnie mnie od tego okropnego hałasu. Co się stało? Gdzie jestem?
Z każdą sekundą, otoczenie jest coraz bardziej klarowne. Zauważam, że leżę na ziemi, ubrudzony błotem, cuchnący wiatrem. Odór rozkładu powoduje lekkie mdłości. Coś leży obok mnie. Czy to pies? Patyki wbijają się w moje żebra. Cholera, co się stało, czemu jestem związany? Musiałem dłuższą chwilę trwać w tej pozycji, bo nie czuję swoich rąk. Odrętwiałem.
Jęczę cicho. Latarka, która oświetla otoczenie, rysuje w oddali sylwetkę. Na początku wpadam w panikę, ale później uświadamiam sobie, że to Oliwia. Przyszła po mnie. Znalazła. Uratuje mnie. Mój aniołek. Kochany aniołek.
– Niewygodnie, co? – pyta głośno. Zbyt głośno. Pęka mi głowa.
– Gdzie… gdzie jestem?
– We właściwym miejscu.
Czucie w ciele powoli wraca i zimno bierze mnie w swoje objęcia. Zaczynam przypominać sobie również jakieś dziwne rzeczy. Mój mózg mówi, że ona mnie poraziła, że zrobiła mi krzywdę. Śmieję się w duchu. Przecież to niemożliwe. Moja ukochana nie zrobiłaby czegoś takiego. To po prostu niemożliwe. Głupi mózg.
– Czwartek: „Jest ubrana w różowy sweterek i jasne jeansy. Pasują jej te kolory. Spięła włosy w koński ogon. Na długiej przerwie zjadła tylko jabłko. Martwię się, bo mało je. Chciałbym móc jej gotować. Dostała dwóję z historii na poprzednich zajęciach. Oby to poprawiła”.
Kręcę głową, chcąc odgonić oszołomienie. Czemu to słyszę? Co mają znaczyć te słowa? Dlaczego czyta moje zapiski? Skąd wiedziała, że je mam?
– Chusteczka, którą wziąłem, wciąż nią pachnie. Piękny zapach mojej kochanej Oliwii. Niestety za niedługo woń może się ulotnić, a ja przecież chcę nią oddychać do końca życia.
– Skąd to masz? – wydobywam z siebie głos. – Skąd…?
– Złotko, jesteś zbyt przewidywalny.
Na krótką chwilę ponownie odpływam. Zmęczenie nie pozwala świadomości wrócić. Dławię się własną śliną. Do realności przywołuje mnie z powrotem ciche szuranie. Po otworzeniu oczu stwierdzam, że Oliwia śmiesznie wygląda, trzymając tak wielką łopatę. Co chce nią zrobić? Kilka sekund i dostaję odpowiedź na to pytanie. Zaczyna kopać. Kopie bardzo długo. Albo niedługo. Nie wiem, moje poczucie czasu umarło. Potrafię skupić się jedynie na dyskomforcie związanym z unieruchomieniem.
Zostaję pociągnięty w stronę głębokiego dołu. Lęk wpełza do mózgu, szepcząc obrzydliwe, niszczące fakty. Próbuję się oswobodzić. Próbuję ją powstrzymać. Przecież nie może mnie tam wrzucić, po co miałaby to robić?
– Czemu? Czemu się tak zachowujesz? Przecież było tak dobrze.
– Dobrze? – słyszę jej ciężki oddech. – Świetnie się bawiłam, poświęcając czas, żeby mieć co do ciebie pewność, wiesz? Wciąż wspominam te nieprzespane noce pełne strachu, ale na szczęście okazałeś się bierny.
Nic nie rozumiem. Oliwia kładzie mnie na krawędzi. Gdybym przechylił się trochę w lewo, wpadłbym tam. Jezu, to jest takie głębokie. Przerażenie zaciera racjonalizm. Usiłuję odczołgać się jak najdalej od dołu, ale zostaję przyduszony butem.
– Popatrz, kilku takich jak ty też tu leży. Mam nadzieję, że ożywisz trochę tę ekipę – chichocze.
– Oliwio, przestań, błagam.
– Za każdym razem to samo. Trochę dziwne, nie wyzywasz mnie jeszcze. Twoi poprzednicy na tym etapie już popadali w rozpacz albo złość.
– Proszę cię – skomlę. Łzy napływają do oczu. – Nie rozumiem, czemu…
– Chcesz wiedzieć czemu?
Zostaję szarpnięty za włosy. Wlepia we mnie wzrok.
– Nie jesteś pierwszym, który postanowił bawić się w prześladowcę. Miałam już takie przypadki, ale skoro policja nie reaguje, to trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, prawda?
Jeden cios w twarz wystarczy, żebym zaczął płakać.
– Nie mam zamiaru tego znosić. Nie po tym wszystkim. Nienawidzę was. Nienawidzę, rozumiesz? Wyj, dopóki możesz, bo martwi nie mają głosu.
– Przestań, błagam!
Odchodzi. Zostawia mnie tu, ale tylko na chwilę. Kiedy wraca, zostaję zepchnięty prosto do ciemności. Upadam na twarz. Zaczynam krzyczeć.
– Złą osobę wybrałeś. Już przez to przechodziłam. Nie mam siły dalej cierpieć. – Oliwia pochyla się, a leżąca za nią latarka, rozświetla pobliskie tereny. Wygląda przerażająco. – Nikt cię nie usłyszy. Nigdy nie słyszą.
Prostuje się. Kiedy dostrzegam, że sięga po łopatę, wpadam w ogromną panikę. Rzucam się jak ryba, którą wyciągnięto z wody. Proszę, błagam o litość, ale ona jest taka nieczuła. Pierwsza szufla gruntu opada na moje plecy. Zakopie mnie żywcem. Uduszę się. Uduszę.
– Jesteś inny niż ci poprzedni. Tamci byli strasznie zaborczy. Pierwszy prawie mnie porwał. Gdyby nie to, że udało mi się odgryźć mu palec, pewnie gniłabym teraz w jakiejś piwnicy. Drugi był podobny do ciebie, ale zamiast śledzenia, po prostu mnie nachodził. Wynajęłam pokój w jego domu, więc unikanie go było niemożliwe.
Kolejne warstwy ziemi odbierają mi możliwość swobodnego oddychania.
– Pobił mnie, gdy powiedziałam, że zrywam umowę najmu. A ta cholerna policja nic nie mogła zrobić, bo w samoobronie złapałam nóż i zostałam uznana za napastnika. Odjechali, zostawiając mnie samą z tym wariatem, rozumiesz? Przecież to śmieszne.
Próbuję podkulić nogi, jednak ciężar, jaki spoczywa na dolnej części ciała nie pozwala mi choćby drgnąć.
– Trzeci był chyba najgorszy. Doprowadził do tego, że chciałam się zabić. Groził mi, zostawiał martwe ptaki pod drzwiami. Twierdził, że tylko on może mnie uratować, że przy nim zapomnę. Był jak cień. Wszędzie gdzie nie poszłam, on szedł za mną. Nie masz pojęcia, jak okropna jest świadomość, że ktoś śledzi każdy twój oddech.
Zimno przesiąka aż do kości.
– Przecież ja cię nie krzywdziłem. Przecież chciałaś ze mną być – wykrztuszam.
– Czy to nie było dziwne, że nawet nie zapytałam, jak masz na imię? Czy nie czułeś, że po prostu cię zwodzę?
Odpowiedź jest jedna. Nie, nie czułem tego. Kocham ją tak bardzo, że wskoczyłbym za nią w przepaść. Tymczasem to ona okazała się moją przepaścią.
– Łatwo się nabieracie. To dobrze.
Słyszę, jak pociąga nosem. Jestem sześć stóp pod ziemią i nie mogę oddychać. Mam brud w oczach, grudy w gardle. Chcę wydobyć głowę na powierzchnię, ale kolejne warstwy nie pozwalają na zaczerpnięcie powietrza.
– Duś się. Poczuj to, co ja czułam.
Zanim tlen zostaje odcięty, próbuję jeszcze wydobyć z siebie głos, by ją przeprosić. Nie wiedziałem. Nie wiedziałem, że przeszła przez coś takiego. Chciałbym, żeby mi wybaczyła. Chciałbym cofnąć czas, niestety jest już za późno. Nie będąc w stanie oddychać, powoli połykam ziemię. To głupie, ale zastanawiam się, kiedy mnie znajdą. Czy moje ciało zacznie się już rozkładać? Kto mnie odszuka? Te myśli nie dają mi spokoju, ale wtedy przypominam sobie tego psa, który leżał obok, kiedy odzyskałem świadomość. Zostanie zakopany nade mną. Spocznie nad moją głową, by nikt nigdy mnie nie znalazł. Nigdy. Nawet jeśli policja złapie trop, nie będą kopać głębiej, jeśli zobaczą truchło zwierzaka. Oliwia jest taka mądra, wszystko tak dobrze zaplanowała.
Ból paraliżuje moje nerwy. Tracę przytomność kilka razy. Mogę myśleć tylko o tym, jak bardzo kocham moją piękną Oliwię.
---
Autor: Julia Kierepka.
---
Opowiadanie pochodzi z książki Panopticum.
Aby przeczytać całą książkę przejdź do następnych części lub pobierz wersję PDF z podstrony https://straszne-historie.pl/panopticum/
Komentarze