Historia

Longinus

nieprawicz 0 4 lata temu 1 079 odsłon Czas czytania: ~9 minut

Biuro Trevora było puste. Znajdował się w nim tylko on sam. Znudzony przeglądaniem papierów biznesmen, którego aparycji nie powstydziłby się żaden godnie urodzony Rzymianin, spoglądał od niechcenia na panoramę miasta nad którym to miał absolutną władzę. Z wyglądu był atletyczny, jego złamany nos i uwydatnione kości policzkowe nadawały mu specyficznej owej rzymskiej urody.

Trevor Longinus, gdyż tak nazywał się biznesmen, od całkiem niedawna zaczął pragnąć czegoś więcej niż pieniądze i władza. Zapragną nieśmiertelności i systematycznie do niej dążył zasilając w zasoby pieniężne wszelkiego rodzaju badania nad replikacją i przenoszeniem świadomości. Z punktu widzenia sceptyka takie zachowanie byłoby dalece irracjonalne jednak szansa na przeniesienie świadomości ludzkiej do maszyny z każdym upływającym rokiem rosła.

Filantrop zastanawiał się czy nie uciec się do sklonowania siebie jednak wizja szybko starzejącego się klona wprawiała go we wzburzenie. Nie mógł uwierzyć że to koniec. Że przyjdzie mu umrzeć na tej czerwonej planecie ongiś zwanej Marsem. Zostanie skremowany. Skremowany a jego prochy złożone do urny dla całej rodziny do podziwiania. Nie spisał jeszcze testamentu. Czyniąc to przyznałby się przed samym sobą do porażki. Do tego że jednak ma umrzeć, nawet tu i teraz.

Odrywając wzrok od panoramy metropolii Koth jaką widział z najwyższego piętra swojego apartamentowca przeniósł wzrok na blat swojego biurka na którym to wyświetlał się hologram kalendarza.

-Na Ziemi pewnie teraz już trwa Wigilia. -powiedział sam do siebie bawiąc się przy okazji swoją papierośnicą. Nie palił dużo jednak w napadach depresji dym tytoniowy był balsamem na jego skołowaciałe nerwy. Miał w końcu 71 lat. Śmierć mogła przyjść na niego w każdej chwili. Palenie papierosów tylko temu sprzyjało dlatego Trevor od dawna ograniczał palenie i sięgał po "fajki" tylko kiedy naprawdę nie miał innego wyjścia. Najchętniej rzuciłby ten nałóg w diabły ale jak wtedy miałby sobie poradzić z depresją?

Nazywał tą przypadłość depresją lecz każdy lekarz by ją wykluczył. Depresja Longinusa była czymś o wiele bardziej naturalnym niż zwykłe zaburzenie. Był to smutek który wychodzący wprost z duszy chorego. Smutek po stracie żony Anny. Smutek świadomości iż jego dwaj wspaniali synowie i jedna córka widzą go tylko jako źródło niewyczerpanego dochodu i bardzo niechętnie będą się dzielić spadkiem.

~"Zdziczałe wygłodniałe psy"~ podsumował w myśli Trevor na wspomnienie swojego potomstwa. Żałował że nie miał nigdy czasu dla nich. Być może nie zezwierzęciliby się wtedy do tego stopnia...Teraz jedynie sen o nieśmiertelności mógł wybawić go od tego piekła. A przynajmniej tak myślał biznesmen.

Nerwowo przeczesał ręką swoje krótkie blond włosy. Nie miał jeszcze łysiny. Wyjąwszy z papierośnicy "fajkę" wziął papierosa do ust i zapalił. Dym tytoniowy rozniósł się po pomieszczeniu. Trevor nacisnął na jeden z przycisków wyświetlających się na blacie biurka. Momentalnie hologram kalendarza zmienił się na wykresy surowców, akcji i obligacji na marsjańskiej giełdzie papierów wartościowych. Biznesmen nie odnotował żadnej znaczącej fluktuacji czy zmiany na rynku i od niechcenia kliknął klawisz "Escape".

Hologramowa klawiatura jak i obraz zniknęły. Z bocznego panelu biurka Trevor połączył się z sekretarką i powiedziawszy, że wychodzi "na spacer" kazał zaopiekować się jej, papierologią leżącą na jego biurku. Nie było tego dużo. Od dwa zebrania na których musiał po jutrze się pojawić i trzy formalności bankowe. Wychodząc Longinus wziął ze sobą papierośnicę.

Wyszedłszy na zewnątrz biznesmen założył popielaty płaszcz i udał się na przechadzkę. Szedł jedną z szerokich ulic metropolii. Chodnik był wyłożony kwarcowymi płytami. Trevor rozmyślał nad tym gdzie ma się udać. Jego bezcelowe błądzenie po mieście było wynikiem jego nostalgii. Tu się urodził i wychował, tu dorastał, piął się po szczeblach władzy, i wpływów. Aż wreszcie osiągnął szczyt. Lecz cóż to był za wyczyn skoro nie mógł się nim cieszyć? Właśnie taka myśl powodowała u niego obrzydzenie. Miał świat w garści a jednocześnie nie miał nic na czym by mu zależało. Jego wieczny pęd ku zarabianiu teraz przerodził się w apatię i zdystansowanie. Idąc bez celu nawet nie zauważył jak zaszedł w rejony gdzie mieszkała lokalna biedota tego miasta. Aż 30 procent mieszkańców Koth było właśnie tutaj bez pracy i bez nadziei na lepsze jutro.

-Hej przystojniaku a gdzie żeś się zapędził? -usłyszał biznesmen tuż za swoimi plecami. Otoczyła go czwórka chuliganów, wściekłych psów tego miasta. Nienawidzili bogatych.

-No no no...! Kochasiu...wyskakuj z kasy -powiedział jeden z obdartusów i już miał złapać starszego od siebie człowieka gdy ten zniknął mu sprzed nosa.

To co stało się później nazwać by można niesłychanym. Oto Trevor z zatrważającą szybkością wymierzył prawego sierpowego powalając tym samym napastnika na ziemię z krwawiącym nosem. Dostał od napastnika za sobą cios pałką w plecy jednak szybko obrócił się i przewrócił napastnika na ziemię silnym kopem w krocze.

Pozostali dwaj zawahali się i gdy tylko zobaczyli jak wyciągnięta papierośnica w rękach Longinusa przepoczwarza się w coś na kształt niewielkiej broni palnej, skamienieli.

-Wypierdalać! -powiedział hardo Trevor i gdy tamci posłuchali, sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, wyją niewielkiej grubości plik banknotów po czym cisnął je na ziemie i odszedł. Zwijający się z bólu dwaj poszkodowani pogrozili mu z oddali po czym wzięli pieniądze i usunęli się w cień.

Trevor nie był z siebie dumny. Jego płaszcz wspomagał pracę jego mięśni, papierośnica mogła zostać przebudowana w broń palną zaś On sam nie raz i nie dwa musiał stawać w obronie siebie czy tez swojej ukochanej. W końcu wychował się w jednej z biedniejszych dzielnic Koth. Nie wstydził się swojej przeszłości ale nie wspominał o niej byle komu. Jedynie parę ludzi poza jego rodziną wiedziało o tym fakcie.

Zaszedłszy na skrzyżowanie dwóch ulic Trevor postanowił zadzwonić po swojego szofera. Ten przyjechał po 10-ciu minutach prowadząc srebrną limuzynę. Longinus wsiadł do niej i kazał się wieźć do domu. Do Willi usytuowanej na skraju miasta poza którym istniała bezkresna rdzawa pustynia.

Zajechawszy na miejsce biznesmen wyszedł z pojazdu. Przy drzwiach zaledwie dotknął niewielkiego ekranu a ten poinformował go że drzwi od domu zostały otworzone. Wszedłszy do środka od razu odwiesił płaszcz, papierośnicę położył na kredensie zaś sam padł na łóżko i...zasnął.

Obudziła go praca robota sprzątającego który wyglądał jak dysk. Jego przyrządy czyszczące podłogę zagarniały ku sobie kurz i wszelki brud jaki zdążył się nagromadzić w tym tygodniu. Trevor spojrzał od niechcenia na mechanicznego czyściciela po czym wlepił wzrok w sufit. Myślami powrócił do ostatniej wizyty w laboratorium gdzie otrzymał zapewnienie że "niedługo" jego świadomość będzie mogła być przeniesiona do maszyny. Nie był pewny czy tego chce. Czyż nie lepiej by było poczekać aż będzie nieco starszy? Bycie maszyną oznaczałoby pozbycie się wszelkich ziemskich przyjemności i rozkoszy. Sam fakt przyjemności płynącej z jedzenia ulubionej potrawy zastąpiony by był przez martwą wieczną egzystencję.

~"Ni wody, ni chleba"~ myślał Longinus~ "Chyba już doszczętnie oszalałem".

Wtem jednak usłyszał coś na kształt głuchego tąpnięcia gdzieś na strychu. Zaintrygowany bardziej niż przestraszony chwycił za papierośnicę i przekształcił ją w broń. Mosiądzowy połysk jonizatora sprawił że Longinus biorąc go do ręki wzdrygnął się. Nie było jednak czasu na rozmyślanie, na strychu mógł czaić się złodziej. Podążający za przeczuciem Trevor wszedł po spiralnych schodach piętro wyżej po czym otworzył przejście na strych. Zanim jednak wszedł w odmęty ciemności wrócił się po latarkę i dopiero wtedy zajrzał do wnętrza strychu. Snop światła spadł na podłogę i puste kartony. Biznesmen przeczesał teren trzymając w pogotowiu jonizator, nic jednak nie znalazł. Zdegustowany spojrzał na zegarek. Było około godziny trzeciej nad ranem według czasu Ziemskiego. Wtem uświadomił sobie niecodzienną rzecz.

Gdy wrócił się po latarkę ktoś, ktokolwiek był na strychu mógł zejść otwartymi przejściem na dół. Trevor aż chlasną się w czoło na myśl że mógł pozwolić złodziejowi uciec ze strychu do mieszkania. Zaczął więc uważnie się rozglądać dookoła. Powrócił do sypialni i zasiadłszy przed biurkiem obok włączył komputer hologramowy. Nakazał wszelkim skanerom prześwietlić mieszkanie w poszukiwaniu kogoś innego niż on. System jednak nic nie wykrył zaś Longinus chlasną się po raz drugi w czoło że od razu nie podjął właśnie tego działania. Uspokojony nowiną iż nikogo nie było, wyłączył komputer. Sam zaś postanowił coś zjeść.

Poszedł zatem do kuchni, roztrzaskał umiejętnie z trzy jajka na patelni i przyrządził z nich sobie doprawioną solą i pieprzem jajecznicę. Następnie zjadł ów posiłek wraz z kromką chleba pokrytą serem i gdy już przeżuł ostatni kęs poczuł zimną metalową lufę przyciśniętą do jego pleców.

-Dzień dobry, gruba rybo. -odezwał się głos zza jego pleców.- Rób wszystko tak jak karzę a nic Ci się nie stanie.

Trevor zesztywniał ze strachu. Nie spodziewał się tego zwłaszcza, że osobiście przeskanował swój dom. Złodziej musiał więc mieć coś w rodzaju płaszcza maskującego jego obecność. Kim jednak on był tego jeszcze nie wiedział.

-Posłuchaj uważnie stary pryku. Znajdziesz mi swój testament i go zeżresz.

-Nie napisałem żadnego testamentu -odparł Trevor zastanawiając się o co chodzi.

Czy ten złodziej nie został opłacony przez jednego z jego synów? A może to pomysł córki? Kimkolwiek jednak był napastnik Longinus wiedział że igra ze śmiercią. A ostatnią rzeczą jaką chciał był zgon.

-Nie pogrywaj ze mną! -warknął męski złowróżbny głos napastnika po czym on sam przesunął się w zakres pola widzenia biznesmena. Trevor siedział nieruchomo usiłując przypomnieć sobie gdzie zostawił papierośnicę.

~Kurwa, została w sypialni~ pomyślał odkładając na stół sztućce. Tymczasem złodziej jaki objawił się przed nim był w całości ubrany w czarny jak smoła kombinezon na jego lewym nadgarstku Longinus zauważył parę przycisków zapewne do aktywowania kamuflażu.

-Nie spisałem jeszcze testamentu... -zaczął Trevor-...ponieważ nie mam zamiaru umrzeć jednak gdyby się to stało to majątek zgodnie z prawem będzie rozdysponowany między moje potomstwo.

Longinus celowo użył zwrotu "potomstwo" nie chcąc informować o czymkolwiek napastnika choć podejrzewał iż Ten mógł go znać.

-Nie pogrywaj ze mną! -warknął złodziej w czerni, wymachując bronią przed twarzą Longinusa.

Na dogodniejszą porę Trevor nie mógł czekać. Gdy tylko lufa broni oddaliła się od jego skroni ten schwycił lewą ręką za broń kierując lufę ku górze. Prawą zaś porwał nóż i wbił go napastnikowi prosto w jego lewy oczodół.

Napastnik jęknął z bólu jednak nie wypuścił broni z ręki. Zatoczył się do tyłu zaś Longinus wykorzystał tą szansę by uciec do sypialni. Wpadając tam porwał papierośnicę i przekształcił ją w jonizator. Zapadła cisza którą przerwał ryk złodzieja, który prawdopodobnie wyciągnął nóż z oka. O dziwo biznesmen nie usłyszał później żadnych innych odgłosów. Wychynął z sypialni do kuchni tylko po to żeby nie zobaczyć ani żywego ducha. Napastnik musiał uaktywnić swój kamuflaż.

W tym momencie Trevor zesztywniał ze strachu. Nie mógł nic ani zobaczyć ani usłyszeć. Światło w kuchni zostało wyłączone. Longinusowi ani trochę nie podobał się obrót sytuacji. Był na łasce napastnika a jednak

nie zamierzał skapitulować. W końcu chodziło o jego życie. Nagle jednak stała się rzecz niespodziewana.

Przez cały czas sprzątający robot zawędrował do kuchni. Począł przemierzać niezbadane obszary aż w końcu ni stąd nie zowąd natrafił na niewidzialną ścianę. Widząc to Trevor wycelował swój jonizator i nacisnął spust.

Usłyszał jęk napastnika zaś przed swoimi oczami ujrzał jak kombinezon traci swoje niewidzialne właściwości i opada na ziemię. Nie czekając ani chwili dłużej, biznesmen zadzwonił na policję. Ta pojawiła się pół godziny później. Do tego jednak czasu Longinus zdążył zdjąć maskę napastnika. Okazało się że wykrzywiona w grymasie bólu twarz należała do jego kuzyna Oktawiusza. Z tego co pamiętał Trevor, był on ćpunem.

Policja spisała raport zaś zawezwany prawnik oczyścił z zarzutów swojego klienta gdy prokuratura oskarżyła Longinusa o zabójstwo. Wszystko czego dopuścił się biznesmen w końcu było w obronie własnej. Wychodząc z murów budynku sądowego Biznesmen odetchnął z ulgą. Wsiadł do limuzyny i kazał się wieść do apartamentowca. Miał parę zaległości do nadrobienia zaś sen o nieśmiertelności musiał jeszcze poczekać aż nie stanie się rzeczywistością.


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje