Historia

Hej wychodź!

lepek 0 3 lata temu 511 odsłon Czas czytania: ~5 minut

 Tajfun się skończył i niebo przybrało cudowny, niebieski kolor. Nawet pewna wioska, położona niedaleko od miasta, poniosła szkody. Kawałek od niej, w pobliżu gór, mała kapliczka została zmieciona z powierzchni ziemi.

„Zastanawiam się, jak długo ta kapliczka tutaj była?”

„Cóż, w każdym razie musiała tu być bardzo długo.”

Kiedy mieszkańcy wsi wymieniali się uwagami, doszło do nich jeszcze parę innych osób.

„Na pewno została zniszczona.”

„Wydaje mi się, że była dokładnie w tym miejscu.”

„Nie, wygląda, jakby była tam, trochę dalej.”

Wtedy jeden z nich zawołał „Hej, co to za dziura, do diabła?”

W miejscu, gdzie wszyscy się zebrali, znajdowała się dziura szeroka na około metr. Wpatrywali się w nią, lecz była tak ciemna, że nic nie mogli w niej dostrzec. Sprawiała jednak wrażenie tak głębokiej, że kierowała się wprost do wnętrza Ziemi.

Była nawet jedna osoba, która powiedziała „Ciekawe, czy to lisia jama?”

„Hej, wychodź!” młody chłopak krzyknął do wnętrza dziury. Z dna nie dobiegało żadne echo. Następnie podniósł kamyk i zamierzał wrzucić go do środka.

„Sprowadzisz na nas klątwę. Odłóż to.” ostrzegł go starszy mężczyzna, ale młodzieniec stanowczo cisnął otoczak do jamy. Mimo to, tak jak poprzednim razem, z dna nie dobiegł żaden dźwięk. Wieśniacy ścięli kilka drzew, związali je linami i zbudowali płot, którym otoczyli dziurę. Później udali się do wioski.

„Co proponujecie, żebyśmy zrobili?”

„Nie powinniśmy odbudować kapliczki na dziurą?”

Dzień minął i nikt nie doszedł do porozumienia. Wieści rozeszły się szybko i wkrótce przyjechał samochód wydawnictwa gazetowego. Błyskawicznie przybył również naukowiec i z wszechwiedzącym wyrazem na twarzy zaczął badać dziurę. Następnie pojawiła się grupa poszukiwaczy ciekawostek; tu i tam można było dostrzec ludzi o przebiegły spojrzeniach, którzy wyglądali na koncesjonariuszy. Policjanci z lokalnego komisariatu, zaniepokojeni tym, że ktoś może wpaść do otworu, uważnie czuwali w okolicy.

Jeden z dziennikarzy gazety przywiązał ciężarek do długiego przewodu i opuścił go do dziury. Zszedł niezwykle głęboko. Jednakże przewód się skończył i dziennikarz próbował wciągnąć go z powrotem, lecz nie był w stanie go ruszyć. Pomagało mu dwóch albo trzech ludzi, ale kiedy szarpnęli razem zbyt mocno, przewód rozerwał się na krawędzi otworu. Inny reporter, z kamerą w ręce, który przyglądał się całemu zajściu, po cichu odwiązał solidną linę zaciśniętą na jego nadgarstku.

Naukowiec skontaktował się z ludźmi z jego laboratorium i kazał im przywieźć megafon o dużej mocy, za pomoc którego planował zbadać echo dobiegające z dna dziury. Wypróbowywał dźwięki o różnym stopniu głośności, jednak nie było żadnego echa. Naukowiec był zdziwiony, ale nie mógł poddać się tak łatwo, gdy wszyscy obserwowali jego pracę. Umieścił megafon tuż nad otworem, ustawił najwyższy poziom głośności i puszczał dźwięki bez przerwy przez dłuższy czas. Był to hałas, który nad ziemią dałoby się usłyszeć z odległości wielu kilometrów. Jama jednak spokojnie połykała wszystkie odgłosy.

W swoim umyśle naukowiec był w rozterce, mimo to, z pozornym spokojem, wyłączył on dźwięk i w sposób sugerujący, że cała sprawa ma jakieś przekonujące wyjaśnienie, powiedział zwyczajnie „Wypełnijcie ją”.

Bezpieczniej jest pozbyć się czegoś, czego nie można zrozumieć.

Gapie, zawiedzeni tym, że było to już wszystko, co miało się wydarzyć, zaczęli się rozchodzić. Właśnie wtedy jeden koncesjonariuszy przebił się przez tłum, wyszedł naprzód i złożył propozycję.

„Dajcie mi dziurę. Wypełnię ją dla was.”

„Bylibyśmy wdzięczni za jej wypełnienie,” odpowiedział burmistrz wioski, „ale nie bardzo możemy oddać ci dziury. Musimy w tym miejscu wybudować kapliczkę.”

„Jeśli kapliczka jest tym, czego chcecie, wybuduję wam taką później. Ma powstać razem z salką do spotkań wiernych?”

Zanim burmistrz zdążył odpowiedzieć, mieszkańcy wioski wznieśli okrzyki.

„Naprawdę? W takim wypadku powinna być położona bliżej wioski.”

„To tylko stara dziura. Oddamy ci ją!”

A więc wszystko było ustalone. A burmistrz nie miał, rzecz jasna, żadnych obiekcji.

Koncesjonariusz dotrzymał swojej obietnicy. Kapliczka była mała, lecz została wybudowana bliżej wsi i miała dołączoną specjalną salkę, gdzie wierni mogli się gromadzić.

Mniej więcej kiedy święto jesieni było czczone w nowej kaplicy, firma, która miała zająć się wypełnieniem dziury, rozmieściła się w małej szopie w pobliżu jamy.

Koncesjonariusz nakazał swojej ekipie zorganizować głośną kampanię w mieście. „Mamy niesamowicie głęboką dziurę! Naukowcy mówią, że ma co najmniej pięć tysięcy metrów głębokości! Idealna do pozbywania się takich rzeczy, jak choćby odpady z reaktorów jądrowych.”

Rząd dawał pozwolenia. Elektrownie atomowe walczyły o kontrakty. Ludzie z wioski byli tym trochę zmartwieni, wyrazili jednak zgodę, gdy wytłumaczono im, że w ciągu następnych paru tysięcy lat nie będzie jakiegokolwiek skażenie ponad ziemią i że sami będą z tego dzielić zyski. W ramach porozumienia bardzo szybko wybudowana została wspaniała droga prowadząca od miasta do wioski.

Drogą toczyły się ciężarówki wiozące ołowiane pudła. Pudła otwierano nad dziurą i odpadki z elektrowni wrzucano do jej wnętrza.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Obrony Narodowej przywoziło pudła z niepotrzebnymi, tajnymi dokumentami. Urzędnicy, którzy nadzorowali pozbywanie się dokumentacji, prowadzili dyskusje przy golfie. Mniej ważni funkcjonariusze podczas wyrzucania papierów rozmawiali o pinballu.

Wydawało się, że dziura wcale się nie zapełnia. Można było pomyśleć, że była strasznie głęboka; albo bardzo obszerna na samym jej dnie. Krok po kroku firma od wypełniania jamy rozwijała swój biznes.

Przynoszono ciała zwierząt, używanych do eksperymentów z zaraźliwymi chorobami na uniwersytetach, a do tego dorzucano zwłoki przybłęd bez właścicieli. W mieście zaczęto dochodzić do wniosku, że jest to lepsze niż składowanie wszystkich tych śmieci w oceanie, i wkrótce zaplanowano postawienie długiej rury prowadzącej do dziury.

Jama zapewniała spokój mieszkańcom miasta. Koncentrowali się oni wyłącznie na produkowanie jednej rzeczy za drugą. Nikt nie lubił myśleć o ewentualnych konsekwencjach. Ludzie chcieli tylko pracować dla przedsiębiorstw produkcyjnych i spółek sprzedażowych; nie mieli żadnego interesu w zostawaniu sprzedawcami rupieci. Te kwestie były jednak również stopniowo rozwiązywane przez dziurę.

Młode dziewczyny, których zaręczyny zostały zaaranżowane, ciskały do dziury stare pamiętniki. Znajdowali się też tacy, którzy inaugurowali tam nowe romanse i wyrzucali do otworu swoje stare zdjęcia z poprzednimi sympatiami. Policję pocieszał fakty, że mogą używać dziury do składowania nagromadzonych, ekspercko podrabianych banknotów, a kryminaliści oddychali z ulgą po wyrzuceniu dowodów rzeczowych.

Czegokolwiek ktoś chciał się, pozbyć dziura to przyjmowała. Zmyła miasto z całego jego brudu; morze i niebo wydawały się nieco czystsze niż poprzednio.

Powstawały nowe budynki, wycelowane w nieboskłon, stawiane jeden za drugim.

Pewnego dnia, na szczycie wysokiego, stalowego rusztowania nowo budowanego budynku pracownik robił sobie przerwę. Tuż nad głową usłyszał głos, wołający:

„Hej, wychodź!”

Lecz na niebie, na które skierował spojrzenie, nie było nic. Przejrzyście błękitny firmament dopiero się rozpościerał. Pomyślał, że musiała być to jego wyobraźnia. Potem, gdy już powrócił do swojej poprzedniej pozycji, z kierunku, z którego dobiegł głos, nadleciał mały kamień i musnął go lekko.

Mężczyzna jednak nic nie zauważył, wpatrywał się bezczynnie i z rozmarzeniem na linię horyzontu miasta, piękniejącego coraz bardziej.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Czas czytania: ~poniżej minuty Wyświetlenia: 622

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje