Historia

Pamiętnik Ziutka Z.
27.07.2009 roku
Godzina 17:58
Drogi pamiętniku. Nie wiem czy tak powinno się zaczynać pamiętnik, bo nigdy go nie pisałem. Okoliczności zmuszają mnie jednak do podjęcia próby pisarskiej.
Otóż poszedłem sobie na wycieczkę w góry i zgubiłem drogę. Nie mam pojęcia gdzie jestem i dokąd mam podążać. Błądzę już tak pięć godzin, nogi mi mdleją ze zmęczenia, to też usiadłem sobie na kłodzie i spisuję moje przeżycia, aby mieć co wspominać, gdy wrócę już do domu.
Ewentualnie aby wiedzieli co się działo z moimi zwłokami, jakbym umarł....
Dobra. Idę.
Godzina 23:48
Ja to mam szczęście w nieszczęściu. Zaczęło padać, a ja nie wziąłem ze sobą kurtki, bluzy, ani nic takiego.
Na szczęście odnalazłem małą, uroczą grotę w skale, w której właśnie siedzę i piszę moje słowa. Chyba położę się spać. Dobranoc pamiętniku.
28.07.2009 roku
Godzina 7:56
Pobudka! Wychodzę stąd bo nie ma tu nic ciekawego. Dzisiaj nazbieramy jedzenia (nie będzie to trudne bo okolica obfituje w owoce na krzakach) i... W sumie tyle.
Godzina 14:00
Punkt 14:00. Jak napisałem wcześniej, co trzeci krzak owocuje jagodami, malinami, poziomkami itp.: więc szansa na zgon z głodu stopniowo się oddala. Cieszy mnie to. Pójdę również nalać sobie wody do bidonu.
Godzina 14:14
Jeśli czytasz ten pamiętnik i jesteś pierdołą, to wyciągnij z niego wnioski i nie idź nigdy samemu do lasu. Niechcący wysypałem cały pokarm jaki uzbierałem. Brawo ja. :(
Godzina 17:50
Dobra, koniec wędrowania. Znowu mam jedzenie, znalazłem fajną polankę to się na niej prześpię. Dzisiaj już nic nie robię.
29.07.2009 roku
Godzina 8:00
Wraz z nastaniem kolejnego dnia, przychodzą kolejne zadania. Postanowiłem iść na północ, aż coś znajdę. Będę wypatrywał mchu na drzewach. Życz mi powodzenia pamiętniku.
Godzina 19:00
Pamiętniku, ja chyba załapałem jakąś schizofrenię czy coś... Przez chwilę wydawało mi się, że widzę gdzieś w oddali ludzkie twarze... Potrzebuję powrotu do cywilizacji...
Godzina 22:02
Siedzę sobie na kamieniu i tyle. Wciąż nie wiem gdzie jestem, ale udało mi się rozpalić ognisko. Przynajmniej mam jak się ogrzać.
30.07.2009 roku
Godzina 7:46
Moje ognisku zniknęło. Po prostu nie ma po nim żadnego śladu, jakby go w ogóle nie było. Jeśli zarzucisz mi, że przemieściłem się....
Chwila. Dlaczego rozmawiam z pamiętnikiem? Chyba potrzebuję kontaktu z innymi bardziej niż się spodziewałem....
Wiem! Będę pisał do przyszłych czytelników tego pamiętnika.
Godzina 17:32
Hura! Hura! Udało się! Widzę ludzką chatkę! Jest w oddali, pomiędzy drzewami, ale i tak można ją dostrzec! Jestem taki szczęśliwy, że najpierw spiszę moją radość a dopiero potem tam pobiegnę.
Chcę się nią podzielić.
Godzina 18:17
Drodzy czytelnicy. Chciałem się z wami podzielić moją przeogromną radością. Nie uda mi się to...
Biegłem sobie do chatki. Była to mała drewniana chatka z ogródkiem ogrodzonym płotem. Nic specjalnego powiecie. Też tak myślałem.
Pierwsze niepokojące szczegóły można było zauważyć po zbliżeniu się do sztachet. Koło nich stało sześć, siedem dużych drewnianych rzeźb. Wyglądały one jak połączenie chochoła i... Sopli lodu? Nie wiem jak to nazwać.
Gdy je zobaczyłem, zrobiło mi się trochę nieswojo, ale podążałem dalej. Zawołałem kilkukrotnie, ale nikt nie odpowiedział. Uznałem więc, że wejdę do chatki i poczekam na właściciela, który jak mniemałem, wyszedł.
To co zobaczyłem zatrzymało mi krew w żyłach. Ujrzałem staruszka z pętlą szubienicy na szyi oraz pociętymi żyłami na nadgarstkach. Wisiał niezbyt wysoko, jego stopy prawie dotykały ziemi. Jak tak teraz myślę, to jak to było w ogóle możliwe? Przecież szamoczący się wisielec powinien odruchowo rozciągnąć swoje stopy w taki sposób żeby dotknąć ziemi i nie umrzeć...
Wtedy jednak nie naszły mnie takie refleksje. Widok staruszka wzbudził u mnie odruchy wymiotne. Byłem jednak dzielny i się nie pożygałem. Zamiast tego wyszedłem z chatki aby ochłonąć.
Gdy wróciłem, ciało nadal wisiało na szubienicy, a podłoga pod nim wciąż była zakrwawiona (zapomniałem wspomnieć). Nie mając lepszego pomysłu, zdjąłem denata z szubienicy i położyłem na podłodze. Jego twarz była spokojna, oczy miał otwarte. Postanowiłem go pochować. Na szczęście koło płotu leżała łopata.
Gdy staruszek leżał już w ziemi, zabrałem się za przeszukiwanie jego domostwa, chcąc odnaleźć coś co mogłoby wskazać przyczyny jego samobójstwa. Niestety nie było to możliwe, gdyż... dom był w zasadzie pusty.
Każda szafa, komoda, regał nie zawierały niczego. Wyglądało to tak jakby staruszek wprowadził się do dopiero co umeblowanego domu. Wciąż zastanawiam się co to miało znaczyć...
Ogródek z kolei był ,,w pełni działający". Zawierał trzy rzędy, każdy wypełniony innymi warzywami. Były to pomidory, bakłażany i kukurydze. Chciałem je zabrać, aby mieć co jeść, ale coś mnie tknęło i nie zrobiłem tego. Do teraz zastanawiam się co mnie zatrzymało....
31.07.2009 roku
Godzina 6:30
Nie mogłem zasnąć. Cały czas myślałem o tym powieszonym staruszku. Koniec końców uznałem, że wstanę i znów będę szedł na północ. Ciekawe co mnie tam spotka. Oby nic dziwnego...
Godzina 19:08
No i przy poprzednim wpisie wykrakałem. Idę sobie lasem, Słońce świeci, ptaki ćwierkają, ja się patrzę na drzewa, a tam... Pomarańcza. Po prostu. Po prostu na jakimś dębie, czy innym buku rośnie pomarańcza.
Jak to jest w ogóle możliwe? Z tego co wiem, nie hoduje się pomarańczy w Polsce, a nawet jeśli to na pewno nie rosną one od tak sobie w lesie.
Przepełniony ciekawością, zdjąłem owoc i zjadłem go. Nie czułem żadnej różnicy, ot zwykła pomarańcza.
Godzina 25:03 ???
Co tu się dzieje w tych lasach? Dlaczego mój zegarek pokazuje godzinę 25:00 ? Regulowałem go już kilkanaście razy, a on dalej pokazywał dodatkową godzinę. Czytelnicy, ja się już naprawdę boję. Co mnie czeka jutro?
01.08.2009 roku
Godzina 12:34
Zegarek wrócił do normy. Bardzo mnie to cieszy, bo nie chcę mieć wrogów nawet wśród osobistych przedmiotów. Zmierzam dalej na północ i chyba dotrę do jakiejś polany, bo widzę przed sobą duże połacie trawy.
Godzina 13:27
Nie myliłem. Dotarłem na ową polanę. Chciałbym ją jakoś opisać, ale nie ma tutaj nic ciekawego. Może to i lepiej...
Godzina 13:50
Ja chyba umarłem... Umarłem i jestem w piekle, a szatan szydzi z Jezusa. Całą polanę otaczają drzewa. Wszystko fajnie, ale wśród konarów tych drzew są poukrywani ukrzyżowani ludzie.
Znaczy, tak nie do końca, bo oni są tylko poprzybijani do drzew gwoździami, ale wygląda to podobnie.
Każde drzewo ma conajmniej dwóch takich nieszczęśników, przytwierdzonych do jego konarów albo gałęzi. Jak mogłem ich wcześniej nie zauważyć? Nie mam pojęcia.
W każdym razie już mnie tam nie ma. Usiadłem sobie, aby odpocząć i coś zjeść gdy nagle ich zobaczyłem. Podbiegłem do drzew, celem upewnienia się, że nie zwariowałem i stety niestety miałem rację. Oni naprawdę tam są.
Byłem przerażony (dalej jestem, ale wtedy byłem bardziej). Tak bardzo, że uciekłem mając przy sobie jedynie pamiętnik, długopis i zegarek. Cały prowiant i wodę zostawiłem na polanie.
Ktoś z was teraz może zawołać, abym przezwyciężył strach i wrócił się po nie, bo inaczej umrę, ale ja nie dam rady. Po prostu lęk paraliżuje me ciało, a jak pomyślę że oni chyba dalej żyj... Nie chcę o tym myśleć.
02.08.2009 roku
Godzina 19:15
Wybaczcie drodzy czytelnicy, że piszę dopiero teraz, ale musiałem skupić się na zdobywaniu pokarmu i wody. Z tego też powodu wpisy w pamiętniku będą robione tylko raz dziennie i to wieczorem. Dzisiaj nic ciekawego się nie wydarzyło.
03.08.2009 roku
Godzina 21:56
Chyba mam paranoję... Szedłem dziś obok koryta rzeki licząc na to, że jest przy niej jakaś osada. Nagle usłyszałem pluskanie, tuż za mną... Natychmiast rzuciłem się do ucieczki, biegnąc jak głupi przez rzekę (nie wiem co mi strzeliło do głowy).
Nagle potknąłem się i upadłem. Zacząłem płakać, bojąc się śmierci. I nagle ją zobaczyłem. Okazało się, że owe odgłosy pluskania wywołała zwyczajna sarenka. Odetchnąwszy z ulgą, wstałem i ruszyłem naprzód.
04.08.2009 roku
Godzina nieznana (zepsuł mi się zegarek)
Świetnie, po prostu świetnie. Jestem w środku dziczy, nie wiem gdzie mam iść i jeszcze zegarek szlag trafił. Mam dość. Po prostu, mam dość....
06.08.2009 roku
Godzina nieznana
Już wyjaśniam dlaczego pamiętnik jest zakrwawiony. Otóż idę sobie na północ (przynajmniej tak mi się wydawało) i nagle słyszę warczenie. Odwracam wzrok i widzę ogromnego jeża. Miał ze trzy metry długości. Nie mam pojęcia jak to możliwe...
Potwór spojrzał na mnie i ruszył do ataku. Ściskając pamiętnik pognałem przed siebie. Niestety bestia mnie dogoniła, przewróciła i ugryzła w lewe ramię. Zacząłem ją kopać po brzuchu. Uratowało mi to życie, bo jeż zaczął zwijać się w kłębek.
Natychmiast wstałem i pobiegłem przed siebie. Udało mi się ukryć w jakiejś jaskini, gdzie siedziałem całe dwa dni, ukrywając się przed monstrum. Byłem zbyt zszokowany aby pisać.
Kiedy jeż wreszcie mnie wytropił, myślałem że polegnę. Stał przed jaskinią i chciał mnie pożreć. Nagle zleciał ogromny bocian, zadziobał ssaka i zaczął go pożerać. Gdy skończył, wzbił się w powietrze i odleciał.
Ja wiem, że brzmi to absurdalnie (sam nie jestem pewien czy jestem przy zdrowych zmysłach) ale faktem jest to, że moje lewe ramie jest całe pogryzione. Krew obficie obryzgała pamiętnik (mam nadzieję, że da się go odczytać). Najgorsze jest jednak to, że chyba wdała mi się tam gangrena.... Rana ropieje i śmierdzi. Nie wiem czy przeżyję najbliższe kilka dni...
07.08.2009 roku
Godzina nieznana
Już po mnie. Siły mnie opuściły. Nie dam rady wrócić do domu. Zostanę tu i umrę. Jeśli czytacie ten pamiętnik to wiedźcie, że spisał go Ziutek Z.
Godzina nieznana
Zmieniłem zdanie, jednak spróbuję przetrwać. Leżałem sobie i czekałem na śmierć, aż nagle zobaczyłem dziwaczny byt, który podążał... Muszę iść. Dokończę jak dowiem się więcej.
Twarz...
Komentarze