Historia

Białe czarne krwistoczerwone...
22.XII – dwa dni do Wigilii
Nieświęty: Wkurzyłem się, jak mi Zenek alias Majami przypomniał stary niemodny dowcip: „dlaczego Mikołaj nie może mieć dzieci? Nie może, bo ma krzywą lasencję i spuszcza się przez komin”. A fe! Wulgarny typ! Nie będziesz nabijał się ze świętych, pomyślałem i zaplanowałem od razu słodką zemstę. Stare to mściwe, he, he, wiadomo. Jakbym miał przy sobie giwerę, to od razu rozwaliłbym mu nią łeb, a tak to… No w każdym razie tak się złożyło, że młoda, ale nie tak znowu mała Zuzia – córka tego typa i jego konkubiny Albisi – zażyczyła sobie pod choinę pełnokrwisty horror świąteczny: film albo bajkę. Świetnie się składa, zauważyłem. Już ja spełnię jej życzonko, i to tak, że popamięta Boże Narodzenie do końca swoich dni, gówniara!
Zuzia Bobenko – córka Albisi i Zenka, czyli Majamiego: Uwielbiam horrory oraz szybki seks bez zobowiązań (nie jestem już małą dzidzią). Od kiedy pamiętam, od kiedy zaczęłam chodzić, oglądam filmy grozy i pornole, słucham creepypast i zaczytuję się „Baśniami braci Grimm”. Nie boję się ani wrednej czarownicy, która przypomina mi matematycę, ani Baby Jagi, która pewnie wygląda jak nasza dyrka z podstawówki, i stale liczę na wielki oraz przede wszystkim mocny finał, w którym zło pokonuje dobro raz na zawsze, bo dobro jest przereklamowane i zwyczajnie nudne. Dlatego zaprosiłam wujaszka Barabaraszka Mikołajaszka na gwiazdkę do siebie i poprosiłam go w liściku o odpowiedni prezent, odpowiednio straszny. Nie odmówił mi tej przyjemności. Na kim jak na kim, ale na tym wąsatym gościu z długą brodą, obwisłymi piersiami i pijackim bebechem można polegać na bum-cyk-cyk!
Zenek Bobenko, ksywa na dzielni Majami – ojciec Zuzi: Kocham Zuzię i nieba bym jej przychylił w związku z nadchodzącymi świętami, problem polega na tym, że ja nie wierzę już w Santa Klausa, a ona wciąż jeszcze tak, choć przecież nie jest dzieckiem, to znaczy jest, ale liczy sobie więcej niż te dwa albo trzy latka. Znam co prawda jednego typa o imieniu Mikołaj, ale on nie jest święty, a wręcz przeciwnie (a wiadomo, że dwóch nieświętych na dzielni to trochę za dużo, no nie?). Pomyślałem, że na pewno sprawiłaby Zuzi niespodziankę wizyta prawdziwego bożonarodzeniowego darczyńcy, którą zamierzałem udokumentować na taśmie. Był tylko jeden problem: skąd u licha wytrzasnąć świętego z reniferami i rózgą, skoro go nie ma, nie istnieje? Ha! Trzeba było przespać się z tym i nazajutrz przy koksie i goleniu wpaść na genialny pomysł, tak genialny, że ho, ho! Ho, ho!!!
23.XII – dzień do Wigilii
Zenek pseudonim Majami – tatuś Zuzi: Przygotowałem sprzęt, kamerę skierowałem na kominek i włączyłem opcję nagrywania. Na podorędziu miałem fajne czerwone wdzianko oraz długą białą brodę, sztuczną rzecz jasna. Wcisnąłem się w to wdzianko i dawaj na dach. Zacząłem szykować się na iście kominiarski szturm (kominiarki nie zakładałem, tym razem). Linę też oczywiście miałem, a także łupy… zakupy… to znaczy prezenty. Ciężkie to było cholerstwo, nie powiem, a ja nie mam przygotowania wspinaczkowego. No ale jak mus to mus, no nie?
Nieświęty: Majami dostał ode mnie prezent specjalny: przerdzewiałą linę z niemieckiego bunkra. Teraz pewnie zechce sprawdzić jej wytrzymałość, wulgarny facet! Już ja mu dam stroić sobie ze mnie żarty! Już ja mu dam! O, jak to dobrze, że podsunąłem mu ten pomysł iście diabelski! Wcale, wcale nie żałuję!
24.XII – Wigilia
Pani Albisia – matka Zuzi, konkubina Zenka: Byłam bardzo zdenerwowana, kiedy Zenuś nie wrócił do domu na kolację ani nawet nie zadzwonił. W końcu Wigilii nie obchodzi się codziennie, prawda? Sądziłam, że po robocie polazł do tej starej lafiryndy Aśki i tam się zabawia przy wódeczce i „Chłopakach z baraków”. Miałam żal, że sprawił zawód Zuzulce i nie raczył nawet pozostawić pod choinką prezentu. Tylko ta kamera stała na środku salonu jakoś dziwnie tak, nie wiadomo po co, na co, i trza ją było sprzątnąć przed podaniem wieczerzy: barszczu z rybką, grochem, kapustą, kutią, szpirytem i tak dalej. Przepraszam, już z tego wszystkiego i z przejęcia we łbie mi się misza... miesza i w ogóle.
28.XII – okres poświąteczny
Pan Sylwester – wykidajło na pół etatu, na drugie pół kominiarz: Straszny smród panował w domu, swąd jakby sfajczonej wołowiny czy czegoś podobnego. Nie wiem, nie znam się na mięsiwach. Dostał ja pilne wezwanie i przyjechałem se trochu zarobić. Wiadomo: kominiarz przynosi szczęście, głównie sobie, gdy mu zapłacą, he, he. Dym z kominka państwa Bobenków – pani Albisi i Zenka – szedł na pokoje, a nie do góry, a ogień nie chciał się za nic jarać. Wlazł ja do komina i patrzę, przecieram oczy ze zdumienia, a tam nadwęglone ciało Zenka, świeć panie nad jego tuszą… nad duszą jego! Jak lina się zerwała, to poleciało biedaczysko na złamanie karku i było po zawodach. Że też zachciało mu się bawić w Mikołajki! I oto są właśnie skutki pica wódki, proszę ja panią! Aaa, mam jeszcze małe pytanko, jeśli można: jak będzie wolna chwila po wywiadzie, to czy nie poszłaby pani redaktorka z kominiarzem na małą czarną, co? Ja stawiam, he, he!
Zuzia – córka Bobenków: No cóż, chciałam horroru i horror dostałam. Okazało się, że tatuś włączył nagrywanie przed wejściem na dach i spuszczeniem się po linie. Na wizji nic ciekawego się nie dzieje, ale za to fonia pełna jest dramatycznych odgłosów, jęków i okrzyków. Słychać dźwięki dochodzące z komina, szelest peleryny i worka z prezentami, jakieś sapanie, wreszcie okrzyki i wołanie o pomoc. Straszne, naprawdę straszne! Trzeba przyznać, że staruch z Laponii ma poczucie humoru. Wisielcze, co prawda, ale jednak! Moja rada na przyszłość: uważaj, czego sobie życzysz, bo jeszcze się spełni. I absolutnie nie ufaj Mikołajom ani innym starym zbereźnikom, którzy z tobą mailują. A, sorry, muszę spadać na czata: jeden gość chce się ze mną umówić. Ile ma lat? Nie wiem, w przypadku faceta liczy się tylko pojemność portfela. No lecę, pa, pa!
Doktórka Finkla – recenzentka mockumentu, miłośniczka fantastyki: Cały ten szajs o Mikołaju to jakaś okropna obyczajówka zalatująca wiochą i disco polo. I gdzie tu fantastyka? No gdzie?!
Komentarze