Historia

Przepowiednia Elizawiety

TicciToby 0 4 lata temu 927 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Rok 1986, wybucha elektrownia atomowa w Czarnobylu. Elizawieta jako jedyna kobieta pracująca w tamtej elektrowni była wyjątkowo tajemnicza. Nikt nie wiedział o niej więcej niż to, że jest ślepa, lecz widzi więcej niż zwykły człowiek oraz że pochodzi z Rosji. Była bardzo starą i prostą babką,lecz nikt nigdy nie zapytał jej o wiek. Przepowiedziała bardzo wiele rzeczy, między innymi wielki wybuch elektrowni. Zawsze się chowała w cieniu i puszczała swoją tajemniczą muzykę z pozytywki. W dniu wybuchu głośno śmiała przy reaktorze. NIGDY NIE ZNALEZIONO JEJ CIAŁA.

Rok 2021, 19 grudnia. Było wiele powodów, przez które musiałem się wyprowadzić z mojej skromnej kawalerki, dlatego nie będę wam ich tłumaczył. Nie miałem zbytnio pieniędzy, więc zamieszkałem w jakimś starym domu, który dostałem w spadku po jakiejś cioci. Nigdy do niego nie przyjeżdżałem, gdyż był na jakiejś małej, ukraińskiej wsi, daleko od czegokolwiek. Jechałem brudnym autobusem, w którym oprócz kierowcy byłem sam. Zatrzymał się na jakimś przestarzałym przystanku między polami pszenicy. Byłem tylko ja, przystanek i pola. Był bardzo późny wieczór i robiło się ciemno. Nagle zobaczyłem dym z kominka jakieś 3 km stąd. Gdy dotarłem, zastałem wielki drewniany dom liczący ze 100 lat i kilka małych kamiennych domków. Nikogo w tej malutkiej wiosce nie było. Dziwiło mnie tylko, kto więc zapalił w kominku  czyjejś chałupy. Mój nowy dom był jednym słowem OLBRZYMI. Każdy schodek, każde drzwiczki, choćby deski na podłodze trzeszczały. 

Pierwszą noc spędziłem w sypialni na trzecim i zarazem ostatnim piętrze. Miałem koszmary o starej kobiecie, która bawiła się pozytywką. Miała białe, chyba ślepe oczy, pełno zmarszczek z siwymi włosami na głowie. Obudziłem się  z pozytywką w rękach. Najstraszniejsze było to, że to była pozytywka z mojego snu. Odruchowo rzuciłem ją o ścianę. Gdzieś tak o 12:40 pojechałem autobusem do miasta kupić świąteczne ozdoby i coś do  jedzenia. O dziwo nikt nie zebrał pszenicy i to chyba od bardzo dawna. Śniegu było wyjątkowo mało, lecz bardzo zimno. W mojej wiosce, w której nikt nie mieszkał, postanowiłem wejść do domów, bo czemu nie? Niby zwykłe małe domy, lecz w każdej była choć jedna szmaciana lalka. Wieczorem ozdobiłem dom i usłyszałem pozytywkę w piwnicy. Postanowiłem sprawdzić, co się dzieje i zobaczyłem w zacienionym kącie właśnie tę staruszkę, ze snu. Zaczęła krzyczeć, bym stąd uciekł i nigdy nie wracał. Bredziła coś o bycie, który mnie zabije i mam na ucieczkę tylko 4 dni, czyli do świąt. Kiedy skończyła swoją krzykliwą przemowę, wyłączyło się szybko światło oraz włączyło po sekundzie i jej już nie było. Uznałem, że mam schizofrenię i zacząłem szukać w internecie psychiatrów niedaleko, po czym poszedłem spać.

Śniła mi się jakaś postać, jakby ulepiona z cienia. Wszędzie śmierdziało zgnilizną. Poszedłem za zapachem na strych. Znalazłem tam zdechłego psa. Zakopałem kundla za domem. Uznałem, że to nie ze mną jest coś nie tak tylko z tym domem. Kiedy oglądałem telewizję o poranku, poczułem, że ktoś za moim ramieniem chucha. Obróciłem się, ale nikogo tam nie było. Nagle, zanim się obróciłem, spadł telewizor. Usłyszałem kroki na schodach. Gdy tam poszedłem, na schodach siedziały lalki z domostw. Uciekłem z wioski na środek pola z krzykiem. Ukazała mi się Elizawieta i wyjawiła  mi swoją przepowiednię dotyczącą mojej śmierci. Rzekła: „Dwudziestego czwartego ukaże ci się anioł śmierci, będzie w  czarnych szatach z potężną kosą w rękach. Usłyszysz śmiechy z piwnicy. Ten dzień będzie wyjątkowo burzowy i ponury. Kiedy ON zejdzie po ciebie do salonu, będziesz zajęty pisaniem. Nie zauważysz, kiedy zakończy się twój nędzny żywot”.  Zasnąłem na środku pola.

Przez resztę dni chodziłem po psychiatrach. Dziś myślałbym, że jest dwudziesty czwarty grudnia. Okazało się, że cierpię  poważną schizofrenię. Kiedy wrzucam tę historię, jest tak naprawdę 12.01.2021. Nawet nigdy nie istniał w mojej rodzinie ktoś taki jak Elizawieta. Lecz nie wierze psychiatrom. Nie biorę leków. Piszę to, co teraz czytacie, by ktoś poznał prawdę o końcu mojego żywota. SŁYSZĘ ŚMIECHY. Przepraszam, ale muszę kończyć, przepowiednia Elizawiety się właśnie sprawdza. Wrzucam to do internetu w pośpiechu, błagam, potraktujecie to poważnie. Muszę kończyć, to koniec. Szepty, szepty i jeszcze raz szepty. One widzą. One właśnie patrzą... Żegnajcie, na mnie już czas.



Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje