Historia

Ostatni bukiet róż część 1

po_prostu_Venus 0 4 lata temu 550 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Ꞣɨɇđɏ w ᵽɨɇꝁłɇ ƶȺƀɍȺꝁnɨɇ ɉᵾż mɨɇɉsȼ, ƶmȺɍłɨ ƀęđą ȼħøđƶɨć ᵽø ƶɨɇmɨ.

ᵾᵽs! Ɉᵾż ȼħøđƶą!

✩。:*•.─────✡✡─────.•*:。✩


Drzwi otworzyły się z delikatnym skrzypnięciem, puszczając do ciepłego wnętrza budynku kancelarii prawniczej zimny powiew lutowego powietrza, który połączony z płatkami śniegu opadł na wycieraczkę. Mimo krzyków sekretarki, która miała w zwyczaju czepiać się o każdy szczegół nawet ten nieistotny, Matthew lekko zgarbiony wyszedł na ziąb. Czując okropny chłód, okręcił się szczelniej ciemny szlakiem wokół swojej dość szerokiej szyi i ostatni raz zerknął na miejsce swojej pracy, zastanawiając się czy czegoś nie zapomniał. Ostatnimi dniami praca adwokata strasznie mu dokuczała, a to prowadziło do tego, że często gubił przedmioty lub zostawiał je w swoim biurze. To z kolei denerwowało dwudziestokilkulatka za każdym razem tak samo, a może nawet bardziej.

Matthew należał do tego typu ludzi, którzy lubią mieć wszystko na miejscu lub pod ręką. Dzięki temu-jak sam uważał-mógł wykonywać czynności o wiele sprawniej, niż gdyby na przykład musiał przeszukiwać szafki w poszukiwaniu zszywacza, ulubionego kubka czy innych przedmiotów codziennego użytku. Tak więc ostatnie dni pracy według mężczyzny nie były za udane ani szczególnie przyjemne, a uczucie, że o czymś znów zapomniał męczyło go od rana.

Powoli ruszył wzdłuż ledwo oświetlonej ulicy, co jakiś czas podnosząc wzrok na mijające go pary, które w żaden sposób nie ukrywały swojej głębszej relacji. Nie podobało mu się to. Nie lubił patrzeć jak ludzie zbyt wylewne okazują uczucia, gdyż sam nie miał w sobie ani grama romantyka. Denerwowało go jak Isaac lub Peter zakochani w jakiejś dziewczynie lub w przypadku Petera chłopaku męczyli go swoim idiotycznym zachowaniem, chcąc podlizać się swojej wybrance bądź wybrankowi.

Zmarszczył gęste brązowe brwi widząc wszędzie symbole miłości, jednocześnie zastanawiając się czy, aby przypadkiem nie utknął w jakimś dziwnym wymiarze, gdzie trwa jakieś święto miłości. Zaraz potem zdał sobie sprawę, że jest luty, a więc pewnie zbliżają się Walentynki. Przewrócił zielono-niebieskimi tęczówkami i przyśpieszył kroku mając nadzieje, że w jak najszybszym tempie dojdzie do swojego domu. Tam pewnie zobaczy Kennedy, która z zagryzioną wargą będzie siedzieć przed dużym płótnem i coś malować. A przynajmniej takie miał oczekiwania.

Ta myśl lekko podniosła go na duchu. Od czasu, kiedy dziewczyna, a właściwie już kobieta wprowadziła się do jego domu on chciał przebywać tam częściej. Lubił jej śmiech, jej sposób gestykulowania, gdy mówiła o swoich obrazach, które teraz zajmowały większość ścian. Lubił, kiedy rano narzekała na wszystko, aby po wypiciu kawy promienieć z radości. Zdecydowanie Matthew był zakochany w Kennedy.

Przypomniawszy sobie o swojej dziewczynie wyciągnął ze spodni telefon, wyłączył go i odruchowo spojrzał na datę.

━Cholera! ━ zaklął, widząc dzisiejszą datę━ Dziś są te pieprzone Walentynki-dorzucił i rozpaczliwie przeleciał wzrokiem po ulicy poszukując otwartego sklepu. Wbrew temu, że nie lubił ani tego święta ani żadnej z nim związanej rzeczy, odkąd nie był już singlem chciał by ten dzień był wyjątkowy dla Kennedy. Dlatego też przypomniawszy sobie i o kolacji, i o wieczorze jaki wspólnie zaplanowali- choć on tylko przytakiwał, a ona podsuwała propozycje, wiedział, że przegiął. Że nie kupując nawet złamanej róży zawiódł swoją dziewczynę.

Ta niesforna myśl sprawiła, że mężczyzna pomimo chęci powrotu do ciepłego domostwa, rozpoczął bieganie po sklepach, które były już pozamykane. Matthew żałował, że w jego miasteczku wszystkie sklepy, w każde święta były otwarte jedynie do dziewiętnastej, i choć już od dłuższego czasu tak było, on dopiero teraz zauważył jaki to wielki minus. Dawniej, kiedy pojawił się w domu, rzadko z niego wychodził, gdyż po prostu nie miał już raz, że siły to jeszcze ochoty.

Znajomi oraz przyjaciele Matta żartobliwie nazywali go dziadkiem, gdy odmawiał wyjścia gdzieś z nimi i on sam w pewnym stopniu uważał się za starca. Choć w jego lekko kręconych ciemno brązowych włosach, które podchodziły już pod czerń nie było jeszcze ani jednej siwej niteczki, a odrobine śniada twarz niepokryta była żadną zmarszczką, Matthew Holland miał wrażenie, że jest sześćdziesięciolatkiem zamkniętym w ciele dwudziestojednolatka. I to go śmieszyło.

Ponownie szarpnął za uchwyt sklepu spożywczego, który jak się spodziewał nie otworzył drzwi. Zaklął. Cała ta sytuacja zaczynała go denerwować. Zziębnięty, ledwo ruszał palcami, które w szczególności narażone były na działania wszechobecnego mrozu. Śnieg, który wcześniej leżał tylko na ziemi, teraz również zaczął spadać z nieba, przyczepiając się do jego ubrań i twarzy, powodując, że i one szybko zmarzły, a dodatkowo nadal nie miał prezentu. Pragnienie powrotu do domu było teraz tak ogromne, że Matthew z trudem opierał się perspektywie ciepłego wnętrza jego domostwa.

━Pieprzyć to wszystko━ burknął zły.

Odwrócił się na pięcie, przeczesał zmierzwione włosy, którymi nadal targały zimne podmuchy wiatru, po raz ostatni spojrzał na sklepy i prychnął zbulwersowany. Znów zgarbił się delikatnie i ruszył w drogę powrotną mając nadzieje, że podczas wędrówki jego problem jakoś się rozwiążę. Chciał wierzyć, że spotka jakiegoś ulicznego handlarza, który w Walentynki będzie sprzedawał róże lub inne walentynkowe pierdoły lub- to była gorsza wersja-znajdzie gdzieś porzucone kwiaty.

Nie miał on jeszcze pojęcia, że jego prośba została wysłuchana i za niedługo zyska to czego w tym momencie pragnął najbardziej. Jednak skutki spełnienia tego pragnienia były dużo gorsze niż brak prezentu dla ukochanej...

✩。:*•.─────✡✡─────.•*:。✩


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje