Historia

Pamiętnik z przedmieść Enigmatis

Michał Pawlik 0 1 rok temu 395 odsłon Czas czytania: ~20 minut

Moja pierwsza wyprawa na przedmieścia tego martwego miasta nie oszczędziła mi problemów. Przez myśl mi by to nie przeszło, że trójsilnikowy drakkar, który niedawno zakupiłem w stoczni, będzie palił tak dużo. Niestety mój nowy okręt o wdzięcznej nazwie Hermes, z niebywałą łatwością grzeszył prędkością. Musiałem niestety pogodzić się z tym, że utknąłem tu na dłużej, niż przypuszczałem. W pierwszej kolejności planowałem zbierać wszelkie źródła paliwa. W drugiej kolejności było wszystko, co zawierało rtęć. Miałem tą świadomość, że mogę znaleźć w międzyczasie coś znacznie cenniejszego. Słyszałem wiele opowieści o tym miejscu. Enigmatis ponoć słynęło z artefaktów, jakie pozostawiła po sobie przeszłość i apokalipsa. Miałem nadzieję, że i mi miasto nie poskąpi swoich skarbów… O ile wrócę stąd żywy. Mimo tych wszystkich opowiastek terytorium skutego lodem miasta nie cieszył się popularnością. Wielu Dokerów rezygnowało z najazdów w to miejsce. Było to spowodowane dużą częstotliwością niewyjaśnionych zjawisk, które potrafią uśmiercić w mgnieniu oka. Podczas przeszukiwania pierwszego budynku, znalazłem parę przydatnych fantów. Najważniejszym z nich okazał się wciąż sprawny dyktafon. Nie wiem co taki bajer, mógł robić na tym odludziu. Znalezienie zastosowania, dla takiego cacka, nie zajęło mi dużo czasu. Postanowiłem nagrać doświadczenie z mojej wyprawy, a potem opchnąć handlarzom w doku jako przewodnik. Zwietrzyłem w tym całkiem niezły interes.

Pierwsze i najważniejsze, co musisz zrobić, to ukrycie okrętu, lub wyznaczenie warty na pokładzie. Byłoby słabo, gdybyś został tu o wiele dłużej, niż planujesz. Drugim krokiem, jaki trzeba podjąć to zorganizowanie bazy wypadowej. Dobrze urządzona dziupla zniesie zwykłą śnieżycę, burzę piaskową, czy nawet emisję elektrostazową. Najgorszym co możesz zrobić, to rozbicie namiotu, lub rozpalenie ogniska poza, którymś z budynków. Te dwa udogodnienia posłały już wielu poszukiwaczy do piachu. Ognisko zapewnia bezpieczeństwo przed większością mutantów i idące z nim w parze ciepło. Nie daj się jednak zwieść. Zdradliwy ogień przyciągnie innych ludzi, którzy spotkawszy cię śpiącego, chętnie wpakują ci kulkę w łeb i ograbią. Namiot ulokowany na zewnątrz działa na podobnych zasadach. Szukaj miejsca na schronienie w budynkach, a będzie ciężej cię znaleźć po zmroku. Jeżeli dobrze zabezpieczysz swoje lokum, nie będziesz musiał trzymać warty. Przestrzeganie tych wskazówek, uchroni cię przed napaścią w nocy i pozwoli wstać dnia następnego.

 Ciepły kącik, w którym teraz przesiadujesz, zawdzięczasz wyłącznie mojej pomysłowości. Wyobraź sobie, że kiedyś nie było tu tak ciepło. Kombinowany system ocieplania wspomagany artefaktem, znacznie poprawił warunki w dziupli. Wyraźnym plusem jest lokalizacja kryjówki. Jakby nie patrzeć nie każdy lubi nocą schodzić do ciemnych podziemi piwnicy… Hee… He. Mnogość piwnicznych pokoików zmniejszała prawdopodobieństwo wykrycia zamieszkiwanej przeze mnie halki. No dobra... Koniec owijania w bawełnę. Pierwszy poranek w mieście przywitał mnie w nadzwyczajny sposób. Dziarskim krokiem szedłem przez piwniczny hol, zmierzając do schodów prowadzących na powierzchnię. Ledwo wiszące na swoich zawiasach metalowe drzwi, łopotały na wietrze. Zwolniłem kroku, kiedy znalazłem się tuż przy nich. Otwierając sobie drogę na powierzchnię, zlustrowałem pobliski teren. Zauważyłem leżącego nieopodal zwierza podobnego do przerośniętego psa. Wyglądał na śnieżnika, o którym słyszałem z opowieści. Obserwowałem go przez jakiś czas, ale mutant nie wykazywał oznak życia. Pomyślałem sobie. Hmm zostawić go tu nie mogę… Ktoś by się potknął. Zamierzałem sprawdzić truchło i ewentualnie oskórować. Kiedy zbliżyłem się do martwego zwierza, zorientowałem się, że został zabity całkiem niedawno. Skapnąłem się za późno, że został zagryziony. Mnogie wycie obwieściło przybycie reszty watahy. Dobyłem rewolweru i zacząłem się bronić. Kiedy oganiałem się od zmutowanych kundli, nie zauważyłem, jak przywódca watahy upatrywał szansy na atak z zaskoczenia. W końcu znalazł odpowiedni moment. Lider sfory naskoczył na mnie, a ja zdołałem tylko zasłonić się lewą ręką. Mutant złapał ją swoimi zębiskami, przygważdżając mnie do zimnego asfaltu. Próbowałem wyrwać przedramię spomiędzy jego szczęk, ale ten nie dawał za wygraną. Będąc w potrzasku, zapomniałem przez chwilę, że w drugiej dłoni ściskałem rewolwer. Lufa pomknęła ku górze, namierzając szyję maszkary. Chwila strachu, wystrzał miażdżący bębenki uszne i śnieżnik padł z przestrzeloną szyją. To pomiotło apokalipsy, jest jednym z niewielu inteligentnych gatunków na tej zrujnowanej ziemi.

Myślący mutant jest nie tyle, co groźny, a niebezpieczny i perfidny. Głupi mutant będzie gonił cię do upadłego, a inteligentny będzie upatrywał dogodnej okazji do ataku i organizować zasadzki. Nie zmienia to jednak faktu, że w każdym spotkaniu z przedstawicielem dzikiej fauny, trzeba zachowywać czujność. Po wylizaniu ran w dziupli wróciłem do spacerku po ulicy.

Nigdy nie idź środkiem drogi! Idąc tuż przy ścianach budynków, możesz uniknąć szybkiej i bezkompromisowej śmierci z rąk snajpera. Jako dobry nauczyciel powinienem podać przykład. Proszę uprzejmie mój młody padavanie. Spokojnym krokiem zwiedzałem pobliski rejon. Zauważywszy, że coś wyszło na środek najbliższego skrzyżowania, zwolniłem kroku. Przytuliłem się do zadaszonej ściany ruin. Wśród spadającego śniegu zamajaczyła przede mną ludzka sylwetka. Widok innego człowieka w martwym mieście nie jest czymś, co chcesz napotkać. Człowiek na ziemi niczyjej nie wiele różni się od mutanta. Tak samo, jak każda żywa istota potrzebuje pożywienia i kieruję się wyuczonymi odruchami. Pomyśl przez chwilę... Napotkanym człowiekiem może kierować wiele pobudek… Głód, chciwość, choroba psychiczna. Dlatego na widok innego człowieka nie wychodź z ukrycia i pozostań w nim jak najdłużej. Kończąc wątek, dopowiem, że odstrzeliłem nieostrożnego fagasa, czyniąc na powrót miasto martwym. Możesz mówić, że jestem okrutny i niehonorowy, ale skąd wiesz, czy on nie zrobiłby tego samego. Nie możesz tego wiedzieć, więc nie oceniaj mnie zbyt pochopnie. W Enigmatis raczej wszyscy kierują się zasadą „Zabij albo sam zostań zabity”.

Codzienna rutyna dbania o sprzęt pozwoli twoim flintom wyżyć dłużej w tym opuszczonym przez jakiekolwiek bóstwa miejscu. O ile zależy ci na broni, postaraj się o jakieś środki do konserwacji. Anomalne miasto lubi pogrywać z przejezdnymi, łamiąc przy tym różne prawa fizyki. Samopał snajperski, który zdobyłem podczas jednej z wypraw, począł nieoczekiwanie rdzewieć po zaledwie dwóch dniach. Zorientowałem się co do tego, kiedy pociągnąłem za suwak zamka. Wszystko niestety uległo korozji w ciągu jednej nocy. Brak dalekosiężnego karabinu w tego typu miejscach ogranicza możliwości polowań i urządzania zasadzek. Na szczęście został mi jeszcze najwierniejszy rewolwer. Pamiętaj więc, że jeżeli zadbasz o broń, to ona zadba o ciebie.

Do szanownego Kapitana Skira.

Chciałbym przedstawić raaaport ze swojej misji. Zanim przedostałem się do miejsca docelowego, zaczęła gonić mnie sfora nieuroczych pieeesków. Próbowałem je uspokoić tak, jak mi poleciłeś. Ich zachowanie okazało się jednak karygodne. Nie odwzajemniły mojego przyjaznego nastawienia i ruszyły za mną w pogoń. Na szczęście miałem w plecaku świeżo otwartą puszkę wojskowej tuszonki. Pieski widząc podarek, zostawiły mnie w spokoju. Mogłem wrócić do wypełniania mojej misji. Niefortunnie podczas ucieczki, zboczyłem z wyznaczonej trasy, co udało mi się szybko nadrobić. Będąc na miejscu, przeszukałem cały budynek. Muszę z przy przy przykrością stwierdzić, że moja podróż zakończyła się fiaskiem. Nie znalazłem skondensowanego mleka w puszce, o które prosiłeś. Ze smutkiem wracam do naszej bazy.

Twój najwierniejszy i najlepszy załogant… Zin

W środku nocy usłyszałem chrobotliwy głos, który wybrzmiał z dyktafonu. Może była to wiadomość, której adresatem nie byłem, albo echo przeszłości błąkające się po ulicach miasta. Kto wie? Zdaje się, że urządzenia elektroniczne, ulegają tutaj wielu zakłóceniom, których jeszcze nie rozumiem. Zresztąąą… Miasto nauczyło mnie ostatnio, abym nie starał się go objąć rozumem. Sporządzenie map skupisk anomalii w ogóle nie wchodzi w grę. Napotkane przeze mnie anomalie zmieniają swoje położenie tak często, jak występują tu burze elektrostazowe… Czyli do diaska codziennie! Podczas wędrówki ulicami miasta, atakują mnie iluzje, próbujące sprowadzić mnie na manowce… Wyobraź sobie, że przechodzisz sobie spokojnie przez przejazd kolejowy i nagle widzisz cień pędzącego na ciebie pociągu. Czyste szaleństwo. Zanim gdziekolwiek się wybierzesz, pamiętaj, aby mieć przy sobie śrubki, muterki, kapsle. Co kto woli. Kiedy zobaczysz przed sobą cokolwiek niepokojącego, po prostu sprawdź to za pomocą mutry. Co niektórych anomalii za dnia nie widać dokładnie lub kryją się pod warstwą śniegu. Wdepnięcia w pylice, możesz tak łatwo nie uniknąć. Dlatego zawsze noś ze sobą maskę gazową. Wybuch pylicy uwalnia bardzo dużo radioaktywnego pyłu, więc nie łudź się, że wyjdziesz z tego bez szwanku. Kolejnym wybrykiem natury jest igielnik. Jest on w pewien sposób wyjątkowy. To kompleks jednorodnych anomalii, niezmieniający swej pozycji. Rozpoznać go można po białej poświacie wydobywającej się z drobnych pęknięć w ziemi. Za wszelką cenę unikaj punktów spękań w podłożu. Przy nadepnięciu spękania, wysuną się z niego długie lodowe kolce. Igły anomalii są ostre, jak włócznia Odyna, a jeden niewłaściwy krok z pewnością, zrobi z ciebie sito. Igielnik kusi mnogością artefaktów, ale ich zdobycie jest obarczone niemałym ryzykiem. Najgorszą, póki co zmorą przedmieść Enigmatis jest… Żółty śnieg… powaga. Może wydać ci się to żałosną próbą żartu, ale ktoś tę żółć musiał tu zostawić. Zwiastuje to więc obecność jakiegoś licha, które oznaczyło w ten sposób teren. Kolejna ważna rada. Prędzej czy później napotkasz duchy dawnych mieszkańców tej metropolii. Pod żadnym pozorem ich nie dotykaj ani nie przeszkadzaj w codziennych sprawunkach. Jeśli przechodząc przez plac zabaw, usłyszysz dziecięcy szczebiot, to zabieraj tyłek w troki i biegnij, jakby goniła cię sama emisja. Nie pytaj dlaczego, bo wcale nie chcesz wiedzieć. Uwierz mi.

Wystrzegaj się emisji elektrostazowej! Kiedy zauważysz na horyzoncie czarną chmurę, unoszącą się tuż przy ziemi, nie idź w tamtą stronę. Im bliżej tej chmury jesteś, tym częściej występuje zjawisko pojawiania się lodowych kryształów i kolców. Nie da się przewidzieć, gdzie wyrosną, ale pojawiają się one o wiele wolniej niż te w igielniku. Raczej nie zabiją cię od razu. Zabić cię mogą błyskawice, które przeskakują pomiędzy nimi. Jakiekolwiek piwnice, schrony, szczelne budynki z żelbetonu, są bardzo dobrymi schronieniami przed tą burzą.

Najwspanialszy Kapitanie Skir

Moja rutynowa obserwacja z wieży strażniczej, przyniiiosła w końcu coś interesującego. Dostrzegłem niedaleko od naszych włości człooowieka odzianego w czarny płaszcz i kowbojski kapelusz. Ten przebrzydły intruz sprytnie chował się w cieniach budynków. Nie wiedział jednak o moim superanckim, prawym oku. Dzięki niemu mogłem z łatwością go uchwycić. Zarejestrowałem w nim też coś dziwnego. Na jego torsie rozbłysł oranżowy punkcik, który widziałem tylko przez prawe oko. Nie podoba mi się coś w tym typie. Sama jego obecność przyprawia mnie o odrazę, dreszcze i dyskomfort. Kapitanie czekam na twój rozkaz wobec tego kowwwboja.

Twój wytrwały, dociekliwy obserwator… Zin

Ten przygłup zaśmieca mi dyktafon swoimi durnymi wiadomościami. Kapitan Skir… Co to kurwa... jakiś guru jest? Ehhh no nic… Nie ma tego złego, co by jednak na dobre nie wyszło. Podatne na zakłócenia urządzenie w końcu na coś się przydało. Otóż mój słuchaczu, anomalie mogą też działać na twoją korzyść. Nawet te, które z pozoru są śmiercionośne, można wykorzystać na wszelakie sposoby. Błąkające się po mieście dusze, mogą pokazać ci ciekawe miejsca. Uciekając przed mutantem, możesz wpakować go w pylicę, która ograniczy jego pole widzenia i chwilowo go osłabi. Parownice mogą ogrzać cię podczas zimniejszych dni, a świeca pozwoli ci usmażyć lub uwędzić zdobyte podczas polowań mięso. Mutanty nie zbliżają się do igielnika,

bo prawdopodobnie się go boją. Jest to więc najlepszy azyl, chroniący przed zmutowanymi stworami. Sam zmierzyłem się z włóczniami Odyna, dopiero po kilku dniach obserwacji. Nie zrobiłem tego z własnej woli. Po prostu uciekałem przed hordą nieznanych istot, których jest tu pełno. Chciałem zapuścić w głąb miasta, ale skutecznie mnie odstraszyły. Przeprawa przez mrowie pęknięć zajęło mi pół dnia. Kilkukrotnie lodowe igły wynurzały się tuż przy mnie. W takiej sytuacji tylko spokój może cię uratować. Biegnięcie na ślepo jest najgorszym, czego możesz się podjąć. W tym miejscu ważny jest czas, opanowanie i skupienie. Pośpiech zawsze kończy się tu źle. Nie jest tu jednak, aż tak spokojnie. To miejsce lubi przyciągać emisje elektrostazowe, które zmieniają ułożenie pęknięć w ziemi. Jeśli kolce samoistnie wystrzelą z ziemi, to wiedz, że musisz uciekać. Jest to jedyna chwila, w której możesz pozwolić sobie na pośpieszną ucieczkę. W takiej chwili twoje życie znajduje się na szali. Wynik tego zależy już tylko od ciebie.

Zyskałem ostatnio zainteresowanie nie tylko przygłupiego Zina. Coraz częściej widzę, jak obserwują mnie dziwne stworzenia. Mam też wrażenie, że odkryły też położenie mojej dziupli. Mowa tu o dziwnych istotach, które w całości obleka piasek. To absurdalne zważywszy na to, że tu wszędzie jest śnieg. Te piaskuny łatwo można dostrzec również w nocy. Żółte ślepia pobłyskiwały w mroku, kiedy wybierałem się na nocne rajdy. Nie atakowały, a śledziły każdy mój ruch. W przeciwieństwie do Zina nie znałem ich intencji. Kiedy wykrywałem ich obecność, one nadal na mnie patrzyły. Rosnąca liczba zainteresowanych moją osobą niebezpiecznie rosła, co natchnęło mnie do urządzenia paru pułapek w obejściu dziupli. Nie zamierzałem poszerzać moich włości. Im większa kryjówka, tym ciężej ją ukryć i ochronić. Lepsza jest ufortyfikowana klitka niż osada bez murów. Moje pierwsze pułapki i alarmy były wręcz prostackie. Były to najprościej mówiąc potykacze oraz wiszące na sznurkach puszki i płyty cd. Ludzie dzięki wrodzonej umiejętności omijania zabezpieczeń, nie mieliby problemów z tym, ale mutanty nie były już takie przebiegłe. Nawet śnieżniki mogły zignorować moje alarmy, biorąc je za nic nieznaczący element otoczenia. Doświadczenie pewnej nocy pokazało mi ich wysoką efektywność. Brzdęk płyt cd oznajmił mi, że coś zbliża się do mojej samotni. Spełzłem z leżanki i podczołgałem się do drzwi. Z pomocą anormalnych elektronarzędzi, wywierciłem sobie wąskie okienko strzelnicze. Doczłapawszy się do niego, zamarłem w bezruchu niczym doświadczony łowca. Czekałem tylko, aż intruz podejdzie do drzwi. Serce podchodziło mi do gardła, a jego bicie dudniło mi w uszach. Ledwo wyłapywałem szmery zza drzwi. Wkrótce dobiegły mnie powtarzane stukoty, czegoś jakby kijków. To, co nawiedziło piwniczny korytarz, nie było śnieżnikiem. Odgłos wydawanych kroków nie był dla mnie znajomy. Trwałem w miejscu z ciekawości, a niżeli z przerażenia. Chociaż ciarki co rusz przebiegały po moich karku. Naprzeciw okienka zakończona szpikulcem kończyna nagle wbiła się w podłogę. Za nią druga. Stworzenie stojące w poprzek drzwi zaklekotało cicho, po czym przeciągnęło swe cielsko po podłodze. Spojrzałem ku górze, na ile pozwalało mi okienko. Stworzenie włóczące się po nocy, zdecydowanie różniło się od śnieżnika. Humanoid posiadał dwie pary kończyn. Jedną parą były długie kostne szpikulce. Poniżej miał dwie podobne do ludzkich ręce, z tą jednak różnicą, że były zakończone długimi pazurami. Potwór miał coś na wzór ludzkich nóg, lecz kończyły się one mackami. Grzbiet człekokształtnego stwora zdobiły cztery łukowate wicie. Pysk mutanta pozbawiony był oczu, lecz natura uzbroiła go w dwie dolne żuwaczki i górną szczękę z ostrymi jak noże zębami. Kreatura o śnieżnej maści, nie wykryła mojej obecności. To też nie zamierzałem zwracać na siebie uwagi. Stwór był ranny. Jego prawa łapa była zmasakrowana, a krew splamiła jego zimowy kamuflaż. Wolałem mimo to nie ryzykować. Co by mi dało zabicie tej zranionej istoty. Owszem poczucie bezpieczeństwa… Złudne poczucie bezpieczeństwa. Potwór mógł okazać się niezłym straszakiem na inne pomioty apokalipsy. Pomimo ran potwór nie wyglądał na mizerotę i sądzę, że dałby sobie radę ze sforą śnieżników czy skornikami, ale z innym przedstawicielem swojego gatunku albo Drakostem, nie miałby szans. Co ja mówię... Drakost mógłby go zjeść na śniadanie. Stwór wlókł się przez korytarz, postukując swoimi szpikulcami. Nie mogłem tak łatwo zasnąć ze świadomością, że to coś kręci się w pobliżu. Męczyłem się przez ponad dwie godziny z nasłuchiwaniem dźwięków egzystencji mutanta. Dopiero położenie rewolweru pod poduszką pozwoliło mi w końcu zasnąć.

Staraj się unikać zjawiska deprawacji snu. Nie przemęczaj się nadmiernie i pamiętaj o regularnym posiłku. Będąc zmęczony, głodny, spragniony lub pijany jesteś jeszcze bardziej narażony na halucynacje i spotkania ze zmorami. Każdy trzeźwy może zobaczyć ducha w Enigmatis, ale zmęczenie znacznie potęguje ten efekt. Odczułem to na własnej skórze, kiedy wybrałem się na wyprawę po bezsennej nocy. Nie wspominam dobrze tej przygody, bo zjawy mieszkańców o mało mnie nie zabiły. Potrącenie przez pędzący samochód, nie należy raczej do rzeczy przyjemnych. Nie powtarzaj mojego błędu, jeśli życie ci miłe.

Enigmatis jest miastem o zaostrzonym rygorze, które wypomni ci każdy twój błąd. Przed podjęciem kluczowej decyzji, pomyśl i spróbuj przewidzieć jak najwięcej skutków każdego z wyborów. To miasto nikomu nie zapomina pomyłek i nie zapomniało również mi. Podczas szabrowniczego przemarszu, usiadłem na zjęczałym fotelu. Oglądałem wszystkie fanty, jakie udało mi się zebrać po drodze. Kiedy kończyłem przegląd łupów, usłyszałem za sobą ostrożne kroki i skryte oddechy przez maskę. Wyraźnie słyszałem każdy jego krok i oddech, ale udałem, że go nie słyszę. Moja prawa dłoń zjechała powoli w stronę kabury. Kroki zbliżały się coraz bliżej, a ja byłem gotowy na kontratak. Poczułem klingę survivalowego noża na swoim gardle, a w kącie oka pojawiła się rura maski gazowej. Bez zastanowienia poderwałem rewolwer. Na zdziwione chrząknięcie zamaskowanego asasyna rzekłem, ażeby trzymał ręce przy sobie. Nieudolny zabójca cofnął nóż z wyrazami niezadowolenia. Przeklął mnie kilkukrotnie, za nim uświadomił sobie, że nawet nie zna mojego imienia. Wstałem i kulturalnie przedstawiłem się zbójnikowi, którym okazał się Zin. Nie chowałem rewolweru, aby dobitnie pokazać swoją przewagę nad nim. Chciałem odstrzelić pajaca, zanim ten swoimi okrzykami ściągnie na nas nieszczęście. Wtem zza framugi innych drzwi wychyliła się kolejna postać w masce gazowej MC 1. Zdałem sobie sprawę, że przez szkła masek nie widać ich prawdziwych oczu. Zasłaniał je bowiem kolorowy filtr. Zin miał gogle koloru zielonego, a drugi z jegomości patrzył na świat przez fioletowy filtr. Tym drugim był ten guru, z którym Zin się komunikował. Kapitan Skir od razu podjął się pertraktacji ze mną. Wpierw wypytał mnie o zbyt oczywiste powody mojego przybycia. Następnie powitał, oznajmiając, że to jego miasto. Ten skończony idiota, zwał się kapitanem, mając jednego, pożal się Boże załoganta. Twierdził przy tym, że on rządzi tym miastem. Próbował przy okazji zrekrutować mnie do załogi, lecz stanowczo mu odmówiłem. Niestety ten mnie chyba nie zrozumiał. Gdziekolwiek bym dalej nie poszedł, ta dwójka natrętów podążała za mną. Nie wiem, co oni odgrywali za kabaret, ale nie chciałem być jego częścią. Dwójka ludzi w Enigmatis to już tłum, a trójka zwiastuje tragedie. Domyślasz się pewnie jakie skutki niesie ze sobą hałas w tak cichym miejscu. Ci kretyni ściągnęli na mnie z trzy watahy śnieżników. Spytasz się pewnie jaki był tego stateczny wynik… A pozabijałem je wszystkie. Niestety ci imbecyle przeżyli całą tę strzelaninę.

Po tym, jak ich zgubiłem, przyczaiłem się na parę dni w dziupli. Przez ten cały czas medytowałem, dostrajając się do klimatu tego miejsca. Musiałem wyciszyć wszystkie myśli i emocje, jakie we mnie buzowały. Podczas tych kilku dni poczułem się, jakbym był częścią Enigmatis. Moje wnętrze stało się opustoszałe na wzór tej metropolii. Mój umysł pracował na jałowym biegu, odsuwając od siebie wszystko, co było w tamtych chwilach zbędne. Niestety nie mogłem trwać w tym stanie przez wieczność. Mój wewnętrzny płomień w końcu się przebudził i skłonił do działania. Wynurzyłem się więc z mojego królestwa zalęgłego wśród cieni.

Najznamienitszy Kapitanie Skir

Nie uznaję tego człowieka za członka naszej załogi. On do nas nie pasuje tak samo, jak Pajk. Kapitanie nie potrzebujemy żadnego z tej dwójki. Czy naprawdę musiał Pan ich rekrutować? Paiiiik jest bezużyteczny, a ten drugi jest po prostu dziiiiwny. Nadal nie rozumiem, dlaczego wyznaczyłeś Pajkowi tak arcyważną misję znalezienia twojego dyktafonu. Przypomnę, że ten niewdzięcznik porzucił swój! Jako że jeszcze nie znalazł twojego urządzenia nagrywającego, to ja zastąpię go w poszukiwaniach. Zatem od jutra zaczynam moje wielkie bojowe zadanie. Kiedy już tego dokonam, dorwę Pajjjjka i użyję na nim kijka prawdy. Zapłaci mi za tą ostatnią groźbę i wulgaryzmy, kiedy przywiązałem go do krzesła.

Twój najdzielniejszy i najgorliwszy towarzysz… Zin

Za każdym razem, kiedy słyszę komunikat Zina, zastanawiam się, czy nie mam omamów. On, jak i Kapitan Skir, wydają się irracjonalni. Nie pojmuje też, jak udało im się przeżyć w tak nieprzyjaznym terenie ponad dzień. Ich postępowanie jest wysoce nieostrożne, co dowodzi moje pierwsze spotkanie z nimi. Wydaję mi się, że ten kapitan niczego mógł mnie polubić, ale ten Zin obsesyjnie mnie nie znosi. W sumie… Mnie to wisi i powiewa. Wolę działać solo, a praca w tak pochrzanionym zespole to ryzyko niepowodzenia na jakiejkolwiek wyprawie. Słuchaczu, jeśli jesteś tu sam, ciesz się. Jeżeli wrócisz żywy z tego miejsca, możesz być wdzięczny tylko sobie. Nie będziesz musiał też dzielić się łupami ze współtowarzyszem. Zawsze to więcej zysku dla ciebie. Kiedy jednak znajdziesz się w sytuacji bez wyjścia, możesz wtedy winić tylko siebie. Jaki z tego morał?

Wyruszając samotnie, czy nie liczysz się z ryzykiem. Towarzysz może cię zdradzić, a jego brak może cię kiedyś zabić. Nie możesz więc podjąć wyprawy bez uprzednich kalkulacji. To się chyba analizą swot nazywało. Wiesz… Zysk, straty, szanse i zagrożenia. Gdzieś to wyczytałem. Po prostu musisz być obrotny. Jeżeli przeczuwasz, że ktoś chce cię wykiwać, to musisz pierwszy pociągnąć za spust.

Słuchaczu... Zwiedzając Enigmatis, napotkasz wiele przeciwności, mutantów, tę dwójkę wariatów i wspomnianego Pajka. Uwierz w swoje szczęście kiedy, zauważysz gościa w masce o niebieskich goglach i białej kurtce. Ten gość w porównaniu do reszty swojej załogi jest ogarnięty. Nie bój nic. Pajk cię nie ustrzeli, chyba że sam zaczniesz do niego strzelać. Nie zabierze ci też łupów, bo go nie obchodzą. Podczas wspólnej rozmowy wspomniał o tym, że przespał całą globalną rozwałkę. Ten snujący się po mieście poszukiwacz, próbuje rozwikłać zagadkę swojej śpiączki. Ten interesujący jegomość sądzi, że odpowiedź musi się kryć gdzieś w głębi miejskiej dżungli. Kilkukrotnie próbował się tam przedostać, lecz miasto broniło się swoimi sztuczkami przed ciekawskim ocalałym. Z całej trójki tylko on próbował tego dokonać. Kapitan i Zin nie byli zainteresowani odkryciem przyczyny rozległych zmian tego świata. Sam Pajk nie wiedział, do czego pozostała dwójka dąży. Na koniec rozmowy uścisnęliśmy ręce na pożegnanie i życzyliśmy sobie szerokiej drogi.

Teraz chciałbym rzec parę słówek o artefaktach i przedmiotach wartych uwagi. Wymienię najcenniejsze z nich, gdyż w mieście wala się sporo małowartościowych znalezisk. Jednym z pierwszych, jakie znalazłem był śpik. Wygląda on jak miniaturowa planeta pokryta licznymi i drobnymi kraterkami. Swoją barwą zbliżony był do dojrzałej, kolczastej torebki kasztanu. Jest on bardzo rzadko spotykany i wysoko ceniony. Po potarciu go dłońmi usypia on swoimi oparami wszystko w promieniu kilku metrów. Cieplik jest artefaktem, którego zapragniesz, będąc w tym zimnym miejscu. Wyglądem przypomina przezroczysty kamień wypełniony płynną czerwoną masą. Charakteryzuje się pasywnym wydzielaniem niegroźnego dla posiadacza ciepła. Znaleźć go można w świecy, a wydobyć go jest trudno. Sięgając po niego gołą ręką, ryzykujesz zwęglenie dłoni w ogniu niemalże piekielnym. W dodatku, jeżeli uda ci się go zdobyć, to bez odpowiedniego pojemnika, narażasz się na promieniowanie. Sprężynka jest artefaktem, który zwiększy wydolność twojego organizmu. Wystarczy tylko umieścić go w pobliżu serca, a on sam przylgnie do twojej skóry. Niestety ludzki organizm nie jest przystosowany do długiego użytku sprężynki. Przy zbyt długim korzystaniu występuje ryzyko zawału serca. Ta osobliwość pozbawiona radiacyjnego oddziaływania wygląda jak mięsista sprężyna, przez którego całą strukturę przewleczona jest cienka, niebieska nitka. Sprężynka jest jednym z łatwiejszych artefaktów do zdobycia. Można go wyciągnąć z parownicy, która może zmieniać swoją temperaturę z umiarkowanie ciepłej na lodowatą. Z parownicy można jeszcze wyciągnąć termika. Wyglądem zbliżony jest do miedzianej cewki najeżonej cienkimi grotami. Artefakt pobiera energię cieplną z ciała użytkownika, wystawiając go na jeszcze większy ziąb. W tym szaleństwie jest jednak metoda. Pozwoli ci to przetrwać w pobliżu świec, które zazwyczaj występują w niedużych skupiskach. Wisienką na torcie jest opornik, którego znaleźć można w igielniku. Nadzwyczaj rzadki i cenny. Nikt przecież ot tak nie wchodzi do igielnika. Ponoć wygląda jak zwykły rezystor do płytki elektronicznej, ale jest od niego o wiele większy. Po wzięciu go do ręki ma się wrażenie, jakby mrówki chodziły ci po całym ciele. Według legend wśród szperaczy pozwalał on na przeżycie emisji elektrostazowej. Niestety jedna z osób, która może to potwierdzić, jadła cysteaminę, popijając płynem lugola na śniadanie obiad i kolację. Nie wiem jak to się dzieje, ale on nadal żyje. Na koniec wspomnę, że Archiwiści w dokach mianem artefaktów nazywają też jakiekolwiek pamiątki z przeszłości. Niestety duchy mieszkańców mogą nie być skore do oddania ci go dobrowolnie. Jeśli znajdziesz więc coś interesującego lub nieprzedstawionego w moim przewodniku, zgarnij to do pojemnika. Pamiętaj jednak, żebyś zachował przy tym ostrożność. Nie wiesz, czy to coś nie jest przypadkiem napromieniowane lub pod pieczą zbłąkanej duszyczki.

Witaj słuchaczu. Ostatecznie zrezygnowałem ze sprzedaży poradnika. Jeżeli odsłuchałeś tego dyktafonu, oznacza to, że albo cię tu wysłałem, albo dostałeś się tu przypadkiem... W każdym z dwóch przypadków muszę cię na wstępie rozczarować. Jestem zbyt chciwy, ażeby zostawić coś drogocennego dla jakiegokolwiek szperacza. W mojej dziupli znajdziesz tylko kurz i zużyte filtry… Haa… Haa. Mam nadzieję, że doświadczenia z mojej pierwszej wyprawy, będą dla ciebie drogowskazem. Niedostępne części miasta z pewnością kryją przed nami jeszcze wiele tajemnic i skarbów. Pamiętaj jednak, że wchodząc do martwego miasta, sam możesz stać się martwy.

Mówił do ciebie właściciel dziupli... Rekieter


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje