Historia

112, w czym mogę pomóc?

Magog 1 7 miesięcy temu 1 376 odsłon Czas czytania: ~2 minuty

– Halo? – zapytałem swoim drżącym, ośmioletnim głosem. – Czy to karetka?

– Oczywiście, że tak! – odpowiedział wesoły męski głos na drugim końcu linii. – W czym problem, młody człowieku?

Zmarszczyłem brwi. Młody człowieku? Czy nie powinni powiedzieć „112, w czym mogę pomóc?!”. Może to był jego pierwszy dzień. Tak czy inaczej, nie było czasu do stracenia.

– Coś jest nie tak z moją mamą. Nagle upadła.

Przycisnąłem telefon do ucha i odchyliłem się do tyłu. Moja mama leżała tam, gdzie upadła kilka minut wcześniej.

– O nie! To niedobrze! Ktoś zaraz tu będzie.

Rozłączyłem się. Rzuciłem telefon i podszedłem do mamy. Wiedziałem że żyje tylko dlatego, że jej pierś unosiła się w płytkim oddechu. „Chwila... nie powiedziałem mu naszego adresu!”, pomyślałem. Wróciłem do telefonu i ponownie wybrałem 112.

– Grudniowa 4! Grudniowa 4! – krzyknąłem do słuchawki, po czym się rozłączyłem. Zamknąłem oczy i mocno zacisnąłem powieki. Chciałem krzyczeć, roztrzaskać się na milion kawałków, jak szkło, które wypadło z rąk mojej mamy tuż przed jej upadkiem...

Mogłem tylko czekać, trzymać ją za rękę i modlić się. Byłem pewien, że minęła cała wieczność, zanim zadzwonił dzwonek do drzwi. Poderwałem się i pobiegłem, żeby otworzyć, ale zamarłem, gdy zobaczyłem niskiego, brązowowłosego mężczyznę patrzącego przez okno i uśmiechającego się do mnie. Ponownie zadzwonił dzwonkiem, tym razem dłużej. Zauważyłem, że ma na sobie czerwony strój ratownika. Odetchnąłem z ulgą. „Ludzie z karetki już tu są. Wszystko będzie dobrze.” Otworzyłem drzwi.

– Witaj, młody człowieku! – wykrzyknął uśmiechnięty mężczyzna. Przeczytałem imię „Barbas” na jego plakietce, tuż obok długopisów i stetoskopu.

– Gdzie jest ta nieszczęśliwa dama? – zapytał.

– Masz na myśli moją mamę? – jęknąłem. – Jest tutaj...

Dwóch asystentów w identycznych czerwonych mundurach potoczyło nosze do miejsca, gdzie moja matka leżała wśród błyszczących odłamków szkła.

– W górę, w górę! – Pielęgniarz Barbas podekscytowany zacierał ręce, podczas gdy moja matka została położona na noszach i wywieziona na zewnątrz. Przeszył mnie dreszcz bezradnego strachu: zabierali moją mamę!

– Proszę pana? Czy mogę pojechać z mamą do szpitala? – zapytałem uśmiechniętego mężczyznę.

– Szpital? – pielęgniarz Barbas zmarszczył czoło, zdezorientowany. – Nie ma takiej potrzeby. Jesteśmy profesjonalistami.

Gdy asystenci ładowali moją mamę na tył czarnego ambulansu, spojrzałem ponad ich ramionami na ostre i postrzępione narzędzia wiszące wewnątrz. Nie przypominały żadnych instrumentów medycznych, jakie kiedykolwiek widziałem.

– Doskonale zaopiekujemy się twoją mamą – kontynuował uśmiechnięty mężczyzna – i zadzwoń, gdy tylko będziesz mógł się z nią zobaczyć!

Barbas wskoczył na tył, kiedy jego asystenci wsiedli do kabiny, a czarna karetka zaczęła wycofywać się z podjazdu. Pobiegłem za nimi, machając rękami. Chciałem krzyczeć, żeby się zatrzymali, ale miałem tylko 8 lat. Kim byłem, żeby sprzeciwiać się profesjonalistom?

Stałem tam jeszcze przez pięć minut, gdy na końcu ulicy pojawiły się migające czerwono-niebieskie światła. Dwóch policjantów zamruczało do swoich radioodbiorników i spojrzało z niepokojem na scenę, którą mieli przed sobą – płaczące dziecko i szeroko otwarte drzwi.

– Czy dzwoniłeś pod 112? – zapytał policjant.

– Tak, ale oni już przyszli. Zabrali moją mamę.

Obaj policjanci spojrzeli na siebie.

– Obawiam się, że to niemożliwe. Dostaliśmy telefon z tego miejsca i jesteśmy pierwszymi, którzy zareagowali.

***

Minęło dwadzieścia lat, odkąd czarna karetka odjechała z moją mamą. Nigdy nie dowiedziałem się, co się stało z nią i z dziwnymi pielęgniarzami w czerwonych uniformach. Moi przybrani rodzice powiedzieli, że to wszystko zmyśliłem. Nazywali to traumą. Musiałem zapomnieć o tym i żyć dalej.

Ale wczoraj około północy otrzymałem dziwny telefon. Usłyszałem szorstki, chrapliwy głos kobiety – prawie niesłyszalny przez krzyki i trzaskające w tle płomienie. Od razu go rozpoznałem.

– Powiedzieli mi, że mogę zadzwonić... wkrótce znów będziemy razem... synku.


Źródło: beardify @ https://www.reddit.com/r/nosleep/comments/11m79jv/911_whats_your_emergency/


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Smutne :(
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje