Recenzja
Władca mroku- Recenzja
Niepowtarzalny klimat małych, prowincjonalnych miasteczek nieustannie inspiruje reżyserów filmów grozy. Trudno się dziwić, zamknięte społeczności skrywające pilnie strzeżone tajemnice to wyjątkowo atrakcyjne tło dla makabrycznych wydarzeń. Co się stanie, gdy horror o takiej tematyce zostanie przyprawiony nutką miejscowego folkloru?
Władca mroku, film Williama Brenta Bella opowiada prostą historię jakich wiele. Młode małżeństwo z kilkuletnią córeczką Grace decyduje się na przeprowadzkę do małej angielskiej mieściny. Kluczem do zrozumienia ich decyzji jest profesja, którą zajmuje się pani domu, Rebecca. Kobieta jest pastorem i od teraz ma posługiwać w miejscowym kościele. Lokalna społeczność pozornie wydaje się miła, dobrze zorganizowana i do bólu tradycyjna, a jej życie skoncentrowane jest w miejskim pubie.
Mieszkańców wyróżnia jeden zwyczaj – co roku, o ustalonej porze gromadzą się, aby wspólnie obchodzić tajemnicze Święto Żniw, w oryginalnej wersji zwane Winter Festiwal. Podczas uroczystości ginie córka pastorki. Poszukiwania prowadzone przez policję są powierzchowne, sprawa zostaje wkrótce zamknięta. Rebecca wraz ze swoim mężem Henrym postanawia dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się z ich dzieckiem.
Nieformalnym liderem społeczności jest diaboliczny Jocelyn Abney. Z Rebeccą łączy go trudna przeszłość, przed laty zaginął jego syn. Nie znaczy to jednak, że ta dwójka znajdzie ze sobą wspólny język. Jocelyn szczerze nienawidzi pastorki, manipuluje swoimi pobratymcami i, co ciekawe, zdaje się czcić demoniczną istotę zamieszkującą legendarną Czarną Stodołę, miejsce poza czasem i przestrzenią.
Konstrukcja świata przedstawionego w filmie została utkana bardzo misternie. Pozornie senny, spokojny klimat angielskiej osady z kamiennymi domkami i zadbanymi ogródkami ma uśpić i zdekoncentrować widza. Dopiero gdy wchodzimy do mieszkań, zaczynamy poznawać miejscowych od najgorszej strony. Tajemnicze maski, przebrania, sekretne ułożenia dłoni, słoiki wypełnione krwią wiszące na zewnętrznej futrynie drzwi – każdy z tych znaków sugeruje widzowi, że ma do czynienia z czymś niepokojącym.
Jeśli dodamy do tego irracjonalne zachowanie niektórych mieszkańców i połączymy fabularne kropki, szybko okaże się, że miasteczko tkwi w szponach dziwnego, ludowego zwyczaju. Praktykowana przez nich tradycja polega na składaniu darów demonowi, który upodobał sobie dzieci pozbawione opieki. Co ciekawe, potwór imieniem Gallowgog pojawia się na ekranie jedynie w kilku momentach. Jego wygląd wydaje się być inspirowany Leszym z mitologii słowiańskiej lub pogańskimi potworami z celtyckich gajów. Nie jest to przedstawienie oryginalne, ale w natłoku podobnych do siebie bohaterów stanowi miłą odmianę i pasuje do konwencji horroru folkowego.
Głównym walorem produkcji jest starannie dobrana obsada. W roli głównej króluje Tuppence Middleton, znana z Black Mirror, jednak największe wrażenie robi Ralph Ineson jako Abney. Ten znakomity aktor, występujący między innymi w najnowszym Omenie, zaskakuje wiarygodną i barwną rolą antagonisty. Jego postać wyróżnia się nieszablonowym charakterem, wykraczając poza stereotyp nieskomplikowanego złoczyńcy.
Władca mroku to film, który sprawnie łączy klasyczne motywy horroru z unikatowym klimatem angielskiego folkloru. William Brent Bell umiejętnie buduje napięcie, wykorzystując zarówno mroczną atmosferę małego miasteczka, jak i dobrze skonstruowane postacie. To, co mogłoby być kolejnym sztampowym horrorem, dzięki starannie dobranej obsadzie i dbałości o detale, staje się intrygującą opowieścią o tajemnicach i ludowych wierzeniach. Film skłania do refleksji nad ciemnymi stronami zamkniętych społeczności i nieznanych rytuałów. Warto go zobaczyć choćby po to, by przekonać się, jak umiejętnie można wpleść elementy lokalnego folkloru w klasyczną narrację grozy.
Komentarze