Recenzja

Egzorcysta: Wyznawca- Recenzja

Aleksandra Murat 1 2 miesiące temu 435 odsłon Czas czytania: ~2 minuty

W świecie grozy istnieją serie, których kontynuowanie po latach niemal zawsze kończy się spektakularną porażką. Reżyserskie nieszczęście nie oszczędziło także niezwykle cenionego przez widzów uniwersum Egzorcysty. We wczesnych latach 70. XX wieku jego pierwsza część zszokowała kinomanów brutalnością i specyficzną, ciężką atmosferą, niemal przesyconą zapachem siarki. William Friedkin stworzył film, którego nawet po tylu latach nie da się zapomnieć. Pięćdziesiąt lat później David Gordon Green zbezcześcił pamięć Friedkina swoim pomysłem na modernizację starego, dobrego motywu opętania. Jeśli tak jak ja, czerpiecie sadomasochistyczną przyjemność z oglądania horrorowych gniotów, zapraszam Was do przeczytania recenzji filmu Egzorcysta: Wyznawca. 


Na początku chciałabym, aby wszyscy uświadomili sobie jedną kwestię. Karykatura horroru stworzona przez Greena kosztowała aż dwieście milionów dolarów. Dla porównania – nieco lepszy Egzorcysta papieża potrzebował jedynie osiemnastu milionów. Zmarnowana kwota przeraża prawie tak skutecznie jak rozczarowująca fabuła. Mamy bowiem do czynienia ze znanym oraz lubianym schematem, czyli dzieciakami padającymi ofiarą sił piekielnych. Angela i Katherine są najlepszymi przyjaciółkami. W przypływie młodzieńczych emocji wpadają na niezwykle głupi pomysł i postanawiają skontaktować się z duchem zmarłej matki Ange. Rytuał przyzywania kończy się (jak można się domyślać) spektakularną klapą, a uczennice znikają w tajemniczych okolicznościach. Ich rodziny wpadają w rozpacz, która nie trwa długo, ponieważ zaginione dziewczyny odnajdują się już po trzech dniach. Zostają poddane rutynowym badaniom w szpitalu, gdzie dziwne zachowanie pacjentek zwraca uwagę lekarzy oraz rodziców. 

Dalej dopowiedzcie sobie sami. Na ekranie zobaczycie każde, nawet najbardziej stereotypowe zachowanie ofiar diabła łącznie z samookaleczaniem się, modulacją głosu, krzywdzeniem innych osób i drastycznymi zmianami wyglądu. Oglądając Egzorcystę: Wyznawcę, byłam w stanie przewidzieć z osiemdziesięcioprocentową dokładnością, co stanie się w kolejnej scenie. Brakowało mi zapowiadanej świeżości. Spodziewałam się, że przy podwójnym opętaniu zobaczę na ekranie apogeum koszmaru, a upiorne wizje ciał zmasakrowanych przez demoniczną obecność nie dadzą mi zasnąć w nocy. Szybko jednak wpadłam na twardą ścianę rozczarowań. 


Egzorcysta: Wyznawca zaskakuje przede wszystkim bylejakością. Byle jaka jest historia, byle jacy są bohaterowie, byle jakie jest działanie demonów oraz byle jakie jest zakończenie. Szczytem rozczarowania okazuje się jednak backstory matki głównej bohaterki (z którą próbowała skontaktować się córka). Aby dopowiedzieć kontekst – rodzice Angeli spędzali urlop na Haiti, gdzie wystąpiło trzęsienie ziemi. Wspomniana matka (będąca wtedy w zaawansowanej ciąży) ginie w wyniku powikłań medycznych, ale jakimś cudem udaje się jej wcześniej ocalić dziecko. Cudowna moc matczynej miłości towarzyszy Angeli nawet wtedy, gdy znajduje się ona w stanie głębokiego opętania. To jeden z filmów Disneya czy horror?! 

Moje ogromne rozczarowanie wynika po części z tego, że Egzorcysta: Wyznawca jest po prostu obiektywnie zły, ale także z osobistego przekonania, że sił piekielnych nie obchodzą uczucia ludzi. Rozumiem nieuzasadnioną brutalność czy obrzydliwość niektórych scen, czasami nawet delikatne niedomknięcia fabuły, ale nie rozumiem braku poszanowania dla kanonu. Pierwszy Egzorcysta nie obchodził się z widzami delikatnie, warto w tym miejscu przytoczyć chociażby powszechnie znaną scenę z krzyżem. Kolejne filmy z tej serii powinny utrzymać poziom pierwowzoru i nie rezygnować z tego, co najlepsze. Jeden z krytyków, Jakub Demiańczuk, przedstawiając swoją opinię o tym filmie na Filmwebie, zawarł w niej znamienne zdanie: „Zawodowy upadek Davida Gordona Greena jest straszniejszy (i bardziej przygnębiający) niż ten film”. Pod tą opinią podpisuję się obydwoma rękami. 


Czy jako widzowie powinniśmy zadowalać się filmem, który nie tylko trwoni gigantyczny budżet, ale także szarga dobre imię klasyka horroru? Oczywiście, że nie. W kinie grozy liczy się nie tylko strach, ale także głębia historii, postaci oraz autentyczna atmosfera niepokoju. Niestety, Egzorcysta: Wyznawca nie spełnia tych oczekiwań. Chociaż mogło się wydawać, że powrót do korzeni horroru z lat 70. XX wieku przywróci tematowi dawną magię, dostaliśmy produkt, który jest jedynie cieniem oryginału.

Nasza ocena 3
W kilku słowach Dwie nastolatki nie wracają do domu, przepadając w lesie. Po 3 dniach zostają odnalezione, jednak ich zachowanie staje się coraz bardziej nieobliczalne.
Plusy + oryginalny pomysł na poprowadzenie fabuły
Minusy - przygnębiająca nijakość i beznadzieja - niska jakość scenariusza - motyw ckliwej historyjki rodzinnej - zbezczeszczenie serii i uniwersum
Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

mnie w tym filmie podobało się jedno nawiązanie do oryginału...;)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje