Recenzja

Terrifier 3- Recenzja
Nie wiedziałam, że lubię gore aż do momentu, gdy zapoznałam się z klimatem i fabułą Terrifiera. Krew lejąca się hektolitrami, okaleczanie i profanowanie ciał, niewybredny humor i szydzenie, z czego tylko się da – najlepsze cechy gatunku zostały z godnym pochwały pietyzmem wkomponowane w historię demonicznego clowna Arta. Dostrzegam w tym pewien wdzięk i sztukę, chociaż sama krwawa jatka obiektywnie nie należy do najbardziej estetycznych przeżyć. W tym roku Damien Leone zaskoczył nas trzecią częścią klasycznej serii i, co zastanawiające, zrezygnował z tradycyjnego już osadzenia fabuły w czasie Halloween. Zamiast tego, ubrał głównego antagonistę w kostium św. Mikołaja i pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa. Czy Terrifier 3 będzie dobrym prezentem dla każdego fana bodyhorrorowej rozróby?
Tak jak zwykle przy tego typu filmach, co bardziej wrażliwi widzowie zadają sobie pytania o sens bezpodstawnie okrutnej i obrzydliwej produkcji. Gore, jako podgatunek horroru, nieustannie szokuje, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z nieco zużytą Martwicą mózgu, czy z Egzorcystą. Groza, która z roku na rok powinna być ekstremalna, staje się niestety coraz grzeczniejsza i upupiona. Na ekranach wielkich sieci kin nie ma miejsca na niepoprawne politycznie żarty ani na bardzo wątpliwą moralnie przemoc. Slashery ociekające płynami ustrojowymi to wciąż nisza, za którą od trzydziestu lat ciągnie się wizerunkowy kryzys. Terrifier 3 działa więc jak plasterek z Hello Kitty na otwarte złamanie nogi. Chcemy czegoś skuteczniejszego w straszeniu, bardziej obfitego i niewiarygodnie paskudnego, a dostajemy zaledwie wersję beta.
Wielokrotnie zmienianą i edytowaną na kolanie wersją beta (a może nawet i gamma) wydaje się być także fabuła. Damien Leone nie może rozstać się z dobrze znanymi mu bohaterami i ulubionymi wątkami. W trzeciej części szczególnie skupia się na Siennie, która po kilku latach pobytu w szpitalu psychiatrycznym stara się powrócić do zdrowia i zapomnieć o tragedii sprzed lat. Ważną rolę gra także tragicznie okaleczona Victoria Heyes, która służy Artowi, a nawet wydaje się nim zauroczona. Słabiej wypada brat Sienny, Jonathan, (Elliott Fullam), któremu nie pomaga ani poza straumatyzowanego chłopca, ani niewinne usposobienie młodego jelonka. John to postać, której nie da się polubić. Jest nijaki, karykaturalnie neurotyczny i tak blady aktorsko, że może nie być dostrzeżony na tle innych, bardziej wyrazistych postaci. Nieco rozczarowana byłam także nielogicznym wątkiem fantastycznym dotyczącym miecza będącego w posiadaniu Sienny. Niezmiennie uważam, że w horrorach ckliwe historyjki rodzinne nie mają prawa działać.
Nie zamierzam jednak w całości podporządkowywać swojego osądu narzekaniu. Pomimo że reżyser wyraźnie powstrzymywał się przed wypuszczeniem fantazji z ciasnej klatki, w najnowszym dziele Leone’a nie brakuje humoru. Art w całym swoim pokręconym chorym usposobieniu jest przezabawny. W czasie filmu nie wypowiada ani słowa, a pomimo to widowni zdarzają się parsknięcia, uśmiechy, czy nawet głośne zaśmiewanie się do łez. Humor sytuacyjny kooperuje ze świątecznymi gagami i jest to najlepsza rzecz, jaką reżyser mógł zrobić dla swojej wiernej widowni. Jest wyjątkowo krwawo, obrazoburczo i brutalnie – a przecież wszyscy liczyliśmy właśnie na taki kontent. Najmocniejszą sceną jest bez wątpienia ta przedstawiająca torturowanie całej pozostałej przy życiu rodziny Sienny. Ukrzyżowany i zdekapitowany wujek, szczury buszujące w przełyku jeszcze żywej cioci, czy obdarta ze skóry głowa Jonathana nie są obrazami, które mogą być widziane przez widzów bez żadnych konsekwencji psychicznych. Wirtuozeria rozpasanego zła połączonego z niemal namacalną brutalnością sprawiała, że ludzie wychodzili z kina po pierwszym kwadransie. Paradoksalnie, jest to najlepsza możliwa recenzja dla gore horroru.
Terrifier 3 wywołuje u mnie bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony stał się pożywką dla zblazowanych, pragnących okrucieństwa dzieciaków, a z drugiej przyjemnym doświadczeniem dla wiernych fanów gatunku. Szanuję koncepcję Damiena Leone, ale jednocześnie mam wrażenie, że powoli zaczyna się zużywać i nudzić. W końcu co jeszcze bardziej niezwykłego można dołożyć do krwi i wnętrzności, nie popadając jednocześnie w szkodliwe kombinatorstwo?
Komentarze