Zdjęcie
grobowiec
Pisze te słowa będąc w dość dziwnym położeniu . Zdaje sobie sprawę że mogą , podobnie jak ja, być nigdy nie znalezione. Aby dać upust nerwom opisze to co się stało tutaj w nadziei że moje serce po tej generalnej spowiedzi się uspokoi. Zaczęło się to wszystko pewnej listopadowej soboty kiedy po zakończeniu zbiórki. Zamiast iść z moimi ludźmi poszedłem na czuja lasem aby skrócić drogę. Podczas marszu widocznie zbłądziłem bo znalazłem się na polanie która wyglądała jak by Bóg o nim zapomniał. Czułem że jest coś nie tak , ale oczywiście musiałem to olać .Na końcu polany stał kamienny budyneczek. Boże czemuś mnie opuścił! Wtedy nie zdawałem sobie jeszcze sprawy co to jest. Ale myśl o tej zmurszałej kupie kamieni przez tydzień nie pozwalała mi zasnąć. W końcu po następnej zbiórce poszedłem wyposażony w wszystko to co ma człowiek który schodzi do podziemi. Nie wiedzieć czemu
długo się błąkałem po lesie moknąc od zimnej listopadowej mżawki. Powietrze było zimne a wiatr, ciężko napisać to słowo, figlarnie podwiewał mi płaszcz. Z każdym krokiem powietrze bielało. Gdy doszedłem do owej polany zasianej wrzosem. Oczy moje zobaczyły straszny ale też piękny widok. Wiatr zrównał mgłę tak że jej mleczna warstwa sięgała do kolan a księżyc oświetlał wszystko z
czystego nieba. Znad warstwy mgieł wyrastały niskie i wysokie czarne badyle. Na końcu dumnie stał grobowiec dumnie patrząc na polane i mnie. Wzdrygnąłem się budynek zdawał się fosforyzować na zielono. Tak delikatnie że nie jestem pawiem czy to naprawdę pamiętam. Oświetliłem go latarką. Hic iacet Familie Birch było wybite dumnie nad wrotami zamkniętymi łańcuchem i kłódka. Parę mocnych uderzeń w jedno z ogniw i mogłem otwierać wrota. Zmachałem się przy tym , Boże czemu nie dałeś mi w tym zwątpić ! Wlazłem do pieczary. Latarka zaczęła szwankować. W świetle świecy czytałem łacińskie i niemieckie napisy o tych których kości leżały tuż obok mnie. Nie wiem czemu mnie to nie odrzuciło wtedy kiedy jeszcze miałem jak wrócić. Mocny wiatr zdało i znalazłem się w zamknięciu. Mimo woli przez głowie przeszło mi że ten grobowiec będzie moim grobowcem. Z całych sił w panice zacząłem walczyć z drzwiami pchałem je może z pół godziny tracąc wszystkie siły i nadzieje. Usiadłem w kącie i w przypływie rozsądku sprawdziłem telefon. Jebany Faradaj , nie ma zasięgu. Gardło napełniłem
wołaniem o pomoc a gdy to nie pomogło mi zwinąłem się w kłębek i usiłowałem zasnąć nie mając ani jednej myśli jak stąd wyjść. Teraz klęczę nad trumną i klnąc modle się do Boga aby dał mi wyjść.
Jeżeli to czytasz odmów za mnie wieczny odpoczynek.
Jakub Ryszard Izydor Staniszewski "wytrzeszcz"
Komentarze