Historia

NA ZAWSZE

białadama 12 11 lat temu 7 051 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Kilka lat temu, było mi ciężko w życiu. Straciłem pracę, wyjechałem więc za granicę, żeby mieć za co utrzymać dom, siebie, i moją żonę. Kochała mnie bezgranicznie mocno, więc kiedy powiedziałem jej, że wyjeżdżam za chlebem... Płakała, krzyczała i oczywiście nie chciała mnie puścić. Zapewniałem ją, że będę często dzwonić i najpóźniej za kilka miesięcy wrócę, zresztą ja też bałem się tej rozłąki. Pamiętam nasz dzień ślubu; nie widziałem wtedy świata poza nią! Pieściłem czułym słowami, mówiłem, że nigdy o niej nie zapomnę, że ja na zawsze będę tylko dla niej. Ku mojemu zdzwieniu, po paru tygodniach wręcz o niej zapomniałem... Zdradzałem ją raz po razie. Aż w końcu poznałem inną, fantastyczną kobietę, zamieszkaliśmy razem. Żonie nic o tym nie mówiłem, zamierzałem ukrywać to jak najdłużej. Nawet nie przypuszczałem, że pewnego dnia to ona zaskoczy mnie i pojawi się u progu drzwi mojego zagranicznego mieszkania. Stała na wycieraczce z walizką w ręku, taka szczęśliwa; jednak cała radość nagle zniknęła, gdy zobaczyła za moimi plecami w mieszkaniu Lisę.

- Kim ona jest? - na twarzy Małgosi malowało się przerażenie i rozpacz. - Czy to to o czym ja myślę? Czy...

- Posłuchaj... - przerwałem jej. - Chciałem ci to powiedzieć już chwilę temu, ale nie miałem odwagi, nie mogłem się zebrać... To jest Lisa. Poznaliśmy się w pracy, kochamy się, chcemy być razem. Przykro mi.

- Przykro ci? Tobie jest przykro? "Ot tak" chcesz przekreślić nasz związek? Nagle się odkochałeś i zakochałeś w niej? Mówisz mi to wszystko tak bez emocji, przed drzwiami, jakby ci nie zależało...

Zapadła krótka chwila milczenia, po czym Gosia zaczęła cicho łkać. Odwróciła się, trzymając walizkę w ręku coraz mocniej i uciekła...

Parę dni później przyjechałem na chwilę do Polski, razem z Lisą. Nie chciałem zostawiać całej tej sytuacji w tak napiętej i ciężkiej atmosferze. Stanąłem wraz z nową ukochaną przed wejściem do mojego domu; lecz od razu zauważyłem, że coś jest nie tak - drzwi były lekko uchylone. Pchnąłem je trochę mocniej i zamarłem. Na podłodze i ścianach było mnóstwo krwi, wszędzie krew...

- Gosia? Gosia!! - krzyczałem, licząc na to, że się odezwie. - Gosia!!!

Rozpaczliwie przeszukiwałem wszystkie pokoje, jednak nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Wtem, coś zaświtało w mojej głowie - tak, strych! Natychmiast tam pobiegłem, Lisa za mną dotrzymywała mi tempa. Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się widok zakrwawionej, ledwo żywej Gosi, siedzącej na krześle z pistoletem z dłoni.

- Kocham cię, nigdy o tobie nie zapomnę... - wydukała.

- Gosia, NIE! Nie rób tego!! - krzyczałem, stojąc w miejscu. Paraliżował mnie jakiś dziwny strach.

- Pamiętasz co mi obiecałeś? Będziesz tylko mój. Tylko mój!! - po czym w mgnieniu oka podniosła pistolet do skroni i pociągnęła za spust, plamiąc ścianę obok gęstym, ciepłym strumieniem krwi.

Od tamtego wydarzenia minęło wiele miesięcy. Była czerwcowa, pogodna noc, spacerowałem z Lisą, i rozpamiętywałem dawne chwile.

Księżyc. Był... taki... inny niż zwykle? To na pewno pełnia. Świecił wyjątkowo mocno, sprawiał, że czułem się dziwnie zaniepokojony, nie potrafiłem wyjaśnić tego uczucia...

Tej nocy spacerowaliśmy dłużej niż zwykle. Wolnym krokiem przemierzaliśmy ścieżkę, którą znamy dobrze już od dawna, która była częstym punktem naszych spacerów. Była tak jakby linią, granicą, wyglądało to dość interesująco. Po jednej stronie - ogromna, przepiękna łąka z mnóstwem kwiatów i ziół, a w dodatku wtedy... w blasku księżyca, mieniła się niczym posypana złocistym pyłem. Po drugiej - mroczny, tajemniczy, gęsty las, którego od zawsze się bałem. Dlaczego? Może czułem, że to odzwierciedlenie mojej duszy, a ja bałem się tej prawdy - prawdy o tym, kim jestem? Bezdusznym draniem?

No cóż, taki już jestem, trudno. Notorycznie zdradzałem i oszukiwałem moją ukochaną, nigdy nie dotrzymywałem słowa. Nie wzruszały mnie nigdy te nasze spacery, nie czułem się do czegokolwiek wobec niej zobowiązany.

- Patrz, jesteśmy tutaj sami, nikt oprócz nas... - nagle odezwała się do mnie spokojnym głosem.

Zatrzymaliśmy się.

- Och, tu jest tak magicznie, tak intrygująco, cieszę się, że tak często tu przychodzimy! - kontynuowała.

W rzeczy samej, było intrygująco. Dlaczego nie bywał tu nikt inny? Tej nocy również byliśmy tylko my dwoje.

A może jednak nie? Gdy wróciłem do domu, przed drzwiami, na wycieraczce, leżała duża, pomarańczowa koperta. Od razu wziąłem ją do rąk i pomyślałem - "kto, do cholery, zostawia kopertę bez nadawcy i adresata, na wycieraczce, i to jeszcze o takiej porze?". Wchodząc do domu, rzuciłem ją na stolik w przedpokoju, przez chwilę przemknęła mi przez głowę nawet myśl - dlaczego w ogóle pomyślałem, że to do mnie? Odwróciłem się na pięcie w kierunku stolika, ująłem kopertę w dłonie, po czym rozszerzyłem środek (nie trzeba było jej otwierać, nie była nawet zaklejona). W środku było tylko jedno zdjęcie. Wyjąłem je i... w jednej chwili potwornie zbladłem, a z moich ust mimowolnie wydobyło się półgłosem: "o mój Boże..."... Zdjęcie było zrobione zapewne kilka chwil temu. Przedstawiało mnie i moją dziewczynę, spacerujących, tak jakby fotograf stał jakieś 5-6 metrów przed nami, na wprost... Było trochę niewyraźne, bez lampy błyskowej (księżyc posłużył za oświetlenie). Najgorsze było jednak to... Obok mnie, stała jakaś niewyraźna, rozmazana postać, przytulała się do mnie, a w drugiej ręce trzymała długi sztylet, przystawiony do szyi mojej Lisy... Chwyciłem szybko telefon; probując się do niej dodzwonić. Gdy w końcu mi się udało, po drugiej stronie usłyszałem tylko jej przeraźliwe krzyki... Mój Boże! Musiałem jej szybko pomóc! Byłem zrozpaczony, złapałem za kurtkę, schowałem do kieszeni zdjęcie, po czym szybko wyszedłem na zewnątrz. Biegnąc do samochodu, spojrzałem jeszcze raz na fotografię. Odwróciłem ją i ujrzałem chaotycznie kreślone słowa, brzydkim pismem, które jednak układały się w jedno, logiczne zdanie.

"PAMIĘTASZ, CO MI OBIECAŁEŚ?"

Hajfi

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Nie zbyt straszne ale fajne
Odpowiedz
Ło dobre
Odpowiedz
Obiecanki - cacanki, a głupiemu radość...
Odpowiedz
Nie jest złe :P
Odpowiedz
Ciekawe ;D
Odpowiedz
Ogółem fajne, ale skoro mieszkał z Lisą, zaraz po wyjeździe, nagle ona mieszka gdzie indziej?
Odpowiedz
do czytania fajne, ale nie jest straszne ;D
Odpowiedz
niesamowita ;D
Odpowiedz
Super :)
Odpowiedz
Całkiem dobree. ;)
Odpowiedz
Fajne . :D
Odpowiedz
przejechałam szybko i też już to gdzieś widziałam, kurde, jakieś deża wju mam ostatnio :P
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje