Historia

Siri: Część IV

sundowner 2 11 lat temu 14 995 odsłon Czas czytania: ~6 minut
Ta historia posiada kilka części:
Część 1 Część 2 Część 3 Część 4 Część 5 Część 6

Część I: http://straszne-historie.pl/story/1991

Część II: http://straszne-historie.pl/story/2036

Część III: http://straszne-historie.pl/story/2038

Mam nadzieję, że nikt nie wyobraził sobie szalonego pościgu, bo nie tak to było. Światła, które oślepiały mnie od tyłu, nagle zmieniły kierunek i zniknęły w wąskiej uliczce. Słyszałem powoli zanikający warkot silnika. Siri nadal prowadziła mnie do mojego mieszkania i zaledwie kilka minut później znalazłem się dokładnie na tym samym miejscu parkingowym, na którym stał samochód Bryanta tamtej felernej nocy.

Siedziałem w samochodzie przez jakiś czas i próbowałem sobie to wszystko poukładać w głowie. Mechaniczny głos Siri przerwał ciszę:

"Jesteśmy"

Wyświetlacz telefonu się wyłączył.

Wysiadłem z auta, nogi miałem osłabione i wyraźnie uginały się pod ciężarem mojego ciała, wolnym krokiem doszedłem do bloku. Z oddali to miejsce wyglądało jak mój dom rodzinny. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale w tej chwili dałbym wszystko, aby położyć się w moim własnym łóżku, oglądać mój własny telewizor i móc żyć w spokoju. Kurde, nawet starsi sąsiedzi narzekający, że łażę po nocy zdawali się być teraz wręcz aniołami.

Dotarłem do moich drzwi, wyciągnąłem zapasowy klucz spod doniczki niedaleko okna i wszedłem do środka. Mimo, że nie było mnie tylko jeden dzień, to czułem się tutaj obco. Pokój bł ciemny i jakiś taki jałowy; obrazy wciąż wisiały na ścianach, dywan był poplamiony już od lat, nie dbałem o to - ale jednocześnie zasłony wydawały się ciemniejsze, a ściany mniejsze. Zamknąłem za sobą drzwi, na klucz.

"Znajdź to, Arthur"

Głos Siri zabrzmiał z mojej kieszeni. Poczułem wibracje na nodze i prawie krzyknąłem zaskoczony. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na ekran.

- Co do cholery?

"Oni nadchodzą"

Wyłączyłem iPhone'a i rzuciłem go w kąt. Z łoskotem spadł na podłogę. Czułem ciężar w klatce piersiowej; starałem się zachować spokój. Mogłem po prostu tu zostać. Zapomnieć o wszystkim, co się stało. Policja oczyściła mnie z podejrzeń. Rodzice wiedzą, że jestem bezpieczny. Nie powstrzymuje mnie nic przed położeniem się spać i wstaniem rano na zajęcia.

Chciałem już usiąść, ale coś sobie przypomniałem - Dr. Thomas chciał, abym odzyskał to coś z mojej kanapy. Powoli podniosłem poduszki. Nie znalazłem nic poza drobniakami i pięcioletnim chrupkiem. Podniosłem kolejną. Nic. Nieco wkurzony złapałem za ostatnią poduszkę, miałem już dość pierdolenia się z tym, ale wtedy go zobaczyłem: mały pendrive z mrugającą na czerwono diodą na jednym końcu. Wziąłem go, pot spłynął mi po twarzy.

"Są tutaj!"

Głos Siri był przeszywający; już nie był sztuczny i mechaniczny. Brzmiała jak człowiek.

Obróciłem się w dobrym momencie, żeby zobaczyć znajomy cień za zasłoną. Długi, szczupły - jak widmo. Mrugnąłem, puls podskoczył mi natychmiast. Potykając się o własne stopy ruszyłem biegiem przez salon i podniosłem telefon. Widziałem, jak cień, jakby nigdy nic, odblokowuje zamek w drzwiach wejściowych. Otworzył je z hukiem. Ukryłem się w korytarzu i patrzyłem na ubraną na czarno postać, która wtargnęła do mojego domu.

Czułem się, jakby przyszedł po mnie sam Ponury Żniwiarz. Przylgnąłem do ściany zaciskając mocno oczy. Postać szła wzdłuż korytarza, w którym stałem, a który prowadził do sypialni. Nie widziałem twarzy, ale wiedziałem, że ta osoba przyszła tu, aby mnie skrzywdzić w sobie tylko znany sposób. Po cichu podreptałem do sypialni dla gości. Z wielkim trudem udało mi się zamknąć drzwi bezgłośnie. Przekręciłem zamek. Miękkie kliknięcie brzmiało jak strzał z broni.

Zacząłem przewalać pokój do góry nogami w poszukiwaniu pistoletu, który ojciec kupił mi, kiedy się tu wprowadziłem. Nigdy w życiu nie użyłem broni. Mama bała się, że zrobię sobie lub komuś krzywdę, więc kończyło się na oglądaniu Johna Wayne'a. To wszystko nie miało znaczenia w tej chwili. Znalazłem małe, metalowe pudełko na półce z książkami, wyjąłem mały pistolet i zachowałem się tak jak John Wayne wiele razy: sprawdziłem, czy bębenek jest naładowany. Był.

Usiadłem na łóżku i odbezpieczyłem broń. Siedziałem w ciemności, pistolet wycelowany w drzwi. Słyszałem, jak moje mieszkanie jest przeszukiwane; cała moja cenna kolekcja krowich serc i ludzkich mózgów z moich kujońskich lat nauki o anatomii leżała teraz na podłodze. Ktokolwiek to był, brał się tylko za bliskie mi rzeczy i je niszczył.

Potem nastała cisza. Czekałem, próbowałem uspokoić moje serce, ale odmawiało, nadal waląc jak oszalałe w mojej piersi, wszystko zagłuszało. Jednak nie musiał już nic słyszeć: pod drzwiami zobaczyłem narastające, pomarańczowe światło. Na początku słabe, stopniowo coraz silniejsze. Następnie poczułem zapach. Dym. Mój umysł krzyczał, gdy tylko zdałem sobie sprawę z tego, co się dzieje.

Otworzyłem drzwi, a płomienie smagnęły mnie po twarzy. Gorąc był nie do zniesienia. Upadłem na podłogę przewrócony podmuchem płomieni.

"Wynoś się stąd."

Siri wydała polecenie mechanicznym, obojętnym lecz stanowczym głosem.

Wstałem i zaczekałem, aż płomienie się cofną na moment. W oddali słyszałem dźwięki syren. Postawiłem nogę w korytarzu. Płomienie trawiły ściany i sufit. Zobaczyłem mój stary dywan, szybko pożerany przez pomarańczowożółte światło; portrety rodzinne i zdjęcia z wakacji zostały zmiecione z powierzchni ziemi w sekundę.

Pognałem prze mieszkanie, ledwo udało mi się dotrzeć do drzwi. Mroźne powietrze uderzyło mnie w twarz. Kaszlałem, aż zwymiotowałem, płuca miałem spalone od gorącego dymu. Rękaw mojej bluzy tlił się, szybko go zagasiłem. Ludzie wychodzili z domów, minęło mnie kilka grup strażaków. Ja po prostu odszedłem. To wszystko, co mogłem zrobić. Dokuśtykałem do parkingu, wsiadłem do samochodu, który nawet nie był mój i po prostu w nim siedziałem.

Natychmiast poczułem dłoń zaciskającą się na moim gardle. Moje jabłko Adama zostało niemalże zgniecione. Upuściłem telefon, chwytając za dłoń w rękawicy, która przykuła mnie do miejsca. Czyli tak umrę, pomyślałem. Moi rodzice się nawet nie dowiedzą. Przed oczami przeleciały mi te wszystkie, banalne rzeczy, które zawsze chciałem zrobić: nigdy nie byłem w Paryżu, nie skończyłem koledżu. Nawet nie poruchałem. Wszystko to krążyło teraz po mojej głowie. Szarpałem się, ale zacząłem widzieć białe plamy. Brak tlenu, nie docierał już do mózgu. Za chwilę stracę przytomność.

I wtedy, bez przyczyny, z telefonu wydobył się wrzeszczący hałas. Tak głośny, że poczułem grzechotanie w bębenkach usznych. Bolało. Dłoń zwolniła uścisk, a ja wytoczyłem się z samochodu, kaszląc. Wziąłem ze sobą telefon i położyłem na parkingu. Ledwo mogłem oddychać; z wyczerpania, nawdychania się dymu i adrenaliny krążącej w moich żyłach, zaraz stracę przytomność.

Spojrzałem za siebie przez ramię. Drzwi za siedzeniem kierowcy był otwarte. Osoba, która próbowała mnie udusić, uciekła. Tłum ludzi patrzył na narastający w moim mieszkaniu pożar. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś policjanta, ale żadnego nie było. Tylko strażacy. Podbiegłem do najbliższej osoby i błagałem o pomoc. To była starsza kobieta; już dawno po 70-tce. Wiedziałem, że ma na imię Wanda - mieszkała trzy pomieszczenia dalej. Lekki Alzheimer. Gapiła się na mnie szeroko otwartymi, lśniącymi oczami.

Biegłem przed siebie. Chciałem się stąd wydostać. Za plecami słyszałem szyby pękające z gorąca. Nie ma już nic. Wbiegłem do małego lasu, który był tu niedaleko. Przewróciłem się na skraju, w miejscu, gdzie znaleziono ciało Rachel. Wciąż była tam przyczepiona do drzew taśma z ostrzeżeniem.

"Chcesz wiedzieć, co jest na tym pendrivie?"

Głos Siri pochodził z okolic mojej dłoni. Odrzuciłem telefon najdalej, jak mogłem, w mrok. Mogłem dostrzec światło ekranu leżącego wśród połamanych gałęzi.

- Pierdol się.

Leżałem, w kieszeni czułem rzeczony pendrive. Zacząłem szlochać. Jestem skończony. Pokonany. Już po mnie. Skreślony.

W ciemności, świecący wyświetlacz telefonu nagle uniósł się w powietrze, jakby lewitował. Oczywistym było, że ktoś go niesie. Ktoś, kogo nie widziałem, bo zlewał się z mrokiem. Słyszałem chrzęszczące, zbliżające się kroki. Mogłem wiać, ale miałem dość. Nawet nie próbowałem.

- Wiem, że zżera cię ciekawość, Arthur. - przemówił głos, zaledwie kilka metrów przede mną. To nie była Siri. To był znajomy głos. Bardzo znajomy. Zmroziło mi to krew w żyłach. Chciało mi się rzygać. - Pendrive, w którego posiadaniu jesteś, skrywa tajemnicę, która pozwoli stać się niezwyciężonym każdemu, kto ją posiądzie. Zawiera lekarstwa na wszystkie choroby świata. Rak, AIDS, nawet zwykłe przeziębienie. Dr. Thomas pracował dla nich, ale uciekł, kiedy dotarło do niego, że zabijają ludzi, aby zatuszować wszystko to, co masz w kieszeni.

Z mroku wyłoniła się czarna postać. Ta sama, która była w moim mieszkaniu. Zacząłem krzyczeć, ale ręka zatkała mi usta. Walczyłem, ale nie miałem już sił. Sięgnąłem ręką i ściągnąłem jej z głowy kaptur, by przyjrzeć się swojemu oprawcy.

Bryant patrzył mi głęboko w oczy.

---

Część V: http://straszne-historie.pl/story/2059

Część VI: http://straszne-historie.pl/story/2079

Alternatywne zakończenie: http://straszne-historie.pl/story/2080

---

Tłumaczenie: Lestatt Gaara

Autor: TheLastZ @ Reddit NoSleep

(CC) BY-NC-ND 3.0 © Przy kopiowaniu proszę o zachowanie autora, tłumacza i obu źródeł.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

O. MÓJ. BOŻE.
Odpowiedz
Ogólnie fajne. Gdyby na pendrivie była jego śmierć. .. jak umrze....
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje