Historia
Pani lasu...
Często lubiłam przechadzać się po pobliskim lesie. Szczególnie w nocy. Mój drugi dom (jak nazywałam las) zdawał się być wtedy magiczny, nieprzenikniony, ale nie bałam się go. Od zawsze czułam jakbym była jego właścicielką. Jakbym dzieliła ten piękny zakątek z wszystkimi ptakami, zającami, sarnami i podobnymi zwierzętami.
Tej pamiętnej nocy po odrobieniu pracy domowej, ubrałam się i ruszyłam wąską drużką prowadzącą do mojego królestwa. Było około godziny dwudziestej pierwszej. Wiatr delikatnie rozwiewał moje ciemne, rozpuszczone włosy. Od pierwszych kroków na miękkiej ściółce pokrytej mchem i gałązkami, czułam się jak królowa. Pani, władczyni. Zwierzęta nie bały się mnie, nie uciekały, co ważniejsze, bywały odważne osobniki, które do mnie podchodziły.
Szłam prosto przed siebie, przez wydeptaną już dróżkę. Prowadziła ona do pięknej polany i jeziora. Gdy wyszłam na teren otwarty i odnalazłam wzrokiem mój ulubiony pień, który wydawał się być moim tronem, usiadłam na nim. Wyjęłam szkicownik, ołówek i małą latarkę, którą zaczepiłam u góry "tronu". Zaczęłam szkicować polanę. Jej szkiców miałam mnóstwo, ale na każdym wyglądała inaczej. Tej nocy wydawała się rozpływać w magii i własnej tajemniczości.
Po skończeniu rysunku, spojrzałam w niebo. Na ciemnej, granatowej powłoczce nie było żadnej chmury, gwiazdy świeciły mocno, przez co noc była jasna. Najważniejszym punktem kulminacyjnym całego nieba, był księżyc.
"Pełnia, najbardziej magiczna noc w całym miesiącu"- pomyślałam.
Czas zawsze mijał mi tu bardzo szybko. Nim się zorientowałam, była północ. W oddali usłyszałam wycie wilka. Sama siebie zaskoczyłam, kiedy zamiast uciekać uśmiechnęłam się i zawyłam radośnie. Po ludzku, inaczej niż wilk, ale... CO MI DO CHOLERY ODBIŁO?! W końcu się uspokoiłam. Spojrzałam na taflę wody. W jeziorku odbijało się całe niebo. Woda błyszczała.
Po pewnej chwili podszedł do mnie wilk. Przestraszyłam się jak nie wiem. Chciałam uciekać, ale strach sparaliżował całe moje ciało. Wydałam z siebie, krótki, przeraźliwy jęk, gdy zwierze zbliżyło się jeszcze bardziej. W końcu podkuliłam nogi siedząc na swoim tronie. Zwierze było już niebezpiecznie, blisko mnie. Zamknęłam oczy.
"Jak zwierze w pułapce! Jak w klatce! Niech moja śmierć będzie szybka i bezbolesna! Proszę Cię wilku, nie chciałam naruszyć twojego terytorium" - rozmyślałam gorączkowo, ale nic się nie działo.
Nie czułam potwornego bólu, wręcz przeciwnie. W pewnym momencie, wilk położył swój ciepły pysk na moim kolanie. Otworzyłam oczy, bałam się oddychać. O boże, jak przeraźliwie się bałam! Ale szary wilk leżał koło mnie, kładąc swój pysk na moim kolanie. Za nim stało całe stado wilków, doliczyłam się ich 15, ale potem przestałam liczyć bo usłyszałam coś co zmroziło mi krew w żyłach.
-Pani, nasza pani, władczyni lasu - za mną stał mężczyzna, kłaniający się, przed nim wszystkie wilki podkuliły ogon i kłaniały się
-Kimże ty jesteś? - odpowiedziały moje usta, ale to nie był mój głos! Ja tego nie mówiłam! Ja tego nie wymyśliłam
-Władcą tego lasu. Stąpasz po mej ziemi, siedzisz na mym tronie - a więc moje podejrzenia nie były omylne, to był tron! - Chciałbym zaprosić Cię to wspólnego rządzenia tym lasem. Te wilki będą nasze! Ten teren również! Wszystko co się na nim znajduje!!!
* * *
Szybki oddech tego człowieka mówił mi, że był strasznie przerażony. Stałam tam, ubrana w skórę dzików i saren, trzymając w ręku nóż, bardzo ostry.
-Odważyłeś się wejść na mój teren. Wybaczone, gdyż nie wiedziałeś, że jest on mój. Zabiłeś moje zwierzę, mojego zająca i zniszczyłeś moje drzewo! Wybacz, boś głupiec. Zamordowałeś mojego wilka! - spojrzałam na niego z obrzydzeniem, a potem z troską na czarnego wilka u jego stóp, człowiek ten był przerażony, wokół nas dwóch krążyło całe stado, wilki chciały, abym pomściła ich pobratymca - A tego nie wybaczę!!!
Krzyknęłam na niego, chwilę potem stracił nogę. Nie pozwoliła bym mu tak po prostu umrzeć, musiał cierpieć. Jeden członek watahy podszedł do płaczącego, skomlącego, proszącego o wybaczenie człowieka i wykręcił mu rękę pod przedziwnym kontem, potem odgryzł palce. Krew tryskała na wszystkie strony. Człowiek nie był już do niczego zdolny, był na granicy zemdlenia. Przybliżyłam się do jego leżącego ciała. Odwróciłam jego głowę tak, by ostatnią rzeczą, którą widział, była moja twarz. Uśmiechnęłam się i jednym szybkim ruchem pozbawiłam go głowy. Gdy wstałam, zbliżył się do mnie mój kompan. Objął ramieniem i pocałował w policzek. Zamierzałam zrobić coś, co planowałam od dawna. Gdy ten był zajęty czułym całowaniem mnie w szyję, obcięłam mu głowę. Chwilę potem zaśmiałam się szyderczo. Krew z tętnicy tryskała na mnie szaleńczo tak, że wyglądała jak fontanna. Cała we krwi, w ubraniu ze skóry zwierzęcej. Tak właśnie stałam się jedyną władczynią tego lasu.
-Jestem panią lasu! Jedyną! Nikt oprócz mnie nie włada tym terenem! - krzyczałam, a wilki wyły...
Komentarze