Historia

Akademik
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Było już po północy, a ja ciągle przekręcałam się z boku na bok. To pierwsza burza tej wiosny. Już się błyska ponad miastem, widać to dobrze z siódmego piętra akademika. Jesteśmy tak wysoko, powietrze jest jakieś dziwne, jakby rzadsze, trudno się oddycha. Jednak współlokatorka nie miała z tym najwyraźniej problemu, gdyż pochrapywała w najlepsze. Ja też musiałam już spać, jutro od rana mam zajęcia. Jakimś cudem zapadłam w płytki i niespokojny sen.
A śniło mi się, że jestem w jakimś namiocie medycznym, takim, w jakim leczono rannych wojowników nieopodal pola bitwy. Leżałam na jednym z wielu łóżek. Po namiocie przechadzali się sanitariusze. Jeden z nich zbliżył się do łóżka obok mnie i wpatrywał się przez chwilę w śpiącą na nim osobę. Nie wiem skąd, ale we śnie po prostu wie się pewne rzeczy i ja wiedziałam w tym momencie, że lekarz uznał, że ta osoba jest śmiertelnie ranna i chciał skrócić jej cierpienie. Wziął poduszkę i udusił ją. Wtedy spojrzał na mnie i zobaczył, że na niego patrzę. Zbliżył się do mnie, cały czas trzymając tę poduszkę. Wiedziałam, że muszę sprawiać wrażenie, że nic mi nie jest, żeby mnie nie udusił. Chyba mi się udało, bo po chwili odłożył poduszkę, wyjął za to grubą igłę i zaczął kłuć mnie po ręce, jakby ją zszywał. Bardzo bolało, ale nim ból mnie obudził, sen się zmienił.
Nie pamiętam co śniło mi się później. Po prostu w pewnym momencie zaczęłam odzyskiwać świadomość. Najpierw poczułam, że muszę siku. Po chwili doszło też wrażenie gorąca, co było normalne w tym pokoju, bo zawsze rano słońce świeciło prosto w okno. Jednak po chwili poczułam też ból ręki. Byłam pewna, że ścierpła mi w nocy, więc tylko zmieniłam pozycję. Potarłam ją drugą dłonią. Był jakaś taka chropowata. Otworzyłam oczy. Moje przedramię pokryte było zaschłą krwią. Rany układały się w napis ZAMYKAJ DRZWI. Krzyknęłam. Przerażona zerwałam się z łóżka. Dopiero wtedy spojrzałam na łóżko współlokatorki. Leżała na nim z otwartymi, martwymi oczami. Siny język wylewał się z ust na brodę.
Zaczęłam wrzeszczeć i rzuciłam się do drzwi od pokoju. Klucz jak zwykle tkwił w zamku. Szarpnęłam za klamkę. Były zamknięte.
Komentarze