Historia

Pola.
Słońce boleśnie oślepia, a jego skwar sprawia, że koszulka lepi się do ciała. To wszystko to jakieś.... szaleństwo. Wszędzie pola..., wszędzie gdzie spojrzę widzę tylko pola. Pola ciągnące się po horyzont, pola pokryte zbożem.
Nie wiem ile czasu już idę. Byłem na spacerze, skręciłem w jakąś ścieżkę, znalazłem się na polu. Myślałem, że da radę przejść na przełaj. Teraz już nie wiem co myśleć. Zawracałem już kilkakrotnie. Te pola... one zdają się nie kończyć. Wiem, to brzmi jak jakieś brednie szaleńca, ale one chyba naprawdę się nie kończą...
Nie widzę nic prócz zboża ciągnącego się po horyzont. Nigdzie nie ma drzew, domów, niczego nie ma! Tylko te pola...
Coś się zmieniło. Chyba widzę człowieka, ale nie jestem pewien, podejdę bliżej. On jest jakiś dziwny, odkąd idę w jego stronę, nie poruszył się ani razu. Uwagę przykuwa jego płaszcz. Ten płaszcz powiewa na wietrze, ale tu nie ma wiatru... Chyba powoli tracę rozum, to wszystko od tego gorąca.
Podchodzę coraz bliżej, zaczynam tracić nadzieję, że to człowiek. To chyba strach na wróble. Tak, gdy jestem przy nim, mogę powiedzieć to na pewno– to strach na wróble.
Zaczynam już zawracać, gdy nagle słyszę cichy, szyderczy śmiech, wydobywający się jakby ze starczego, wyschniętego gardła.
W pierwszym odruchu zaczynam uciekać, lecz po chwili opanowuję strach i postanawiam sprawdzić, co było źródłem tego dźwięku. Jeżeli naprawdę to słyszałem, to prawdopodobnie gdzieś tam, przy strachu na wróble, jest jakiś człowiek, który sądząc po wydanym dźwięku, potrzebuje pomocy.
Ponownie podchodzę do stracha, znów słyszę ten dziwny śmiech, lecz oprócz stracha szczelnie owiniętego płaszczem, nie ma tu nikogo. Z przerażenia żołądek podchodzi mi do gardła, ale...zaraz... Może tam, tam pod płaszczem, ktoś jest.
Ostrożnie podchodzę do stracha i odwijam płaszcz. To, co ukazuje się mym oczom, sprawia, że upadam na ziemię i zaczynam panicznie odsuwać się od tego czegoś.
Śmiech jest teraz głośniejszy i bardziej szyderczy. Na szczęście udaje mi się wstać i zaczynam biec ile sił w nogach.
Boże! co to było ?! Tam pod płaszczem, przybite do desek, tworzących szkielet stracha, niczym jakaś przerażającej parodii krzyża wisiało... coś. Nie wiem co to kurwa było! Wyglądało jak jakiś wysuszony stary człowiek, jak jakaś egipska mumia, z wysuszoną, czarną skórą, opinającą ciasno kości, tyle, że to coś, żyło i śmiało się szyderczo ze mnie.
Boże ! Co tu się dzieje. Dlaczego te pierdolone pola się nie kończą ?!
Biegnę już od dłuższej chwili i postanawiam się odwrócić, aby zobaczyć jak daleko jestem od tego pieprzonego czegoś. Gdy odwracam się, nie widzę niczego. Niczego ! Nie ma tego czegoś, są tylko te pierdolone nieskończone pola !
Odwracam się i widzę to coś przed sobą. Strach paraliżuje moje mięśnie i nie mogę wykonać żadnego ruchu.
Tym razem nie słyszę śmiechu, jest tylko napięta cisza, którą po chwili przerywają chrapliwe słowa.
Witaj... Nie próbuj nawet uciekać... Stąd nie da się wyjść... Jesteś... już... mój... Jam jest Czarnobóg... Dawny słowiański bóg... Zobacz... co zrobili ze mną wyznawcy... Jezusa z Nazaretu... Kiedyś byłem potężny... Składano mi ofiary... Krwawe ofiary... A oni... Spalili święte gaje... Zniszczyli posągi... Zabili wiernych... I tak skończyłem... Tak kończą bogowie... bez krwi.. ofiar... Lecz... nie jestem... nie byłem... pozbawiony wszystkich sił... przez osiemset lat... czekałem... aż ktoś trafi do mego piekła... Żar słońca... A teraz ty jesteś... jesteś tu... moja ofiara... Czujesz to ? Żar... Wysychasz... A ja odzyskuje siły... Gdy słońce... zostawi tylko suche zwłoki... Ja... powrócę na ziemię... i rozgniotę... rozgniotę moich katów... A teraz biegnij... póki jeszcze możesz...
Zacząłem biec, biec na oślep, biec ile sił w nogach. Nie wiem ile biegłem, może kilka minut, może godzin, może dni... Nie mam już sił... Chyba położę się i odpocznę trochę. To zabawne... jego śmiech... słyszałem go cały czas odkąd biegłem... teraz milknie... Chyba zostałem tu sam...
Komentarze