Historia

Dwa dęby.

badsoul94 6 10 lat temu 5 405 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Pew­ne­go dnia Jaś i Małgo­sia wy­ruszy­li w las, gdzie niefor­tunnie się zgu­bili. Wędro­wali w tę i z pow­ro­tem, nie mogąc zna­leźć wyjścia z la­su ani dro­gi pow­rotnej, którą do niego weszli bo­wiem dob­rze oz­naczo­na i so­lid­nie wy­dep­ta­na przez tu­bylców ścieżka już daw­no zniknęła im z oczu. Zaczęło ro­bić się ciem­no, za­padał zmie­rzch i gdy w końcu złapała ich noc, gdzie je­dynym źródłem światła była poświata Księżyca i ma­leńkich gwiazd, która nie dość, że mętna i słaba, to jeszcze blo­kowa­na przez ko­rony drzew gęsto osadzo­nych w tym le­sie, bied­ne dzieci zaczęły w całko­witych ciem­nościach co chwi­la przew­ra­cać się o wys­tające korze­nie lub wpa­dać w ja­kieś przy­pad­ko­wo osadzo­ne krza­ki, wydzierając się przy tym w niebogłosy – i ze strachu i po to, by w ktoś je w końcu zna­lazł. W pew­nym mo­men­cie zasze­leściły liście …

Pier­wsza spoj­rzała w tamtą stronę dziew­czyn­ka, która mo­men­talnie zbladła, a język i krtań odmówiły posłuszeństwa na ten wi­dok, który uj­rzała. Mi­mo chwi­lowe­go znierucho­mienia, dość dot­kli­wie sztur­chnęła łok­ciem chłop­ca, który stał tuż przy niej. Lecz jej ręka musnęła je­dynie po­wiet­rze, które wy­raźnie zgęstniało i ciążyło jak nig­dy przed­tem .. zos­tała tyl­ko ona i ONI.

Przed nią ni stąd ni zowąd zna­lazło się przy­naj­mniej pięć za­kap­turzo­nych pos­ta­ci – słyszała ich sze­leszczące, mrożące krew w żyłach od­dechy, dla­tego wie­działa, ile ich jest i że otaczają ją szczel­nie z niemalże każdej stro­ny. Smród, ja­ki ze sobą przy­nieśli, był nie do wyt­rzy­mania i mącił w głowie przywodząc na myśl rozkładające się szczątki. Lecz wyczuła też coś jeszcze .. szcze­linę, między dwo­ma pos­ta­ciami, tuż przed sobą. Mi­mo drżących nóg, które zro­biły się miękkie niczym u szma­cianej lal­ki, dziew­czyn­ka wzięła się w garść i puściła biegiem. Oślizgłe, zim­ne, gnijące dłonie chciały ją chwy­cić, lecz nie zdążyły i je­dynie musnęły jej nagą skórę na przed­ra­mionach. Czując rozpływającą się wzdłuż całego ciała po­budzającą ad­re­nalinę, pędziła tak szyb­ko, jak nig­dy przed­tem po­mimo kil­ku upadków, których, no cóż, nie dało się uniknąć. Po­dar­te spod­nie żałośnie zwi­sały jej na ob­dra­panych łyd­kach i udach, lecz nie to było te­raz is­totne.

Uj­rzała światło. Nie, nie z góry jak to w chrześci­jańskiej śmier­ci by­wa. Przed sobą. Oto, po­między dwo­ma potężny­mi, tak dob­rze jej zna­nymi dęba­mi, zo­baczyła ową ścieżkę wyłożoną drob­nym żwi­rem, której szu­kała z Ja­siem tak długo. Lecz on już nie wróci. Wie­działa to. Za­cisnęła us­ta i zęby by nie pęknąć i nie wy­buchnąć płaczem te­raz, gdy już była tak blis­ko wyjścia z te­go cho­ler­ne­go la­su. Pier­wsze do­my były od­da­lone od wejścia do la­su o ja­kieś dwa ki­lomet­ry, więc jeśli biegłaby w ta­kim tem­pie, jak do­tychczas, zdążyła by dot­rzeć tam w kwad­rans. Ciepła myśl nadziei roz­grzała jej zmrożone strachem ser­ce. Szczęście nie było jej jed­nak pi­sane …

Coś zab­rało jej światło. Nies­podziewa­nie, prak­tycznie znikąd wy­rosła przed nią jed­na z tych prze­rażających pos­ta­ci, które zab­rały jej Ja­sia i wi­docznie chciały zab­rać również i ją. Niez­na­jomy zaczął zbliżać się do niej po­wol­ny­mi le­niwy­mi kro­kami jak­by chcąc przedłużyć jej to cier­pienie. Dziew­czyn­ka nie wyt­rzy­mała pres­ji i ze strachu po­puściła w maj­tki. Ciepły mocz po chwi­li zmienił się w lo­dowa­to zim­ne pla­my pok­ry­wające spod­nie, sma­gane wiat­rem, od cze­go znów zaczęła się trząść i to już nie tyl­ko ze strachu.

Niez­na­jomy oburącz złapał ją sil­nie za gardło i uniósł do góry, wbi­jając pal­ce w miękką skórę tuż pod żuchwą. Dziew­czę zaczęło się krztu­sić i jeszcze próbo­wała wal­czyć, dra­piąc i ko­piąc na­pas­tni­ka. Ten, nie­wzruszo­ny jej wyczy­nami, rzu­cił ją o drze­wo z ta­kim im­pe­tem, że połamał jej jedną rękę, wcześniej również prze­bijając os­trym pa­zurem skórę tuż pod języ­kiem. Krew zaczęła się sączyć przez co szyb­ko uma­zała nią swe ciu­chy i całą słodką nieg­dyś twarzyczkę, te­raz ściągniętą strachem. Mor­derca pochy­lił się nad nią i wte­dy uj­rzała je­go twarz, a raczej tyl­ko jej dolną par­tię.

Us­ta wy­ciągnięte w uśmie­chu pok­ry­te starą krwią, która przy­pomi­nała stary, popęka­ny, szkarłat­ny la­kier do paz­nokci. Dos­trzegła również to, że miał dokład­nie taką samą dziurę pod języ­kiem, jak te­raz ona, a je­go ręka ster­czała pod dziw­nym, nieludzkim kątem.

Kątem oka dos­trzegła czte­ry po­zos­tałe pos­ta­ci zbliżające się do nich …

Widząc ich sze­rokie uśmie­chy zaczęła dzięko­wać bo­gu ( bo­ga nie ma, ale dziecia­czki w takim wieku uwierzą we wszys­tko ), że tra­fiła aku­rat na Niego. Je­den z po­zos­tałych miał owy uśmiech znacznie poszerzo­ny tak, że wychodził po­za li­nię po­liczków, sięgając aż do uszu. I bra­kowało mu kil­ku zębów. Dru­gi miał wi­doczny ślad na szyi po gru­bej li­nie, na której praw­do­podob­nie sam się po­wiesił. Odsłonił również swe nad­gar­stki, na których z prze­rażeniem dos­trzegła głębo­kie, z pew­nością śmier­telne cięcia na prze­gubach, ob­la­ne zas­chniętą krwią, która ze sta­rości zaczęła się kruszyć. Trze­ci na­tomiast miał całą twarz pok­rytą spa­loną skórą, która przy­pomi­nała struk­turą i wyglądem papkę dla dzieci. Czwar­ty …

Naj­szer­szy uśmiech ze wszys­tkich oraz wy­bite dwo­je oczu, które zwi­sały bez­radnie na kil­ku żyłach sple­cionych ze sobą. Jej ma­leńkie ser­duszko zat­rzy­mało się na mo­ment bo­wiem dos­trzegła w nim … swe­go Ja­sia.

A więc i ona miała stać się bez­duszną, żądną krwi mor­der­czy­nią ? Przełknęła ślinę, której prak­tycznie nie było w doszczętnie wy­suszo­nych us­tach. Sku­liła się w so­bie, cze­kając na ko­lej­ny ruch zeb­ra­nych. Niez­na­jomy, który roz­począł swą chorą za­bawę, jed­nym ruchem po­większył jej tą dziurę, przy okaz­ji pod­ci­nając pul­sujące ze strachu gardło, z które­go trysnęła potężna ilość krwi pro­wadząca do na­tychmias­to­wego wyk­rwa­wienia się. Dziew­czyn­ka, a raczej to, co z niej zos­tało, opadła bezwład­nie na wyłożoną suchy­mi liśćmi ściółkę la­su niczym wo­rek kar­tofli. Zaczęła char­czeć jak­by wyrzu­cono to­pielicę z wo­dy i os­tatnią rzeczą, jaką zo­baczyła „w tym życiu„ był prześwit między tak dob­rze jej zna­nymi, dwo­ma dęba­mi …

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Niezłe
Odpowiedz
Niezłe? Raczej super! Bardzo ciekawe i fajnie się czyta.
Odpowiedz
No nieźle nieźle :D
Odpowiedz
Łał, niezłe :3
Odpowiedz
O_o ŁAŁ !!
Odpowiedz
niezłe
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje