Historia
Kość i Dusza
Lindsay uśmiechnęła się szeroko. Chłopak wydawał się naprawdę uroczy. Duże, niebieskie oczy o ciemnej oprawie i kasztanowe włosy ostrzyżone na krótko. Na szyi miał lekko zaciśnięty rzemyk z zawieszonym czarnym krzyżykiem. Zaproponował jej spotkanie następnego dnia. Zgodziła się promiennie.
Trzy miesiące później można było ich uznać za parę. Spotykali się praktycznie każdego dnia. Chłopak rozkochał ją w sobie do granic możliwości. Nigdy nie zgodził się na to, by zobaczyła jego mieszkanie. Zasmucona i zawiedziona nie dała tego po sobie poznać. Postanowiła poczekać jeszcze trochę.
Pod koniec ostatniego tygodnia lipca zaczęła zauważać u Petera(Bo tak się przedstawiał) odmienne zachowanie. Chodził ponuro i smutno. Zaczął nosić dziwne opaski na nadgarstkach, zupełnie jakby chciał coś ukryć. Musiała dowiedzieć się o co chodzi.
Tego dnia postawiła go śledzić. Było słońce i duchota. Chłopak kolejny raz odmówił spotkania i nie mogła się powstrzymać. Podążała za Peterem niemalże przez godzinę. Szedł szybkim krokiem i dotarł niemalże na obrzeża tego małego miasteczka. Skręcił jeszcze przed wejściem do lasu i ominął mały strumyk. Zapuścił się bardzo daleko, gdzieś gdzie nigdzie Lindsay nie miała zamiaru iść. Zirytowana już lekko dziewczyna nie mogła pohamować zdziwienia kiedy zobaczyła małą chatę z betonowymi ścianami. Dach był lekko nachylony i w całkiem niezłym stanie. Pod murami domu rosły krzewy róż, co odejmowało mu upiorności. Chłopak zniknął w wejściu, a ona czekała. Siedziała tam już prawie dwie godziny, kiedy Peter wciąż nie opuszczał budynku. Wstała i postanowiła wejść do środka.
Już na samym początku zaskoczył ją skwar jaki panował w środku. Dosłownie jakby siedziała tuż przy ognisku. Zobaczyła światło na dole schodów więc postanowiła tam zejść. Skradała się powoli, a serce jej biło niemiłosiernie. Miała wrażenie, że może ten szum słyszeć każdy w zasięgu paru kilometrów. Wyjrzała zza ściany i przeraził ją widok który zobaczyła. Chłopak siedział przy metalowym stoliku, można by go określić jako chirurgiczny, takie jakich używa się do operacji w szpitalach. Krzesło wykonane z tego samego budulca wyglądało mosiężnie. Peter nachylony lekko z podkrążonymi oczami podniósł do ust coś co uznała za miskę. Jednak, gdy przyjrzała się bliżej zobaczyła iż jest to ludzka czaszka. Zaklejona tak by znajdująca się tam ciecz nie wyciekła przez kostne otwory. Miała nadzieje, że nie była to krew. Błąd. Modliła się by nie była to krew.
-Możesz już wyjść. – Rzekł bez większego wzruszenia. – Słyszę twój oddech i przyspieszone tętno. – Dodał na końcu. Dziewczyna trzęsąc się ze strachu wyszła zza ściany. Teraz mogła mu się dokładnie przyjrzeć. – Nie musisz się bać. Nic ci nie zrobię.
-Nie jesteś człowiekiem, tylko potworem. Demonem! – Wrzasnęła histerycznie.
-Mylisz się. Do demonów, wampirów, strzyg i innych stworów podobnych raczej mi daleko. – Stwierdził głosem niesamowicie monotonnym. Dziewczyna rozejrzała się po słabo oświetlonym pokoju. Pod ścianą wysypana była górka kości. Starannie oczyszczonych, zadbanych. Nagle chłopak podniósł się do góry i natychmiast znalazł się za nią, po czym przystawił nóż do jej delikatnego gardła.
-Co masz zamiar zrobić? Zabijesz mnie? – Powiedziała z udawanym spokojem, a z oczu popłynęły łzy.
-Chce, żebyś ze mną została. Jeśli cię zabiję i twoje kości tu pozostaną, zostaniesz na zawsze. Jak wszystkie inne duchy. Będę mógł z tobą rozmawiać, patrzeć, dotykać cię. Mam takie zdolności.
-Jesteś martwy! – Krzyknęła wyrywając się z uścisku i ledwo utrzymała się na nogach. On bez uśmiechu pokręcił głową i spojrzał na nią smutno.
-Nie skarbie. – Odparł ponuro. – Tylko przeklęty, wieki temu. Powinienem być martwy, ba! Sam chciałem się zabić. Ale moja dobra znajoma mi na to nie pozwoliła. Przeklęła mnie, nie mogę zginąć, nie można mnie zabić. I czuje ból tracąc każdego, a wiesz straciłem już wiele. Zostań ze mną, a możesz być pewna swego szczęścia.
-Jesteś chory. – Odpowiedziała łkając. – Nie zostanę tu ani chwili dłużej. – Złapał ją za nadgarstek. Próbowała się wyrwać się nie mogła. W ostatniej chwili zobaczyła butelkę stojąc na stole. Stłukła mu ją na kasztanowo – brązowej czuprynie i uciekła ile sił miała w nogach.
Od razu udała się na policję. Pojechali tam razem z nią. Jednak dom był już dawno pusty. Na ścianie został jedynie krwawy napis „One są moje”.
Pół roku później dziewczyna zapomniała o całej sprawie i o swojej nieszczęśliwej miłości. Poznała kogoś nowego i zaczęła układać sobie z nim życie. Kochali się, nawet bardzo. Mieli pobrać się za niecałe dwa miesiące. Wyprowadziła się do niego, do dużego miasta. Gdzieś gdzie nikt nie mógł jej skrzywdzić. Była po prostu szczęśliwa.
Wtedy zadzwonił domofon. Kurier z opłaconą przesyłką. Wpuściła go bez żadnego wahania i czekała na to, by odebrać paczkę. W jej drzwiach pojawił się mężczyzna w ciemnym płaszczu z kapturem, który przysłaniał mu twarz. Miła krzywo przypięty identyfikator ale tak zarysowany, ze nie mogła dojrzeć nazwiska. Uśmiechnęła się szeroko podpisując kwitek i wzięła przesyłkę. Była w miarę ciężka. Kurier miał czerwone opaski na nadgarstkach, ale cóż się dziwić skoro był styczeń. Położyła paczkę na stolę i otworzyła ją. Kiedy tylko zobaczyła co jest w środku zaczęła łkać histerycznie i krzyczeć na cały głos. Karton krył w środku idealne oprawioną kość ludzką na, której widniał napis „I tak zdobędę twoją duszę”, oraz zakrwawione zdjęcie jej narzeczonego z wyciętym żebrem. Dodatkowo znalazła na dnie karteczkę. „On i tak już nie żyje. Żniwiarz za Toba podąża, skarbie”. Wtedy wiedziała już kto wręczył jej przesyłkę.
Następnego dnia znalazła ją jej przyjaciółka. Leżała na śnieżnobiałym dywanie, które teraz mienił się od krwi. Żyły miała podcięte, a na ścianie widniał napis „Moja dusza należy do mnie, nie dostaniesz jej”.
Komentarze