Historia
ODWILŻ
Po żółtej przeciwdeszczowej pelerynce kobiety ściekały kroplami resztki lutowego śniegu, prosto na posadzkę w kuchni. W zlewie nie było brudnych naczyń. Drzwi do pokoju syna były zamknięte. Na pewno jeszcze nie przyszedł…
Obok lodówki stał mężczyzna. Wtedy zrozumiała. Po pelerynce spływał marcowy śnieg. Pierwszy marca nie był jutro. Dziś minęły dwa lata. Byłaby gotowa, gdyby dziś był 29 lutego, którego zabrakło w kalendarzu. Rozszerzonymi z przerażenia źrenicami omiotła z obrzydzeniem twarz męża, by spojrzeć na zegarek stojący na lodówce. 13.17.
Tylko spokojnie… środa, wtorek? Wtorek! Najpierw dwie lekcje polskiego. Na pewno… pisał wypracowanie. Później fizyka. Niemiecki… nie, angielski. Dziś angielski… na jedno wychodzi. Religia! Musi być coś jeszcze! Jeszcze! Jezu…WF! Miał jeszcze WF! Zajęcia do 13.30…
Napięcie minimalnie ustąpiło. Oceniała, czy jest dość pijany, by dała radę uciec, zadzwonić po policję.
Pani Nowaczyk! Mówił jej, że nauczycielka jest chora, nie będzie jej cały tydzień! WF odpadł!
Wtedy zrozumiała, czemu drzwi do pokoju syna są zamknięte, a pasek męża niezapięty.
Krople krwi torowały sobie drogę miedzy resztkami śniegu, ściekając w załomach żółtej pelerynki. Trzasnęła drzwiami lodówki jeszcze kilka razy.
Autor: Arkadiusz Wszędybył
Komentarze