Historia

Szept
Hałas. Tak zdecydowanie obudził mnie jakiś hałas... Była 3 w nocy i jedynym oświetleniem mojego małego pokoju na poddaszu był delikatnie wpadający przez moje okno blask księżyca. Jestem strasznym śpiochem, więc moim jedynym marzeniem było z powrotem odpłynąć w spokojną i ciepłą krainę snów.
Próbowałam... ale jakiś wyjątkowo natarczywy i ostry smród dodatkowo utrudniał mi zadanie. Poczułam ucisk w dole brzucha. I to chyba była jedyna rzecz, która wyciągnęła mnie z łóżka. Poszłam do toalety nie zaświecając nigdzie światła ( by nie zbudzić innych domowników ),i prawie przez "coś" przepadłam, w ostatniej chwili ratując się pobliską ścianą.
"Co tak śmierdzi?" - Pomyślałam, wreszcie zwracając uwagę w większym stopniu na otaczający mnie smród. By uniknąć następnego przepadnięcia, postanowiłam w końcu zaświecić światło. "Jak coś to będą mieli do mnie pretensje, a ja nie mam zamiaru powybijać sobie wszystkich zębów!". Dobra! Światło jest, ale ten smród jest nie do zniesienia...
Zaraz po załatwieniu potrzeby postanowiłam poszukać źródła odoru, więc bez jakiegoś szczególnego zastanowienia zeszłam po schodach na parter (oj uwierzcie, ten zapach był na tam bardzo, bardzo silny). Wszystko było w porządku, tylko drzwi od piwnicy były uchylone i właśnie z tamtąd wylatywał smród. Zamknęłam drzwi i postanowiłam, że rano powiem rodzicom o tym, że w piwnicy coś zdechło. Pogasiłam światła i wyszłam na górę pragnąc tylko z powrotem znaleźć się w swoim łóżku.
Poprzykrywana i śpiąca leżałam na łóżku już dość długo... Nie mogłam zasnąć. Nagle usłyszałam takie tupanie po schodach. "To pewnie mój kot." - pomyślałam, wstałam i uchyliłam drzwi, żeby na wypadek jakby chciał się dostać do mojego pokoju nie narobił hałasu. Z powrotem znalazłam się w łóżku, tyle, że z takim dziwnym, wewnętrznym niepokojem w sercu... Po chwili usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju uchylają się szerzej i "mój kot" wchodzi po cichu tak jak to on ma w zwyczaju. Ale coś było nie tak... Że też w tedy się nie zorientowałam...
"Kot" wczołgał się pod moje łóżko ( to też mnie zbytnie nie zdziwiło, bo on tak już ). Tym razem stało się coś dziwnego, co prawda wczołgał się pod łóżko, ale tak jakby się ledwo mieścił... Postanowiłam w końcu zasnąć, przecież co innego jak nie mój kot mogło się teraz znajdować pod mym łóżkiem?
-Wiem, że nie śpisz... Nie udawaj.- usłyszałam potworny, sykliwy szept spod mojego łóżka.-Może wstaniesz w końcu i sprawdzisz co z twoimi rodzicami?- postanowiłam to zignorować i udawać, że śpię, chodź serce prawie wyskakiwało mi z piersi.-No weź... Nie pozbawiaj mnie zabawy... Na prawdę chcesz wstać rano i zobaczyć co zostało z twojej rodziny?- zaczęłam odczuwać gniew, który kłócił się z paraliżującym strachem-Myślisz, że co to był za wspaniały zapach?-...-Dalej! Zgadnij, nie bądź nieśmiała...
Straciłam świadomość.
Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca... i smród. Wpadłam w panikę uświadamiając sobie, że to nie był tylko koszmar. Gwałtownie usiadłam na łóżku i pierwsze co zobaczyłam to otwarte okno, a wokół niego ślady stóp stworzone ze skrzepniętej krwi. Zwymiotowałam.
Strach o rodzinę już górował nad strachem o siebie. Zbiegłam po schodach. Wszędzie była krew...wszędzie. Pewnie się domyślacie dokąd prowadziły ślady...
Zbiegłam do piwnicy i zobaczyłam scenę jak z horroru- wyprute flaki i kawałki moich rodziców walały się wszędzie. Nie chciałam żyć... Nie po tym co zobaczyłam...
-CHODŹ PO MNIE!!!!JUŻ! - krzyczałam z całych sił, ale odpowiadała mi tylko cisza...
***
Minęło już pół roku od tamtego zdarzenia. Jestem w psychiatryku i czekam, aż po mnie wróci. Czekam...
-CHODŹ PO MNIE!!! CZEKAM JUŻ TAK DŁUGO!!! -krzyczałam po raz kolejny wylewając kolejne stróżki łez na swoje policzki...
***
-Panie doktorze? Jak długo będzie jej pan wmawiał tą historię? Ona już nie daje sobie rady...
-Pani Wilkins... Już pani mówiłem, że ta dziewczyna zabiła swoją rodzinę w okropny sposób... Znaleziono ją w lesie. Prawdopodobnie jak zdała sobie sprawę z tego co zrobiła uciekła przez okno, na dach i zeskakując uderzyła się w głowę, przez co po krótkim czasie zemdlała w lesie nieopodal.
-Ale doktorze! To jest niemożliwe, aby co roku przybywała do nas dziewczyna z podobnymi objawami i z bardzo podobną historią...
-Proszę pani... Bardzo możliwe, że to jakaś sekta... a ta historia to po prostu możliwość odpoczęcia od prawdy, to dla jej dobra...
-Nie mogę dopuścić, aby kolejna młoda dziewczyna z tym przypadkiem...
-NIE! Już mówiłem, tym razem będzie inaczej, nie popełni samobójstwa, ani nie ucieknie...
-Mimo wszystko to okrutne wmawiać jej coś takiego...
-Niech się pani nie martwi-powiedział doktor z podejrzanym uśmiechem objawiając przy okazji swoje szpiczaste zęby.-Już za niedługo nie będzie się musiała o nic martwić...- dodał po cichu oblizując się tak jak dzikie zwierze na myśl o ofierze.
PS: Jest to moje pierwsza straszna historia, proszę o wyrozumiałość i szczere opinie.
Komentarze