Historia

Psychiatryk

mefistofeles 0 10 lat temu 4 494 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Wyjechałam w sierpniu do mojej babci i dziadka, którzy mieszkają na totalnym odludziu. Kiedy dojechaliśmy (z trudem), babcia otworzyła nam drzwi i od razu się odwrócił. Było widać, że płacze. Mama zapytała, co się stało. Babcia odpowiedziała, że kwadrans temu dziadka zabrało pogotowie. Nie wiadomo, dlaczego, ale skarżył się na serce. Kiedy usiedliśmy w salonie na kanapie, babcia poszła zadzwonić do

szpitala i dowiedzieć się, co z dziadkiem. Wróciła zszokowana, bo telefon nie działał.Tata poszedł to sprawdzić. Gdy wrócił, powiedział, że ktoś... przeciął kabel od telefonu. I to tak, że nie dało się połączyć dwóch końców - ubyło z 10 cm kabla. Ja, mama i tata w pośpiechu wyjęliśmy swoje komórki, ale ze zgrozą stwierdziliśmy, że nikt nie ma tu zasięgu. - A więc jesteśmy odcięci od świata...? - zapytałam drżącym głosem. - Nie - odpowiedział tata - przecież mamy jeszcze samochód. Wyszedł na zewnątrz. Gdy rócił, sam był już zdenerwowany. Oświadczył, że ktoś poprzebijał wszystkie cztery opony... W ciężarówce dziadka też. Zaczęliśmy się naprawdę bać - kto chciał nas odciąć od wszystkich? - Mamo... Co jest najbliżej od waszego domu? Cokolwiek... spożywczy albo coś... - 25 kilometrów stąd jest szpital psychiatryczny... - padła odpowiedź. "Świetnie" pomyślałam, "nie mogło nas spotkać nic gorszego". Późnym wieczorem - już około 22.00 mama i tata powiedzieli, że już dłużej nie będą czekać w niepewności i idą szukać tego szpitala psychiatrycznego, bo tam na pewno mają telefon. Była 23.30, a oni wciąż nie wracali. Babcia położyła się spać. Siedziałam sama w salonie. Nagle przede mną zrobiło się jasno. Zobaczyłam...dziadka! Ale był jakiś dziwny... po chwili skapowałam się, że to jego duch. Przestrazyłam się nie na żarty - dziadziuś nie żyje...? - Nie wychodź z domu - powiedział głosem, który odbijał dziwne echo - choćby nie wiem, co się stało... I zniknął. Zanim zdążyłam otrząsnąć się z szoku, usłyszałam dzwonek mojej komórki. Ale przecież...ona nie miała zasięgu! Zobaczyłam na ekranie jakiś nieznany mi numer. Odebrałam. - Mam twoich rodziców - powiedział jakiś cienki, 'żabowaty' i nieprzyjemny głos - w lesie... Rozłączył się. Przeszły mnie prawdziwe dreszcze. Jeszcze raz spojrzałam na ekran komórki - miałam jeden 'pasek' zasięgu. Ale był... Można zadzwonić. "A jeśli nie zdążę?" pomyślałam. Ubrałam kurtkę, buty i wyszłam. Było już kompletnie ciemno i aż mnie zmroziło, że po takiej ciemnicy będę musiałą iść do lasu... Szczególnie teraz, po tym, co zobaczyłam i usłyszałam... Ale musiałam. Poszłam w kierunku lasu. Kiedy weszłam między pierwsze drzewa, usłyszałam trzask, jakby ktoś całkiem niedaleko stąpnął na gałęzi i złamał ją... Pomyślałam, że zaraz naprawdę zejdę na zawał... (gdyby ktoś mi to opowiedział przed tym zdarzeniem, że to się właśnie stanie, wyśmiałabym go...ale to stało się naprawdę). W miarę jak szłam coraz głębiej do lasu, słyszałam za sobą, obok siebie i gdzieś przed sobą kroki... szelesty, jakieś odgłosy... Byłam jak w transie. Myślałam, ze to zły sen, a ja się zaraz obudzę... W końcu emocje i nerwy wzięły górę. Stanęłam w miejscu i krzyknęłam: - Wyłaź, kimkolwiek jesteś! Nie boję się ciebie, rozumiesz?! Nie boję się!!! Chociaż bałam się jak cholera. Byłam zmarznięta, głodna i przestraszona. Wtedy usłyszałam za sobą kroki. Ciche, jak by ktoś się skradał... Nawet nie zdążyłam się odwrócić. Gdy otworzyłam oczy, byłam w szpitalu. Poczułam przeszywający ból w głowie. Przed oczami zamajaczyła mi twarz mamy, ktoś coś mówił, ktoś chwycił mnie za dłoń... Po kilku minutach wszystko zaczęło do mnie docierać. - Jak się czujesz, Karinko...? - spytała szeptem mama. Miała łzy w oczach. - Znaleźliśmy cię rano w lesie... Z tamtego szpitala psychiatrycznego zadzwoniliśmy tutaj, gdzie był przewieziony dziadek... - Nie żyje - wyszeptała mama i ścisnęła moją rękę. Miałam jakiś uraz czaszki. Lekarze mówili, że niedługo z tego wyjdę. Po południu słuchałam radia szpitalnego. Nagle skostniałam z zimna... "Uwaga uwaga , ważny komunikat... Wczoraj około 22.30 ze szpitala psychiatrycznego (nazwa wycięta) uciekł groźny psychopata... Proszę zachować szczególną ostrożność..."

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje