Historia
Tortury
Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)
Znajdowała się w ciemnym pomieszczeniu, które było oświetlone jedynie jedną, lecz mocną żarówką zwisającą swobodnie z sufitu prosto nad nią. Leżała na metalowym stole którego chłód czuła większości swojego ciała. Przez to mogła odczuć, że była w samej bieliźnie. Nie pamiętała co się stało i skąd się tu wzięła. Jedyne co sobie przypominała to imprezę, lecz nawet to wspomnienie było zamglone. Cholernie bolała ją głowa a gdy chciała wstać poczuła, że do stołu jest przywiązana.
Nad nią - śliczną szatynką o piwno-brązowych, ciemnych oczach, bladej cerze i delikatnym, drobnym ciele - stał mężczyzna. Wysoki, barczysty mężczyzna ubrany w fartuch lekarski. Lecz nie było to takie ubranie jakie można było zobaczyć u normalnych lekarzy w szpitalach. Ten fartuch był koloru czarnego. Na głowie mężczyzna miał nałożoną obcisłą kominiarkę, która miała pozostawione tylko niewielkie otworki na oczy. Stał do niej prawym profilem i szukał czegoś na drugim stole.
Dziewczyna ledwo obracała głową, oprócz migreny która ją męczyła, bolała ją również szyja. Przez ubranie mężczyzny nie mogła wiele dostrzec bo zaledwie te cholerne, puste oczy. Bała się strasznie, nie wiedziała co napastnik zamierza, lecz zapewne nie należało to do rzeczy najprzyjemniejszych. Po jej ciele zaczęły spływać delikatne strużki potu. Zaczęła krzyczeć, a jej głos odbił się echem. W tej chwili usłyszała też śmiech faceta i zrozumiała, że krzyk jej w niczym nie pomoże. Z trudem rozejrzała się ponownie i ujrzała ceglaste ściany. Mogła się domyślać, że są albo w jakiejś piwnicy, albo w wygłuszonym pomieszczeniu, lub w miejscu oddalonym od ludzi.
Mężczyzna w końcu znalazł to czego tak długo szukał, jednak ona nie mogła jeszcze dostrzec co to. Przykucnął i zaczął kręcić czymś pod stołem, a ten uniósł się do góry. W tym momencie ślicznotka znowu zaczęła krzyczeć, jednak nie trwało to długo bo wiedziała, że jej to nie pomoże a nie chciała dać oprawcy satysfakcji. Gdy przestałą krzyczeć, stół był na odpowiedniej wysokości ale mężczyzna stał nad nią wyczekująco jakby czekał aż znowu usłyszy ten krzyk. Zdenerwował się tym, że dziewczyna odbiera mu tę przyjemność i uderzył ją w twarz otwartą dłonią. Musiało to ją zaboleć, jednak nadal nie zareagowała. Chciała się wyrwać, lecz nie udało się jej to.
Odłożył wcześniej wybrany przedmiot i sięgnął po strzykawkę z jakimś płynem. Przytrzymał rękę kobiety i wstrzyknął jej to jak jakiś narkotyk. Wiedział, że zanim zacznie działać zajmie to chwilę. Dlatego, czekając oparł się o ścianę, z kieszeni fartucha wyjął papierosy i odpalił jednego. Gdy dochodził do połowy, dziewczynie mimowolnie zaczęły przymykać się oczy.
Gdy się obudziła chciała wydać z siebie krzyk, jednak był on niemy. Czułą w ustach posmak krwi i jeszcze jakiś jeden, nieprzyjemny, metaliczny. Ponownie chciała krzyknąć, lecz znowu nie dało to żadnych efektów. Psychopata stwierdził, że jeśli odbierała mu tak wielką przyjemność to już nigdy się nie odezwie - oczywiście, jeśli w ogóle ona to przeżyje, w co wątpił. Musiał w jakiś sposób uszkodzić jej struny głosowe.
Po tym zabiegu znowu chwycił narzędzie, które miał w dłoni wcześniej. Przez chwilę napawał się widokiem dziewczyny, po której twarzy obficie spływały łzy i która nadal starała się wydać jakiś odgłos.
Po chwili cieszenia się tym widokiem, uniósł dłoń z jakimś narzędziem wyżej. Teraz dopiero dziewczyna mogła dostrzec, że były to lekko zardzewiałe kombinerki. Położył drugą dłoń na jej udzie i przesuwał ją w dół, przez łydkę aż do stopy. Gdy tam dotarł mocno ścisnął ją w dłoni, by się nie wyrywała a kombinerki przyłożył bliżej. Wiedziała już, co on chcę teraz zrobić, starała się szarpać nogą jednak niewiele to pomogło. Mężczyzna wyrwał pierwszy paznokieć od małego palca szybkim i silnym ruchem. Krew siknęła prosto na jego fartuch, on się jednak tym nie przejmował i przeszedł do wyrywania reszty paznokci. Obcisła kominiarka lekko się uniosła, przez co można było stwierdzić, że oprawca uśmiecha się podczas tej czynności.
Dziewczyna przez ten czas wiła się okropnie, musiało jej to sprawić spory ból, lecz mężczyzna w końcu skończył robotę przy obu stopach i zostawił ją na chwile w spokoju. Gdy dziewczyna ostrożnie ruszała palcami u stóp - co również szło jej ciężko i z bólem - mężczyzna przesypał zebrane paznokcie do słoika leżącego na stole. Ślicznotka nie miała dużo czasu by odetchnąć, bo zaraz znowu zajął się paznokciami u jej dłoni...
Zakręcił mały słoik w którym zebrało się równe dwadzieścia paznokci. Pozostawił przez ten czas płaczącą dziewczynę na stole i odstawił słoik. Stał nad drugim stołem z narzędziami, zastanawiając się co zrobić teraz. W końcu, znalazł narzędzie pasujące do kolejnej czynności którą sobie zamarzył.
Podniósł obcinaczkę do cygar. Widocznie nie da jej palcom jeszcze spokoju. Zaczął wszystkie odcinać, znowu rozpoczynając od stóp. Krew sikała jeszcze mocniej niż poprzednio, zostawiając umazany cały fartuch i stół. Dziewczyna widocznie cierpiała, co raczej nie było dziwne w tej sytuacji. Skoro przyjemności nie mógł mu już sprawiać krzyk dziewczyny, to chociaż cieszył się jej łzami i krwią wylewającą się z niej.
Palce również zebrał do słoika, tym razem większego i zapalił kolejnego papierosa. Palił szybko, ponieważ martwił się, że nie pozostało mu wiele czasu nim dziewczyna się wykrwawi. Po skończeniu papierosa, zgasił go na jej szczupłym brzuchu co spowodowało, że kobieta uniosła się na stole wypinając brzuch w górę.
Odrzucił peta na bok i ponownie wziął się za kombinerki. Tym razem dłonią na siłę otwarł jej usta, chciał wyrwać jej zęby. Na nie również miał już przygotowany słoik. Oprócz tego na zęby obok leżał jeszcze jeden.
Zęby wyrywał od górnej szczęki idąc od prawej strony. Z czasem szło mu coraz ciężej, ponieważ krew zalewała jej usta. Zatrzymał się za połową górnego uzębienia, by podłożyć pod jej głowę coś, co by utrzymało ją w pozycji takiej, przy której nie zadławi się własną krwią.
Wrócił do wyrywania zębów. Nie przeszkadzało mu nawet to, że kręciła głową. Co prawda, wyrywanie przez to trwało dłużej lecz sprawiało to więcej bólu jej niż problemu mu, ponieważ uderzał kombinerkami w jej dziąsła i wargi.
Po skończeniu ponownie wszystko co zebrał przesypał do słoika i zakręcił. Jak się okazało, drugi słoik był przygotowany na język ponieważ znowu wsadził jej kombinerki do zakrwawionych ust. Dziewczyna znowu zaczęła intensywnie ruszać głową, nie przejmując się już szyją. Teraz wszystko ją bolało, nie tylko szyja. Napastnika zdenerwował fakt, że dziewczyna dalej utrudnia i ponownie uderzył ją w jeden z policzków. Znowu wsadził kombinerki w usta i mimo, że wodziła językiem po całej jamie ustnej w końcu udało mu się go chwycić. Ścisnął go z całą siłą i tak samo silnie pociągnął. Wyrwanie go sprawiło mu wiele problemów, jednak w końcu się udało. Odrzucił kombinerki, bo już nie będą mu potrzebne i wrzucił śliski język do słoika, który zakręcił jak każdy poprzedni.
Kończył już swoją prace. Zostało mu do wykonania kilka czynności a miedzy innymi wycięcie kawałka skóry. Wziął ze stoły skalpel i przyłożył go do uda dziewczyny. Zaczął ciąć powoli aż wyciął spory prostokąt. Spod stoły wyciągnął jeszcze dwa słoiki, jeden większy i drugi dużo mniejszy od niego. Odkręcił je po czym wrócił do odcinanej skóry. Oderwał ten płat który wcześniej wyciął i upchnął go do słoja.
Śmieszyło go to, jak dziewczyna wiła swoim ciałem po całym stole. Ale również było to dla niego jedną z najważniejszych części tego co robił. Uwielbiał, jak kobiety reagują na ból. Drugą ważną częścią było kolekcjonowanie części ich ciała co właśnie robił.
Wziął niewielką łyżeczkę i podszedł bliżej jej twarzy. Dosłownie zaczął wybierać nią jej oczy, zanurzając łyżeczkę w jej oczodół od dołu. Gdy gała była na łyżce, wziął ją w dłoń i odciął połączenie gałki z mózgiem. To samo zrobił z następną i wrzucił je do słoika. Będzie mógł teraz już zawszę oglądać jej piękne oczy.
Dokręcił dokładnie wszystkie słoje i wrzucił je do koszyka. Zwykłego, sklepowego koszyka. Ze stołu wziął jeszcze nóż i rozciął nim brzuch dziewczyny nie trudząc się o żadną wprawę ani precyzje. Chciał jedynie by dziewczyna się szybciej wykrwawiła. Uniósł kominiarkę na wysokość nosa i pocałował kobietę w policzek.
Wyszedł z koszykiem z pomieszczenia pozostawiając ją do wykrwawienia. Szedł długim korytarzem, w którym nie było w ogóle światła. Lecz znał go już dobrze i szedł na pamięć. W końcu skręcił do pewnych drzwi, do pokoju w którym znajdowały się półki z dużą ilością słoików o podobnej zawartości do tych, które miał przy sobie. Słoiki z koszyka zaczął układać obok reszty.
W końcu wrócił do dziewczyny niosąc drewnianą beczkę. Odwiązał już martwą ślicznotkę od stołu i zaczął upychać ją do beczki łamiąc przy tym kręgosłup i kości. Po długiej męczarni w końcu się to udało. Zamknął wieko beczki i przeniósł ją do innego pomieszczenia, gdzie równo obok siebie było ułożonych ponad dziesięć takich samych beczek.
Komentarze