Historia
TO!
Siedziałem na kanapie z puszką Dr Peppera w dłoni, kiedy zadzwonił telefon.
- Jason? Wpadnij do mnie. Pospiesz się, proszę.
- ...Czekaj, o co chodzi? Jest już późno, nie możemy tego załatwić jut...
- Po prostu przyjdź.
Nie zdążyłem zapytać o nic więcej, bo Louis się rozłączył. Często zdarzało mu się dzwonić po mnie o nieludzkiej porze, jednak teraz w jego głosie wyczułem napięcie. Mimo, że wszystko mówiło mi, że powinienem zostać w domu i kontynuować oglądanie bzdurnych seriali, postanowiłem pójść do Louisa. Leniwie ubrałem się i wyszedłem z domu.
Nasze domy dzielił niecały kilometr, zdecydowałem się więc pójść pieszo. Już po dziesięciu minutach stałem przed drzwiami tak dobrze mi znanego, choć świeżo odnowionego budynku. Zapukałem do drzwi. Usłyszałem ciche szuranie stóp i już po chwili szczęk przekręcanego klucza. Louis otworzył mi drzwi i bez słowa wycofał się w głąb korytarza.
Wszedłem do środka i rozejrzałem się wokół. Przedpokój wyglądał, jak gdyby nie był sprzątany od miesiąca. Ubrania były porozrzucane dosłownie wszędzie, w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach. Zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku, a następnie ruszyłem w stronę pokoju gościnnego.
Louis siedział na kanapie, przed nim na stole leżały puste butelki po winie. Telewizor był włączony, spiker mówił właśnie o sytuacji w Korei Północnej. Zasłony w oknach były przysłonięte, a więc w pokoju panował półmrok. Mimo to dostrzegłem strach w oczach mojego najlepszego przyjaciela. Zastanawiałem się, co powiedzieć, kiedy to on odezwał się pierwszy.
- Jason, muszę ci o tym opowiedzieć... Myślałem, że poradzę sobie z tym sam, jednak mi się nie udało. Jest coraz gorzej... Nie wiem czy mi uwierzysz, prawdę mówiąc wcale mnie to nie obchodzi, ale po prostu mnie wysłuchaj.
Wszystko zaczęło się niecały miesiąc temu. Pewnego dnia wróciłem z pracy później niż zwykle. Musiałem zostać dłużej w firmie, bo ten dupek Tom jak zwykle zapomniał wypełnić faktury i wszystko zostawił na mojej głowie. Ale to nie jest ważne. Ważne jest, że kiedy wróciłem do domu i położyłem się spać, zacząłem mieć koszmary. Codziennie śniło mi się niemalże to samo. Akcja snu zaczynała się nad ranem, byłem w swoim domu. Tak jak zawsze, jadłem śniadanie i wychodziłem do pracy. Zaraz po przekroczeniu progu zaczynałem słyszeć szepty, śmiech, krzyki... Obracałem się w stronę mojego domu i widziałem to COŚ stojące przy drzwiach. Nie przypominało normalnego człowieka... Było wysokości kilkuletniego dziecka, miało obślizgłe, gnijące ciało; najgorsza była jednak jego twarz. Czarne, puste oczy bez wyrazu zdawały się patrzeć wprost na mnie. Nie było w nich nienawiści, strachu, gniewu... były puste, i to właśnie zdawało się być w nich najstraszniejsze. Drugą połowę ''twarzy'' zajmował rząd ostro zakończonych zębów rozciągnięty w makabrycznym uśmiechu... To coś zawsze stoi tam i obserwuje mnie, dopóki nie zniknę mu z pola widzenia. Później, najczęściej kiedy wracam do domu z pracy, pojawia się ponownie. To próbuje mnie zabić, Jason. W każdym śnie robi to inaczej, nieraz próbuje wepchnąć mnie pod nadjeżdżającą ciężarówkę, powoduje wypadki, w których biorę udział, dodaje arszeniku do mojej kawy. Za każdym razem kiedy jestem o krok od śmierci, budzę się zlany potem. Wmawiam sobie, że to tylko sen, bo tak przecież było.
Do czasu.
Kilka dni temu wróciłem do domu około północy. Byłem na dosyć mocno zakrapianej imprezie, chciałem więc od razu położyć się spać. Nie zapalając świateł ruszyłem w stronę sypialni. Kiedy byłem już przy schodach prowadzących na piętro, usłyszałem dziwny dźwięk. Coś jakby... Tupot mokrych stóp? Poszedłem do łazienki myśląc, że być może uszczelka w kranie poluzowała się i krople kapią do umywalki. Po sprawdzeniu jednak niczego nie dostrzegłem. Uznałem te dźwięki za normalne skutki imprezy i wróciłem do swojej sypialni. Od razu zapadłem w głęboki sen.
Jak pewnie się domyślasz, śnił mi się ten sam koszmar, który prześladuje mnie od miesiąca. Pojawił się w nim jednak nowy element. Kiedy wróciłem z pracy, przed drzwiami stałeś ty. Na mój widok uśmiechnąłeś się i powiedziałeś, że czekasz na mnie od paru minut. Wydawałeś się być szczęśliwy. Gdy szukałem klucza do drzwi w mojej torbie, nagle przestałeś się uśmiechać; wpatrywałeś się w jeden punkt naprzeciwko. Kiedy i ja tam spojrzałem, zobaczyłem TO. Stało tam i patrzyło na mnie, zdawało się karmić moim strachem. Ty jednak się nie bałeś. Zacząłeś iść w jego kierunku. Krzyczałem, prosiłem, abyś się zatrzymał; wiedziałem, jakie to niebezpieczne. Mimo to szedłeś pewnie w jego kierunku. Istota zdawała się być... zaskoczona? Chwyciłeś ją za obślizłą szyję i rzuciłeś o ziemię. TO próbowało uciec, ale uderzyłeś jego głową o kamień i istota znieruchomiała. Po wszystkim podszedłeś do mnie jak gdyby nigdy nic. ''Już nigdy nie będziesz musiał się bać'', powiedziałeś. Właśnie wtedy się obudziłem.
Było wcześnie nad ranem, około 6.00. Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni po szklankę wody. Wyjrzałem przez okno... i zobaczyłem TO. Stało w oddali, ledwie mogłem to dostrzec, jednak jestem pewien, że je widziałem. Przez chwilę zamarłem, a kiedy się poruszyłem, istota zniknęła. Stwierdziłem, że jeszcze nie do końca się obudziłem i zignorowałem to.
Sen się powtarzał, a ty zawsze ratowałeś mnie przed działaniem tego obślizgłego monstra. W prawdziwym świecie zacząłem jednak zauważać tę istotę częściej. Za każdym razem zdawała się być coraz bliżej mnie. Z początku stała w oddali, potem jednak mogłem coraz dokładniej jej się przyjrzeć. Boję się. Wiem, że pewnego dnia to znajdzie się wystarczająco blisko, by mnie skrzywdzić. Próbowałem brać jakieś leki, ale po nich jest tylko gorzej. Jestem pewien, że ta postać istnieje naprawdę, nie w mojej głowie.
Dzisiaj, zanim do ciebie zadzwoniłem, chciałem położyć się spać. Kiedy zgasiłem juz wszystkie światła, ktoś zapukał do drzwi. Nieco zły poszedłem otworzyć. Spojrzałem przez wizjer... Cholera, to stało kilka centymetrów ode mnie! Mogłem dokładnie dostrzec błysk w jego oczach, żadzę śmierci. Zamknąłem wszystkie okna, zakneblowałem drzwi. Musiałem do ciebie zadzwonić. W moim śnie ten potwór boi się ciebie, tylko ty możesz go pokonać. Jestem pewien, że tak samo jest w realnym świecie. Pamiętasz, dwa dni temu przyszedłeś do mnie żeby oddać mi grę. Wtedy TO stało przed ogrodzeniem. Na twój widok skuliło się i czmychnęło w bok. Tego dnia już nie wróciło pod mój dom. ''
Siedziałem tam i zastanawiałem się nad słowami Louisa. Nigdy nie wierzyłem w duchy, zjawy, zjawiska paranormalne. Ale to... to brzmiało dosyć przekonująco. Postanowiłem tej nocy zostać u mojego przyjaciela. Nawet jeśli ten potwór miałby okazać się tylko wytworem jego wyobraźni, wolałem go przypilnować. Kto wie, być może niechcący skrzywdziłby samego siebie.
Nie mogliśmy zasnąć. Siedzieliśmy w salonie i piliśmy tanie piwo. Telewizor miał wyciszony dźwięk. W pewnym momencie Louis wstał i wyszedł do kuchni po kolejne puszki piwa. Nie minęło kilkanaście sekund, gdy usłyszałem krzyk. Nie zastanawiając się, pobiegłem w stronę kuchni. TO stało przed moim najlepszym kumplem! W tym momencie uwierzyłem. Chwyciłem nóż leżący na blacie i wbiłem go w ciało monstra. Istota spojrzała na mnie z przestrachem, zawyła i uciekła w stronę przedpokoju. Spojrzałem na Louisa. Z przerażeniem patrzył na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą postać z jego koszmaru próbowała go zabić.
Tę noc spędziłem u Louisa, następnego dnia musiałem jednak iść do pracy. Nad ranem obudziłem go i zaproponowałem, żeby przeniósł się do mojego mieszkania.
-Nie, Jason. Nie ma znaczenia, gdzie będę. TO i tak mnie znajdzie. -odpowiedział
W pracy starałem się nie myśleć o dziwnych wydarzeniach zeszłej nocy. Starałem się skupić na swoich obowiązkach. Kiedy zadzwonił telefon, od razu rzuciłem się, by go odebrać.
-TO wróciło. -wyszeptał Louis do telefonu. Nie potrzebowałem niczego więcej. Chwyciłem kurtkę i wybiegłem z pracy. W kilka minut później wysiadałem z samochodu przed jego domem. Po zatrzaśnięciu auta zauważyłem istotę wybiegającą z domu mojego przyjaciela. Śmiała się. Chichocząc umknęła w stronę zabudowań. Bez chwili namysłu pobiegłem w stronę drzwi i otworzyłem je.
Krew. Dużo krwi. To co zobaczyłem po wejściu do środka na zawsze zostanie mi w pamięci. Louis leżał tuż przy schodach, pewnie próbował uciec na górę. Całe jego ciało pokrywały ślady zębów. Małych, ostrych, bez wątpienia należących do istoty. Jego skóra została niemal całkiem oderwana od ciała. Kiedy odwróciłem go na plecy, zobaczyłem puste oczodoły. Chciałem wybiec stamtąd i zapomnieć, zapomnieć o tym, co zobaczyłem, ale zauważyłem kartkę leżącą na podłodze. Schyliłem się, by ją podnieść. Tam, koślawym pismem napisane było ''DLACZEGO SIĘ SPÓŹNIŁEŚ?''
Maighread_2 paranormalne.pl
Komentarze