Historia

Jesteś szczęściarzem

białadama 9 10 lat temu 7 637 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Należałem do grona ludzi spełnionych na każdej płaszczyźnie egzystencjalnej. Byłem posiadaczem jednego z największych kasyn w Las Vegas, miałem piękną żonę, która urzeczywistniała wieczorami moje najdziksze i najintymniejsze pragnienia oraz żądze. Od kilkunastu lat szczyciłem się również mianem ojca dwóch pociesznych szkrabów. Starszej córki – Sary i młodszego syna – Diega. Panie, świeć nad ich duszami… Na pozór sielankowe i niemal idylliczne życie, zmąciła pewna niesamowita noc, którą będę przeklinał przez całą wieczność w piekle.

Był 16 lipca 1997 roku – zwyczajny dzień, który w żaden sposób miał nie skalać mego dotychczasowego szczęścia. Niestety stało się inaczej… Tego feralnego dnia pracowałem do późna w swoim ukochanym kasynie. Byłem już strasznie zmęczony, a mieszkaliśmy spory kawałek od mojego miejsca pracy. Postanowiłem przenocować poza domem. Z zasady zadzwoniłem do żony, informując ją, iż przenocuje w hotelu, a wrócę jutro z rana. Oczywiście nie miała nic przeciwko temu – wiedziała, że ją kochałem i byłem jej wierny. Po wejściu do hotelowego pokoju natychmiastowo rzuciłem się na łóżko, przymykając ociężałe już powieki.

Ehh… nigdy nie zapomnę tej słodkiej rozkoszy, gdy po całym dniu ciężkiej pracy, beznamiętnie zatapiałem się w tej wszechobecnej ciszy. Każdy jęk wiatru, każdy szum kołyszących się liści, napawał mnie bezgranicznym spokojem i dodawał subtelności temu milczeniu. Zasnąłem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż doświadczyłem wizji, która na zawsze zmieniła moje życie. To dosyć absurdalne, że iluzja snów kreuje naszą rzeczywistość – nie potrafię tego zaakceptować nawet dzisiaj.

Po jakimś czasie poczułem na plecach niezwykle przyjemne ciepło. Zupełnie, jakby ktoś otulił mnie grubą, puchową kołdrą i subtelnie muskał opuszkami palców, abym się zbudził. Ocknąłem się, nie porzucając świata, który wówczas dla mnie nie istniał. Ujrzałem mężczyznę, który owinięty był szkarłatną szatą, opadającą do samych nóg. Wyglądał, jak zwykły człowiek. Tylko jego oczy… tak dziwnie się mi przypatrywały. Miałem wrażenie, że zagląda w najgłębsze zakamarki mojej duszy. Nie odrzucał mnie swoim wyglądem ani zachowaniem, spoglądał tylko na mnie swoim bystrym i przenikliwym wzrokiem. W końcu przerwał milczenie i powiedział : „Jesteś szczęściarzem, że możesz to widzieć.”. Wtedy jeszcze nie rozumiałem tych słów, zapewne jak Ty, mój drogi czytelniku. Milczałem, ale chwilę potem zacząłem doświadczać makabrycznych wizji.

Zaczęło się od mojej żony, Anny. Została zgwałcona i zamordowana przez jakiś bydlaków. Patrzałem na to z nieskrywanym przerażeniem, ale jednocześnie niedowierzałem temu, co widzę. Przecież nadal byłem w hotelu i spałem! Toż to wszystko jakieś żarty !

Sara, moja córeczka została potrącona przez samochód, kiedy zmierzała do szkoły. Ten przeraźliwy pisk i próba wyhamowania były gorsze niż niejedne wrzaski w piekle.

Diego, mój syn… popełnił samobójstwo dowiadując się, że jego matka i siostra nie żyją.

Przerażający błysk…

Leżałem na jakiejś polanie. Wokół unosił się tylko najpiękniejszy zapach wolności i szczęścia, jakiego kiedykolwiek mogłem doświadczyć. Gdzieś w oddali słychać było tylko nieustannie wołania o pomoc, ale zlekceważyłem je. Tego co wówczas czułem nie opiszą żadne słowa. Byłem wtedy zahipnotyzowany jakąś nadzwyczajną siłą. Nie chciałem przerywać tego snu – dziś wiem, że to był mój największy błąd.

Nie wiem ile tak leżałem. Może godzinę, może dwa dni, a może i całe tygodnie. Później znów ujrzałem tego samego człowieka, tym razem od razu zaczął mówić : „Widziałeś co miało się stać, jako jeden z niewielu. Zamiast temu zapobiec, uwierzyłeś w złudne szczęście. A dobrze wiesz, że życie bez najbliższych jest życiem straconym. Tak, jak Twoje teraz”.

Obudziłem się spocony i przerażony. Pierwsze promienie słońca wpadały przez niewielkie szczeliny w żaluzjach. Podbiegłem do telefonu – było na nim kilka nieodebranych wiadomości, z których dowiedziałem się między innymi o tym, co stało się z moimi bliskimi…

Żona miała iść z koleżanką do klubu – okazało się, że zginęła zupełnie w taki sposób, jak widziałem…

Córka następnego dnia szła na rano do szkoły i została potrącona przez samochód. Zmarła na miejscu.

Syn rzucił się z mostu po utracie najbliższych.

W ciągu godziny otrzymałem dziesiątki telefonów z kondolencjami. Nie wiedziałem, jak się zachować. Czułem nieopisaną pustkę i żal do samego siebie. Utraciłem wszystko, co sprawiło, że byłem kiedyś bogaty i spełniony. „Byłem szczęściarzem…” – pomyślałem, wspominając słowa tajemniczego mężczyzny. „Nie… ja nadal nim będę… ale już nie tutaj!” – krzyknąłem, pociągając za spust swojego pistoletu.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

ciekawie napisane, podobało mi się :)
Odpowiedz
Hymmm ale skąd on miał tn pistolet?
Odpowiedz
Fajne :)
Odpowiedz
jak on to napisał skoro sie zabił?
Odpowiedz
Zajebiste. ^^
Odpowiedz
Fajne ! :)
Odpowiedz
Fajnie napisane, i opowiadanie ciekawe
Odpowiedz
Nice
Odpowiedz
16 lipca, a córka szła do szkoły?
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje